Welcome Singapore!

0

apropos, tak stwierdzam ze wy w ogóle nie jestescie opaleni, tzn ty moze troche, ale twoja luba wcale :) siedzicie caly czas w cieniu? :)

0

Te miseczki nie zawieraja zupy, choc sa takim jakby rosolkiem - to raczej przystawka niz osobne danie posliku. Czasem serwowane z cebulka lub szczypiorkiem, czasem algami, czasem jakas zasmazka, a czasem bez niczego; zaleznie gdzie i do czego zamawiasz.

Lody, choc moze wygladaja dziwnie, byly przepyszne. Dzis tez sprobowalismy takich deserow lodowych o smaku truskawkowym oraz "ice jelly with coctail" czyli z galaretka i koktailem owocowym, oba doskonale.

Jak chodzi o opalenizne, mimo, ze Singapur jest wyspiarskim krajem tropikalnym (a moze wlasnie dlatego), wiekszosc dnia nie jest spedzana w smazacym sloncu, a zachmurzenie jest bardzo duze. Nawet kiedy swieci mocno, wiekszosc dnia spedza sie w klimatyzowanych biurach i ciezko nabrac tam brazowawego koloru skory.

Wczoraj wrocilem ze wspomnianej delegacji w Malezji. Ogolnie trafilo mi sie kilka zabawnych i ciekawych przygod.

W poniedzialek do pracy udalem sie z moja walizka na podroz (uradowany, ze nie potrzebowalem wziac zbyt wiele rzeczy i byla lekka). Jak sie okazalo, musialem wydrukowac dokumentacje na podroz i ciezar laptopa, i trzech pelnych ryz papieru + atrament dodaly sie do mojego ladunku na tyle znacznie, ze cieszylem sie, iz torba ma rolki i nie musze jej dzwigac.

Z pracy urwalem sie szybciej, by zdarzyc na lotnisko. Tu zaczely sie moje problemy. Pracuje w centrum kraju, a lotnisko jest skrajnie na wschodnim wybrzezu. Znalezienie taksowki okazalo sie graniczyc z cudem, bo, gdy tylko zatrzymywala sie jakas i odpowiadalem, gdzie chce sie udac, kazdy z taksowkarzy odpowiadal mi, ze konczy sie zmiana poludniowa i nie bedzie jechal na tak dalekie dystanse. W koncu jednak znalazlem dobra taksowke i droga na lotnisko minela mi bez przeszkod.

Na lotnisku nie udalo mi sie wymienic singapurskich dolarow na malezyjskie ringgity i zalozylem, ze wymienie je na miejscu. Potem czekanie na lot, podroz do Kuala Lumpur, czekanie na przesiadke do samolotu krajowego, przelot do Kuantan. Lotnisko w Kuantan jest raczej skromnym portem. Okazalo sie, ze w KL na drodze miedzy terminalem miedzynarodowym a krajowym nie bylo zadnego kantoru, a do Kuantan przybylem po polnocy, kiedy wszystko, poza stanowiskiem zamawiania taksowek, bylo pozamykane. Za taksowke musialem zaplacic w walucie lokalnej, ktorej przy sobie nie mialem. Uratowalo mnie tylko szczescie, ze nieopodal stal bankomat, ktorym, rzecz jasna, moglem ze swojego konta wyplacic pieniadze w walucie lokalnej; a wyplacic musialem sporo, bo udac sie mialem duzo dalej: podroz taksowka trwala okolo poltorej godziny.

Pokoj hotelowy w resorcie czterogwiazdkowym byl satysfakcjonujaco komfortowy. Szczesliwie, w recepcji hotelu moglem wymienic waluty i zamowic na drugi dzien taksowke na godziny poranne (przed wpol do dziewiatej). Potem goraca kapiel, filizanka herbaty i szybko spac, by rano wstac do pracy w stanie przytomnym.

Sniadanie (oplacone w cenie pokoju) w wielu hotelach tej klasy wyglada zazwyczaj tak samo: stol szwedzki, czyli masa rozstawionych smakolykow. Malezja jest krajem muzulmanskim, a wiec cale jedzenie jest halal, co oznacza, ze nie tylko nie zawiera wieprzowiny, czy substancji mogacych prowadzic do odurzenia (na przyklad rzeczy nie sa smazone z uzyciem jakiegokolwiek alkoholu), ale takze jest przygotowywane w miejscach i przez ludzi nie majacych ze wspomnianymi skladnikami kontaktu. Wybor ogromny, od jadla miedzynarodowego: dzemy, sery, tosty, jajka, owsianki, soki, owoce, po rzeczy bardziej lokalne jak parowki smazone w ziolach z cebula i ostra papryka (pycha!), duszone miesa (na ogol drobiowe), makarony czy zielony i pomaranczowy (z powodu dodatkow rzecz jasna) ryz. Niebo dla podniebienia!

Potem taksowka do pracy. Wlasciwie kazdy z trzech dni w biurze wygladal podobnie. W Malezji kompletnie wszystko zalatwia sie przy jedzeniu. Jeszcze na dobre nie weszlismy do sali konferencyjnej, a juz przynoszono miseczki: a to z czyms co smakowalo jak ciasto biszkoptowe, ale mialo kolor fioletowy lub jaskrawo zielony; a to z doskonalym daniem zwanym (nie wiem jak to sie prawidlowo pisze) ciuciur [geste ciasto nalesnikowe w formie kulek wrzucane na wrzacy olej; podawane z ostrym sosem chilli], a to jakies nudle... i do wszystkiego kawa albo herbata podawana z cukrem i smietana. To byla tylko przekaska, bo potem - kolo godziny pierwszej - udawalismy sie na lunch w stolowce firmowej: pelen wybor w stylu ryz plus jakies miesko, rybka, osmiornice, ziemniaczki, warzywka, salatki. Ciekawym punktem byly napoje, bo pierwszego dnia dostalismy herbate cytrynowa z mlekiem, drugiego kompot wisniowy z lodem, a trzeciego jakis sok. Po powrocie do sali konferencyjnej znow na stole stalo jedzenie :|

W Malezji (szczegolnie tam gdzie bylem, nad Morzem Chinskim) kazdy prawie ma samochod. Co prawda domy to takie drewniane chatki w srodku palmowej dzungli, ale przed kazda stoi jakies, chocby i stare, auto. Nic dziwnego zatem, ze w rejonach innych niz hotelowe taksowke uswiadczyc jest bardzo ciezko. Szczesliwie dla mnie moj gospodaz dwukrotnie mnie odwiozl do hotelu wlasnym autem, a raz zdarzyla mi sie zabawna historia. Otoz w ostatni dzien, jako ze skonczylismy godzine szybciej, a moj gospodaz mial jeszcze pilna robote, stwierdzilem, ze jakos dotre do resortu samodzielnie. Dzwonienie do hotelu byloby bez sensu, bo czekanie, az stamtad przyjedzie jakies auto zajeloby bardzo duzo czasu. Staralem sie idac kawalek wzdluz glownej drogi zlapac taksowke. Po dluzszej drodze zatrzymala sie taksowka z bardzo sympatycznym kierowca. Odwiozl mnie do hotelu, a na pytanie ile place odpowiedzial: "ile pan da". Nie wiedzac troche jak sie zachowac odpowiedzialem, ze zwykle za trase hotel-biuro, ktora najkrotsza nie jest, place 40 ringgit (okolo 40 zlotych), ale jako, ze kawalek juz sobie podszedlem, dam 30. Odpowiedzial mi, ze to troche duzo i czy na pewno chce dac tyle. Stwierdziliem, ze normalnie i tak, zamawiajac z hotelu, zaplacil bym wiecej, wiec te 30 jest uczciwa propozycja.

Popoludnia spedzalem moczac nogi w morzu, pijac goraca czekolade czy ogladajac telewizje.

W piatek mialem z Kuantan wylot po 10 rano, wiec na lotnisku znalezc musialem sie okolo 9, wiec taksowka musialem wyjechac okolo 7. Moj problem polegal na tym, ze o 7 tez rozpoczynano serwerowanie sniadania, a ciezko byloby wytrzymac pol dnia podrozy bez zjedzenia czegokolwiek. Udalo mi sie (moim czarujacym usmiechem :) ) przekonac obsluge, by zaczeli sniadanie kilka minut wczesniej niz zwykle. Podroz z powrotem do Singapuru minela spokojnie i bez wiekszych przygod.

W Singapurze na lotnisku trafilem na jakas Brytyjke z corka, ktorym pomoglem skorzystac z metra i podjechac do centrum, a sam udalem sie dalej - do biura, gdzie czekala mnie jeszcze czesc dnia w robocie.

Tak oto szczesliwie (bo klient byl zadowolony z rezultatow mojej wizyty w swoim oddziale) zakonczyla sie moja podroz do Malezji.

0

Na czym dokładniej polegał cel twojej wizyty w Malezji? Wybacz moją ciekawość ;-)

0
Szczawik napisał(a)

Jutro rano do pracy, a potem z pracy urywam sie szybciej, by dotrzec na lotnisko - do piatku bede siedzial na delegacji w Malezji, wdrazajac oprogramowanie i szkolac ludzi.

Podsumowujac: instalacja + SAT - Site Acceptance Testing + zapoznanie uzytkownikow z systemem.

Dopisane:

Jeszcze dodam taka mala anegdotke. W czasie lunchu spedzalem mase czasu na dyskusjach z moim gospodarzem na rozne tematy, miedzy innymi na temat chust kobiet muzulmanskich. W Malezji, poza duzymi miastami, znalezienie kobiety bez chusty przykrywajacej glowe oznacza albo ze jest turystka, albo ze ktorys z jej rodzicow nie pochodzi z Malezji. Owa chusta jest jednak bardziej rekwizytem ubieranym kulturowo niz religijnie (podobno na youtube mozna znalezc filmiki kobiet, ktore przed kamera uprawiaja seks, oczywiscie w chustach; i gdziez tu poboznosc malezyjska).

Kraj rzekomo ma znaczne problemy z prostytucja (glownie w rejonach niedalekich od granicy z Tajlandia) i narkotykami, ale przede wszystkim z legalnymi srodkami odurzajacymi (alkohole, kleje, lakiery, itp, itd), po ktore siega bardzo duza czesc mlodziezy.

Wiekszosc duzych firm w Malezji w swoich budynkach ma kaplice modlitewne, do ktorych ludzie kilka razy dziennie przychodza odmowic modlitwe. Dodatkowo w piatek w godzinach popoludniowych sami mezczyzni maja odmawiac dodatkowa polgodzinna modlitwe. Poniewaz bylem w jednej z trzech prowincji, gdzie pracuje sie od niedzieli do czwartku, a nie od poniedzialku do piatku, mezczyzni, aby nie byli stratni, bo nie dostaja owych 30 minut wolnych w piatek, w czwartki mieli prawo konczyc pol godziny szybciej niz w inne dni.

0

A jak wyglada w pracy? Slyszalem, ze praca od rana do wieczora i zero jakiegos poczucia humoru i wesolosci. Zarabianie pieniedzy jest dla nich celem zycia... Takie wyobraznie wydaje mi sie glupie i bezpodstawne, ale niestety nie mialem osobiscie stycznosci z kultura azjatycka wiec dlatego pytam.

0

Hej.
W polsce duzo sie mowi o recesji, o stagnacji, wzroscie bezrobocia w ostatnich miesiach, zamykaniu zakladow pracy.... Sam proboje zalatwic kredyt (150 000zl) na inwestycje i juz w 3 bankach mi odmowili. W paru wycofali sie <ort>w ogóle</ort> z kredytow inwestycyjnych o leasingu moge zapomniec, bo chce sprzet sprowadzic. Rok temu bez problemu bym taki kredyt dostal.

Jak wyglada w singapurze kryzys? czy <ort>w ogóle</ort> jest?

W Polsce media o tym caly czas trabia, za mocno jest rozdmuchany. Wg mnie duza panika, patrze na inne firmy i wszyscy maja na ustach "kryzys", "co bedzie dalej?".

no i kursy walut, zlotowka mega slaba

0

Jesli chodzi o prace, to nie powiem, ze mam jakos bogate zrodlo doswiadczenia. Patrzac na firme mojej zony, praca od rana do wieczora (wlasciwie nocy) jest na porzadku dziennym. Jesli chodzi o mnie, ani razu nie zdarzyly mi sie nadgodziny - czyli dzien w dzien 9 godzin (w tym godzina na lunch) i basta; nie mowie, ze sie nie zdarzy, ale codziennoscia nie jest.

Zero poczucia humoru? Przy mojej obecnej firmie, moja poprzednia z Polski, w ktorej pracowalo mi sie bardzo, bardzo sympatycznie, wydaje sie grupa smutasow, zajetych wlasnymi sprawami. Tutaj dzien bez zarzucenia przez kogos zartem lub podeslania zabawnego emaila jest dniem straconym. Atmosfera jest przesympatyczna, a w niej robienie swojego przestaje byc przykrym obowiazkiem. Ta godzina na lunch w srodku dnia nie tylko pozwala zrobic sobie przerwe od zajecia, ale pogadac, chocby o glupotach, czy po prostu wspolnie spedzic czas wcinajac cieply posilek. ... a w ciagu ostatniego pol roku imprezowalem chyba czesciej niz przez cale moje zycie w Europie (no, do specjalnych imprezowiczow nie naleze, ale kazdy czasem musi sie zrelaksowac; chocby jutro).

O kryzysie to sie slyszy, ze najmocniej dotyka Europe Srodkowa i Wschodnia. W mojej pracy w tym okresie zwolniono jedna osobe (wlasciwie nie przedluzono jej okresu probnego, ale byla to raczej decyzja biznesowa - etat przestal byc potrzebny, niz ekonomiczna); a zatrudniono 4 (z czego 2 zaczna w ten lub nastepny poniedzialek). Dodatkowo akcje naszej firmy polecialy w gore, wiec chyba jestesmy na wlasciwej stronie owej hustawki.

Waluta nie zmienia sie wiele, ceny tez nie specjalnie. Troche mnie boli, ze - o ile Singapur nie zgarnie ze mnie ani dolara podatku - Polska wezmie 30% z mojego znacznie wyzszego niz w ojczyznie zarobku, bo 183 dni od przyjazdu tutaj minelo dopiero w nowym roku podatkowym :/

Gdybym przybyl tu dwa miesiace wczesniej, stracilbym wczesniej polska rezydencje podatkowa i nie zabraliby mi tak ogromnej kwoty. Bywa...

Tak wspomne przy okazji, ze w nadchodzacym tygodniu znow jade do Malezji, tym razem do KL na negocjacje z klientem.

0

na tvn biznes wspomnieli o Singapurze, że w ramach kryzysu pierwszy raz od jakiegoś czasu wydadzą część 10% nadwyżki budżetowej. Na... obniżkę podatków. Jedyny normalny kraj?

0

nadwyżki budżetowej? :D pierwszy raz slysze takie pojecie ;)

0

:d

0

@Szczawik:

Zgodnie z powyższymi - bardzo miło czyta się Twoje relacje, wiele można się dowiedzieć. Oby tak dalej! :)

Wyczytałem, iż bezrobocie jest bardzo niskie. Po Twoich postach na forum widać, że pojęcie o tym co robisz masz nie małe, ukończyłeś też studia i możesz pochwalić się poważanym certyfikatem oraz doswiadczeniem w zawodzie.

A gdybyś tak odjął sobie trochę od wykształcenia (tzn. zakładam, że masz masz mgra, jeśli nie, to nie odejmuj nic ;) ), zapomniał o Oraclu, a za doświadczenie uznał nie cztery lata, a góra rok... to jak myślisz - jakiego rodzaju zatrudnienie byś znalazł? Dużo słabsze? Czy może w ogóle nie wpuszczono by Cię do kraju? ;)

0

Magistra mam... ale gdybym nie mial, nie dostalbym w ogole EP (Employment Pass), zwlaszcza teraz, gdy jest "kryzys" (to chyba slowo klucz w ostatnich miesiacach). Jakis czas temu pisala do mnie z Polski dziewczyna (nazwijmy ja "roboczo" Anna), ktora nota bene niedlugo przybedzie do Singapuru, o tym, ze, mimo pomyslnie przebrnietych w Warszawie rozmow kwalifikacyjnych, magistra i pewnego doswiadczenia, firma (bankowosc) wycofala sie z negocjacji, bo stwierdzili, ze moga miec problemy ze zdobyciem dla niej EP i dlatego lepszy bedzie ktos z rynku lokalnego.

Z drugiej strony wiele osob chwali sie tu masa certyfikatow (w stosunku do zarobkow, a przeciez kosztuja tyle co w Polsce, sa tanie), z ktorych nie pamieta kompletnie nic. Magister nie jest tu standardem, wiele osob konczy na "bachelor degree" (inzynier/licencjat), a magistra dorabia sobie juz w trakcie pracy (na przyklad zaocznie). Ale kraj broni sie przed nisko wykwalifikowana kadra (czy to z Malezji, Indii, Chin... nie pisze z Europy, bo jesli ktos inwestuje ogomne pieniadze w bilet lotniczy, to zakladam, ze nie jest hydraulikiem).

Na razie sytuacja bardzo nie sprzyja przyjazdowi. Specjalisci z rozpoznawanymi kwalifikacjami sa zawsze pozadani, ale firmom nawet nie zalezy na braniu pod uwage obcokrajowcow, gdy Ci nie moga zaoferowac niczego nieosiagalnego na tutejszym rynku pracy. W duzej mierze to wina Ministerstwa Pracy (MoM), ale taki wlasnie mialo cel - pobudzic rynek lokalny. W konsekwencji osobom takim, jak Anna, trudniej szukac tu zarobku.

Zmienie na chwile temat - kilka postow powyzej pochwalilem sie, ze nie musialem robic nadgodzin... chyba przedwczesnie: od poniedzialku siedze kazdego dnia 3 godziny dluzej, bo za niewiele ponad tydzien klient przyjezdza juz na testy akceptacyjne, a produkt jeszcze nie gotowy (nie mowiac, ze nie przetestowany przez nas).

Dopisane:

Jakis czas temu na necie znalazlem taki oto komentarz do niniejszego tematu. Moze nalezy sie kilka slow wytlumaczenia.

Zacznijmy od tego, ze rzeczywiscie mam 24 lata. Nigdy wczesniej nie bylo mnie stac na to, by (studiujac i pracujac w tym samym czasie) podrozowac, ani po Polsce, ani po swiecie. Dodam, ze wyjechalem z Polski kilka miesiecy po tym, jak obronilem tytul magistra (za niecaly miesiac minie dopiero rok od mojej obrony). Zarowno certyfikat jezykowy, jak i Oracle (ktory, jak na moj owczesny budzet, byl sam w sobie dla mnie kosztowny) zrobilem, by za granica, w przypadku nie uznania mojego dyplomu (bo kto mi zagwarantuje, ze kraj odlegly o prawie rowne 10000km wie, czym jest i jaki poziom reprezentuje Politechnika Opolska), moc wykazac kwalifikacje, na ktore pracowalem wiele lat. W kraju pracowalo mi sie dobrze i na to nigdy nie narzekalem; szczerze mowiac, po 4 miesiacach, bo tyle (na okresie probnym za szeroko dyskutowana kwote) mialem okazje miedzy obrona a wyjazdem przepracowac po raz pierwszy na pelnym etacie, ciezko bylo mi rozstac sie z firma, w ktorej czulem sie bardzo dobrze.

Z Polski nie wyjechalem za pieniedzmi. Rownie dobrze, za 200PLN zamiast kilku grubych tysiecy, moglem kupic sobie bilet do Niemiec czy Anglii, a nie na drugi koniec swiata. Przyjechalem tu glownie za przygoda i to wlasnie opisuje.

To, co mozecie znalezc w tym i wczesniejszych postach, jest moim prywatnym komentarzem do moich obserwacji. Zaden chyba mlody czlowiek, a takich zapewne na forum wielu, ktory dziennie studiuje i utrzymuje sie w znacznej mierze z wlasnych pieniedzy nie moze sobie pozwolic na czterogwiazdkowy hotel biznesowy w stolicy, latanie raz w miesiacu za granice - nie dziwcie sie, ze cieszy mnie i pozytywnie zaskakuje tyle detali. Co z tego, ze mozna je doswiadczyc w Polsce; ja mam przyjemnosc trafic je tutaj. Oczywiscie, ze jest tu bieda, slumsy, wytkiete domy z kartonow czy, bardzo widoczne w Malezji, slady po blotnych urwiskach. Ale nie jest to otoczenie, w jakim obracam sie na codzien. Opowiadam o rzeczach, ktore dla mnie sa ciekawe, majac nadzieje, ze kogos to zainteresuje.

Mowiac w skrocie: za krytyke dziekuje, slodze za bardzo - coz... nie obiecywalem obiektywnej relacji.

A co do paczkow... jesli ktos z Europy nie mial okazji wyjezdzac, to byc moze nie zna czegos, co wyglada jak zielony dzem (kaya; przepyszne), tak, jak dla ludzi tutaj dzem z rozy (jakze popularny w Polsce!) czy wrecz tlusty czwartek sa pojeciami abstrakcyjnymi. Dlatego wlasnie o tym opowiadam...

0

szczawik nie przejmuj się trollami, nam tutaj czyta sie Twoje wypowiedzi calkiem przyjemnie, brzmi to wszystko jak z innej bajki wiec czekamy na wiecej :) kiedys kazdy sluchal z szeroko otwartą gębą znajomego z Anglii a ze jest globalizacja teraz przyszlo na Singapur :D

0

Pozwole sobie z wspomnianej dyskusji przytoczyc pewien cytat:

mciej napisał(a)

[...] wyjechał z równikowego buszu prosto do NASA nadzorować starty wahadłowców [...]

Zamienilem sklejanie stronek internetowych na pisanie oprogramowania dla tankowcow i terminali nafotwych Petronas oraz BP (bo dokladnie tym w tym i zeszlym miesiacu sie zajmuje). Nie oszukujmy sie, Opole metropolia nie jest (w lecie jak studenci rozjada sie do domow, to ulice pustoszeja), przez co ta analogia jest chyba dla mnie az zbyt oczywista.

0

Ja akurat nie jestem zaskoczony tym, ze pojawiaja sie takie wpisy jak na tamtym forum.... zawsze w sytuacji, gdy wyrazasz publicznie swoje zdanie na jakis temat, swoje wrazenia itd znajda sie oponenci, a nawet tacy ktorzy beda na ciebie pluc ile wlezie

Zreszta widac po postach - w gruncie rzeczy ich wymowa jest taka "a ja widzialem jeszcze wiecej", "a ja bylem jeszcze dalej", "a to wyksztalciuch, a tacy sa dziwni" itd... jednym slowem zazdrosc, frustracja... przypomina mi sie odcinek Świata wg Kiepskich o "kopaniu w dupe" magistrów - jednak to życiowy serial :P

Nie to ze jakos mocno bronie ktorejs ze stron - ot, obiektywne zdanie, taka jest mentalność ludzka (a zwlaszcza polska) i tyle. Robotnik zawsze pluje na "wyksztalciucha", zreszta wystarczy sobie wyobrazic - przychodzisz up... z roboty, jutro znow zap... od rana do wieczora tak ze nawet sie nie wyprostujesz, a tu czytasz, ze jakis magisterek zachwyca sie jak mu to w singapurze dobrze, a nigdy zadnej roboty "nie robil" bo to ty zapierdalasz na wół a nie on.. zyjesz w innym swiecie.. wiec sie wkurzasz i wylewasz żale na forum... tyle

0

Taaaa... Wiekszosc ludkow 'gdzie to ja nie bylem' byla moze w paru miejscach, nie dluzej niz na wycieczke i to zwykle za kase rodzicow. Znawcy zycia, nie ma co.

@Szczawik: olej trolli, kazdy normalny pozazdrosci, ale bez wyrzucania frustracji ;)

0

Od czasu zagladne w ten topic i poczytam relacje, ale mowiac szczerze nie naleze do tych ktorzy zazdroszcza Szczawikowi, jak juz ktos wspomnial zarabiac dobrze w Polsce naprawde tez sie da, a dodatkowo Szczwik probuje nam uswiadomic ze nie wyjechal dla pieniedzy - wobec tego co ? zagraniczna podroz zycia? ... kilka informacji ktore tu sie pojawily byly bardzo ciekawe dla mnie, chociaz naprawde azjatycka kultura mnie zupelnie nie interesuje, pozdrawiam

0

Bo ludzie dzielą się na tych, którzy lubią zwiedzać, oglądać, doświadczać i tych, którym znajoma okolica wystarczy. Osobiście byłem na dwóch wakacyjnych praktykach i muszę potwierdzić co pisze Szczawik, że wtedy żyje się pełniej, doświadcza więcej. Zupełnie nowe otoczenie sprawia, że trudno się nudzić. Wspaniale, że możesz to przeżywać ze swą drugą połówką.

Jak napisałem, nie zrozumie tego osoba, dla której ważna jest pozycja w grupie swoich, nie lubiąca nowych środowisk. Nie lubiąca podróżować.

Nie pamiętam czy napisałeś dlaczego wybór padł na Singapur i jak się do sprawy wyjazdu zabrałeś?

0

T-800 przecież Szczawik pisał, że i tak chciał wyjechać z żoną z Polski, wybrali Azję, a padło na Singapur, bo mieli fajne prawo wizowe... Nie zauważyłam, żeby czymś się chwalił, tym bardziej nie zauważyłam, żeby kiedykolwiek pisał cokolwiek o pieniądzach (nie pytany)... [???]
Po prostu pisze jak tam jest,i to na nasze życzenie, za co jestem bardzo wdzięczna [green]

Szczawik nie przejmuj się nimi, a nawet nie marnuj czasu na czytanie tych komentarzy.. Oni udają, że w Polsce jest najlepiej na świecie, a wszyscy dobrze wiemy, że tak nie jest.. Osobiście kocham mój kraj i wiem jak jest, aż tu nagle okazuje się, że Polska to kraj mlekiem i miodem płynący, wszyscy zaraz po studiach zarabiają mialiard na miesiąc i stać ich na co miesięczne wypady do Tajlandii (wiadomo na co ;] )... To są komentarze rodem z onetu, a myślałam, że tam dzieci siedzą i wypisują te brednie, ale okazuje się, że większość osób w Polsce ma troche niepoukładane, i ta zazdrość to jednak nasza narodowa cecha :-(
no cóż.. ;-)

nie przejmuj się i nie czytaj tego więcej :)

0
czytelniczka napisał(a)

T-800 przecież Szczawik pisał, że i tak chciał wyjechać z żoną z Polski, wybrali Azję, a padło na Singapur, bo mieli fajne prawo wizowe... Nie zauważyłam, żeby czymś się chwalił, tym bardziej nie zauważyłam, żeby kiedykolwiek pisał cokolwiek o pieniądzach (nie pytany)... [???]
Po prostu pisze jak tam jest,i to na nasze życzenie, za co jestem bardzo wdzięczna [green]

  1. Co kto robi, gdzie wyjezdza, z kim i w jakim celu- to jego sprawa - nie neguje.
  2. Szczawik wyjechal z Polski i mamy relacje poniekad w stylu "No tam to jest prawdziwe zycie nie to co w Polsce", to jest jego subiektywna opinia - i ani ja ani nikt inny nie musimy sie z tym zgadzac, ale szanowac czyjes zdanie wypada...
  3. Faktycznie kilka wypowiedzi bylo 'trolowatych' - zwlaszcza w watku na fraz.pl, ale generalnie kto nie jest przyklaskuje to nie znaczy ze jest trolem.
  4. Szczawik pisze bo ma taka ochote - niech pisze, jak cos ciekawego to na pewno przeczytam/y.
    Nie zauwazylem zeby ktos go specjalnie o pisanie prosil, a jakby nikt nie pisal komentarzy w tym temacie to raczej ten mini blog bylby zaniechany.

pozdrawiam

0
T-800 xxx napisał(a)
  1. Faktycznie kilka wypowiedzi bylo 'trolowatych' - zwlaszcza w watku na fraz.pl, ale generalnie kto nie jest przyklaskuje to nie znaczy ze jest trolem.
  2. Szczawik pisze bo ma taka ochote - niech pisze, jak cos ciekawego to na pewno przeczytam/y.
    Nie zauwazylem zeby ktos go specjalnie o pisanie prosil, a jakby nikt nie pisal komentarzy w tym temacie to raczej ten mini blog bylby zaniechany.

pozdrawiam

proszę Cię, na tamtym portalu wszystkie wypowiedzi były "trollowate", bo nie powiesz mi, że opinia typu "skąd on się wziął, pewnie z Podkarpacia", i jeszcze gorsze tego typu są wypowiedziami na poziomie w jakikolwiek sposób uargumentowanymi... można nie przyklaskiwać, ale na poziomie... [!!!]

Ludzie zadają mu tu pytania i pytają co u niego nowego i ciekawego, dla mnie to jest równoznaczne z tym, że chcą, żeby pisał.

0

To ja tak krótko:
Szczawik czekam na kolejną relację. Szczególnie lubię czytać o wszelkiego rodzaju potrawach (skąd Ty taki szczegółowy opis bierzesz? ;> ) jak i o innych, nietypowych dla naszej kultury zwyczajach. No i fotki, które wzbogacają opis.
Wątek przeglądam z zaciekawieniem, systematycznie i dokładnie i mam nadzieję, że będzie kontynuowany.
Pozdrawiam.

0

A ja bym chętnie zobaczył fotki wnetrz biur i środków komunikacji, oczywiście jeśli nie byłby to dla Ciebie problem.

0

Szczawik, nie mów że nic ciekawego się ostatnio nie działo... Czekam na dalsze relacje ;-)

0

Od razu zapowiem, ze watek bedzie kontynuowany. Czekam na wene :) Postaram sie w najblizszym czasie podeslac zdjatka, o ktore prosil a_s_f.

Z ciekawostek powiem, ze ostatnio w czasie lunchu rozmawialem ze znajomymi z pracy na interesujacy temat. Sposrod Azjatow (przypominam, ze pracuje tez z ludzmi spoza tego kontynentu, w tym z Europy, Australii czy Nowej Zelandii) ani jedna osoba nie wierzy w ewolucjonistyczna teorie Darwina. Ba! Czesc osob kojarzy ja tylko ze stwierdzeniem, ze gatunek ludzki pochodzi od malpy, co wiekszosc moich znajomych traktuje z poblazliwym usmiechem. Podkresle dwie rzeczy: mamy w biurze wyznawcow roznych religii, a przede wszystkim ludzi wyedukowanych.

Teoria kreacjonistyczna jest przyjmowana za to jako "oczywista oczywistosc", a bardzo duza popularnoscia cieszy sie wiara w to, ze swiat istnieje zaledwie 5-6 tysiecy lat, a nie kilka miliardow.

Nikogo nawracac jednak nie zamierzam, niech kazdy wierzy w co ma ochote. Nie mniej jednak, w Europie zarowno poglad ewolucjonistyczny i kreacjonistyczny sa akceptowane i tylko kwestia indywidualna jest priorytetowosc ktoregos z tych wierzen. Wsrod moich znajomych teoria ewolucji jest czesciowo wrecz nieznana (i pewnie lezy omowiona gdzies na regalach bibliotek, miedzy Mala Syrenka a bajkami o Mikolaju :-) ha ha).

Duza popularnoscia za to cieszy sie poglad, ze z indonezyjskiej wyspy Bali (Indonezja slynie z faktu, ze uprawianie czarnej magii jest elementem tradycyjnym) mozna za soba przywlec ducha, jesli ktos na Ciebie rzuci urok. Moi znajomi bezposrednio opowiadali o wlasnych przygodach, na przyklad widzeniu czarnej postaci wychodzacej w srodku nocy z pokoju, gdzie sie spalo, albo o mglistej masie, ktora komus tam usiadla na piersi i przyduszala, po powrocie z Bali.

Pewne osoby z mojej firmy wierza w duchy i boja sie ich do tego stopnia, ze jesli w biurze maja zostac jako ostatni, to wola pojechac do domu i pracowac zdalnie. Tylko po to, by nie byc jedyna osoba w budynku.

Ktos powie: zabobony? Moze, sa jednak czescia naszej tradycji i kultury. Czyz Dozynki, Noc Swietojanska lub Zaduszki w Polsce, w ktorej ogromny procent obywateli uwaza sie za Katolikow, nie pochodza od uroczystosci poganskich?

Coz... ciekawe.

Zmieniajac temat, nie wiem na ile popularna kilka dni temu byla "Godzina dla Ziemi" [Earth Hour] w Polsce. Singapur straszliwie zapowiadal swoj udzial w kampanii. Musze przyznac, ze mieszkam w centrum i nie wiedzialem ani jednego gaszonego swiatla. Reklamowana w telewizji, prasie, na plakatach, tak w Singapurze jak i Malezji, a tu taka klapa...

user image

Jesli chodzi o kulinaria, niedawno ogladalem lokalny program "Chef for hire" i jako ogromna ciekawostke pokazywano, jak - domowym sposobem - przyzadzic... pure ziemniaczane, he he. Tez mi nowosc ;-) Ostatnio mi i mojej zonie troche zaczyna doskwierac brak surowych warzyw w kuchni chinskiej (wszystko rozgotowane lub na oleju wysmazone), wiec kupujemy samemu jakies swieze warzywka i owoce, by w domu cos z nich przyzadzic. Ostatnio wyszla nam salatka wiosenna (wiosna sie zaczela... podobno), w skladzie: ananas, banan, truskawki, jagody, jablko i cytryna.

user image

Kilka tygodni temu z grupa znajomych imprezowalismy na urodzinach kolezanki z Filipin. Jako, ze goscie skladali sie z dwoch grup: lokalni znajomi (my) oraz znajomi filipinczycy, aby wspolnie spedzic czas zgralismy w szarady (tak tu nazywaja jak widac gre w kalambury, gdzie ktos dostaje do pokazania tytul filmu, a reszta musi zgadnac). Zasady oczywiste, ale zadanie wcale nie takie latwe (szczegolnie, jak sie pozniej okazalo przeciwko grupie graczy nie dokonca amatorskich). Pokazanie "Twilight" ["Zmierzch"] to kaszka z mleczkiem przy tytulach jak "Mama Mia". Ale opowiadalem o jedzeniu - na imprezie, oprocz przygotowywanego miesa z grila, podano typowo filipinskie jedzenie (nazw nie pamietam), od gotowanej osmiornicy, po duszona marchewke z ziemniaczkami i krem czekoladowy do zanurzania plasterkow swiezych jablek. (Nie pomine zabawnego faktu, ze jednym z podanych win bylo ziolowe wino do gotowania i smazenia a nie konsumpcji bezposredniej ;-) ). Na koncu imprezy jubilatka wyladawala w basenie [bez telefonu komorkowego w kieszeni, jak to mialo miejsce kilka tygodni wczesniej na innym przyjeciu].

0

Singapur straszliwie zapowiadal swoj udzial w kampanii.

Widocznie zmądrzeli ;)
http://www.wykop.pl/link/162076/akcja-godzina-dla-ziemi-i-jej-bezsens

0

Jak wyżej.

Może napisz coś o ciemniejszej stronie Singapuru ;>
Jak wygląda polityka państwa w stosunku do używek?

0

Ile jest dni urlopu w Singapurze?

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1