Cool story ode mnie: Pracowałem przy jednym z największych, jeżeli nie największym polskim systemie ERP. Do każdej nowej tabeli utworzonej przez programistę lub wdrożeniowca generowało się automatycznie kilkadziesiąt obiektów bazodanowych (procedur, funkcji, triggerów), do tego programiści pisali kolejne procedury, które realizowały jakieś potrzeby biznesowe. W sumie procedur było dziesiątki tysięcy u jednego klienta (standard + wdrożeniowe + generowane automatycznie, z przewagą tych ostatnich), a w sumie u wszystkich klientów tego nikt nie jest w stanie policzyć. Jednak nikt nie narzekał na utrzymanie tej kobyły, ponieważ w bazie był system kontroli wersji i każdy obiekt (nie generowany automatycznie) był opisany, miał autora, wersję itd. Aplikacja kliencka obsługiwała wszystkie te obiekty na podstawie konfiguracji, tj nie trzeba było pisać kodu po stronie aplikacji dla każdej nowej tabeli, tylko ta tabela (wraz z obiektami wygenerowanymi automatycznie) była wczytywana przez aplikację na podstawie konfiguracji. Ogólnie cały system był bardzo fajnie pomyślany i na co dzień pracowało przy nim kilkudziesięciu programistów, którzy utrzymywali standard + kilkudziesięciu wdrożeniowców, którzy rozwijali i dostosowywali system u klientów.
Jedyną bolączką było to, że u niektórych klientów wdrożeniowcy tworzyli rzeźby czasami bardzo złożone, które funkcjonowały równolegle do standardu, ponieważ trzeba było szybko coś uruchomić u klienta i wdrożeniowcy nie mogli czekać na programistów, którzy napiszą i wprowadzą do standardu potrzebną funkcjonalność.