Takie straszne katowanie przez jeden semestr.. oj jakie to życie jest złe i straszne, jeden semestr nie dam rady. Macierze takie złe... a przetwarzanie obrazów to oni w ogóle powinni robić w paincie i niech nikt się nie odważy mnożyć macierzy!
-
Czesto więcej niż jeden semestr - tym bardziej, że matematyka jest zazwyczaj rozbita na kilka przedmiotów. Masz takie coś jak analiza i algebra liniowa, jest matematyka dyskretna i jest statystyka. Dodam, że nie każdy z tych przedmiotów musi trwać koniecznie jeden semestr.
-
Oprócz matematyki są jeszcze inne przedmioty i niekoniecznie są one niezbędne przeciętnemu studentowi. Wlaściwie to cała ta matematyka jest chyba najmniej szkodliwa z wszystkich tych przedmiotów, które niekoniecznie muszą być potrzebne potencjalnemu absolwentowi.
-
Napiszę teraz zdanie, które brzmi podobnie do zdania, które zacytowałem. Otóż chciałbym, żebyś wniósł szafe na dziesiąte piętro, najlepiej kilka razy. Chyba nie będziesz narzekał na to, że życie jest takie straszne i złe. Dasz sobie przecież radę, to w końcu tylko kilkunastominutowy wysiłek, prawda?
Otóż nie ma to znaczenia jak długo musisz się męczyć i czy dasz sobie radę, bo nie o to tu chodzi żebyś chwalił się jaki zdolny jesteś i z czym to sobie nie poradziłeś. Prawidłowe podejście byłoby wtedy kiedy ktoś Ci składa ofertę edukacyjną na temat liczenia macierzy czy całek, przedstawia Ci potencjalne korzyści a Ty sobie kalkulujesz czy opłaca Ci się poświecać na to czas.
To nie jest tak jak to przedstawiłeś popadając w skrajność i sprowadzając sprawę do poziomu absurdu, że należy zakazać liczyć macierzy a obrazy należy przetwarzać w paincie. Uważam natomiast, że powinieneś mieć jak największy wpływ na to aby dostosować ofertę edukacyjną do własnych potrzeb i możliwości.
I w ogóle jak wracasz do domu to oni nadal wywierają na ciebie presje macierzami i całkami i nie można wtedy realizować swoich własnych zainteresowań.
Można, ale nie w takim zakresie jakbyś chciał bo czas nie jest z gumy. Przy dobrej organizacji co prawda można tego czasu dość dużo zaoszczędzić ale lepiej byłoby zaoszczędzony czas wykorzystać inaczej niż np. iść na wykład z filozofii, która Cie nie interesuje.
A no właśnie bo przeciętny student jest mierny; on nie chce niczego ciekawego stworzyć on chce pracy takiej żeby mógł się utrzymać samemu i móc spłacić kredyt
Obyś kiedyś nie wyszedł przez te słowa na hipokrytę :)
Jak komuś można by przyznać tytuł inżyniera kto nie wie jak policzyć całke, różniczkę, pochodną; nie zna podstawowych transformacji czy twierdzeń?
Szczerze mówiąc to uważam, że uczelnie w ogole nie powinny przyznawać żadnych tytułów bez względu na to czy ktoś potrafi całkować czy nie, bo po co nam to całe tytułowanie się? Wydaje mi się, że gospodarki to nie poprawia a nawet powiedziałbym, że jej szkodzi. No chyba, że są z tego jakieś korzyści, których nie dostrzegam - na przykład poprawa samopoczucia poprzez łechtanie swojego ego :)
A może teraz uznasz że to ci nie potrzebne a za rok czy dwa stwierdzisz że przydało by się co nieco na dany temat wiedzieć.
Przydać się zawsze może, ale problem polega na tym, że w rzeczywistym świecie musisz ustalić sobie pewne priorytety. Gdyby było inaczej to po skończeniu informatyki, dobrze by było jakbyś poszedł sobie na kolejny kierunek, np. na budownictwo. Skończysz budownictwo to powinieneś zainteresować się np. ekonomią ponieważ każdy z tych kierunków może Ci sie przydać, bo może.
Natomiast tak naprawde uczenie się na zapas na zasadzie, że może kiedyś sie przydać niekoniecznie musi być dobrym rozwiązaniem bo prawdopodobieństwo, że skorzystasz w 100% z tej wiedzy jest raczej niewielkie. Oznacza to, że jeżeli skorzystałeś dla przykładu z 5% tego co się nauczyłeś na zapas to troche zmarnowałeś zasoby.
Oczywiście są rzeczy, które pewnie warto poznać "na zapas" bo może kiedyś się przydadzą ale najlepiej będzie jak każdy indywidualnie oceni sobie sam co warto a czego nie warto się uczyć. Generalnie chodzi mi o to, że Twoje wypowiedzi brzmią jak wypowiedzi profesora, który mając w tym jakiś interes narzuca studentowi że ma kochać jego przedmiot bo kiedyś wiedza z wykładów może się przydać.
Jeszcze nie wiecie co jest na końcu a już wam się nie podoba!
"Jeszcze nie wiesz jak ten kot łapie myszy, a już go nie chcesz kupić" ;)
Na czym polega fakt iż nie do końca działa? Ona działa nie sprawnie ale nie, że nie do końca.
No tak, zgoda.
Poziom studiów normalizuje się z poziomem intelektualnym społeczeństwa;
Uważasz, że to dobrze?
na tym to ma polegać, iż każdy obywatel miał "równe szanse" w procesie edukacji.
Z tymi równymi szansami to jest troche tak jak z równouprawnieniem. Niby ładnie brzmi, ale w rzeczywistości przynosi chyba więcej szkód niż pożytku.
Jak chcecie nastawienie indywidualne to prywatne lekcje i prywatne szkoły powinny załatać tą dziurę.
Prywatne szkoły mogą mieć problemy z załataniem dziury, o której piszesz z dwóch (tak mi się wydaje) powodów.
- Szkoły państwowe są nieuczciwą konkurencją dla szkół prywatnych ponieważ są finansowane z podatków.
- O ile mi wiadomo (mogę się mylić) prywatne uczelnie, nawet gdyby chciały prowadzić indywidulany tok kształcenia to nie bardzo mogą ponieważ pewne ustawy narzucają im program. To jest chyba tak, że jak uczelnia kształci na kierunku "informatyka" to musi spełnić szereg wymagań co do programu nauczania. Ten problem można łatwo rozwiązać usuwając szkodliwe tytuły inżynierów czy magistrów, ale wtedy nie będzie można powiedzieć "jak można nazwać kogoś inżynierem skoro nie potrafi liczyć całek".
Chyba nie szkoły wam nie pasują a ustrój.
Gdyby można było rozpatrywać ustrój i szkolnictwo osobno i jedno na drugie nie miałoby wpływu to by było fajnie.
Precyzując: wszyscy opłacają oświatę z podatków to wszyscy mają mieć równe szanse także poziom studiów jest uśredniany z poziomem wyedukowania społeczeństwa.
Uważasz, że uśrednienie poziomu to wyrównanie szans? Dla mnie to brzmi troche tak jakbyś postawił obok siebie prezesa wielkiej firmy i zwykłego obywatela, a następnie wyciągnął średnią z ich zarobków i powiedział "macie teraz równe szanse na dobrobyt, ponieważ ceny towarów i usług ustaliliśmy na podstawie waszych uśrednionych zarobków" :)
To, że uśrednisz poziom nie oznacza, że każdy będzie miał równe szanse. No chyba, że ten cudysłów który umieściłeś w wyrażeniu "równe szanse" to nie przypadek :) Inna sprawa, że nie jestem zwolennikiem tych równych szans, o których piszesz.