Witam wszystkich serdecznie :)
W wątku chciałem zapytać jak postrzegacie siebie z przeszłości, co byście zrobili gdybyście mogli się cofnąć do bycia juniorem i jak rozegrali swoje 2 lata pierwszej pracy.
Na początku dodam że jestem osobą która dużo analizuje, często przejmuję się za bardzo i czuję na sobie impostor syndrom mimo iż nikt w pracy złego słowa na mój temat nie powiedział. Do rzeczy. Przeglądałem jakiś czas forum i wiele wątków dotyczących rozwoju w pracy - juniorów i nie tylko. Sam jestem juniorem z małym stażem i zastanawiam się ostatnio czy to co robię - lub czego nie robię, wystarcza by się rozwijać.
W wielu wątkach przejawia się takie przekonanie że do pierwszej pracy to najlepiej takiej żeby było ciężko. Najlepiej przez 2 lata katować się ciężkimi logicznymi rzeczami aby później było łatwiej znaleźć lepszą pracę. Że nic tak nie nauczy juniora jak konkretny "wpier...".
Do rzeczy. Czasami w mojej głowie pojawia się taka lampa - "stary powinieneś po robocie robić jakiś side-project". Nie wiem czy przekonanie że programista zwłaszcza jeśli chodzi o Front musi być biegły z wszystkimi nowinkami.
Kim jestem:
Ponad pół roku temu dostałem swoją pierwszą pracę na froncie. Stawka mocno rynkowa i nie januszowa zwłaszcza że miałem 0 expa. Super life balance, nie software house, branża odporna na recesję, własny produkt.
W pracy zauważyłem że nie tykam się rzeczy mocno skomplikowanych - rozumiem jestem junior. Coś w stylu zaplanuj i zaprojektuj widok, zakoduj, prosta logika. Odbierz request i wyświetl, zrób jakiś refaktor.
Pracowałem tak około 9 miesięcy w międzyczasie dostałem 3 podwyżki które o połowę podniosły moją stawkę - z czego się cieszę.
Jak się dowiedziałem podwyżki nie dotyczyły tylko tego że robię taski, ale że np softskille mam mocne, tzn przegadałem z innym teamem problem i wyestymowałem odpowiednio, że jest ze mną dobry kontant, i że byłem na hotline czasami przez przypadek w godzinach wieczornych.
Można by powiedzieć wszystko spoko i szukam dziury w całym. Wynika to trochę z tego jak tutaj ludzie postrzegają rozwój. Rozmawiając z przyjacielem który ma rok więcej stażu a startował z tego pułapu co ja. Siedzi on w korpo znanej firmy. W projekcie middleware, mikroserwisy, mocny nacisk na testy - co za tym idzie lekki stres z jego strony ale za to sporo umie. Kasa oczywiście lepsza bo ma więcej expa. Każdy projekt wiadomo jest inny, większość to crudy + potrzebny czas na wdrożenie.
Próbuję to wszystko połączyć i zaplanować co robić żeby nie przespać tego roku / 1.5 roku.
Na pewno do końca roku chciałbym określić swój stack abym mógł się rozwijać w konkretnej technologii - po części będzie sie pokrywać z tym co robię.
I tutaj pytania do was:
- Junior który tak "dobrze" trafił i ma przestrzeń w czasie pracy na rozwój / samorozwój powinien cisnąć side projekt - czyt. Czy jest w stanie sam podnieść swoje skille w danej techologii której nie ma w pracy ? - wiadomo że w jakimś stopniu tak
- Czy powiedzenie na koniec roku że projekt mnie trochę znudził i chciałbym robić coś trudniejszego jest złe ? Dają mi sporo wolnej ręki czasami a widzę przestrzeń w której mógłbym spróbować coś wdrożyć i zaplusować.
- Kombinować drugi etat ( > < ) ?
- Cieszyć się i zamknąć mordę ( coś w stylu chwalisz się czy żalisz)
Nie wiem czy post zostanie zrozumiale odebrany. Czytając wątki typu "czy macie życie po pracy", "ciśnienie, firma mówi że za wolno pracuję", nie wiem czy to jakiś cud że trafiłem do firmy która nie robi nam ciśnienia.
Edit:
Te pytania o których tutaj pisałem wiadomo że nie biorą się z d**y :) Każdy by chciał być po 2-3 latach pracy doceniony i bez problemu sobie wskoczyć na stawkę rynkową co najmniej midowską w stacku w którym siedzi. Tego oczywiście nie wiem, nie wiem jak będzie i co firma mi będzie mogła zaoferować w przyszłości.
A z tego co widzę stawki kosmicznie lecą w górę.