Interesuje mnie różnica między pożeraniem prądu przez laptopy a komputery stacjonarne.
W lapku mam zasilacz 90W, z tego co wiem laptop (prawie 3 letni, kupowany jako "najtańszy z grafiką") przy maksymalnym obciążeniu jest w stanie pobrać ~32W, więc zakładam, że ten "zapas" jest, żeby móc jednocześnie ładować baterię i pracować pod obciążeniem. Podczas "klikania w Internet" komputer bierze ~11W z tego co kojarzę.
Natomiast jest szansa, że w przyszłości dostanie mi się stacjonarka - i5 3.2ghz, 5770hd 1gb, 4gb ram i zasilacz corsair 600W.
No i właśnie. 600 WATT! Ta liczba mnie przeraża, toż to 20x więcej niż mój lapek bierze pod maksymalnym obciążeniem. W stacjonarce zapasu mocy na ładowanie być nie musi, i załóżmy, że komp głównie będzie używany do takiego "klikania", które w przypadku lapka kosztuje 3x mniej prądu. I teraz wychodzi mi, że taki komputer ciągnie 200W na "dzień dobry", za sam fakt, że jest włączony.
Czy to jest prawda? Czy spodziewać się mniejszego, a może większego zużycia?
Bo nie wiem czy będę mógł sobie pozwolić na codzienną pracę na stacjonarce, czy lepiej tylko młócić na niej w gierki, a potem wracać na laptop?