Wczoraj postanowiłem porządnie wysprzątać swojego laptopa, bo grzał się dość mocno (65° kiedy system działał i nic nie ruszałem). Wczoraj po południu go rozłożyłem, wszystko pięknie wysprzątałem (kurzu co niemiara, folie ochronne przypalone na brązowo), założyłem nową pastę na CPU i GPU, poskłdałem do kupy — nic nie zostało, wszystko pięknie spasowało, git.
Po wszystkim, mniej więcej koło północy go odpaliłem — wszystko działało bez zarzutu, temperatura CPU wynosiła około 45-50° gdy system działał i nic nie ruszałem (porządki się opłacały). Posprawdzałem fora, trochę pograłem coby go rozgrzać i śmigał elegancko. A tu koło mniej więcej drugiej w nocy, kiedy jeszcze scrollowałem Twittera, jeb — wszystko nagle zgasło (monitor i laptop), po chwili laptop sam próbował się zbootować, ale tylko LED-y od zasilania się zapalały (dwie z prawej, te na matrycy) i napęd DVD w stacji dokującej dawał dźwięk (jak to przy normalnym bootowaniu, kiedy sprawdzany jest czy ma płytę).
Odłączyłem go od stacji dokującej i próbowałem uruchomić z baterii — to samo, tylko dwie LED-y się zapalały, wentylator nie ruszał, na matrycy czarno. Odpalałem go z poziomu stacji dokującej bez baterii i też tylko LED-y się zapalały. Sprawdziłem różne kombinacje z zasilaniem (zasilacz vs bateria, ze stacją dokującą i bez), ale to nic nie dało.
Dziś go odłączyłem od stacji dokującej, wyjąłem SSD i baterię, podłaczyłem zasilacz i uruchomiłem — tym razem się uruchomił, zapaliły się wszystkie LED-y na matrycy (również te od Wi-Fi, BT itd., łącznie ze sześć), pokazało się logo ThinkPada na matrycy i zaczął się uruchamiać. Nie miał zamontowanego SSD z systemem, więc kilka razy resetował się — pokazywało się logo, potem czarny ekran, potem restart i tak kilka razy. Dziwne, bo powinien się uruchomić program do wyboru źródła bootu.
Włożyłem więc SSD, odpaliłem z zasilacza (bez baterii, poza stacją dokującą) i skubany uruchomił się normalnie — system się załadował bez problemu, zalogowałem się i wszystko było normalnie. Wyłaczyłem go, włożyłem baterię i odpaliłem z samej baterii — również bez problemu, Windows załadował się do ekranu logowania. Poskładałem wszystko, podłączyłem do stacji, odpaliłem i wszystko gra, załadowało się i działa teraz bez problemu.
Ma ktoś w ogóle pojęcie co to się stanęło?
Laptop wczoraj działał bez problemu (już po wysprzątaniu i zlożeniu), po dwóch godzinach użytkowania wszystko zdechło i nie chciało się uruchomić, a dziś, po wyjęciu SSD, kilku zresetowaniach i włożeniu SSD nagle wszystko znów działa bez zarzutu. Trudno mi stwierdzić, że to wina sprzętu (no bo działa normalnie), więc co — Windows 10, tym razem zamiast BSoD-a, postanowił się zepsuć i odmówić bootowania? Póki dysk był zamontowany, to nie chciał wystartować, a po jego wyjęciu, kilku restartach i włożeniu, nagle wszystko wróciło do normy.
Miał ktoś kiedyś podobną sytuację, jeśli chodzi o ThinkPada i Windows 10? Albo z innym laptopem?