Czy tylko ja zauważam ostatnio (?) pewien problem w tym, że na linkedin zaczepiają głównie rekruterzy z zewnętrznych agencji, którzy mają płacone 'success fee' i w ten sposób marnują czas mój i klienta?
- nie wiedzą nic oprócz "job description". Niby zachęcają do zadawania pytań o szczegóły, ale potem odpowiadają wymijająco - zapytasz o godziny pracy, jak bardzo scrum dokucza w projekcie itd itp - nie no, tego nie wiedzą, to sobie pan zapyta potem na rozmowie technicznej. Po czym pada pytanie - no i co, interesuje pana praca? :) No nie wiem, bo stawka i lista technologii to mało, chodzi o te detale, o których ona nie ma pojęcia. Zdarzało mi się, że dziewczyna się wręcz pomyliła i w połowie opowieści się zreflektowała, że to inny klient, inny projekt i że jednak zacznie opowiadać od początku, teraz już z właściwej kartki. :)
- Przepychają temat kolanem, byle ktoś się zainteresował po stronie klienta. Wpisują do kajetu skille, technologie gdy tylko coś ode mnie usłyszą. Byle bym przeszedł dalej. A ja tak nie chcę, bo to nie ma sensu. Już zacząłem na to zwracać uwagę, zwłaszcza gdy rozmowa jest z wideo - jak widzę, że deklaruję pobieżną znajomość czegoś, a laska już notuje, to ją pytam, co tam napisała, bo przecież zaznaczyłem, że pobieżnie i to tylko dlatego, że zapytała o to konkretnie, bo inaczej bym sobie odpuścił opowiadanie o tym. ;) Kiedyś się na tym potknąłem - na rozmowie technicznej ekipa była zdegustowana, bo w papierach miała, że znam technologię X od strony devopsowej, podczas gdy ja wyraźnie mówiłem, że to tylko liznąłem jako deweloper-użytkownik.
- Jeśli temat idzie dalej, to często obieg informacji w obie strony na trasie rekruter zewnętrzny - HR klienta - merytoryczna ekipa klienta powoduje opóźnienia i dalszą niemożność dopytania o cokolwiek.
Zastanawiam się, czy nie odpuszczać sobie ofert przysyłanych przez takich pośredników. Ale może to zbyt ostra linia odcięcia? Jak myślicie?