Idąc za Stallmanem: Otwarte Oprogramowanie to bardziej ideologia rozwoju oprogramowania - źródło jest otwarte, więc każdy może coś poprawić, jak i wziąć coś dla siebie. Chodzi o dzielenie się kodem - i w zasadzie tyle, dlatego też popularne są licencje typu zlib czy MIT, które sprowadzają się do "nie ma gwarancji, że kod jest ok i nie możesz mnie pozwać - ale poza tym, to używaj do woli". Pozwala to wcielić kod do zamkniętoźródłowego projektu.
Wolne Oprogramowanie jest z kolei ruchem społecznym, kładącym nacisk na wolność użytkownika. Dlatego też promuje się licencje typu copyleft (np. GNU GPL, Mozilla PL), a więc te zabraniające wcielania kodu (a często nawet linkowania bibliotek) do zamkniętoźrodłowych programów. W ten sposób próbuje się zabezpieczyć interes użytkownika przed sytuacjami, gdzie np. firma bierze jakiś program typu open-source, dodaje do niego nowe funkcje, wydaje zamkniętoźródłowy, użytkownicy migrują, ubija się kompatybilność wsteczną - i zostawia przed wyborem: używaj softu closed-source, albo przestarzałego open-source. Oprócz tego organizacje typu FSF kładą nacisk na aspekty takie jak otwartość formatów danych (np. OpenDocument vs. formaty MS Office) - ponownie, w myśl idei, że otwarty format może odczytać każdy (jak ma binarkę / źródło / kompilator i odpowiednią wiedzę), natomiast zamknięty format uzależnia użytkownika od produktów firmy X.