Właśnie wyskoczyłam spod pierwszego prysznica i jeszcze nie ochłonęłam :) Jutro niby mam iść do pracy, a obawiam się, że nie dam rady chodzić po korytarzach firmy bez podrygiwania i pokrzykiwania :P
Sabaton czadu dał jak należy, strasznie mi się podobało, że nauczyli się po polsku trochę więcej niż "Polska". Grali wspaniale, co do widowiska natomiast to nie jestem pewna, bo dawałam własny prywatny koncert pokrzykując i podskakując owinięta w biało-czerwoną flagę ;) Dla mnie najlepszy koncert ever.
Co do Olewnika natomiast, to chciałabym powiedzieć, że schabowy to się robi ze świnki, a nie z mielonego drobiu :/ Bardzo mnie to zniesmaczyło, normalnie poczułam, że najgorszą padlinę nam dadzą na paszę. Co do karkówki to była tak niesamowicie żylasta, że byłam przynajmniej pewna, że to kiedyś było zwierzę. Nie popisali się, pierwsze dwa dni przy stolikach nie było żadnych śmietników, przez co syf był nie z tej ziemi. Wychodzi na to, że niedobrze jest zlecać katering firmie wędliniarskiej.
Mieliśmy zaskakująco dobrą miejscówkę w lesie, niedaleko prysznicy, ale na tyle daleko, by zapachy nie dochodziły. Co lepsze, na tyle daleko, że bliżej było ludziom do toi toia niż do lasu - dzięki Bogu ;) Szkoda tylko, że opitolono namioty prawie wszystkie dookoła... (mój na szczęście pominięto)
Wilgotność była wręcz niesamowita. Oblałam sobie kieckę, rozwiesiłam więc ją na sznurku pomiędzy drzewami. Jakież było moje zdziwienie, gdy po godzinie była już cała mokra...
To tyle z moich wrażeń, a jak wy się bawiliście? :)
Dobra, czas na drugi prysznic...