Witam,
Sytuacja wygląda tak: byłem na ławeczce(outsorcing) 2 miesiące, po ławeczce nie dali mi do podpisu zlecenia ławeczkowego przez pierwszy tydzień miesiąca i zastanawiałem się czy mam jeszcze pracę ale nie pytałem bo po prostu się bałem.
W międzyczasie szukałem pracy(za zgodą managera), w poniedziałek dostałem telefon, że jest "pilne zlecenie" i po wytłumaczeniu mi na czym polega w trakcie rozmowy tele poinformowałem ich, że temat jest ponad moje możliwości i nie znam się ale nie odmówię im pomocy(bo pewie mnie wywalą). Powiedziałem otwarcie, że dajecie mnie tam na swoją odpowiedzialność.(wiem, że to nic nie znaczy), poza mną w projekcie jest 1 senior, który to wszystko ciągnie na pół etatu...
Zlecenie ławeczkowe dali mi dopiero jak pojawił się ten temat(czyli pewnie chcieli mnie wywalić).
Wsadzili mnie w ten projekt i 4 dni po rozpoczęciu inżynier, który to wszystko ciągnął poszedł na kilka dni wolnego, w międzyczasie ja jako jedyna osoba, która została musiałem chodzic z managerami na "spotkania synchronizacyjne" i świecić im oczami...
Poinformowałem mojego managera(5 dzień), że nie nadaję się do tego i po prostu powinni mnie zastąpić. Na to on odpowiedział, że to nie jest ich problem i muszę tutaj siedzieć ten i przyszły miesiąc. Podejrzewam, że mają to gdzieś bo jestem ich slotem na pieniądze od klienta...
Myk jest taki, że ja jeszcze nawet nie zdążyłem podpisać zlecenia pod ten projekt i wtedy nagle ton zmienił się z zadufanego w bardzo apologetyczny z nutką strachu.
Mimo jego podejścia powiedziałem, że chciałbym rozwiązać sprawę polubownie i po prostu przemęczyć się do końca miesiąca max albo dopóki mnie nie zastąpią.
I teraz czekam na odpowiedź od niej... Zastanawiam się czy mogą mnie jakoś zatrzymać w tym projekcie na siłę bo naprawdę chciałbym jednak zmienić tą firmę.
Bardzo mi się nie podoba to, że nie obchodzi ich to, że powiedziałem, że spróbuję im pomóc a nie obiecywałem, że "zostanę tu na cały okres trwania projektu i na pewno to dostarczę!"... udają, że ta konwersacja nie miała miejsca i z uśmiechem na twarzy, z zadufanym głosem mówią mi, że to mój problem(dopóki im nie powiedziałem, że jeszcze nie zdążyłem podpisać zlecenia).
Pytałem ich też o potencjalne ryzyko w trakcie rozmowy i, że nie chcę go ponosić to mnie wyśmiali, że "za bardzo się martwię"...
Projekt jest na około 45 dni a ja mam ten i następny miesiąc do końca wypowiedzenia, i po prostu martwię się, że przyszły pracodawca nie będzie chciał jeszcze czekać kolejny miesiąc no i nie chcę tu siedzieć.
Rodzaj umowy b2b, outsorcing.