Załóżmy że zespół ma do zrobienia jakąś aplikacje lub dodanie funkcjonalności do już istniejącej.
Mam 3 osobowy zespół i naturalnym wydaje mi sie zeby wspolnie przeanalizować probelm, podzielić go na jakieś mniejsze części gdzie mozna by w przyblizeniu okreslić ile takie podzadania mogą zająć. Suma czasow tych podzadan dała by przyblizony czas całego zadania (do tego dodać jeszcze jakies 30% bufora czasowego).
Tak bym to widzial. A jest u mnie zupełnie inaczej.
PM, człowiek nietechniczny, rzuca jakis temat i sam narzuca czas realizacji od razu całego tematu. Zawsze po takiej rozmowie ten czas udaje sie nieco zwiekszyc ale dalej to jest czas z d**y nie majacy w niczym pokrycia. To jest takie przebijanie wartosci, bo nie daje nam czasu zeby usiasc zespołem przeanalizować problem i spróbować określić przybliżony czas, tylko wszystko ustala sie na jednogodzinnym spotkaniu. On rzuca swój czas, my podbijamy sowimi wartościami i on z tego w końcu wyciąga jakąś wartość z d**y, raczej zbliożoną do jego propozycji. Najlepsze ze my próbujemy podać czas samego kodowania a dla niego nie ma dyskusji tylko jest to czas łącznie z zaprojektowaniem, programowaniem i przetestowaniem. Najlepsze jest to ze jescze nic nie udało sie dowieźć w tym jego czasie i wtedy jest mocno rozczarowany.
To chyba nie jest normalna sytuacja? Jak u was sie odbywa szacowanie czasu projektu? Firma zajmuje się intergracją rozwiązań IT(głównie wsparcie i integracja systemów ERP, utrzymanie i tworzenie aplikacji u klientów itp). Projekty mamy raczej małe i średnie, często trafia sie utrzymanie i grzebanie w technologiach, których zespół nie zna.