Zdawałem maturę z infy i powiem krótko: pic na wodę, fotomontaż. Bujda na resorach. Gdy składałem papier na uniwerek na infę, to okazało się, że matura z wosu (+- 80/50) daje więcej, niż ta infa (koło 40%).
Na maturze było kilka pytań o pierdoły, zadanie z excela (a podobno to było z baz danych), zabawy ze strigami, było też coś do policzenia.
To w excelu sprowadzało się do zrobienia długiej excelowej funkcji opartej na "JEŻELI()". Gdybym znał vb, było by łatwiej pewnie.
W zabawy ze stringami nie chciało mi się bawić (wyrażenia regularne i funkcje do łączenia, podmieniania, rozdzielania stringów)
To coś do policzenia sprawiło mi największą przyjemność rozwiązania. Chodziło to, że:
Mamy funkcję. Mamy policzyć pole pod nią od zera do wskazanego punktu na osi x. Można to liczyć łopatologicznie, tzn liczyć punkty po kolei :) Albo kolejne słupki. Trochę pogłówkowałem i liczyłem trapezy prostokątne (starej daty nauczyciel od infy kiedyś moją klasę zmusił tak do policzenia pi na podstawie ćwiartki pola koła). Gdybym miał rozwiązywać to po 2 semestrach matmy na zarządzaniu na WAT- wyprowadziłbym z tej cholernej funkcji całkę i ją policzył. 1/10 roboty.
Kumpel, który ze mną poszedł zdawać infę (obaj dla jaj, tyle że ja coś umiałem) grał półtorej godziny w kulki :]
Zabawa w maturę z infy dała mi satysfakcję, ale w dostaniu się na studia nie pomogła. Skutek taki, że w tym roku robię licencjat z zarządzania i po zdaniu dodatkowym fizyki (50% z marszu) zaczynam infę z opóźnieniem (na WAT).
Po przeglądzie przedmitów w planie powiem krótko: olej studia z infy, jeśli nie chcesz się guzdrać z matmą.
Na WAT będę miał 2 przedmioty informatyczne, 5 matematycznych i fizykę do tego. No i kursy wyrównawcze dodatkowe.
Pozdro!