Sens ogłoszeń o pracę - czy ktoś mógłby mi wytłumaczyć jak debilowi?

0

Czy ktoś mógłby mi wytłumaczyć, możliwie prosto, gdyż mam zaćmę umysłową chyba jakąś, jaki jest sens ogłaszania się w tym stylu:

http://4programmers.net/Forum/Praca/178850-programista_cc++?p=738304#id738304

Przeciez to jest idiotyczne.. Jeśliby przestali [CIACH!] o sobie, jaką to oni nie są firmą HH/HR, tylko napisali wprost że szukają do Siemensa, to ani o CV, ani o "wymagania" w stylu znajomość BTS'ek czy stażu w C++, czy "profity" dot. "profesjonalnych" szkoleń, nikt by się nie zaśmiał.. Nie znam Siemensa, nie pracowałem tam nigdy, może maja kijowe szkolenia i premie, ale kurcze, fakt marki mimo wszystko pozwala trochę optymistyczniej spoglądać na "obiecanki" w ogloszeniu..

Czemu ciągle HH/HR nie podaje, dla kogo szuka ludzi? Przeciez to jest idiotyczne :| Regulacje prawne? ochrona klienta (Siemensa)? Umowy poufnosci? WTF?

1

To się nazywa "polityka firmy". Może umowa z klientem też tak jest skonstruowana, przecież te wszystkie outsourcingi robią same wstępny odsiew (przeważnie za pomocą gotowych testów które idą potem gdzieś do sprawdzenia przez specjalistę), a dopiero wybrańców kierują do właściwego pracodawcy.

A moim zdaniem, jest to instytucja tak samo niepotrzebna i pasożytnicza, jak np biuro nieruchomości pośredniczące przy wynajęciu stancji i

0

Jakby headhunter pisał dla kogo poszukuje kandydata, to pewnie część ludzi od razu zgłaszałby się do tej firmy, z pominięciem firmy HR.
Firmy HR przydatne są dla większych firm, bo ich usługi kosztują, które chcą wstępny odsiew zrobić. Chociaż moim zdaniem wiele firm HR ma tak idiotyczne pytania/testy, że nie wiem kogo one odsiewają. Chyba tylko kretynów podszywających się pod IT. No tak, oczywiście ja postrzegam je przez pryzmat pracownika IT, może bardziej sprawdzają się przy rekrutacji jakiś managerów czy coś, żeby zorientować się czy kolo to krętacz, który potrafi zwinnie klepać asystentki po pupie, czy ma cechy potrzebne do bycia managerem :)
Problemem firm HR jest to, że ich pracownicy (pracownice) nie mają często większego pojęcia o technicznych aspektach i jak zaczyna mówić im się o optymalizacji zapytań, planach wykonania, czy rzucać skrótami nowych technologii (które nie są wymienione przez potencjalnego pracodawcę jako wymagane) to widać przerażenie w oczach tych ludzi, a przynajmniej niezrozumienie, jakbym mówił po marsjańsku :)
Chyba firmy hr głównie skupiają się żeby pracodawcy dostarczyć kilkadziesiąt CV potencjalnych pracowników, zamiast kilkuset. Dzięki temu łatwiej mogą sami zrobić odsiew i w ciągu 2 tyg. umówić się z kilkunastoma wg nich najbardziej obiecującymi osobami.

0

Moja znajoma pracuje w pewnej agencji HR. Pewnego dnia przyszło jej prowadzić rekrutacje do małej firmy programistycznej. Zadzwoniła do mnie i wypytała się co oznaczają te wszystkie tajemnicze skróty i nazwy jak C++, bo chciałaby wiedzieć o co chodzi w tym wszystkim. Odpowiedziałem na jej pytania i sam się zapytałem, dlaczego nie zapyta się szefowej. Powiedziała, że szefowa sama ma mgliste pojęcie i używa słów, których sensu nie potrafi wyjaśnić (czytaj: tłumaczyła pewnie z wykorzystaniem wyklepanych na pamięć regułek). Wydaje mi się, że to doskonale odzwierciedla stan wiedzy technicznej osób z tej branży. Czasem odnoszę wrażenie, że panie z HR są do prowadzenia korespondecji, segregatorów z CV oraz przepytania w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej z języka angielskiego na temat "jak wyobrażasz siebie za 5 lat". Pewnie się jednak mylę ;)

0

Nie wiem, z jakimi hr-ami mieliście do czynienia, ale ja jeszcze nie widziałem, żeby osoba rekrutująca musiała mieć jakieś pojęcie o temacie. Zawsze najpierw było kilka pytan o dupę maryni (nie związane z branżą), a potem jednoznaczny test pisemny, który był wysyłany do "eksperta" - za kilka dni ekspert dzwonił aby przedstawić wyniki, popytać jeszcze o to i owo i zaprosić na rozmowę z osobą kompetentną, przeważnie już z firmy docelowej.

Ale byłem może tylko na 2 takich rozmowach, więc może akurat tak trafiałem

0

Ja zaliczyłem już myślę prawie 20 rozmów w firmach HR :) Panie w tych firmach głównie sprawdzają czy jako-tako mówi się po en (chyba że klient typowo polski i nie ma takiej potrzeby) oraz ogólnie orientuje się co z ciebie za ludź. Czy taki brudny odludek z kawałów o informatykach, czy normalny człowiek. Testów chyba nigdy u hr'a nie robiłem, dopiero u pracodawcy.
Pamiętam też że kilka razy takie świeżynki były tak zestresowane że język im się plątał :)
Głównie to takie firmy budują sobie bazy danych potencjalnych pracowników i jak przychodzi klient i mówi potrzebuję takiego, a takiego, to oni są w stanie w kilka dni dostarczyć mu listę kilkudziesięciu czy więcej potencjalnych pracowników. Okres rekrutacji skraca się. I chyba o to w tym chodzi.
Oczywiście pomijamy kwestie poszukiwania przez agencje HR bardzo wyspecjalizowanych pracowników, jakiś managerów, dyrektorów etc. Są takie które specjalizują się w tylko takich. I mając na myśli manager nie mówię o kimś pokroju PM, tylko kogoś bliżej dyrektora (często w zachodnich korporacjach manager jest równoważny polskiemu dyrektorowi).

0

W sumie z 6 rozmów kwalifikacyjnych już miałem i tylko na jednej miałem HRa. Jako, że nie szanuje tych ludzi, cięzko było mi to ukryć na rozmowie no i pracy nie dostałem ;D Ale w sumie dobrze bo to była słaba firma.

0
quetzalcoatl napisał(a)

Czy ktoś mógłby mi wytłumaczyć, możliwie prosto, gdyż mam zaćmę umysłową chyba jakąś, jaki jest sens ogłaszania się w tym stylu:

http://4programmers.net/Forum/Praca/178850-programista_cc++?p=738304#id738304

Przeciez to jest idiotyczne.. Jeśliby przestali [CIACH!] o sobie, jaką to oni nie są firmą HH/HR, tylko napisali wprost że szukają do Siemensa, to ani o CV, ani o "wymagania" w stylu znajomość BTS'ek czy stażu w C++, czy "profity" dot. "profesjonalnych" szkoleń, nikt by się nie zaśmiał.. Nie znam Siemensa, nie pracowałem tam nigdy, może maja kijowe szkolenia i premie, ale kurcze, fakt marki mimo wszystko pozwala trochę optymistyczniej spoglądać na "obiecanki" w ogloszeniu..

Czemu ciągle HH/HR nie podaje, dla kogo szuka ludzi? Przeciez to jest idiotyczne :| Regulacje prawne? ochrona klienta (Siemensa)? Umowy poufnosci? WTF?

To ja może powiem jak to wygląda w Krakowie.
Firmy szukają przez agencje osób na pozycje kontraktorskie(nie na zwykłe etaty)
Firmy z zagranicznym kapitałem mają zazwyczaj zupełnie inne finansowanie na kontraktorów.
Więc nie jest prawdą że "dowiem się dla kogo firma rekrutuje i sam się tam zgłoszę (bez posrednika)"
To niestety tak nie działa.
Co do podawania dla kogo rekrutują.Znacząca większość ma wyraźny zakaz publicznego ogłaszania dla kogo rekrutują(Co nie zmienia faktu że prywatnie mogą Ci już takie informacje podać i zazwyczaj podają)

I tak takie agencje zazwyczaj rekrutują dla dużych korporacji, bo tylko takie firmy na to stać.
Średnio dają widełki 4-9tyś więc jednak trochę więcej niż 5zł/h

0

Charakterystyczne dla wchodzących na rynek pracy przedstawicieli pokolenia Y są ich oczekiwania podczas rozmów kwalifikacyjnych. Chcą dużo i szybko, tracą pewność siebie dopiero po kilku nieudanych próbach zdobycia pracy.

  • Przedstawiciele generacji X unikali na rozmowach kwalifikacyjnych odpowiedzi na temat oczekiwanej wysokości zarobków, podawali je jako przedział kwotowy lub stawkę "do negocjacji". Ludzie z pokolenia Y na pierwszych rozmowach kwalifikacyjnych w swoim życiu mówią dokładnie, ile chcą zarabiać, podkreślając brak możliwości negocjacji słowami "nie mniej niż" - mówi Maryla Aftanasiuk-Stańczuk, brand manager image w Start People sp. z o.o., firmie rekrutacyjnej. - Podają też często kwoty przez siebie pożądane, ale nierealne z punktu widzenia pracodawcy. Młodzi handlowcy potrafią dopytywać się o szczegółowe dane czekających na nich samochodów służbowych oraz możliwości wykorzystywania pojazdu do celów prywatnych, oceniając na tej podstawie atrakcyjność oferty pracy.

oraz moje ulubione

Kariera zawodowa to dla nich środek do celu, jakim jest korzystanie z życia.

http://wyborcza.pl/1,91535,9690489,Wiecej_Y_w_pracy.html

0

O, ja nawet was nie czytam, ale wysunę taki pomysł - wprowadźmy rubrykę wypełnianą przy tworzeniu tematu "Zarobki", gdzie trzeba wpisywać ich zarobki, nie wpisanie = nie wysłanie (niepoprawna walidacja danych), wpisanie złej wartości - warnik i usunięcie ogłoszenia ; ]

0

Odkurzam nieco (najbliższy tematowi wątek, jaki znalazłem).
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,14368183,_Rzeczpospolita___Przyszly_urzednik_dowie_sie__ile.html
Jawne widełki - na razie w sektorze państwowym, a jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale kto wie..

0

Urzędnik urzędnik. Firmy prywatne za to - tam zawsze będzie samowolka. Wg mnie po pierwsze widełki powinny być, po drugie każdy powinien wiedzieć ile zarabiają wszyscy inni. Propozycja tego ostatniego zawsze wywołuje gromki krzyk sprzeciwu dyrektorów, kierowników i prezesów w każdej jednej firmie o jakiej słyszałem. Jedyny powód tego jaki jest to chyba taki, że niektórzy są faworyzowani - robią mniej a dostają więcej kasy. Gdyby tak nie było, to by nie było powodu sprzeciwiać się.

2

Hmm, o ile popieram podawanie widełek przy ogłoszeniach o pracę, o tyle wydaje mi się, że temat jawności wynagrodzeń w prywatnych firmach jest nieco bardziej skomplikowany.
Nie twierdzę, że jest to zły pomysł, ale podrzucę argument przeciwko takiemu rozwiązaniu - nie mam swojego zdania w tym temacie, chętnie zobaczę mój argument obalony i roztrzaskany o żelazną logikę :P

Trzy osoby, każda z nich pracująca na stanowisku "Programista", wcale nie muszą tyle samo zarabiać. Dlaczego? Ponieważ ich wydajność i umiejętności są różne. Ten, który robi więcej i lepiej, prawdopodobnie będzie zarabiał więcej. Ujawnienie pensji może wywołać w zespole niesnaski, bo osoby, które zarabiają mniej, będą się czuły pokrzywdzone. Duża szansa, że nie widzą tego, że są gorsi, a nawet jeśli widzą, to po prostu ten fakt ignorują - w końcu mają to samo stanowisko co ten zarabiający więcej. Jest duża szansa, że ich to również zdemotywuje (ku mojemu zdziwieniu, ostatnio się dowiedziałem, że motywacja negatywna bardzo często nie działa - niektórzy ludzie, zamiast się wziąć do roboty, gdy zostaną uświadomieni, że czegoś nie ogarniają - zaakceptują fakt, że są gorsi i będą jeszcze mniej wydajni).
Podsumowując, ujawnienie pensji może negatywnie wpłynąć na atmosferę w zespole i obniżyć wydajność pracy.

3
othello napisał(a):

Propozycja tego ostatniego zawsze wywołuje gromki krzyk sprzeciwu dyrektorów, kierowników i prezesów w każdej jednej firmie o jakiej słyszałem. Jedyny powód tego jaki jest to chyba taki, że niektórzy są faworyzowani - robią mniej a dostają więcej kasy. Gdyby tak nie było, to by nie było powodu sprzeciwiać się.

To niekoniecznie jest faworyzowanie, po prostu zależy od dogadania się z pracodawcą podczas negocjacji, a więc tego jak się człowiek potrafi "sprzedać". W efekcie nie ma związku między umiejętnościami i wydajnością pracy, a zarobkami. Np. u mnie w robocie przeciętny programista może zarobić dwa razy więcej niż wymiatacz, i podejrzewam, że to nie jest jakiś wyjątek.
Gdyby pensje były jawne, to ludzie by się porównali z innymi, i zaczęli więcej żądać, więc szefostwo miałoby mniej kasy, a tak to mogą żerować na ludzkiej naiwności.

1

ponoć w Norwegii, chociaż ja się nie znam... tam każdy może każdemu w pita zaglądnąć.

0

Jawność zarobków w firmach tylko spowoduje, że ludzie będą przechodzić masowo na DG. Stety-niestety Polska to trochę inna kultura niż USA i tu chwalenie się zarobkami nie jest mile widziane.

0
Koziołek napisał(a):

Jawność zarobków w firmach tylko spowoduje, że ludzie będą przechodzić masowo na DG.

Ewentualna jawność zarobków powinna także DG dotyczyć, inaczej byłoby to bez sensu.

0
somekind napisał(a):
Koziołek napisał(a):

Jawność zarobków w firmach tylko spowoduje, że ludzie będą przechodzić masowo na DG.

Ewentualna jawność zarobków powinna także DG dotyczyć, inaczej byłoby to bez sensu.

Tyle tylko, że umowa podpisana na DG to umowa firma-firma i nie widzę powodu by tylko DG musiały mieć jawne ceny. Trzeba by ujawnić ceny wszystkich umów... a to raczej nie przejdzie.

1

Pracodawcy nie podają widełek, a kandydaci piszą bajki w CV. No i kto jest gorszy? Dobry kandydat traci czas na rekrutacji, bo firma oferuje zbyt niską płacę, a firma traci czas na rekrutacji, bo większość kandydatów pisze bzdury w CV.

Stety-niestety Polska to trochę inna kultura niż USA i tu chwalenie się zarobkami nie jest mile widziane.

To jak w kawale z diabłem i kotłami (np tutaj: http://nawyksukcesu.blogspot.com/2011/08/dowcip-z-moraem.html )

Taka mentalność niestety - jak ktoś ma kasę to większość ludzi twierdzi, że to dzięki znajomościom, oszustwom, wyzyskowi itp itd

1

Jawność zarobków w firmach tylko spowoduje, że ludzie będą przechodzić masowo na DG
Uważam, że nie powinno być w ogóle pojęcia „umowy o pracę”, a tylko kontrakty na DG.

Zrównuje to też pod względem prawnym "pracodawcę" i "pracownika". Umawiają się na co chcą, jak chcą i za ile chcą.
Obecne prawo na siłę uszczęśliwia pracownika, pragnąc oczywiście wyłącznie jego dobra, w wyniku czego tego dobra zostaje mu bardzo mało.

0
Azarien napisał(a)

Uważam, że nie powinno być w ogóle pojęcia „umowy o pracę”, a tylko kontrakty na DG.

To akurat jest głupota, ponieważ DG jest w Polsce mocno wypaczonym sposobem współpracy. Generalnie jak by się ktoś w PIPie uparł to by się posypały kary dla firm, bo zazwyczaj DG to zwykłe świadczenie pracy tyle tylko, że bez otoczki prawa pracy.

0
Azarien napisał(a):

Zrównuje to też pod względem prawnym "pracodawcę" i "pracownika". Umawiają się na co chcą, jak chcą i za ile chcą.

I każdy robotnik w fabryce albo pani w przedszkolu ma prowadzić swoją firmę?

Obecne prawo na siłę uszczęśliwia pracownika, pragnąc oczywiście wyłącznie jego dobra, w wyniku czego tego dobra zostaje mu bardzo mało.

Szkoda tylko, że większość ludzie woli mieć ten ośmiogodzinny dzień pracy, gwarantowany urlop i możliwość pójścia na zwolnienie lekarskie niż raj na kontrakcie.

Koziołek napisał(a):

Generalnie jak by się ktoś w PIPie uparł to by się posypały kary dla firm, bo zazwyczaj DG to zwykłe świadczenie pracy tyle tylko, że bez otoczki prawa pracy.

PIP chroni tylko pracowników etatowych, nie ludzi na kontraktach, więc nic tu nie wskóra. Prędzej ZUS i UKS mogłyby chcieć odebrać należne pieniądze.

0

PIP wskóra, bo jest takie coś jak umowa mająca cechy charakterystyczne umowy o pracę (stałość miejsca i czasu, materiały dostarczone przez pracodawcę i jeszcze kilka innych). Wtedy PIP traktuje taką umowę jak umowę o pracę i wali kary.

0
Koziołek napisał(a):

PIP wskóra, bo jest takie coś jak umowa mająca cechy charakterystyczne umowy o pracę (stałość miejsca i czasu, materiały dostarczone przez pracodawcę i jeszcze kilka innych). Wtedy PIP traktuje taką umowę jak umowę o pracę i wali kary.

W przypadku umów cywilnoprawnych, to może i mogą coś zrobić. Ale w przypadku umowy między dwiema firmami? Zdarzyło się coś takiego kiedykolwiek?

0

@somekind jeśli jedna z tych "firm" to jest jednoosobowa działalność gospodarcza to mogą i wydaje mi się że jednak robią ;) Szczególnie że mogą dzięki temu podreperować budżet kraju ;]

3

PIP wskóra coś jedynie w sytuacji gdy pracujesz na działalności dla byłego pracodawcy (byłeś na etacie a przeszedłeś na działalność i wykonujesz te same obowiązki ==> samozatrudnienie) lub sam się poskarżysz. Wątpliwe, by ktoś się skarżył - raczej ten rodzaj zatrudnienia wybiera się świadomie.

Jest duża szansa, że ich to również zdemotywuje (ku mojemu zdziwieniu, ostatnio się dowiedziałem, że motywacja negatywna bardzo często nie działa - niektórzy ludzie, zamiast się wziąć do roboty, gdy zostaną uświadomieni, że czegoś nie ogarniają - zaakceptują fakt, że są gorsi i będą jeszcze mniej wydajni).

To ja dam argument przeciw - a czy ty chcesz mieć taką wyjątkowo odstającą w dół osobę w zespole? Kto pracuje coraz mniej wydajnie, powinien zostać zwolniony!
A teraz właśnie widzę taki problem, że niektórzy nawet nie wiedzą, jak mało dla firmy znaczą. Nie mają świadomości, że są mało wydajni, nie wiedzą czemu zarabiają tak mało, i nie mają pojęcia, jak źle ich zarobki wypadają na tle innych. Powstaje frustracja i niepewność. Może taka osoba, gdyby wiedziała - rzuciłaby tą pracę w cholerę i poszła gdzieś, gdzie ją docenią? A może doszłaby do wniosku, że chyba nie jest zbyt dobrym programistą i czas się przekwalifikować na spawacza? Sory, ja wolałabym wiedzieć, że jestem beznadziejna/niedoceniana.

Podoba mi się idea jawnych zarobków, ale najlepiej w wariancie widełek, tzn. ile najmniej/najwięcej można zarabiać na danym stanowisku. Nie jest mi potrzebna wiedza, ile zarabia ta konkretna osoba co siedzi na przeciwko mnie, ale fajnie by było wiedzieć, jak moje zarobki ogólnie w firmie się plasują.

0

@aurel, no nie do końca "wybiera się". Niestety czasami ludzi się do tego zmusza. Swoją drogą taka ciekawostka - Polska jest na pierwszym miejscu w Europie jeśli chodzi o przedsiębiorczość wśród kobiet. Mamy najwięcej pań - właścicieli mikro firm... większość w branży serwisu sprzątającego.

Wracając do tematu jawności zarobków, bo jakoś się o tym nie wypisałem :)

Moim zdaniem pomysł nie jest najlepszy. Z kilku powodów:

  • w firmach na chwilę obecną istnieją już regulaminy płac gdzie podane są widełki. Szczegóły nie są w taki przypadku istotne.
  • większym problemem są niejasne zasady wynagradzania dodatkowego - premii, bonusów itp. Jeżeli system jest jasny to w połączeniu z ww. regulaminem pensje są w zasadzie jawne.
  • Co w przypadku "mieszanego" systemu zatrudnienia - etat+umowa cp? Czy jawność obejmuje tylko etat czy też wszystko razem?

In plus i w pewnym sensie jako obowiązkowe można by wprowadzić ujawnienie zarobków urzędników, ale z zastrzeżeniem anonimowości! Inaczej może okazać się to bardzo problematyczne.

Przy okazji urzędników - śmiesznie będzie jak ujawnią zarobki. Jak pracowałem w MSWiA to pensja wraz z dodatkami (w wysokości ~130% pensji) oscylowała w okolicach 3,5k... śmiech na sali.

0
Koziołek napisał(a):
  • w firmach na chwilę obecną istnieją już regulaminy płac gdzie podane są widełki. Szczegóły nie są w taki przypadku istotne.

W państwowych owszem, ale w prywatnych? No chyba, że w korporacjach tak jest.

In plus i w pewnym sensie jako obowiązkowe można by wprowadzić ujawnienie zarobków urzędników, ale z zastrzeżeniem anonimowości! Inaczej może okazać się to bardzo problematyczne.

W sumie, to to trochę bez sensu, bo teraz też się można dowiedzieć, ile średnio zarabia urzędnik na danym stanowisku.

0

@somekind

z przepisów:

Pracodawca musi ustalić regulamin wynagradzania, w przypadku gdy:

Jesli chodzi o urzędników to dowiesz się tylko o pensjach tych, którzy sprawują swoje stanowiska w wyniku wyborów, czyli "politycznych". O zwykłych zapomnij.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1