Wątek przeniesiony 2020-06-21 00:07 z Kariera przez cerrato.

Witam i żegnam zarazem

1

Pozostało kilka dni do odstawienia przez ze mnie programowania.
Jak widzę, to poruszyłem to środowisko do myślenia, bo było zastygłe niczym woda na moczarach. Wystarczyło jednak wrzucić maleńki kamyczek, aby wywołać niewielką falę. A to dopiero początek, bo planuję napisać książkę, w której porównam zawód programisty do kilku innych profesji.

3

Gorzej jeśli to fala stojąca.

1

Czas na kolejny kamyczek, który rozrusza to towarzystwo. Ja twierdzę, że programista to też humanista. Tak samo, jak wspomniany humanista, zajmujemy się komunikacją i "zabawiamy" się językiem (nieważne, jaki to jest język programowania).

5
Adam Korbel napisał(a):

Pozostało kilka dni do odstawienia przez ze mnie programowania.
Jak widzę, to poruszyłem to środowisko do myślenia, bo było zastygłe niczym woda na moczarach. Wystarczyło jednak wrzucić maleńki kamyczek, aby wywołać niewielką falę. A to dopiero początek, bo planuję napisać książkę, w której porównam zawód programisty do kilku innych profesji.

Bagno było niezmiernie ciche tego poranka. Ciche i zamarłe w tym niewzruszonym bezruchu, którego nie śmie zakłócić nawet nieśmiałe re, re, kum, kum pojedynczej harcującej żaby.

Tylko Trollik Szuwarek nieustannie wiercił się na swoim ulubionym łóżku błotnym. Wena nie nadchodziła, Wena nie zdawała się nawet majaczyć nigdzie w sitowiu, nie brodziła też po rosie i nie rozwijała rozmarynów. Plotki krążące pośród rusałek mówiły co prawda, że kilka niedziel temu widziano ją na pobliskim jarmarku, gdzie publicznie oddawała się pewnej profesji, ale nic nie wskazywało na to, by miała się wybierać do usychającego za nią pośród mokradeł Trollika. Czego z resztą rusałki przy akompaniamencie pokątnych chichotów nie omieszkały wielokrotnie skomentować z tym swoim czarującym, słodko-kpiącym uśmiechem, na nie całkiem domkniętych i zdających się wiecznie coś obiecywać wargach. Z perspektywy istoty zanurzonej obecnie aż po szyję w szlamie jawiło się to jednak równie niedostępnym, co ekscytujący dotyk Weny.

"Gdyby choć mucha zjawiła się" pomyślał Szuwarek, przypominając sobie piosenkę usłyszaną ze smartfona ludzkiej dziewczyny, którą podglądał niedawno podczas opalania. Pomyślał i stęknął, bo plecy spalone podczas kilku godzin warowania płasko z nosem między trzcinami ponownie przypomniały o sobie bólem pomimo leczniczej, błotnej kąpieli. Stęknął i z rezygnacją wypuścił nosem bagienne bańki.

Rozejrzał się i z kępy pobliskich roślin wydobył swojego laptopa. Starannie otarł go z resztek mułu i rzęsy wodnej, bacząc przy tym by pożółkłymi pazurami nie zarysować obudowy, sfatygowanej już nieco podczas lat spędzonych w branży IT. Włączył go o otworzył forum 4p. Zamierzał co prawda rzucić to, rzucić i oddać się bardziej kreatywnemu pisaniu powieści, ale coś stale wciągało go tam nieodparcie niczym bagno. Te plugawe, mroczne istoty, koboldy spędzające noce nad kompilatorem, piwniczne skrzaty splatające linijki kodu w nierozwikłalne spagetti, potrafiły sprawić, że odczuwał z nimi jakąś nie wytłumaczalną więź.

Ale nic to! Wrzuci tam tylko jeszcze jeden kamyczek, postara się zamieszać i poruszyć towarzystwo, a później odstawi to i wzleci na fali natchnienia, by figlować z muzami. Może nawet wybaczy tej zdzirze Wenie, jeśli tylko wróci do niego, wyrażając przy tym należyty podziw dla wielkości jego pióra. On jej jeszcze pokaże. Wszystkim im pokaże. Pokaże! Zapalił się wygrażając świtającemu niebu wydobytą zza ucha zaostrzoną trzciną.

Później jednak zasępił się nieco i zaczął drapać nią po nosie. Wiedział, że wielki twórca, chcąc porwać publiczność, powinien pisać o czymś, na czym się dobrze zna. Przez chwilę jeszcze gładził w zamyśleniu zawilgły kawałek pergaminu nim w skupieniu i wystawiając na zewnątrz koniuszek języka zaczął kreślić na nim końcem trzciny słowa pierwszego zdania:

"Bagno było niezmiernie ciche...".

2

Kiedy zasiadłem przed komputerem, czarne klawisze klawiatury błyszczały ponętnie, jak gdyby zapraszały do napisania pierwszego słowa. Śnieg za oknem nie zachęcał do marzeń o rzeczach nieistotnych, choć w takich sytuacjach banał często otula moje myśli. Na szczęście w pogotowiu była kawa - świeżo zmielona arabica z domieszką robusty kupiona w sieciowym markeciku nieopodal, koiła przełyk i porządkowała chaos wątków dzisiejszego dnia.

P.S. już myślałem, że to @Freja Draco znów się żegna z forum

2
Meini napisał(a):

Kiedy zasiadłem przed komputerem, czarne klawisze klawiatury błyszczały ponętnie, jak gdyby zapraszały do napisania pierwszego słowa. Śnieg za oknem nie zachęcał do marzeń o rzeczach nieistotnych, choć w takich sytuacjach banał często otula moje myśli. Na szczęście w pogotowiu była kawa - świeżo zmielona arabica z domieszką robusty kupiona w sieciowym markeciku nieopodal, koiła przełyk i porządkowała chaos wątków dzisiejszego dnia.

Czekam. Moje uda drżą niecierpliwością, szyja opięta skórzaną obrożą wije się na wszystkie strony. Słyszę odgłosy kroków i szczęk odpinanego od ściany rekwizytu - niepewność. Cierpienie czy rozkosz? Bliskość, pustka, bolesne pragnienie, ostra jak brzytwa krawędź przekraczana, Bóg jeden tylko wie - a może raczej Szatan - z której, na którą stronę. Nie wiem czy to jest spełnienie, czy tylko największe ze złudzeń, jakie zafundował mi Wielki Zegarmistrz. Albo może Ten drugi? Kiedy ostrym dłutem wbił się w mechanizm skończonego prototypu, aż rozległ się szloch pękającej sprężyny, a na podłogę, ze zgrzytem, wysypało się kilkanaście kółek - skazując odtąd nas wszystkich nas na niekompletność, którą przez całe istnienie usiłujemy odzyskać, spleceni z innymi w konwulsyjnych poszukiwaniach swojego początku i końca, by przy wtórze jęków i stęknięć mechanizmów, spiętych ze sobą na najbardziej intymny z możliwych sposobów, usłyszeć jeszcze raz echo tamtego okrzyku.

Zawdzięczam mu zatem upadek i pełzanie w pyle, czy może właśnie człowieczeństwo istoty nie będącej już tylko zespołem trybów nanizanych na osie logiki, by zemleć na nich cały swój czas od pierwszej do ostatniej sekundy?

Boże czemu tu nie ma notesu, dyktafonu? Klawisze komputera między nogami iskrzą się, pachną, zawodzą kusząco poza zasięgiem moich palców. Czuję ból, jakby ktoś odrąbał mi je wszystkie - tak nagle bezsilne i bezużyteczne. Okropna niemoc, co nie pozwala narodzić się myślom tym szalonym - tak bardzo, że może zapłodnią jeszcze kilka innych wariackich umysłów niedorosłych na tyle, by zastanawiać nad się oczywistością. Wykrzykuję je wszystkie w chłód cytadeli zbudowanej tu dla zmysłów, ale nie odpowiada echem - koncepcje zbyt niezrozumiałe, zbyt trudne, w chwili gdy powinnam się już jedynie zatracić w doznawaniu.

P.S. już myślałem, że to @Freja Draco znów się żegna z forum

Ale Freja się już dawno pożegnała, a w jej imieniu pisuje tu już tylko czasem bot na koncie shelowym specjalizowany do siania zamętu :p

1
Adam Korbel napisał(a):

Czas na kolejny kamyczek, który rozrusza to towarzystwo. Ja twierdzę, że programista to też humanista. Tak samo, jak wspomniany humanista, zajmujemy się komunikacją i "zabawiamy" się językiem (nieważne, jaki to jest język programowania).

Ja twierdzę że błądzić jest rzeczą ludzką. Programiści nie błądzą tylko tłumaczą z ludzkiego na maszynowy.

0
loza_wykletych napisał(a):

Ja twierdzę że błądzić jest rzeczą ludzką. Programiści nie błądzą tylko tłumaczą z ludzkiego na maszynowy.

A to nie czasem rola analityków biznesowych? Tylko w małych firmach wystawia się programistów na bezpośredni kontakt z klientem, co zazwyczaj nie wygląda zbyt profesjonalnie i kończy się frustracją obu stron.
Programiści zazwyczaj tłumaczą nie z ludzkiego tylko ze specyfikacji technicznej na język programowania (które są właściwie językiem bardzo precyzyjnej specyfikacji technicznej). Daleko temu do humanistyki

0
obscurity napisał(a):
loza_wykletych napisał(a):

Ja twierdzę że błądzić jest rzeczą ludzką. Programiści nie błądzą tylko tłumaczą z ludzkiego na maszynowy.

A to nie czasem rola analityków biznesowych? Tylko w małych firmach wystawia się programistów na bezpośredni kontakt z klientem, co zazwyczaj nie wygląda zbyt profesjonalnie i kończy się frustracją obu stron.

Vattenfall z tego co pamiętam stawia na pierwotny agily (facet na rekrutacji recytował manifest po polsku i angielsku z pamięci) czyli między innymi kontakt programisty z klientem

Programiści zazwyczaj tłumaczą nie z ludzkiego tylko ze specyfikacji technicznej na język programowania (które są właściwie językiem bardzo precyzyjnej specyfikacji technicznej). Daleko temu do humanizmu

Tu się zgadzam totalnie. Specyfikacji technicznej daleko do humanizmu. Gorzej że zwykle nic z niej nie wynika (200 stron, 500 stron, 1000 stron bullsheetu zamiast datasheetu). Potem programista musi chodzić i się dopytywać, bo klient, PO czy analityk systemowy nie wymyślili wszystkich przypadków brzegowych.

0
obscurity napisał(a):

A to nie czasem rola analityków biznesowych? Tylko w małych firmach wystawia się programistów na bezpośredni kontakt z klientem, co zazwyczaj nie wygląda zbyt profesjonalnie i kończy się frustracją obu stron.
Programiści zazwyczaj tłumaczą nie z ludzkiego tylko ze specyfikacji technicznej na język programowania (które są właściwie językiem bardzo precyzyjnej specyfikacji technicznej). Daleko temu do humanistyki

Błąd - nie tłumaczą ze specyfikacji technicznej tylko ze swojego wyobrażenia na jej temat.

KamilAdam napisał(a):

Tu się zgadzam totalnie. Specyfikacji technicznej daleko do humanizmu. Gorzej że zwykle nic z niej nie wynika (200 stron, 500 stron, 1000 stron bullsheetu zamiast datasheetu). Potem programista musi chodzić i się dopytywać, bo klient, PO czy analityk systemowy nie wymyślili wszystkich przypadków brzegowych.

Ale tu jest głębszy problem - jeśli zazwyczaj nie rozumiesz wiadomości to nie oznacza że nadawca jest durniem tylko po prostu ty nie jesteś jej adresatem. A to jaką etykietkę sobie nadasz ma tu drugorzędne znaczenie.

0
loza_wykletych napisał(a):

Ale tu jest głębszy problem - jeśli zazwyczaj nie rozumiesz wiadomości to nie oznacza że nadawca jest durniem tylko po prostu ty nie jesteś jej adresatem. A to jaką etykietkę sobie nadasz ma tu drugorzędne znaczenie.

Pracowałem tylko w dwóch systemach tworzonych waterfallem, ale zwykle w tedy wymagania techniczne wyglądały tragicznie.
W jednym systemie wyglądało jakby analitykom płacili za każdą regułę biznesową jaką odkryli, dlatego były tam takie oczywistości jak Użytkownik musi istnieć w systemie żeby można było go usunąć. W drugim było jeszcze gorzej i były niespełnialne wymagania jak System ma być zrealizowany w trójwarstwowej architekturze MVC :/

0
KamilAdam napisał(a):

Pracowałem tylko w dwóch systemach tworzonych waterfallem, ale zwykle w tedy wymagania techniczne wyglądały tragicznie.
W jednym systemie wyglądało jakby analitykom płacili za każdą regułę biznesową jaką odkryli, dlatego były tam takie oczywistości jak Użytkownik musi istnieć w systemie żeby można było go usunąć. W drugim było jeszcze gorzej i były niespełnialne wymagania jak System ma być zrealizowany w trójwarstwowej architekturze MVC :/

Ludziom płacą za efekty a nie za komunikację - jeśli klient chce balon a dostanie atomową łódź podwodną którą sprzeda za X więcej to nikt się czepiać nie będzie. Ale ponieważ zazwyczaj efekty są mierne to każdy musi mieć dupochron - programista w postaci durnych wymagań, analityk w postaci miernego programisty-analfabety, klient kary umowne jako bonus a firma niedoprecyzowaną umowę jako zabezpieczenie w przypadku sporu ;)

0

Jak doszedłeś do tego że kończysz z IT? Czy wydarzyło się coś szczególnego co spowodowało że wolisz iść inną drogą?
Jeśli masz 16 lat w branży to raczej trudno Ci będzie zrezygnować z tego. U mnie w projekcie był kolega który pracował w Stanach i dorobił się tam emerytury. Wrócił do Polski i poszedł do pracy bo wolał wyjść z domu.
Sama czasem mam wrażenie że wolała bym to rzucić, mam druga działalność i tam pracuje głównie fizycznie, prawdę mówiąc idę i tam sobie popracuje, a potem nie czuje balansu życiowego. Z drugiej strony jeśli jestem tylko w IT to fizycznie czuję się slabo. Jak dla mnie muszę robić i to i to.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1