Już któryś raz spotykam się ze slajdami do wykładu / zadaniami / whatever pisanymi przez wykładowców w jęz. angielskim.
Ja nie mówię, że mój angielski jest idealny. Wprost przeciwnie, native speakerzy mówili mi, że widać braki i że mam nie myśleć o publikowaniu czegokolwiek przed znalezieniem proofreadera.
Niemniej czytać po angielsku potrafię. I jak czytam to, co profesorstwo pisze, to zęby bolą. Czasem wydaje mi się, że walą błędy gramatyczne albo interpunkcyjne, ale najczęściej nawet nie o to chodzi: ot szyk zdania nie ten, gdzieś na moje wyczucie brakuje a
, albo po prostu zdanie jest tak sformułowane, że IMO widać, że to nie-rodowity anglojęzyczny pisał, tylko ktoś kto uważa jak to dobrze się on tego języka nauczył – choć ściśle rzecz ujmując nie potrafię wskazać, gdzie jest stylistyczna nieporadność.
Nie rozumiem. Po co oni próbują pisać po ang? Przecież nauczenie się języka obcego tak, by umieć w nim pisać / mówić a nie dukać jest bardzo trudne. A to są przecież matematycy / informatycy a nie lingwiści!
...
Z frustracji aż chciałem napisać, że oni tylko popisują się swą niedostateczną znajomością ang, a student musi to znosić: albo głowić się co to ma znaczyć co oni napisali, jeśli podstaw ang nie zna, albo ból zębów, jeśli chociaż te podstawy zna. Ale OK, przyznaję, że dostrzegam dwie możliwości:
- By zmusić studentów do obycia się z językiem? Więc czemu nie każą im czytać oryg materiałów anglojęzycznych?
- Hmm, a może mają obowiązek przygotowywać materiały po ang na jakieśtam Erasmusy albo co, i potem te materiały wykorzystują gdzie indziej? Uff... OK... trudno inaczej... ale wtedy z kolei przyjezdni będą się dziwić.