Pozytywny wpis ku przestrodze - Dwie różne firmy i dwa różne traktowania pracownika, jak spore mogą być różnice

18

Cześć,

Piszę ten post ku przestrodze dla innych programistów, takie swego rodzaju wyznanie, może i artykuł. Nie mam bloga ani nie mam możliwości pisać na forach, ale mam nadzieję że przynajmniej tutaj ktoś to przeczyta.

Chciałbym w ten sposób ukazać, jak środowisko i kultura pracy w dwóch różnych firmach może wpłynąć na nasz stan emocjonalny, poziom stresu i nerwów. W pewnym sensie też dać do zrozumienia, że problemy nie zawsze leżą po naszej stronie i to nie jest tak do końca, że "z nami" coś jest "nie tak", czy że jesteśmy "słabi". Często tutaj na forum widziałem wpisy, gdy ktoś narzekał na coś to od razu było że albo jest słaby na przykład, bo sobie nie daje rady. Sam też nie byłem świadom jakie to życie jest zróżnicowane i jak wciąż wiele jeszcze mogę się nauczyć w mojej karierze, życiu zawodowym. Może przejdę teraz do trochę do opisania moich doświadczeń.

Pracowałem dość długi okres czasu jako kontraktor w jednej z firm gdzie zespół stanowiło 4-6 programistów Java Developerów oraz na ich czele stał tzw. Technical Manager/Software Development Manager. Różne są tam nazwy. W każdym razie osoba ta była już poziom wyżej, nie był to lider, ale ktoś z kadry managerskiej. Mógł zwalniać, zatrudniać, dawać uwagi, oceniał wydajność - performance. Ja wtedy byłem oddelegowany do takiej firmy jako kontraktor/podwykonawca z kontraktornii. Tak naprawdę wszyscy programiści byli konktraktorami, a ten Manager był z firmy w której pracowaliśmy. Metodyka pracy jaką stosowaliśmy to był Scrum. Tenże także Manager prowadził tego Scruma, był takim Scrum Masterem. Warto też zaznaczyć, że nieraz brał jakieś taski na siebie czy robił review kodu. Czyli tak naprawdę nasz manager pełnił funkcję managera.

Ja do tej firmy byłem oddelegowany jako konktraktor i od zawsze byłem nauczony pracy zespołowej, gdzie wszyscy traktowaliśmy się "równo". W ogóle konktraktornia w której pracowałem, opiekun w niej często używał słowa "klient" gdy opowiadał mi o tym managerze. Już wtedy zapaliła mi się lampka, że dziwne trochę, że on na niego mówi klient, skoro de facto razem z nim pracuję, jak z kolegą w zespole. Ostrzeżono mnie także, że jeżeli będę mieć jakieś uwagi, zastrzeżenia co do pracy, czy atmosfery w zespole to by wszystko najpierw kontaktować z opiekunem w kontraktornii. To, że miałem managera u "klienta" nie miało znaczenia. Nie mogłem mu nic mówić co uważam, co bym zrobił, ba, nawet zwracać uwagę. Dowiedziałem się także, że mój opiekun z konktraktornii spotyka się raz na miesiąc z tym Managerem i rozmawiają o mnie jak się sprawuję.

Jak możecie się domyślić, ten Manager od klienta dość szybko się rozsierdził i zaczął uprawiać "micro-management". Zaczęło się od niewinnych pytań na Teams "co robię, na kiedy coś skończę". Prosił np. na Teams pomimo tego, że byłem w trakcie developmentu zadania backendowego bym wypchnął brancha pod koniec dnia. Z tego co się potem dowiedziałem od kolegów pisał też tak do innych. Po prostu każdego dnia chciał widzieć co kto robi i jaki jest progress pod koniec dnia.

Kolejną rzeczą która mi się rzuciła w oczy to to, że jeżeli on coś napisał w review (używaliśmy Bitbucket) to nie można było z nim dyskutować z racji tego że był Managerem. Dochodziło do tego, że musieliśmy pisać kod tak jak on chce. Było to bardzo irytujące, ale chyba zrozumiecie mnie, że jest lekki strach stawiać się swojemu "kierownikowi/klientowi/Managerowi". I to nie było tylko, że ja tak miałem, ale widziałem to po innych programistach, że jeżeli on coś napisał to od razu była zmiana bez żadnej dyskusji. Nawet jak ten sposób był ujowy.
Tak samo brał udział w estymatach zadań podczas Scrum Pokera, zbijał estymaty nieraz albo mówił że coś można zrobić szybciej i ciężko było dyskutować.

Kultura pracy w tej firmie u klienta też była dziwna, dlaczego? Otóż ja ze swoim doświadczeniem mam 6 lat doświadczenia jako Java Developer + Angular zostałem zmuszony do robienia zadań DevOpsowych/Analizy Biznesowej. Ode mnie jako programisty wymagano w tym projekcie bym stawiał infrastrukturę na GCP używając Terraform.
Pomimo, że byłem zielony w tych tematach miałem np. task - Postaw cluster Kubernetesa za pomocą Terraform na GCP. Następnie taki task braliśmy na Sprint i estymowaliśmy. Nie można było dać więcej niż 8 Story Pointów więc każdy np. dawał te 8 Story Pointów. Potem ten task był brany na Sprint i Manager egzekwował czy zostanie skończony w Sprincie, wywierał presję i ściśle kontrolował jak idą pracę.

U mnie dochodziło do takich sytuacji, aż wstyd mi o tym mówić, ale jak miałem takiego taska to siedziałem dwa tygodnie po 10h dziennie i także w weekendy jak był czas wolny uczyć się z Terraforma i GCP by jakimś cudem dowieźć taska pod koniec Sprintu. No i teraz wiem, że sporo osób pomyśli, że to zarzutka ale ja robiłem to dobrowolnie. Po prostu bałem się nie dowozić, a miałem sytuację, że nie chciałem być zwolniony.

Tak to nie jest zarzutka, ja naprawdę piszę całkiem serio.

Ogólnie ta sytuacja, brak jasno określonych granic odpowiedzialności, praca jako one-man-army skutkowała tym, że zacząłem palić papierosy, jeść niezdrowo, pić alkohol i ogólnie podupadłem na zdrowiu.

Miałem np. myśli, że jestem "słaby", że coś ze mną "nie tak". Nie potrafiłem się postawić, jakoś przemóc. W końcu się zwolniłem bo po prostu miałem dość tego. Nie dawałem rady już psychicznie. Głównie to.


Teraz część pozytywna tej historii. Nauczony poprzednim doświadczeniem z kontraktornią i micromanagerem, robieniem jako one-man-army zdecydowałem się szukać firmy z polecenia i robić dokładną analizę. Postawiłem sobie także za cel zatrudnić się na Umowie o Pracę jako natywny pracownik. Po około 3 miesiącach poszukiwań pracy udało mi się zatrudnić w firmie produktowej, około 500 osób. Na rozmowie będąc doświadczony i nauczony poprzednią firmą stwierdziłem, że będę pytać o wszystko. Pytałem jak wygląda organizacja pracy, kto będzie moim przełożonym, czym dokładnie będę się zajmować oraz jakie będę mieć obowiązki. Ile osób będę mieć w zespole, oraz jak prowadzony jest Scrum.
Na rozmowie mi powiedziano, że będziemy pracować we dwójkę z innym Seniorem nad rozwijaniem/utrzymywaniem aplikacji napisanej w Javie/Angularze. Powiedziałem, wtedy co w przypadku infrastruktury i wtedy mi powiedziano, że za infrastrukturę jej stawianie, utrzymywanie odpowiadają DevOpsi i z nimi mam się kontaktować gdy coś nie działa. Ja jako Developer fajnie bym umiał się poruszać po Kubernetesie i czytać, analizować Logi. Tak naprawdę mam robić Javę i Angulara. Po długich namysłach stwierdziłem, kurdę wydaje się spoko robota. Biorę. Niestety zarobkowo już nie jest tak dobrze jak na B2B bo jestem na UoP za 20k brutto. Ale mój wpis jest o zdrowiu psychicznym i emocjonalny.

Gdy dołączyłem do nowego projektu okazało się że będę pracować z Bartkiem, devem w moim wieku w sumie co było śmieszne. Tak się zgadaliśmy, że de-facto robimy teraz nieraz pair-programming, wyceny robimy wspólnie. Na nasz zespół przypada jedna analityczka która wie dosłownie wszystko, nic nie robię na domyślanie się. (w poprzedniej firmie nie miałem tego komfortu). W tej firmie mam managera, ale z nim spotykam się tylko raz na miesiąc pogadać co tam u mnie. Zero stresu.

Praca wygląda tak, a trwa to już ponad rok, że mamy raz w tygodniu spotkanie z Product Ownerem i on mówi co trzeba zrobić. Następnie dostajemy taki od Analityczki i na Refinemencie mówimy ile co mniej więcej będzie trwało w Story Pointach i robimy dwa tygodnie. Review w zespole są szybkie, nie ma żadnych zgrzytów. Ja panowie po prostu czuje że odżyłem.....

Taka sytuacja trwa już ponad rok i chyba trafiłem do pracy, takiego mini-nieba. Zadania które mam głównie robić dotykają moich umiejętności, specjalności to jest Java i Angular oraz SQL. Nie tykam w ogóle DevOpsu już. Jestem w stanie w miarę dokładnie estymować zadania.

Kolejnym benefitem jest to, że w firmie aktualnej mam 1 dzień na Sprint jako dzień wolny i jest to dzień który mogę poświęcić na samorozwój. Zazwyczaj wygląda to tak, że robię sobie Udemy i czekam na koniec dnia. W firmie nie ma presji na dowożenie jest spokój i każdy robi swoim tempem. Ważne by projekt posuwał się do przodu, a tak się dzieje.


Dlaczego o tym wszystkim piszę?


Piszę to tylko dlatego, że tak naprawdę wystarczy zmienić środowisko pracy, otoczenie w którym się pracuje i tak naprawdę lawinowo zmienia się całe życie. Ja przestałem pić po pracy, palić, od roku czasu nie zrobiłem ani jednej nadgodziny, a nieraz wręcz mam sporo wolnego czasu. Dodatkowo udało mi się spłodzić piękną córeczkę.

Nieraz nie zdajemy sobie pracy w jak toksycznej firmie potrafimy tkwić, środowisku pracy, katujemy się, wypalamy się. Warto mieć nadzieję, że w końcu trafi się na tą fajną firmę w której będzie szacunek do pracownika i dbanie o jego work-life-balance.

Pozdrawiam wszystkich i miłej niedzieli życzę.

7

Z opisu wygląda, że pozwoliliście sobie na taką kolej rzeczy z tym uber managerem. Daliście sobie wejść na głowę a on to skrupulatnie wykorzystywał. Potem nadgodziny, stresy i inne a wystarczyło być asertywnym. Próbowałeś to wyjaśniać w swojej kontraktorni? W całym opisie brakuję info o komunikacji. Jeśli siedziałeś cicho to ciężko się dziwić o jakąś zmianę na lepsze.

Kontraktornie to wylęgarnia patologii

Bzdura. Równie dobrze można powiedzieć, że każdy ksiądz to pedofil. To jest ruletka i wszędzie możesz trafić na niedowartościowanych pajaców z małymi penisami, którzy muszą podpompować swoje kruche ego (Wspomniany software manager). Można też trafić dobrze i nie doświadczyć takiego syfu.

0

@SergiejPower
Świetny wpis drogi Panie. Mam nadzieję, że ja tez przy nowym starcie odzyje i nie będzie to taka patologia, jaką miałem w ostatniej firmie.

Największe gratki za córkę - zazdroszczę okrutnie!

A to, że złe miejsce potrafi człowieka wyniszczyć trzeba przeżyć na własnej skórze i dopiero wtedy się docenia jak jest po prostu normalnie - problemy będą zawsze, kwestia z jakimi ludźmi i w jaki sposób się je rozwiązuje.

Pozdrawiam serdecznie.

0

Nie mogłem mu nic mówić co uważam, co bym zrobił, ba, nawet zwracać uwagę. Dowiedziałem się także, że mój opiekun z konktraktornii spotyka się raz na miesiąc z tym Managerem i rozmawiają o mnie jak się sprawuję. (...) Jak możecie się domyślić, ten Manager od klienta dość szybko się rozsierdził i zaczął uprawiać "micro-management". Zaczęło się od niewinnych pytań na Teams "co robię, na kiedy coś skończę". Prosił np. na Teams pomimo tego, że byłem w trakcie developmentu zadania backendowego bym wypchnął brancha pod koniec dnia (...) Kolejną rzeczą która mi się rzuciła w oczy to to, że jeżeli on coś napisał w review (używaliśmy Bitbucket) to nie można było z nim dyskutować z racji tego że był Managerem. Dochodziło do tego, że musieliśmy pisać kod tak jak on chce.

To brzmi jak sekta albo jak opis toksycznego przemocowego związku.

wywierał presję i ściśle kontrolował jak idą pracę.

Podobną metodę pracy stosowali Niemcy w latach czterdziestych, ale to nie było nastawione na produktywność, tylko na to, żeby człowieka wyniszczyć.

Jak widzę historia nikogo nie nauczyła, że micromanagement to nie jest zbyt humanistyczne działanie.

U mnie dochodziło do takich sytuacji, aż wstyd mi o tym mówić, ale jak miałem takiego taska to siedziałem dwa tygodnie po 10h dziennie i także w weekendy jak był czas wolny uczyć się z Terraforma i GCP by jakimś cudem dowieźć taska pod koniec Sprintu. No i teraz wiem, że sporo osób pomyśli, że to zarzutka ale ja robiłem to dobrowolnie. Po prostu bałem się nie dowozić, a miałem sytuację, że nie chciałem być zwolniony.

Polecam "5 lat kacetu" Grzesiuka. Tam on opisuje gości, którzy w obozie byli jak najbardziej posłuszni i najwięcej robili. Oni pierwsi szli do krematorium, bo się zbyt szybko wypalali. A lepszym podejściem było miganie się od pracy jak tylko możliwe i szukanie różnych okazji do zrealizowania własnych celów (w obozie mogło to być zabranie kapusty ze śmietnika, w pracy na etacie może to być np. odetchnięcie na chwilę albo nauka czegoś rozwojowego).

Nie można było dać więcej niż 8 Story Pointów więc każdy np. dawał te 8 Story Pointów

W zasadzie to nie jest zła technika, po prostu zneutralizowaliście story pointy ośmieszając je i sprowadzając do formalności, która nic nie znaczy.

2

Potwierdzam, miałem podobnie. Było źle, zmieniłem i jest super.

Jedynie rysa na osobowości zostaje i czasem koszmary senne z poprzedniej pracy.

3

Wzruszająca historia ... Miałem pogratulować, ale po tym zdaniu rezygnowałem:

Ja panowie po prostu czuje że odżyłem.....

Warto mieć nadzieję, że w końcu trafi się na tą fajną firmę w której będzie szacunek do pracownika i dbanie o jego work-life-balance.

Wymagasz szacunku do ciebie, a nie szanujesz innych zwracając się do grupy osób na forum 'panowie'... Jesteś tak traktowany jak na to zasługujesz

od roku czasu nie zrobiłem ani jednej nadgodziny, a nieraz wręcz mam sporo wolnego czasu. Dodatkowo udało mi się spłodzić piękną córeczkę

Córeczka jak zostanie programistką to dopiero się przekona co znaczą tytułowe "dwa różne traktowania pracownika, jak spore mogą być różnice"

0

Niewychodzenie ze swojej strefy komfortu i klepanie wyłącznie powtarzalnych tasków w znanych sobie technologiac himho nie jest takie super. Jednak nauka wielu technologii w domowych warunkach, nie zbliżających się do produkcyjnych, to z reguły nie to samo.

Ale props, że dałeś radę to zmienić i jesteś zadowolony z pracy, firmy, zespołu itp.
Wielu na forum jest takich co narzekają i dalej robią darmowe nadgodziny,

0

W pewnym sensie też dać do zrozumienia, że problemy nie zawsze leżą po naszej stronie i to nie jest tak do końca, że "z nami" coś jest "nie tak",

Jak możecie się domyślić, ten Manager od klienta dość szybko się rozsierdził i zaczął uprawiać "micro-management".

No ja uważam, że problem był po Twojej stronie że nie rzuciłeś papierami od razu. Ludzie przyzwyczajeniu do pewnych wysokich standardów nie przystosują się do toksycznego środowiska, no po prostu się nie da. No chyba że jesteś w jakiejś podbramkowej sytuacji, że robota a raczej kasa Ci na już potrzebna.

Po prostu bałem się nie dowozić, a miałem sytuację, że nie chciałem być zwolniony.

O ile nie miałeś noża na gardle który by uzasadniał narażanie własnego zdrowia psychicznego to powinieneś rzucić papierami mówiąc co się nie pasuje. Jest szansa, że znalazł by się może inny klient, czy obecny klient by się zmienił.

Nauczony poprzednim doświadczeniem z kontraktornią i micromanagerem, robieniem jako one-man-army zdecydowałem się szukać firmy z polecenia i robić dokładną analizę.

No a czemu nie zrobiłeś dokładnej analizy za pierwszym razem ? No chyba że ekscytują Cię randki w ciemno, ale potem nie narzekaj że nie w Twoim typie.

3

Hmmm a ja się trochę wpakowałem teraz, bo zrekrutowałem się na Jave a wpadłem do jakiegoś randomowego projektu gdzie mam się zajmować Angularem XD

0
SergiejPower napisał(a):

W ogóle konktraktornia w której pracowałem, opiekun w niej często używał słowa "klient" gdy opowiadał mi o tym managerze. Już wtedy zapaliła mi się lampka, że dziwne trochę, że on na niego mówi klient, skoro de facto razem z nim pracuję, jak z kolegą w zespole. Ostrzeżono mnie także, że jeżeli będę mieć jakieś uwagi, zastrzeżenia co do pracy, czy atmosfery w zespole to by wszystko najpierw kontaktować z opiekunem w kontraktornii. To, że miałem managera u "klienta" nie miało znaczenia

Mam wrażenie że już kiedyś to czytałem na tym forum (chyba nawet bardzo podobnie ułożone zdania). Pisałeś już tu kiedyś o swojej pierwszej pracy?

2

Oj skąd ja to znam. Dodam kilka słów od siebie. Warto zaznaczyć, że to co powiedziałeś nie odnosi się konkretnie do typu firmy - software house vs produktowa. Każda firma jest inna i tak jak mówili przedmówcy można pracować w super software housie a ja dodam, że można pracować w beznadziejnej firmie produktowej.

U mnie porównanie w kilku słowach wygląda tak

Było

  • Firma produktowa
  • Mobbing
  • PM prowadzący mikrozarządzanie
  • Ciągłe deadline'y których nie da się spełnić bo niby firma produktowa ale na końcu i tak jakiś "klient", budżety i raportowanie godzinowe.
  • Ogromne legacy i dopychanie kolanem cały czas
  • Brak czasu na refajmenty
  • Fix, fixa pogania - brak odpowiedniej jakości

Jest

  • Firma produktowa
  • Świetna atmosfera
  • Doświadczony PO nastawiony na wartość dla klienta ale rozumiejący wymagania techniczne i takie pojęcia jak "dług technologiczny"
  • Jakość przede wszystkim, może być robione wolniej ale ma być robione dobrze i zgodnie ze standardami
  • Cele, które są ambitne ale jak najbardziej do zrealizowania - sami bierzemy udział w ich tworzeniu wraz z PO
  • Dużo czasu poświęcamy na fazę projektową, np. regularne Event Stormingi to u nas norma
  • Nowoczesny stack

Pracuje już tu od ponad dwóch lat i nie zanosi się na zmianę - szczególnie jak sobie przypominam gdzie można trafić nawet gdy na rozmowie wszystko wydaje się ok :)

8

Zwykle w złych warunkach tkwią ludzie, którzy mają jakieś kredyty czy zobowiązania a nie mają oszczędności i obawiają się przez to o swoją przyszłość, przez co mają lęk przed zmianą. Dla komfortu psychicznego warto nie pakować się w duże zobowiązania, kredyty. Po co mieć BMW na które Cię nie stać, zamiast używanego VW - na pokaz jak to w Warszawce często bywa? albo zamiast małego tymczasowego mieszkanka na jakie nas stać od razu pakować się w budowanie domu i ogromny kredyt? Jeśli nie masz zobowiązań, albo masz zobowiązania, ale też masz poduszkę finansową na co najmniej rok czasu, to dopiero wtedy możesz sobie zwykle pozwolić na luźne podejście do pracy. I nie zastanawiasz się wtedy czy tkwić w patologii kosztem tego, że masz jednak na spłaty kredytów zobowiązań, czy zaryzykować i odejść z patologii w nieznane - bo wtedy wybierasz na luzie, bez presji.

3

To jak już się bawimy w psychoanalityków to w złych warunkach tkwią też ludzie którzy nie mają umiejętności twardych, tzw. leserzy którzy nic wartościowego nie umieją (bądź wiszą na legacy gałęzi która nikomu w świecie poza obecnym pracodawcą nie jest potrzebna).

1

Znam ziomków co 10 lat siedzą w jednej firmie, do tej pory nie piszą testów jednostkowych (ani jednego nie napisali). Ale mają już kredyty, mieszkania, samochody - z tego co widzę to będą tam pracować do śmierci (ich albo właściciela firmy). Niestety najgorsze w tym jest to że to dobre chłopaki, kumate, tylko tam panuje kult zapi3drolu - może i chcieliby pisać testy, ale szef nie pozwala, nie ma czasu albo klient nie widzi w tym wartości. Niestety patologia w tej firmie to typowo polaczkowe podejście -> zrobimy g**no, potem będziemy zarabiać na poprawkach (przypomina mi się jak w polsce budowane są drogi)

1
SergiejPower napisał(a):

Piszę to tylko dlatego, że tak naprawdę wystarczy zmienić środowisko pracy, otoczenie w którym się pracuje i tak naprawdę lawinowo zmienia się całe życie. Ja przestałem pić po pracy, palić, od roku czasu nie zrobiłem ani jednej nadgodziny, a nieraz wręcz mam sporo wolnego czasu. Dodatkowo udało mi się spłodzić piękną córeczkę.

Zupełna zgoda! To zupełnie jak trenujesz model językowy - im bardziej masz powtarzalny dataset tym zazwyczaj nędzniejsze wyniki jego użycia w praktyce. Dlatego czasem warto zaszumiać zbiór treningowy albo trenować go przeciwstawnie co by uzyskać zadowalające rezultaty.

Czego i tobie życzę.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1