Nie potrafię jednostajnie pracować ... and it's killing me!

3

Nie ma to jak forum programistyczne i problemy psychologiczne, ale a) przyznanie się do winy to już jakiś kroczek b) może znajdzie się ktoś, kto ma podobnie, to podnosi na duchu ;).

Jestem starszym klepaczem w IT, mam kilka awansów za sobą i nawet pochlebne laurki od przełożonych. Czuje, że mam kompetencje w obszarach, za które odpowiadam, zachowując mimo wszystko zdrową dozę pokory. Czytam, dokształcam się etc. Nie zmienia to faktu, że zazwyczaj moja samoocena jest dramatycznie niska, a głównym tego powodem jest wydajność mojej pracy, a właściwie jej nieregularność.

Do brzegu - potrafię całymi dniami się opierdalać, kompulsywnie wykonując różne czynności, cały w stresie, że nic nie robię. Często znajduję pochłaniający temat zastępczy typu bardzo pilna i skomplikowana wysyłka paczki kurierem i podświadomie jadę na tym, że załatwiłem tę jedną, jakże ważną rzecz i jakie to życie jest niesprawiedliwe, że mnie takie pierdoły odciągają od pracy. Nigdy (no, dobra - prawie nigdy) nie oglądam kotków, śmiesznych filmików, south parków, nie gram w gry. Zamiast tego szukam panicznie muzyki, która mnie zmotywuje, ew. jako ostatnią deskę ratunku traktuje jakieś TEDx o motywacji :D. Włączam pomodoro, pomaga na trochę. Po 15 linijkach klepania orientuje się, że jestem już w innym oknie i robię coś innego. Ustawiłem aplikacje blokujące typu SelfControl - pomaga na trochę, no przecież YT albo Spotify nie zablokuje, no bo motywująca muzyka albo szybki tutorial o bibliotece X mi odpadną. Zamknę małego tasiorka, może dwa, ale to jest jakiś dramat w porównaniu do obiecanek, jakie sobie składałem jeszcze wieczorem ("Jutro będe jak maszyna, jak samuraj. Kodowanie, herbata, koncentracja."). To mnie doprowadza do szału, wracając z pracy do domu mam myśli prawie że samobójcze :D. W dodatku obowiązki rodzinne nie pozwalają mi za bardzo nadrobić tego wieczorem (kiedyś tak działałem), poza tym to nie powinno być wyjście na dłuższą metę.

I zawsze, po jakimś czasie nagle coś się zmienia, siadam, koduję jak dziki, w dwa-trzy dni robię rzeczy niemożliwe, od UI o architekturę, jest skupienie, motywacja, satysfakcja. Moje poczucie wartości wraca w pełnej okazałości. Potem przychodzi weekend i po weekendzie jakbym zapomniał jaki byłem jeszcze w piątek. Znowu to samo.

Chyba nie grozi mi utrata stanowiska, posuwam jakimś cudem projekty do przodu, jak już coś dostarczam to raczej jakościowe. Mimo wszystko taka huśtawka mnie zabija.

Ktoś to zna i to przełamał? :)

1

Mirosław Zelent o tym opowiada w jednym z filmów - to normalne, że masz takie "parabole" nikt nie jest w stanie pracować w 100% przez cały czas. Zaakceptuj to i tyle. Ciesz się z chwil gdzie jest koncentracja i oczekuj na nią jeżeli akurat jej nie ma robiąc cokolwiek innego.

4

W takiej sytuacji przywołuje sobie słowa kołcza Majka:

Dlatego kur#$ mać nie będziesz mieć nic! Będziesz stękać, będziesz biedny, ponieważ nie napierd#$#$#! Czemu nie napierd#$#$#?! Czemu nie masz chęci?! Czemu nie ciśniesz, no czemu?! Bo nie wiesz! Nie wiesz, że coś jest możliwe. Nie wiesz co jest możliwe. Nie stawiasz sobie wzorców, nie masz celów jako pragnień. (...) Masz mentalność i syndrom biedy. Wszystko jest możliwe, tylko weź się kur#$ do roboty. Zacznij zapierd#$#$#, zacznij cisnąć.

0
Markuz napisał(a):

Mirosław Zelent o tym opowiada w jednym z filmów [...] to normalne, że masz takie "parabole" nikt nie jest w stanie pracować w 100% przez cały czas. Zaakceptuj to i tyle. Ciesz się z chwil gdzie jest koncentracja i oczekuj na nią jeżeli akurat jej nie ma robiąc cokolwiek innego.

Dzięki, świetny film, miejscami bardzo w punkt. Pan Mirek wydaje się niesamowicie wiarygodny, sama esencja, bez tych ściemnionych historii z młodości.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1