Ludzkość wymrze przez medycynę?

0

Cześć,

Piszę tego posta po trochu, żeby się wygadać (będzie mało o mnie) i żeby wysłuchać jakichś Waszych refleksji na ten temat.

Kolejne przypadki i kolejne epizody w moim życiu pokazują, że ludzkość tonie w chorobach. Zaczęło się od koleżanki z daleka - znaliśmy się niecałe dwa lata. Jej matka była chora, nie taka choroba, żeby żyć się nie dało - z wierzchu nic nie widać - ale zalecenie było - nie decydować się na dzieci. Zdecydowała się na trójkę, dwoje urodziło się chorych. W tym najgorzej chora wspomniana koleżanka, która po przejściach i w umiarkowanym cierpieniu fizycznym, a zdecydowanie mocniejszym - psychicznym - zmarła niecały rok temu. Dalej - moja mama też na cośtam chorowała, nawet dokładnie nie wiem, bo choroba z kategorii wstydliwych, miała operację jak pewnie miałem ze 2 lata, jest ok. Z tym, że podejrzewam, że mogłem teraz ja coś odziedziczyć. Moja znajoma prawdopodobnie za lata będzie chorować na cukrzycę. W rodzinie mają przypadek chorej na cukrzycę. Ile cierpienia to się w głowie nie mieści. Życie polegające na leżeniu w łóżku od kilku lat i wycieczki na dializy co 2-3 dni - to nie życie. Kumpel żeni się z chorą na coś w rodzaju astmy chorobę. Sam przechodził operację na serce po urodzeniu. Mama kumpla urodziła łącznie chyba 6 lub więcej dzieci - jedno zmarło chyba po narodzinach, drugie - przed. Tak wnioskuje z nagrobków.

To tylko parę przypadków, najbliższych mi. Nie o wszystkim też muszę wiedzieć w przypadku nie tak bliskich osób.

Martwi mnie to. Większość z tych osób by nie żyła, gdyby nie medycyna. A tak - żyją takim półżyciem, z zewnątrz na ogół wygląda to jako normalne życie, potem produkują dzieci, które też przeżyją tylko dzięki podtrzymywaniu ich na tym świecie.

Z tego co mi wiadomo to wymieranie przypadków wadliwych jest jedną ze składowych ewolucji. Jeżeli będziemy mnożyć wadliwe geny - w końcu wszyscy wymrzemy. Nikt już nie będzie na tyle silny, żeby żyć bez wspomagaczy, operacji i Bóg wie czego.

I tak, będę pewnie bezpośredni i bez serca - skrajne przypadki, dzieci z wadami takimi, że przez całe życie są roślinkami - a rodzice biegają za innymi, żeby rzucić złotówki na serię operacji - to też patologia, do której doprowadziliśmy.

Osobiście wiem, że choć było to moim największym marzeniem - mieć dziecko, córkę - nie zdecyduję się na to (o ile w ogóle po kontroli nie dowiem się, że umieram, bądź zacznie się dla mnie takie półżycie teraz). Nie chcę dziecka, które nawet jeżeli mi tego nie powie - tak jak moja zmarła koleżanka - nie powie kiedyś, że nienawidzi rodziców, za to, że ją zrobili.

0

Pytanie, jaka będzie dynamika krzywej kosztów leczenia (ot, zwykły wyrostek, kiedyś całkiem poważna operacja, teraz zwykły zabieg, chociaż nadal bywa śmiertelny ,czy hodowane implanty zębów, obecnie jeszcze niedostępne (chyba, że coś tam się ostatnio zmieniło, nie wiem), za 50 lat pewnie będzie to norma) oraz krzywej wzrostu ilości, czasochłonności lub kosztochłonności różnych przypadkowych wad, dziedziczonych wad, wad implantowanych, itp.

Wydaje mi się, że eugenika (pomijając negatywne konotacje związane z Niemcami, już sam Platon zresztą miał gorsze pomysły) wróci w jakiejś formie, będzie to konieczność. Choćby obowiązkowe badania prenatalne, nie wiem, jak by to miało wyglądać, ale jakaś reakcja kiedyś będzie musiała wystąpić.

0

Ciekawa dyskusja się szykuje ;) Ja od siebie powiem tyle: jestem osobą niepełnosprawną (ruchowo) i właściwie lekarze nie widzą żadnych przeciwwskazań do zakładania rodziny, ale ...pewien niepokój jest. Dlatego moja decyzja (ciężka do zrozumienia przez rodzinę i przyjaciół, o dziwo), to życie w samotności, z takich samych powodów, jak opisane przez Ciebie w poście. Wyrzuty sumienia nie dałyby mi żyć, gdybym musiała własne dziecko skazywać na to, co ja przeszłam, jeśli nie daj boże przytrafiłoby mu się to samo co mi. Szpitale, leki, ... a do tego drwiące spojrzenia innych ludzi, bo chodzę b.powoli, mam krótszą nogę, ogólnie - jestem "podczłowiekiem" :( Może to okrutne, ale wolę to, niż skazywać ewentualne dzieci na taki sam los, jak mój. Dlatego rozumiem Twój post doskonale.

0

Z tego co mi wiadomo to wymieranie przypadków wadliwych jest jedną ze składowych ewolucji.

Równie dobrze można powiedzieć, że Ci poczęci z in vitro nie powinni żyć bo ich rodzice są bezpłodni i nie powinni mieć potomstwa.

1

In vitro to trochę inny przypadek. Jeżeli nie jest dziedziczne w żaden sposób to w porządku. Ale jeżeli kiedyś wszyscy mamy być z próbówki - to nie jest to w porządku. Potężny człowiek będzie się rozmnażał w laboratoriach, zaraz potem leczył całe życie, tymczasem wszystkie głupie zwierzątka będą hasać zdrowe, bo tam takie przypadki rozwiązywane są przez naturę.

@znamtemat:
W przypadku gdybym się dowiedział, że będę chorował na to co chorowała koleżanka - mam problem, bo mam partnerkę. Niby nie jesteśmy jeszcze za długo i w ogóle mój związek jest.. nietypowy. Ale każda głupia myśl (bo może wszystko będzie ok, a ja panikuję?) w połączeniu z radośnie nieświadomym smsem od niej - boli jak cholera. Bo nie wiem czy będę miał to zakończyć od razu, czy próbować bawić się w półżycie z nią obok? Być może potem umrzeć i zostawić ją z już spieprzonym życiem, skoro teraz jeszcze ma opcje?

@dsa:
Koszta to mniejszy problem. To jak trudno/łatwo będzie leczyć - także. Problem jest taki, że wszyscy, co do jednego za parę pokoleń będziemy wadliwi. Będziemy trzymać się szyci medycyną. W wielu przypadkach takie szycie - to na starość bardzo przykra śmierć - latami w łóżku, czekając aż któryś element nas trafi szlag.

0

Problem jest taki, że wszyscy, co do jednego za parę pokoleń będziemy wadliwi.

Według twojej teorii, jeśli nie byłoby medycyny. Wszyscy 'wadliwi' giną, bo są zbyt słabi. Gatunek ludzki wymiera.

Ogólnie po przeczytaniu twoich słów odnoszę wrażenie, że ewolucję stawiasz wyżej niż życie. Choćby 'wadliwe' to jednak życie. Jest wiele osób, które są 'wadliwe', ale żadna nie myśli przestać żyć, umrzeć. Ty z kolei zakładasz, że tacy powinni wyginąć, bo są jacy są. Każdy ma prawo do życia.

0

@Sopelek: Każdy ma prawo do życia, ale nie ma prawa do wyboru. Dlaczego uważasz, że to pierwsze jest słuszniejsze? Zabić się nie wolno (patrz mój drugi temat), a dziecka (szczególnie niemowlęcia) nie zapytasz czy chce być np. operowane, żeby potem prowadzić półżycie, bo wiadomo, nie odpowie.

Wg mojej teorii wadliwi wymierają, zostają jednostki silne. Tak to działa u wszystkich zwierzątek i zwierzątka mają się dobrze (pomijam fakt eksterminacji przez człowieka, tutaj same najsilniejsze osobniki nie dadzą rady z człowiekiem, bo to my jesteśmy Ci najsilniejsi [jeszcze]).

0

czy chce być np. operowane, żeby potem prowadzić półżycie, bo wiadomo, nie odpowie.

Niech lepiej w ogóle nie żyje, co?
Wszystkie samobójstwa są popełniane przez jakichś nadwrażliwych idiotów.
I czy chcesz decydować o tym, czy ktoś chce żyć, czy nie? Czy wydaje ci się, że osoba chora chce umrzeć, większość ma większą determinację do życia niż ty?

Zabić się nie wolno

Czemu niby?

3
medyk_2013 napisał(a):

Moja znajoma prawdopodobnie za lata będzie chorować na cukrzycę.

Każdy prawdopodobnie będzie chorować na cukrzycę, tak jak na raka i parę innych chorób. Niestety, ale u nikogo nie da się tego prawdopodobieństwa wyeliminować całkowicie. Tylko jakbym miał się teraz zamartwiać tym, co mnie złego może w życiu spotkać, to już bym sobie zaczął grób kopać.

W rodzinie mają przypadek chorej na cukrzycę. Ile cierpienia to się w głowie nie mieści. Życie polegające na leżeniu w łóżku od kilku lat i wycieczki na dializy co 2-3 dni - to nie życie.

Dializami nie dotyczą cukrzycy, lecz niewydolności nerek. Owszem, ona może być powikłaniem cukrzycy, ale żeby się jej dorobić, trzeba przez wiele lat cukrzycę zaniedbywać, nie badać się, i nie brać leków.
Cukrzyk, który o sobie dba, powikłaniami i dializami martwić się nie musi. Zwłaszcza w obecnych czasach, gdy metody terapii są bardzo dobrze rozwinięte.
Miliony cukrzyków żyją, i mają się dobrze, normalnie się uczą i pracują, i żadnego cierpienia nie odczuwają.

Problemem nie jest medycyna, która ludzi przy życiu utrzymuje, a nie zabija (cóż za rewolucyjna teoria w ogóle!), ale:

  1. złe odżywianie;
  2. brak ruchu;
  3. zanieczyszczenie środowiska;
  4. szkodliwe nałogi;
  5. niepoprawne nawyki życiowe.

To są przyczyny większości chorób niszczących teraz naszą cywilizację, tego przede wszystkim powinniśmy się obawiać i z tym walczyć.

Martwi mnie to. Większość z tych osób by nie żyła, gdyby nie medycyna. A tak - żyją takim półżyciem, z zewnątrz na ogół wygląda to jako normalne życie, potem produkują dzieci, które też przeżyją tylko dzięki podtrzymywaniu ich na tym świecie.

Czy te osoby też mówią o swoim życiu "półżycie", czy to tylko Twoja pogarda do nich?

Z tego co mi wiadomo to wymieranie przypadków wadliwych jest jedną ze składowych ewolucji. Jeżeli będziemy mnożyć wadliwe geny - w końcu wszyscy wymrzemy. Nikt już nie będzie na tyle silny, żeby żyć bez wspomagaczy, operacji i Bóg wie czego.

Jest jakaś część chorób jednoznacznie genetycznych, ale tacy ludzie (w szczególności "roślinki" jak to ująłeś) się nie rozmnażają, więc problemu nie ma.
Wiadomo też, że predyspozycje do pewnych chorób są dziedziczone genetycznie, w tej kwestii wiadomo coraz więcej. Już teraz znamy niektóre geny powodujące część chorób wymagających wcześniej skomplikowanego leczenia, i możliwe jest wyleczenie tych przypadłości poprzez neutralizację złego genu.
Myślę, że prędzej medycyna wyeliminuje te wszystkie złe geny, niż one wyeliminują nas.

kacper546 napisał(a):

Równie dobrze można powiedzieć, że Ci poczęci z in vitro nie powinni żyć bo ich rodzice są bezpłodni i nie powinni mieć potomstwa.

Niekoniecznie bezpłodni, mogą być niepłodni.

medyk_2013 napisał(a):

Ale jeżeli kiedyś wszyscy mamy być z próbówki - to nie jest to w porządku. Potężny człowiek będzie się rozmnażał w laboratoriach, zaraz potem leczył całe życie, tymczasem wszystkie głupie zwierzątka będą hasać zdrowe, bo tam takie przypadki rozwiązywane są przez naturę.

A nawet jeśli... To co z tego? Co w tym byłoby nie w porządku i wobec kogo?

0

Z tego co mi wiadomo to wymieranie przypadków wadliwych jest jedną ze składowych ewolucji. Jeżeli będziemy mnożyć wadliwe geny - w końcu wszyscy wymrzemy.

Pamiętaj, że zdrowi będą zawsze (z definicji) zdrowsi. I sobie poradzą.

kacper546 napisał(a)

Równie dobrze można powiedzieć, że Ci poczęci z in vitro nie powinni żyć bo ich rodzice są bezpłodni i nie powinni mieć potomstwa.
Napisałeś to zapewne z ironią, ale tak właśnie uważam. Lepiej żeby adoptowali zdrowe dziecko (które często będzie poczęte w wyniku tzw. wpadki, a więc wyjątkowo bezproblemowo...) niż przekazywali geny bezpłodności.

0

@somekind:
Przyznam, że nie wiedziałem, że cukrzyca != problem z nerkami, ale to tylko przykład był.

Znajoma raczej będzie z racji tego, że ma to w rodzinie i tego (to głupie), że tak czuję [nie potrafię tego wyjaśnić, po prostu parę rzeczy w życiu wiem i one się sprawdzają, pomimo moich nadziei].

"Półżycie" nie miało być pogardą. Ale nie nazwę kogoś, kto wiecznie ma na głowie problem "tego nie mogę" (bo zakaz) albo "tego nie mogę" (bo jestem niezdolny), kogoś, kto jest ograniczony - że żyje pełnią życia.

Co do medycyny i leczenia złych genów - bardziej preferowałbym invitro do wybierania dobrych genów.

Co do wszystkich dzieci z kolei z invitro - wydaje mi się to trochę nienaturalne, nieprawdaż? Któregoś dnia pozbędziemy się mózgów, bo też są zbędne i będą gorsze niż te produkowane w labolatoriach? Niedużo z człowieka zostanie.

2
Azarien napisał(a):

Lepiej żeby adoptowali zdrowe dziecko (które często będzie poczęte w wyniku tzw. wpadki, a więc wyjątkowo bezproblemowo...) niż przekazywali geny bezpłodności.

Ludzie, co Wy macie z tym "przekazywaniem genów bezpłodności"? Jak można komuś genetycznie przekazać brak macicy albo jąder? Chyba Emacsem przez Sendmail.

Bardzo niewielka część przyczyn niepłodności jest genetyczna: http://pl.wikipedia.org/wiki/Niep%C5%82odno%C5%9B%C4%87

medyk_2013 napisał(a):

Przyznam, że nie wiedziałem, że cukrzyca != problem z nerkami, ale to tylko przykład był.

Jak sama nazwa wskazuje to raczej problem z cukrem. ;)

Znajoma raczej będzie z racji tego, że ma to w rodzinie

Ale nawet jeśli będzie miała, to o ile wprowadzi kilka modyfikacji w swoim stylu życia, to będzie mogła dalej żyć całkiem normalnie. (I przy okazji zdrowiej niż większość ludzi.)

"Półżycie" nie miało być pogardą. Ale nie nazwę kogoś, kto wiecznie ma na głowie problem "tego nie mogę" (bo zakaz) albo "tego nie mogę" (bo jestem niezdolny), kogoś, kto jest ograniczony - że żyje pełnią życia.

Niby czemu jakieś ograniczenia mają komuś nie pozwolić żyć pełnią życia? To kwestia wyłącznie podejścia tej osoby.
Że tak wyskoczę z drastycznym przykładem życiowego optymizmu:

Co do medycyny i leczenia złych genów - bardziej preferowałbym invitro do wybierania dobrych genów.

W sensie, że zamiast usuwać złe geny z ogółu populacji, rozmnażamy tylko te zarodki, które już mają wszystkie geny prawidłowe? Nawet dla mnie to nieludzkie. ;)

Co do wszystkich dzieci z kolei z invitro - wydaje mi się to trochę nienaturalne, nieprawdaż?

Owszem, bardzo nienaturalne, ale ludzkość z drogi naturalności zeszła paręnaście tysięcy lat temu, wynajdując ubrania i narzędzia.
Ale o to bym się akurat nie obawiał, ludzie za bardzo lubią proces rozmnażania.

0

Bez chorób nie było by postępu medycyny jak i dziedzin pobocznych. Oraz nasza wiedza na temat ludzkiego ciała i jego funkcjonowania była by dużo bardziej uboższa.
Co do osób chorych zauważyłem coś takiego przynajmniej wśród osób młodych bardziej ich chorobą przejmują się ludzie zdrowi niż oni sami.
InVitro dziwna sprawa wybór tych kilku najlepszych, ale skoro można sobie powybierać to czemu nie ? :D
Eutanazja niby jestem przeciw ale osobiście nie chce żeby podtrzymywać moje życie na siłę.

A poza tym teraz biadolimy o cukrzycach, rakach i innych pierdołach za parę lat to już będzie nie aktualne będzie coś nowego. :P

0

Problem był poruszony w komiksie:

http://www.dccomics.com/graphic-novels/superman-vs-predator

Przez przypadek zostaje odkryte laboratorium, z którego chcą wypuścić jakąś broń biologiczną, która zabije ludzi z wadliwymi genami. Pozostają sami piękni i zdrowi, ale czy to humanitarne?

0

Co do medycyny i leczenia złych genów - bardziej preferowałbym invitro do wybierania dobrych genów.

Nie. Bo nie wiesz do końca, które geny są „dobre”.
Załóżmy, że za „zły” gen uznasz rude włosy. (to jest przykład. proszę nie wyjeżdżać z argumentem że nie o włosy chodzi)
Nagle przychodzi zaraza, która wybija wszystkich oprócz rudych.
Okazałoby się, że to jednak dobra cecha była…

Owszem, bardzo nienaturalne, ale ludzkość z drogi naturalności zeszła paręnaście tysięcy lat temu, wynajdując ubrania i narzędzia.
Człowiek nie jest w stanie bez ubrania ani narzędzi przeżyć zimy w naszym (albo jeszcze zimniejszym) klimacie. Pod względem techniki moglibyśmy się cofnąć o parędziesiąt tysięcy lat, ale „spadanie na drzewo” nie wchodzi w rachubę. Narzędzi używają nawet najbardziej zacofane dzikusy. (bez obrazy dla dzikusów :))

Ale o to bym się akurat nie obawiał, ludzie za bardzo lubią proces rozmnażania.
Właśnie: proces, ale nie cel. Jak rodzina ma 10 dzieci to się patrzy na nich jak na patologię, mimo że pod względem ewolucyjnym odnoszą sukces.

1
Azarien napisał(a):

Właśnie: proces, ale nie cel.

Cel nieraz wychodzi "przypadkiem". :)
Wbrew temu, co różne propagandy twierdzą, efekt rozmnażania też ludzie lubią (oczywiście nie wszyscy, i nie na każdym etapie rozwoju). Duża cześć ludzi chce mieć dzieci, taka już natura..

Jak rodzina ma 10 dzieci to się patrzy na nich jak na patologię, mimo że pod względem ewolucyjnym odnoszą sukces.

Patologia to chyba wtedy, gdy dzieci chodzą głodne i brudne, a rodzice piją, a nie gdy dzieci jest dużo.

0

Ja mogę wziąć na swoje barki odpowiedzialność za reprodukcję cywilizacji, wystarczy że znajdą się jeszcze jakieś doskonałe dziewice i można działać ;). Oprócz chorych są też jednostki zdrowe takie np. jak ja które nigdy nie były w szpitalu (poza porodem lub odwiedzinami), u lekarza z jakąś grypką to chyba z kilka lat temu byłem i podejrzewam, że takich ludzi jest też masa.
Uważasz, że kiedyś ludzie byli doskonalsi? Umierali na choroby, z których teraz można się śmiać. Wady genetyczne? No tak tu się zgodzę jeśli ktoś wie, że na dziecku spocznie z dużym prawdopodobieństwem jakaś wada, z którą ma się użerać przez resztę życia, to wolałbym żeby mój egoizm czyli spłodzenie potomstwa nie przerósł zdrowego rozsądku, ale to też zależy od choroby, prawdopodobieństwa zapadnięcia na nią i odpowiedzialności przyszłych rodziców.
Poza tym ludzie i tak coraz mniej chętnie decydują się na potomstwo, może taki model społeczeństwa wyginie a przetrwają podejścia rodem z afryki czyli mnożyć się do oporu. Miejsca na planecie nie przybywa a ludzi tak więc problemem może stać się przeludnienie na globalną skalę (teraz wybiegłem daleko w przyszłość).
Myślę, że medycyna tradycyjna czyli taka, która ingeruje w osobniki a nie genetykę to nic złego i poprawia komfort życia. Można mieć pretensje o to że żyjesz do rodziców, ale skoro już jesteś i masz możliwość poprawy swojego życia lub dziecka to dlaczego z tego nie skorzystać?
Nie wiem jaką relację mają do siebie zdrowie i szczęście, ale mając jedno nie musimy mieć drugiego i odwrotnie a przecież w życiu chodzi o to by je jakoś przeżyć i powiedzieć, że się je dobrze wykorzystało jakie by nie było.

2

Mówienie, że ludzkość wymiera lub deprawuje się genetycznie przez medycynę to przesada.
Po pierwsze problem dotyczy tylko krajów uprzemysłowionych, a po drugie medycyna jest drugorzędnym czynnikiem "psującym" geny społeczeństw uprzemysłowionych, a po trzecie medycyna jedynie łagodzi presję ewolucyjną na pewne geny.

Zwróćcie uwagę co znacznie efektywniej wpływa na geny populacji: ekonomia, edukacja, technika.
Nie ma co ukrywać, że w krajach uprzemysłowionych ludzie dobrze wykształceni, ambitni i pracowici, statystycznie zakładają rodziny później i są to rodziny mniej dzietne (jeśli wcale). Popularność zabiegów in vitro jest wynikiem późnego zakładania rodziny a nie deprawacji genów przez medycynę.
Natomiast ludzie nieporadni słabo wykształceni zwykle mają więcej dzieci i mają je w młodym wieku, a system socjalny w krajach uprzemysłowionych pozwala im zapewnia byt ich dzieciom.
Wniosek jaki się nasuwa jest oczywisty, w krajach uprzemysłowionych proces ewolucyjny obecnie promuje ludzi genetycznie nieprzystosowanych do wyzwań uprzemysłowionego społeczeństwa.
Obecnie najlepiej to widać w Izraelu. Postępowi wykształceni żydzi początkowo byli większością, obecnie siła konserwatywnych radykałów systematycznie rośnie (z powodów demograficznych), w efekcie Izrael powoli upodabnia się do Iranu.

Ewidentnie ewolucja pcha kraje uprzemysłowione w kierunku upodobnienia się do Elojów.
Ciekawe, czy edukacyjne rozwarstwienie społeczne doprowadzi do pojawienia się Morloków? Raczej zostaną wytępieni/wchłonięci.

2

Możemy pójść w dalszą skrajność - życie na tym padole łez w ogóle jest smutne, niesprawiedliwe, choroby, głód i zawsze ale to zawsze na końcu śmierć. Po co to wszystko?
Każdego jednego człowieka spotykają rzeczy przykre i rzeczy przyjemne. Wszystkich nas czekają jakieś choroby. Jedni dostaną ich szybciej, inni później, jedni poważniejsze, inni mniej poważne.

Jedna kobieta z cukrzycą nienawidzi rodziców, życia, nie założy rodziny i będzie spędzać dnie na umartwianiu się, na egzaltacji swego cierpienia. A moja kuzynka z cukrzycą skończyła studia, wyszła za mąż, właśnie ma drugie dziecko w drodze i generalnie jest szczęśliwa. Jasne, codziennie musi mierzyć cukier. Ale to jest tylko malutka część jej życia, nieporównywalnie mniejsza, niż uśmiech córeczki.
Jeden niepełnosprawny zamknie się w pokoju i będzie płakał, a drugi będzie na wózku grać w koszykówkę.

Ja tam już dawno stwierdziłam, że nie ma sensu skupianie się na negatywnych aspektach życia, kiedy mamy tyle możliwości na szczęście. Na wiosnę głupieję ze szczęścia tylko od tego, że słońce świeci. Dawniej bym chodziła nieszczęśliwa, bo przez pyłki cieknie mi z nosa non stop. Po co? Co dobrego wnoszą negatywne myśli?

I te twoje rozważania, co pozytywnego wnoszą? Szczęśliwszy od tego definitywnie nie jesteś. Dostajesz miłego smsa od dziewczyny i się załamujesz -_- Daj spokój, szkoda życia. Kto inny nawet nie ma tej dziewczyny, co by mu miłego smsa napisała... Ciesz się tym co masz, zamiast martwić się potencjalnymi przyszłymi chorobami twych potencjalnych przyszłych dzieci. Gdy łapiesz się na takich depresyjnych myślach - zmień temat na pozytywny! Zaplanuj weekend na łące, rozpocznij nowy ciekawy projekt, porozmawiaj z bliską osobą.

"All I want in life is to be happy" - oto moje motto. Tego chcę. A gdy czegoś chcę, aktywnie do tego dążę. Są przeszkody na drodze do celu, ale to tylko przeszkody.
A ty czego chcesz? Do czego dążysz? Bo takimi rozważaniami do szczęścia raczej nie dojdziesz ;)

A, i jeszcze jedno: nawet gdy będziesz zdrowy w 100%, masz bardzo duże szanse, że twa nastoletnia córka przeżywając burzę hormonalną i tak ci powie, że cię nienawidzi :P

1

http://www.videobash.com/video_show/idiocracy-intro-245281
Jak będzie wyglądać przyszłe społeczeństwo. Niby komedia a tak prawdziwe ;)
//Evolution does not necessarily reward intelligence. With no natural predators to thin the herd, it began to simply reward those who reproduced the most, and left the intelligent to become an endangered species.
//

Osobiście wiem, że choć było to moim największym marzeniem - mieć dziecko, córkę - nie zdecyduję się na to (o ile w ogóle po kontroli nie dowiem się, że umieram, bądź zacznie się dla mnie takie półżycie teraz). Nie chcę dziecka, które nawet jeżeli mi tego nie powie - tak jak moja zmarła koleżanka - nie powie kiedyś, że nienawidzi rodziców, za to, że ją zrobili.

To jest dobry przykład jak intelekt doprowadza do świadomego stłumienia swoich naturalnych instynktów, co z kolei hamuje ewolucje.
W tym samym czasie osobniki, które za dużo nie filozofują na temat sensu życia i cierpienia, tylko słuchają popędów wesoło rozprzestrzeniają swoje geny.

A, i jeszcze jedno: nawet gdy będziesz zdrowy w 100%, masz bardzo duże szanse, że twa nastoletnia córka przeżywając burzę hormonalną i tak ci powie, że cię nienawidzi

Wow porownywanie burzy hormonalnej do nieuleczalnej choroby chyba nie ma wiele sensu...

1

Tak jak wspomniał somekind, sporo z tych chorób bierze się naszego stylu życia, nawyków i samego jedzenia. Wspomniana cukrzyca i jej wzrost. Czytał ktoś ulotki produktów jakie kupujecie? Niemalże wszędzie jest cukier i inne (gorsze dla zdrowia słodziki, syropy itd). Każdy chyba słyszał legendy o tym, ile cukru się wsypuje do Coli itp. A tymczasem się okazuje, że niejeden jogurt czy soczek ma tego cukru dużo więcej. I jak tu trzustka ma nie wysiąść w końcu? To nieuniknione. Ludzie lubią cukier, dlatego też wszędzie go pakują. O innych chemikaliach wpływających na nasze zdrowie nie ma chyba sensu się rozpisywać, bo to dość oczywiste, a i w internecie sporo takich 'zestawień' z opisami tego co jemy.

Niemniej jednak uważam, że po to człowiek ma coś tam pod czaszką, by sobie pomagać. Chociaż sam ze specjalistycznej medycyny nie korzystam, nie uważam ją za strasznie złą. Owszem, są ludzie którzy przesadzają i na każdy kaszelek, katarek biorą całe garście tabletek, ale to ich wybór. Wtedy odporność spada i o choroby łatwiej. Ale to nie wina naszego postępu.

medyk, słyszałeś może o S.Hawkingu? Czy on też powinien rzucić się w przepaść? A sporo dobrego zrobił dla świata (fizyki). Po prostu we wszystkim trzeba mieć umiar. Niestety, ale nasza wiedza nie jest jeszcze tak dobra, by wszystkich uratować, może tu jest problem i to Cię boli? Pewnie jeszcze długo to nie nastąpi, ale w końcu chyba do tego 'dążymy' jako gatunek, by się rozwijać, także od strony medycznej. Spójrz chociażby na to, jak na przestrzeni lat wydłużyła się średnia długość życia. Dzięki temu mamy dziadków, a nawet i pradziadków.

A pełnia życia? A ile osób 'zdrowych' nie jest w stanie osiągnąć tej pełni, czy nawet połowy tego? Tylko wegetują przed komputerami, w domach, przed sklepami z piwkiem? Często właśnie Ci ludzie 'wadliwi' (ja tak nie uważam, ale stosuje się do Twoich słów) utrzymują właśnie tych 'zdrowych i silnych'.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1