Jak przekonałem partnerkę do rozdzielności majątkowej
Moja partnerka bardzo nie chciała rozdzielności, a ja bardzo chciałem (nieco inne wartości w życiu, ja budowa firmy. a ona jak to kobieta, ona kupuje iPhone, ja Xiaomi i sztabkę srebra... ale ogólnie wspaniały związek od 7 lat). Argumentowała to tym, że w razie gdybym odszedł to ona nie miałaby się gdzie się podziać (w większej części składam się na dom - są ważne powody).
Jaki układ ją przekonał:
Wspólne udziały 50/50 w nieruchomości gdzie jest dom, a poza tym rozdzielność majątkowa (czyli wyłącznie na mnie - firma, inne nieruchomości,
oszczędności itd.).
Dodatkowo argumentowałem to tym, że chcę wziąć leasingi na kilkaset k na maszyny i przy braku rozdzielności jak mi się noga podwinie, to ona musiałaby to spłacać + zabiorą nam cały dom, a tak to kasę na pól domu będzie łatwiej załatwić.
W przypadku rozwodu, któraś strona może wziąć kredyt i kupić pozostałe udziały w nieruchomości albo obie strony sprzedadzą nieruchomość i każdy będzie miał środki minimum na małe mieszkanie.
Czasem jest też tak, że partnerka Was nie posłucha, a kogoś innego już tak np. jak Ty jej powiesz by sprzątała kupy po psie z trawnika to nie posprząta, a jak jej sąsiad zwróci uwagę to już tak. Kto był w związku ten wie. Dlatego można ją zabrać na jakąś konferencję, gdzie prawnik wyjaśni jak dobrym rozwiązaniem dla żony jest rozdzielność majątkowa. Sprawdzona rada od jednego gościa.
Uwaga: Nie jestem prawnikiem, nie jest to porada prawna, bardziej życiowa, małżeństwo dopiero będzie.
Jak nie dać się wyrolować przy składaniu się/kredycie na wspólną nieruchomość
Przypadek znajomego w trakcie rozwodu:
Małżeństwo wzięło duży kredyt w celu zrobienia remontu domu jej rodziców w którym by zamieszali, kredyt był na teściów, oni spłacali (brak zdolności u żony ze względu na duże zadłużenie przez rozpieprzanie kasy na coraz to nowe "firmy", a ). Mąż przekazywał swoje pół raty teściom w gotówce, a żona swoje pół (chyba, że nie miała to wtedy mąż całą ratę...) Przy sprawie rozwodowej żona i teściowe zaprzeczyli, że kiedykolwiek dostali jakąś kasę od niego (zabrali mu część życia jakąś wymienił za pieniądze pracując, więc w razie ewentualnej zbrodni z jego strony przyjąłbym to jako argumenty uniewinniające :P). Trzeba było powoływać świadków, znajomych, którzy potwierdziliby wersję męża (że np. słyszeli podczas spotkania jak mąż mówił żonie, że dziś da kasę teściom). Prawnik męża powiedział, że nie byłoby problemu z udowodnieniem, gdyby robił teściom przelewy.
W skrócie: jak macie z jakiegoś powodu kredyt na jedną osobę i składacie się na niego razem, to zawsze przekazujcie tej osobie kasę przelewem.