Świetne wyniki w konkursach, relatywnie słabe w nauce i biznesie. Dlaczego?

0

Odnoszę wrażenie, że Polska jest potęgą w konkursach informatycznych. Z drugiej strony, jeśli chodzi o wyniki badań naukowych IT, czy ich komercyjne zastosowania, to wypadamy raczej blado. Próbowałem to sobie na różne sposoby wytłumaczyć, ale wiele nie uzyskałem:

  1. Badania naukowe i przedsięwzięcia biznesowe wymagają dużych nakładów finansowych, których w Polsce brak.
    Niby prawda, ale czemu w takim razie nie nadrabiamy w teoretycznych dziedzinach nauki, do których uprawiania wystarczy papier, ołówki i dobra biblioteka? Zastanawiające jest też, dlaczego ci ludzie nie korzystają z zagranicznego kapitału?

  2. Sukcesy, o których mowa, to stosunkowo świeża sprawa. Ludzie, których to dotyczy, są jeszcze bardzo młodzi, nie zdążyli się wykazać.
    Znowu, niby prawda, "siła wieku" jeszcze przed nimi. Z drugiej strony, jak spojrzy się na historie największych "innowatorów", a nie rzemieślników (w dobrym tego słowa znaczeniu), to większość z nich przełomu dokonywała bardzo wcześnie.

  3. Problem jest pozorny. Większość laureatów to światowej klasy specjaliści.
    Po raz trzeci, niby tak. Z reguły zachodzą daleko. Pytanie, czy adekwatnie do mistrzostwa z przed lat. Jeśli jako junior zdobywa się medale, a jako dorosły jedzie w peletonie, to chyba można być trochę rozczarowanym.

Pomożecie?

3

Kilka powodów:

  1. Sukcesy w konkursach algorytmicznych odnosi kilka wybitnych osób dlatego, że są wybitni a nie dlatego, że mamy taki wysoki poziom nauczania.
  2. Sukces komercyjnych projektów jest bardzo luźno powiązany z umiejętnościami algorytmicznymi programistów
  3. Ludzie którzy wygrywają konkursy algorytmiczne często są zatrudniani przez firmy za granicą jak np. google.
  4. Płace za pracę badawczą na uczelniach raczej nie są zbyt wysokie co nie przyciąga talentów
0

Sukcesy w konkursach algorytmicznych odnosi kilka wybitnych osób dlatego, że są wybitni a nie dlatego, że mamy taki wysoki poziom nauczania.

Przypadek, że akurat w stosunkowo niewielkiej Polsce (patrz np. również mocne w tym Chiny) urodziło się więcej wybitnych?

Sukces komercyjnych projektów jest bardzo luźno powiązany z umiejętnościami algorytmicznymi programistów

W przypadku zabawek typu Facebook rzeczywiście tak. Od strony technicznej to żadna rewelacja. Co jednak z Google i podobnymi?

Ludzie którzy wygrywają konkursy algorytmiczne często są zatrudniani przez firmy za granicą jak np. google.

No właśnie właśnie. Nie słyszałem, aby którakolwiek z tych firm dokonała rewolucji za ich sprawą.

Płace za pracę badawczą na uczelniach raczej nie są zbyt wysokie co nie przyciąga talentów

Chyba zawsze i wszędzie tak było. To obecnej Polski nie wyróżnia. W Stanach może doktoranci nie mają problemów z dojechaniem do pierwszego, ale pracując w biznesie zarobiliby znacznie więcej.

0

Myślę, że Polska nie jest potęgą w konkursach. To raczej jeden ośrodek w Polsce jest taką potęgą, bo wypracowali przez lata system szkolenia do konkursów i przyciągania zdolnych ludzi.
A lokalna bieda badawczo-komercyjna temu sprzyja, bo w takich Stanach spora część tych zdolnych ludzi wcześniej zostałaby odciągnięta od czystej algorytmiki przez ciekawe projekty o bardziej praktycznym charakterze.

2
  1. Do przełomów w badaniach teoretycznych trzeba mieć geniuszy. I nie ma tu większego znaczenia jakiś poziom nauki w kraju czy cokolwiek innego. Przełomów dokonują jednostki. Do przełomów w badaniach doświadczalnych trzeba kupy pieniędzy ;]
  2. Ludzie którzy odnieśli sukces próbują go zwykle "spieniężyć" a nie bawić się w dowodzenie czy P=NP. W efekcie idą pracować do zagranicznych ośrodków naukowo-badawczych albo do działów r&d sporych firm. Czemu nie słyszy sie o ich odkryciach tam? Bo są tam tylko trybikami, jednymi z kilkuset podobnych geniuszy którzy tam pracują nad czymś.
  3. To że ktoś jest dobrym algorytmikiem czy programistą nie znaczy że wymyśli nowego facebooka, google czy whatsapp. Jedno z drugim niewiele ma wspólnego. Ba, powiedziałbym nawet że tendencja jest przeciwna -> bardzo dobrzy rozkminiacze i wirtuozi kodu często są słabymi marketingowcami, bo interesuje ich "rozwiązanie", "elegancki algorytm", "niska złożoność" etc, a nie usability czy zadowolenie użytkowników.
1

Czytałem kiedyś wywiad z jakimś polskim laureatem, chyba Markiem Cyganem, o jego osiągnięciach. Zapytany o to co trzeba zrobić by wygrywać konkursy algorytmiczne odpowiedział, że trzeba po prostu robić kolejne zadania. Tak więc talent jest ważny, ale ciężka praca i determinacja to główni sprawcy sukcesu. Jeśli kogoś jara wymyślanie algorytmów to prawdopodobnie zostanie dobrym algorytmikiem, a jeśli ktoś woli robić webowe aplikacje w JavieEE to prawdopodobnie będzie dobry w tworzeniu webowych aplikacji w JavieEE.

Polska ogólnie jest na szarym końcu jeśli chodzi o innowacyjność: http://ec.europa.eu/enterprise/policies/innovation/files/ius-2013_en.pdf

Moim zdaniem pustynia innowacyjna w Polsce wynika z gardzenia MiŚiami przez rząd (tzn chodzi o sektor małych i średnich przedsiębiorstw). Względnie wysokie pozapłacowe koszty pracy stanowią barierę dla potencjalnych nowych graczy w sektorze MŚP. Podobnie barierą jest biurokracja czy skomplikowane i niejasne prawo. Do tego dochodzi swego rodzaju komunistyczna mentalność przy wspieraniu biznesu - rząd i samorządy lubują się w przyciąganiu dużych korporacji ulgami podatkowymi, dofinansowań przy stawianiu dużych fabryk, ogólnie dużych inwestycjach. Dzięki temu działacze mogą się potem pochwalić że zapewnili dodatkowe X tysięcy miejsc pracy. Żaden polityk czy działacz nie chwali się wzrostem niezależnej przedsiębiorczości w sektorze MŚP. Co najwyżej są programy dotacji, ale te dotacje to raczej wyłudzanie kasy na pierdoły niż pobudzanie innowacyjności.

Moim zdaniem to właśnie sektor MŚP jest głównym motorem innowacyjności - jeśli spojrzymy na Stany to tam normą jest wchłanianie małych firm przez duże korporacje i w dużej mierze to dzięki temu te duże korporacje mogą pochwalić się innowacjami. Do tego dochodzi polityka wspierania start-upów przez prywatnych inwestorów.

Takie Google kiedyś samo było startupem z dość porządnym zastrzykiem prywatnego kapitału. Dzisiaj samo wchłania małe i średnie firmy jedna za drugą. Facebook, Apple itd też co chwilę kogoś wchłaniają.

Gwoli Facebooka:

W przypadku zabawek typu Facebook rzeczywiście tak. Od strony technicznej to żadna rewelacja. Co jednak z Google i podobnymi?

Facebook zaczynał jako zabawka. Dzisiaj jest potężnym, bardzo skomplikowanym systemem, a w FB pracuje masa doktorów i wysokiej klasy inżynierów produkujących wysokiej jakości frameworki i systemy, z których nawet część Facebook upublicznia: http://readwrite.com/2013/10/17/is-facebook-the-worlds-largest-open-source-company

Wracając do tematu, myślę że głównym problemem u nas jest (post)komunistyczna mentalność i polityka. Komunizm istniał jeszcze nie tak dawno, a za komunizmu prywatna przedsiębiorczość była tępiona. Na upadku komunizmu uwłaszczyli się głównie komuniści, ale wybiło się też parę firm. Ustawiona prywatyzacja w procesie dekomunizacji w połączeniu z dużymi represjami w sektorze MŚP jednak pozostawiła mocne przekonanie wśród ludzi, że jeśli ktoś ma dużo kasy to musiał ukraść, być tym który uwłaszczył się na tej postkomunistycznej prywatyzacji, wykorzystywać ludzi lub w jakiś sposób być powiązany z rządowymi hienami. Pozostał też komunistyczny schemat siedzenia całe życie w jednym zawodzie i poddawania się odgórnie narzuconej polityce oraz bycia etatowcem broniącego swojego stołka jak niepodległości. Indywidualizm, podejmowanie ryzyka, nieszablonowe myślenie itd nie są zakorzenione w polskiej mentalności.

1

U podstaw leży błędne założenie, że badania naukowe = innowacje w biznesie. To są dwie odrębne sprawy, powiązane co najwyżej luźno.

Motywacją do wprowadzenia innowacji jest realna potrzeba - występowanie jakiegoś problemu, który trzeba rozwiązać, ponieważ spodziewamy się korzystnego efektu - najczęściej w postaci $. Innowacją może być nawet wykorzystanie istniejących i sprawdzonych rozwiązań, jeśli ma to na celu utrzymanie nas "na powierzchni".

Badania naukowe prowadzi się z chęci pogłębienia wiedzy, zbadania jakiegoś zjawiska i odkrycia jego własności. Tym zjawiskiem może być metoda, obiekt materialny lub jakieś oddziaływanie. Identyfikacja znaczenia takich odkryć i możliwych zastosowań przychodzi w trakcie, lub na końcu, ale nie jest (lub rzadko jest) celem badań. Wyniki mogą nie mieć bezpośredniego zastosowania komercyjnego, ale mogą ułatwić rozwiązanie innych problemów. Np. technologie kosmiczne to nie tylko badanie ciał niebieskich (które często uważane jest za bezużyteczne), ale przede wszystkim rozwój metod badawczych i materiałów, które znajdują zastosowanie "na ziemi".

Innowacje mogą oczywiście spełniać kryteria badań naukowych, ale niekoniecznie. Jeśli przyjmiemy facebooka za przykład biznesowy, innowacją był sam pomysł i jego realizacja, która przyniosła efekty pieniężne, ale badaniem naukowym bym tego nie nazwał. Google nosi znamiona zarówno innowacji biznesowej, jak i badań naukowych w zakresie wyszukiwania i przetwarzania informacji. Algorytmy nauczane powszechnie na informatyce/programowaniu położyły teoretyczne podwaliny pod całą dziedzinę IT, ale do ich bezpośredniego spieniężenia, czy uznania za biznesową innowację nigdy nie doszło.

...(post)komunistyczna mentalność i polityka ... Komunizm ... za komunizmu prywatna przedsiębiorczość była tępiona... uwłaszczyli się głównie komuniści... Ustawiona prywatyzacja ... z dużymi represjami w sektorze MŚP ... komunistyczny schemat siedzenia całe życie w jednym zawodzie i poddawania się odgórnie narzuconej polityce ... Indywidualizm, podejmowanie ryzyka, nieszablonowe myślenie itd nie są zakorzenione w polskiej mentalności.

Ale głupi ci Polacy, nie?
Ja bym do powyższej wyliczanki dodał jeszcze spisek judeomasonów. I kolarzy.

0

Jeśli przyjmiemy facebooka za przykład biznesowy, innowacją był sam pomysł i jego realizacja, która przyniosła efekty pieniężne, ale badaniem naukowym bym tego nie nazwał

A ja się nie zgodzę. Lekcja na dziś: sieci złożone, analiza sieci społecznych, e-commerce, systemy rekomendacyjne.
Bo facebook to nie tylko głupie foteczki nastolatek, tylko dość złożona algorytmika pod spodem, która sprawia że ten biznes się kręci. Nauki i badań jest w tym raczej sporo :)

0

Mówisz o facebooku, jakim jest teraz. Ja mam namyśli jego "bardzo" początki.

0

Koszty pracy mają znaczenie dla firm, których biznes polega na oferowaniu taniej pracy (czyli pewno z 90% firm funkcjonujących w Polsce), a nie dla takich, które zajmują się innowacjami. Te mają inne problemy, głównie związane z brakiem kasy na inwestycje. Owszem, może i rząd powinien jakoś dofinansowywać innowacyjne firmy, no ale gdzie wtedy będzie niewidzialna ręka rynku?

Po pierwsze, polskim naukowcom/wynalazcom brak doświadczenia w znajdowaniu sponsorów/inwestorów. Teraz się dopiero tego uczą chociażby pisząc wnioski o granty unijne.
Po drugie, kto w Polsce mógłby zainwestować w jakiś nowy wynalazek? Niewielu jest ludzi/instytucji, które mają pieniądze, ale jednocześnie potrafią dostrzec potencjał w innowacjach.

0

Koszty pracy mają znaczenie dla firm, których biznes polega na oferowaniu taniej pracy (czyli pewno z 90% firm funkcjonujących w Polsce), a nie dla takich, które zajmują się innowacjami. Te mają inne problemy, głównie związane z brakiem kasy na inwestycje.

Koszty nie mają znaczenia, ale problemy to głównie brak kasy? Gdzie tu logika?

Startupy w Stanach często tworzą ludzie, którzy odchodzą z korpo ze zgromadzonym kapitałem, zakładają firmę i przez pewien okres czasu firma ta nie przynosi zysków, nie daje też gwarancji że kiedykolwiek przyniesie. Im wyższe koszty pracy, biurokracja, itd tym większa szansa że startup się rozleci zanim zacznie wychodzić na prostą.

1

To jest w sumie dość ciekawa rzecz:
Na zachodzie startupy zakładają ludzie którzy zjedli zęby na tej robocie w kilku korporacjach, mają dobre rozeznanie rynku i maja spore fundusze na start.
W polsce startupy robią studenci bez grosza przy duszy, którzy ledwo liznęli IT a doświadczenia maja 3 miesiące przy parzeniu kawy ;]
Ciekawe czemu tym pierwszym sie udaje a tym drugim nie za bardzo.

1

Gdzie tu logika?

Logika polega na tym, że na inwestowanie w porządne innowacje potrzebne są 6-7 cyfrowe kwoty. Nie uzyskasz takich pieniędzy tnąc jedynie koszty pracy. Zresztą, wiadomo przecież, że jeśli obniżymy pozapłacowe koszty pracy, kapitalistyczni pracodawcy z chęcią przesuną część zaoszczędzonych środków na podniesienie płac pracownikom, prawda?

0

Zresztą, wiadomo przecież, że jeśli obniżymy pozapłacowe koszty pracy, kapitalistyczni pracodawcy z chęcią przesuną część zaoszczędzonych środków na podniesienie płac pracownikom, prawda?

A jest jakaś przesłanka że tak nie ma? Czyżby wszyscy zarabiali minimalną krajową? Dlaczego tak albo dlaczego nie?

Często pracodawcy dają pracownikom wybór - albo umowa o pracę i niska płaca netto albo inne umowy i wyższa płaca netto.

Zresztą co ja będę dyskutował - Luc najwyraźniej jest święcie przekonany że każdy prywaciarz to chciwy wyzyskiwacz i najchętniej wsadziłby swoim pracownikom kosę w plecy.

Logika polega na tym, że na inwestowanie w porządne innowacje potrzebne są 6-7 cyfrowe kwoty.

Nie trzeba wielocyfrowych kwot by założyć startupa. Trzeba mieć możliwość taniego i łatwego przetestowania pomysłu, ponieważ większość pomysłów okazuje się nietrafiona. Jeżeli przed wszystkimi potencjalnymi przedsiębiorcami postawi się barierę w postaci wysokich kosztów pracy, biurokracji i zapewniania szeregu osłon socjalnych pracownikom to nagle testowanie pomysłów staje się prawie niemożliwe lub wymaga zgromadzenia dużych kwot. Tak samo długie procedury i sztywne zasady ewentualnego dotowania zabijają największą zaletę startupów, czyli elastyczność.

0

@Luc jeśli tego nie zrobi to PM czy Team Lead założy własną firmę razem ze swoim zespołem i zrobi konkurencje ;] Tak działa wolny rynek. Skoro widzę że firma zarabia na mnie dużo więcej niż mi płaci i wiem że mogę robić to samo za większa kasę to tak właśnie będę robił ;]

0
Shalom napisał(a):

@Luc jeśli tego nie zrobi to PM czy Team Lead założy własną firmę razem ze swoim zespołem i zrobi konkurencje ;]

Skoro każdy PM/TL nadaje się na biznesmena, to czemu pracują u kogoś?

0
somekind napisał(a):
Shalom napisał(a):

@Luc jeśli tego nie zrobi to PM czy Team Lead założy własną firmę razem ze swoim zespołem i zrobi konkurencje ;]

Skoro każdy PM/TL nadaje się na biznesmena, to czemu pracują u kogoś?

Bo nie każdy pracodawca to chciwy wyzyskiwacz?

0

A jest jakaś przesłanka że tak nie ma?

Taka, że Ty zaoszczędzone na pracownikach środki chciałeś wydać na inwestycje w innowacje.

Nie trzeba wielocyfrowych kwot by założyć startupa

Słusznie, ale mowa była nie o startupach, tylko o inwestowaniu przez dużą firmę, która ma zaplecze "wiedzowe", ale brakuje jej środków. Nie zdobędzie tych środków tnąc płace brutto pracownikom. Prędzej straci tych pracowników, czyli swoją bazę wiedzy i doświadczenia.
Zresztą, nawet jeśli zakładasz startupa i załóżmy, że chcesz podebrać komuś specjalistów, będziesz musiał im zaproponować lepsze warunki, niż mieli dotychczas. Nikt bezinteresownie nie zgodzi się na niższą płacę brutto i gorsze warunki zatrudnienia tylko dlatego, że Wibowit zakłada kapitalistycznego startupa.

Firma, dla której problemem są pozapłacowe koszty pracy w ogóle nie będzie zainteresowana innowacjami i ryzykiem z tym związanym.

0

Aktualnie jestem w końcowym etapie rekrutacji do polskiego startupa, który oferuje gorszą płacę i gorsze bonusy niż korporacje, a przy tym ma trochę problemy z płynnością i dużym problemem są pozapłacowe koszty pracy. Widocznie zaliczam się do kategorii "nikt".

Jedna z poprzednich firm w której pracowałem - ta która zrobiła portal e-podróżnik.pl - startowała jako rozwinięcie pracy magisterskiej. Na początku kilku kolegów postanowiło, że przekują to w biznes, razem siedzieli nad tym i ciężko pracowali mimo że chyba przez kilka lat byli na minusie. Nie wszyscy byli na tym samy stopniu uprzywilejowania, tzn nie wszyscy byli udziałowcami, niektórzy po prostu pracowali, bo wierzyli że startup w końcu wypali i wtedy będą dobrze zarabiać w nim jednocześnie robiąc to co lubią. Udało się i firma działa.

1

Strona 5 opracowania, które przytoczyłeś na poprzedniej stronie
vs
http://www.szwecjadzisiaj.pl/w-szwecji-najwyzsze-koszty-pracy/

Tyle w kwestii wpływu kosztów pracy na innowacyjność.

0

Koszty pracy to tylko jeden elementu układanki, jak zresztą napisałem. Poza tym liczą się koszty względne, a nie bezwzględne. Gdyby Polska zwiększyła 3x podatki to i tak koszty pracy na podanym wykresie dalekie byłyby od czołówki.

Podobnymi wykresami związkowcy chcą przekazać, że drastyczne zwiększenie płacy minimalnej miałoby zwiększyć konkurencyjność gospodarki. Halo, to chyba w drugą stronę działa. Najpierw gospodarka się rozkręca, a płace równolegle się podnoszą bez niczyjej ingerencji. Trzeba przeanalizować jak kraje zachodnie doszły do takiego poziomu w jakim są teraz i dlaczego kraje z wschodniej Europy są w takiej sytuacji w jakiej są teraz.

Podaj mi jakieś przykłady na to jak zwiększenie podatków zwiększyło konkurencyjność gospodarki.

0

Ale my tu nie dyskutujemy o konkurencyjności gospodarki, podatkach, tylko o pozyskiwaniu środków na innowacje. Obcinając płace pracownikom nie tylko nie zdobędziesz środków na innowacje, ale przede wszystkim pozbędziesz się samych pracowników.

Poza tym liczą się koszty względne

Przy uwzględnieniu średniej płacy wychodzi, że w Szwecji koszty pracy są ok. 1,5 raza większe w odniesieniu do Polski. O wysokich podatkach dochodowych, nawet nie wspomniałem.

0

Obcinając płace pracownikom nie tylko nie zdobędziesz środków na innowacje, ale przede wszystkim pozbędziesz się samych pracowników.

Ja mówię o obcinaniu kosztów pracy, a nie samej płacy. Dzięki obcięciu podatków zostaje więcej pieniędzy w portfelu. Jeżeli jest mniej podatków, ale za to mniej rzeczy za darmo, to jest większa elastyczność - jak komuś zależy na wygodach to może sobie je wykupić, a jak komuś zależy na uwolnieniu się od wielkozakładowych machin to wybiera startupa i kilka lat zmniejszonych wygód i zwiększonego ryzyka - w zamian za to dostaje szansę wysokich zarobków po tych kilku latach i zdobycia dużego doświadczenia biznesowego.

Gdyby zwiększanie podatków i rządowych wydatków przynosiło szybki rozwój to wtedy nasz rozwój powinien mocno przyspieszać, w końcu nasze koszty pracy są względnie na podobnym poziomie co w państwach zachodnich, a podatki szybko rosną.

Tuż po obaleniu PRLu działała w Polsce ustanowiona jeszcze za tego PRLu ustawa Wilczka, która była bardzo liberalna gospodarczo. W czasie gdy ta ustawa nie była jeszcze dostatecznie rozmontowana przez związkowców to w Polsce była praktycznie eksplozja przedsiębiorczości. W tamtym czasie powstało wiele firm, z których część osiągnęła globalny sukces. Obecnie mamy dużo większe koszty pracy, biurokrację, podatki, regulacje, niestabilne i skomplikowane prawo, etc i jakoś nie widzę by dzisiaj rodziła się masa polskich firm z perspektywami.

1

Ja mówię o obcinaniu kosztów pracy, a nie samej płacy

To jest to samo. W koszty pracy wliczasz wynagrodzenie oraz wszystkie składki ubezpieczeniowe, emerytalne itp, które pracownik musiałby pokryć z własnej kieszeni gdyby pracodawca tego nie musiał robić.

Masz pracownika, na którego wydajesz 3k, z czego 2/3 dostaje on do ręki, a reszta idzie na różne składki, podatki itp. Jeśli zlikwidujemy "koszta pracy", o których mówisz, to są dwa wyjścia:

  1. Zaoszczędzony 1000 dajesz pracownikowi do ręki, a on musi sam sobie poopłacać składki, podatki itd. W ten sposób jednak nie odłożysz na innowacje.
  2. Zaoszczędzony 1000 dajesz na innowacje, a pracownik i tak musi sobie sam poopłacać wszystko jw. Tylko, że pracownik ma teraz w kieszeni o 1000 mniej.

Jeśli obowiązkowe ubezpieczenia uważasz za wygody to współczuję.

Firmy zainteresowane innowacyjnością nie ograniczają kosztów pracy, a robią wręcz odwrotnie - kuszą specjalistów atrakcyjnym wynagrodzeniem i różnymi dodatkami. Co ma sens, jeśli zatrudnienie specjalisty jest częścią innowacyjności.

0

Co innego korpo, a co innego startup. Zatrudniając się w korpo liczę na dużą kasę na start i stabilność zatrudnienia kosztem względnej stagnacji. Zatrudniając się w startupie liczę na szansę na finansowe wybicie się w perspektywie kilku lat oraz zdobycie dużego doświadczenia kosztem dużego ryzyka i początkowej kiepskiej sytuacji.

Wysokie koszty pracy nie są dużym problemem dla korpo. No ale najpierw te korpo muszą się pojawić. Jak na razie sytuacja polityczno-ekonomiczna w Polsce nie sprzyja powstawaniu dużych lokalnych biznesów. Masa korpo jest zagraniczna, a zarządy tych korpo wolą importować polskie talenty do głównej siedziby niż budować prestiżowe centra rozwojowe w mało atrakcyjnym biznesowo kraju.

Żeby dogonić kogoś kto jest mocno w przodzie trzeba biec szybciej niż on, ale zarazem starając się robić to tak, by nie dostać zadyszki po drodze. Analogicznie, skoro PRL sprawił, że jesteśmy zacofani w stosunku do krajów zachodnich, to teraz musimy być bardziej atrakcyjni biznesowo niż kraje zachodnie by je doganiać. I to nie pompując inwestycje na kredyt, ale stosując metody które są stabilne długofalowo.

0

Co innego korpo, a co innego startup. Zatrudniając się w korpo liczę na dużą kasę na start i stabilność zatrudnienia kosztem względnej stagnacji. Zatrudniając się w startupie liczę na szansę na finansowe wybicie się w perspektywie kilku lat oraz zdobycie dużego doświadczenia kosztem dużego ryzyka i początkowej kiepskiej sytuacji.

Czyli dokładnie odwrotnie niż w Stanach, gdzie startup zakłada się mając już doświadczenie i środki na rozruch(?). Wyczuwam niekonsekwencję.

Wysokie koszty pracy nie są dużym problemem dla korpo. No ale najpierw te korpo muszą się pojawić. Jak na razie sytuacja polityczno-ekonomiczna w Polsce nie sprzyja powstawaniu dużych lokalnych biznesów. Masa korpo jest zagraniczna, a zarządy tych korpo wolą importować polskie talenty do głównej siedziby niż budować prestiżowe centra rozwojowe w mało atrakcyjnym biznesowo kraju.

Nieprawda. Dwie podstawowe zalety prowadzenia zagranicznego biznesu w PL to a) dostęp do wykształconych specjalistów z różnych dziedzin, b) niższe koszty zatrudnienia takiego specjalisty na miejscu niż sprowadzenie go do siebie (pierwszy z brzegu przykład - Boeing). Duże lokalne firmy też powstają (wolno, ale sukcesywnie) i nawet nieźle sobie radzą w świecie w swoich branżach (tylko, żeby to wiedzieć, trzeba się trochę rozejrzeć - wielu rzeczy nie mówią w telewizji i nie piszą o nich w internetowych śmietnikach). Jeśli uważasz, że w IT jest z tym problem, to by znaczyło, że rodzimi informatycy, pomimo talentów, są biznesowymi ignorantami i nie potrafią spieniężyć swoich umiejętności.

Żeby dogonić kogoś kto jest mocno w przodzie trzeba biec szybciej niż on, ale zarazem starając się robić to tak, by nie dostać zadyszki po drodze. Analogicznie, skoro PRL sprawił, że jesteśmy zacofani w stosunku do krajów zachodnich, to teraz musimy być bardziej atrakcyjni biznesowo niż kraje zachodnie by je doganiać. I to nie pompując inwestycje na kredyt, ale stosując metody które są stabilne długofalowo.

Nie PRL, ale wydarzenia go poprzedzające. Wojna przerwała wielkie plany unowocześnienia kraju i cofnęła go o dwie dekady. W okresie gierkowskim z wielkim rozmachem budowano i inwestowano i starsze pokolenia są rozczarowane, że po '89 ten potencjał się rozsypał. Przykre, ale taka była cena przemian nieefektywnej gospodarki ludowej w rynkową. Przetrwali najlepiej przystosowani i do dziś z różnym szczęściem działają. Jesteśmy atrakcyjni biznesowo bo wszędzie podkreśla się, że pracownik w PL zrobi to samo za 3x mniej, a 38 mln rynku nie można pominąć. Szanse na doganianie zachodu widziałbym nie w jeszcze większym dziadowaniu i wyzyskiwaniu pracownika, ale w zwiększeniu jego wydajności przez dalsze zmiany w organizacji i zarządzaniu firmą, inwestowaniu w nowe technologie i szukaniu rynkowych nisz. Do tego potrzebne są oczywiście pieniądze, ale to już ustaliliśmy.

0

To nic osobistego, ale zrobił się mały offtop. Proponuję wrócić do sedna sprawy, najlepiej rozwijając trzy wątki, które na wstępie zaproponowałem, bo wydaje mi się, że zostały trochę zbagatelizowane. Może przypomnę:

  1. Badania naukowe i przedsięwzięcia biznesowe wymagają dużych nakładów finansowych, których w Polsce brak.
    Niby prawda, ale czemu w takim razie nie nadrabiamy w teoretycznych dziedzinach nauki, do których uprawiania wystarczy papier, ołówki i dobra biblioteka? Zastanawiające jest też, dlaczego ci ludzie nie korzystają z zagranicznego kapitału?

A propos powyższego pojawiła się sugestia, że najzdolniejsi starają się "spieniężyć" talent zamiast "bawić się w dowodzenie czy P=NP". Po pierwsze, to nie prawda. Myślę, że dobrym przykładem jest sentencja Feynmana, w której stwierdza, że z nauką (w domyśle teoretyczną), jest jak z seksem. Mogą być z tego jakieś praktyczne korzyści, ale z reguły nie po to to robimy. Po drugie, nawet jeśli nie, to to Polski nie wyróżnia, wszędzie by tak było, a ja pytałem o nasze, i tylko nasze minusy.

  1. Problem jest pozorny. Większość laureatów to światowej klasy specjaliści.
    Po raz trzeci, niby tak. Z reguły zachodzą daleko. Pytanie, czy adekwatnie do mistrzostwa z przed lat. Jeśli jako junior zdobywa się medale, a jako dorosły jedzie w peletonie, to chyba można być trochę rozczarowanym

Wspominając o "geniuszach", którzy są "trybikami", bo pracują w gronie setek podobnych "geniuszy" zignorowaliście powyższe. Powtórzę więc, tym razem innymi słowami. Ja nie twierdzę, że praca w HQ Googla, czy staż na Harvardzie to wstyd i hańba, ale nie czujecie dysproporcji? Jeszcze kilka lat wcześniej Ci ludzie byli okrzyknięci mianem "najlepszych". Nie "jednych z najlepszych", tylko po prostu "najlepszych", TOP 1. Dzisiaj są "trybikami" w gronie "setek podobnych geniuszy" (co się swoją drogą wyklucza: albo geniusz, albo setki, nie dewaluujmy tego terminu). Ja rozumiem, że bycie mistrzem juniorów nie oznacza pakietu medali w przyszłości, no ale spadek o aż tyle? Coś tu nie gra. A może Ci "najlepsi" wcale nie są najlepsi? Może to osoby wytrenowane do trochę oderwanego od biznesowej i naukowej rzeczywistości konkursu?

0

@Luc
Gdy rząd zabiera dużo pieniędzy to prywatnemu (potencjalnemu) inwestorowi zostaje ich mniej, a co za tym idzie uzbieranie kasy na start zajmuje dłużej. Jeśli wstawimy takie same obciążenia jak Szwecja to nie będziemy mieć przewagi biznesowej i nie dogonimy ich nawet za 100 lat. Jak na razie jedyną przewagą jest to że żądamy mniejszych stawek, ale to sprawia, że traktuje się nas jak białych Murzynów. Nawiązuję tu np do Sabre, gdzie pracowałem i dowiedziałem się (być może źle zrozumiałem, ale tak to zapamiętałem) że pracując w krakowskim oddziale nie można dostać się na całą gamę najwyższych stanowisk - by to zrobić trzeba wyjechać do Stanów, mimo że sporą część tych zablokowanych stanowisk z powodzeniem można by pełnić na miejscu.

Dodam jeszcze, że koszty pracy mają duże znaczenie i wiele firm europejskich czy amerykańskich z różnorakich branż przenosi fabryki i biura np do Chin.

wielu rzeczy nie mówią w telewizji i nie piszą o nich w internetowych śmietnikach)

No i właśnie dlatego często piszę z perspektywy własnego doświadczenia czy tego czego dowiedziałem się (w miarę) bezpośrednio.

Bounce:
A masz jakieś statystyki nt tego jak dużo algorytmicznych laureatów tworzy własne biznesy w innych krajach? Sądzę, tak jak inni początkowi odpowiadający, że wygrywanie konkursów algorytmicznych ma niewiele wspólnego ze zdolnością do prowadzenia biznesu.

Nie utrzymuję już kontaktów z prawie nikim z mojego roku na UJ, ale sądząc po profilach na FB czy LinkedIn mam wrażenie, że:

  • zdecydowana większość pracuje na etacie w jakiejś dużej firmie,
  • kilku dobrych algorytmicznych wymiataczy wyjechało do Stanów,
  • część ludzi dobra z algorytmów jednak została szeregowymi klepaczami kodu jak większość,
  • na własną rękę działają raczej ci średni - tzn mający talent do programowania, ale bez zamiłowania do teoretycznych rozkmin,

Niby prawda, ale czemu w takim razie nie nadrabiamy w teoretycznych dziedzinach nauki, do których uprawiania wystarczy papier, ołówki i dobra biblioteka?

A kto powiedział, że nie nadrabiamy:

swiat-jaktodziala.blog.onet.pl/2008/09/06/polska-nauka-w-rankingach-swiatowych napisał(a)

Polska nauka to krowa, która dużo ryczy, a mało mleka daje. Produkuje wiele publikacji, które są mało wartościowe, a więc mało cytowane. Być może szwankuje tu system oceny dorobku naukowego w instytutach badawczych, tam gdzie liczy się ilość publikacji a nie liczba ich cytowań (lub impact factor czasopism, w którym je wydrukowano). Nauki techniczne, fizyczne i medycyna przynajmniej leżą w okolicach średniej światowej. Odbiegają od niej w górę lub w dół (raczej w dół) o kilka procent. Lecz pozostałe nauki to dno i parę metrów mułu: Po kilkadziesiąt procent poniżej średniej.

Z ilością dobrze, z jakością już nie.

0
Luc napisał(a):

Czyli dokładnie odwrotnie niż w Stanach, gdzie startup zakłada się mając już doświadczenie i środki na rozruch(?)

Może to dlatego, że przy tak wysokim podatku od bycia Polakiem jak obecnie pracując w tym kraju zanim uzbierasz na ten startup będziesz pięćdziesięciolatkiem zniszczonym tutejszym 'życiem' ;p

0

@Wibowit Ale nie rozumiesz, że to nie rząd zabiera pieniądze, tylko płacisz je na rzecz pracownika, na pokrycie tego, za co musiałby płacić sam z własnej kieszeni? Przytoczę jeszcze raz:

Masz pracownika, na którego wydajesz 3k, z czego 2/3 dostaje on do ręki, a reszta idzie na różne składki, podatki itp. Jeśli zlikwidujemy "koszta pracy", o których mówisz, to są dwa wyjścia: 1. Zaoszczędzony 1000 dajesz pracownikowi do ręki, a on musi sam sobie poopłacać składki, podatki itd. W ten sposób jednak nie odłożysz na innowacje. 2. Zaoszczędzony 1000 dajesz na innowacje, a pracownik i tak musi sobie sam poopłacać wszystko jw. Tylko, że pracownik ma teraz w kieszeni o 1000 mniej. Jeśli pracownik nie opłaca składek, to oczywiście nadal ma 2/3 z 3k, ale za wykonaną pracę dostał MNIEJ, bo nie opłacił "wygód" w postaci ubezpieczenia, emerytury itd. Ergo - inwestowanie odbywa się kosztem pracownika.

Nawiązuję tu np do Sabre, gdzie pracowałem i dowiedziałem się (być może źle zrozumiałem, ale tak to zapamiętałem) że pracując w krakowskim oddziale nie można dostać się na całą gamę najwyższych stanowisk - by to zrobić trzeba wyjechać do Stanów, mimo że sporą część tych zablokowanych stanowisk z powodzeniem można by pełnić na miejscu.

Prawdopodobnie chodzi o to, że albo oddział krakowski z założenia nie posiada na etacie takich stanowisk, albo zakłada się, że np. należy odbyć staż w centrali (albo jedno i drugie). To nic nadzwyczajnego i nie ma związku z "wolą importowania talentów", czy "nieatrakcyjnością inwestycyjną".

@Bounce:

  1. Badania naukowe i przedsięwzięcia biznesowe wymagają dużych nakładów finansowych, których w Polsce brak.
    Niby prawda, ale czemu w takim razie nie nadrabiamy w teoretycznych dziedzinach nauki, do których uprawiania wystarczy papier, ołówki i dobra biblioteka?

Facet wyposażony w komputer, nowoczesne narzędzia i dostęp do bogatych baz wiedzy z miejsca przegoni tego, co siedzi w bibliotece za 1500,- z ołówkiem i kartką.

Zastanawiające jest też, dlaczego ci ludzie nie korzystają z zagranicznego kapitału?

A gdzie ten kapitał?

z nauką (w domyśle teoretyczną), jest jak z seksem

Natomiast realia rynkowe mówią jedno - biznes nie ma na celu dostarczania produktów/usług tylko zarabianie pieniędzy. A to nie takie proste. Żeby sprzedać wiedzę trzeba jeszcze ją przekuć na coś użytecznego i znaleźć kogoś, kto za to zapłaci.

  1. Problem jest pozorny. Większość laureatów to światowej klasy specjaliści.
    Po raz trzeci, niby tak. Z reguły zachodzą daleko. Pytanie, czy adekwatnie do mistrzostwa z przed lat. Jeśli jako junior zdobywa się medale, a jako dorosły jedzie w peletonie, to chyba można być trochę rozczarowanym

W "klasie seniorskiej" są wyższe wymagania. Trzeba się stale rozwijać i udowadniać swoją pozycję. Chyba, że się chce zostać światowej klasy specjalistą w rozwiązywaniu zadań konkursowych.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1