Dopiero uczę się na ten temat. Jeszcze wiele przede mną.
Najpierw dowiedziałem się, że bankom wcale nie zależy byś spłacił kredyt. Później dowiedziałem się, że mogą zażądać spłaty całej kwoty od tak. Bo stwierdzili, że ich kredyt jest zagrożony (nie chcę weryfikować czy to prawda).
Dzisiaj wyliczono mi w moim (stosunkowo nowym) banku zdolność kredytową 0zł. Pani nie uwzględniła całości zarobku z 2018, uwzględniła jedynie zarobki z DG, której nie prowadziłem przez pół roku. A więc podzielone na 12 wyszło, że zarabiam miesięcznie mniej niż wydaję :). I taki logiczny wniosek wysłała do góry, żeby mi się zapisał pewnie gdzieś w BIK.
Interesuje mnie, czy w bankach tak jest zawsze, czy to ja źle trafiłem. Wklepać dane do wniosku elektronicznego też potrafię. Myślałem, że do banku idzie się po to, by dostać spersonalizowaną obsługę. Pracownik widzi, że zarobiłem tyle, obecnie zarabiam tyle, stać mnie na taki kredyt, dla bezpieczeństwa może mi zaoferować troche mniejszy i z ubezpieczeniem, ale coś zaproponuje. Żeby obie strony były zadowolone. Klient dostanie kredyt, bank zarobi. Ale jestem naiwny.
Chodzi o to, że kiedyś chciałbym sięgnąć po kredyt hipoteczny. Załóżmy, że to mój bank ma jakieś kiepskie podejście do kredytowania - im szybciej z niego się wyniosę tym lepiej dla mnie. ALE jeśli wszystkie działają dokładnie tak samo... To może jeszcze lepiej, bo podobno bankom nie warto ufać.
Co Wy na to?