Czemu ludzie są totalnymi ignorantami w kwestii swoich finansów i wydatków?

13

I nie chodzi mi wcale o jakąś "wielką ekonomię", typu jakie są szkoły ekonomiczne, czym się różnią systemy gospodarcze, nie chodzi mi o cele działania NBP ani czym są stopy procentowe.

Chodzi mi wyłącznie o kwestie praktyczne - ludzie często nie są świadomi ile tak naprawdę zarabiają, ile wydają, i co ich ile kosztuje. Skąd ta niechęć do świadomego zajmowania się własnymi finansami?

8

Z lenistwa i głupoty.

1

z pragmatyzmu?, idziesz do kogoś do roboty robisz gówniane rzeczy nic nie znaczące, ale ktoś za to płaci.
Próbujesz coś zrobić ciekawego, ale nikt nie chce tego, jesteś w dupie.

NIkt nie jest głupi, po prostu możesz robić coś ciekawego, ale nikt tego nie kupi, i nic nie zarobisz.
Idziesz posłusznie do pracy, zarabiasz bo ktoś akurat za to płaci, nawet gdybyś tam to robił nigdy byś złotówki nie dostał, ale tak jest umowa i firma doi hajs.

5

Bo działają impulsywnie, na zasadzie bodziec-reakcja.

Ludzie, którzy zarabiają mało:

  • jest promocja / można coś taniej kupić -> kupuję (i potem pieniądze dziwnie się kurczą, bo ludzie kupują niepotrzebne rzeczy, bo były na promocji)

Ludzie, którzy zarabiają trochę powyżej przeciętnej (czyli tacy programiści):

  • jest produkt/dobro/usługa/doświadczenie, które wygląda atrakcyjnie -> to kupuję, stać mnie przecież. I potem ludzie zarabiają dużo, ale też trwonią prawie wszystko na utrzymanie swojego stylu życia.

Ludzie, którzy zarabiają dużo:

  • też mogą działać impulsywnie, ale mają na tyle hajsu, że jeden milion w tę czy we w tę to nie jest taka strata. Chociaż jak ludzie mają za dużo hajsu, to mogą popaść w iluzję własnej wszechmocy i impulsywność ich będzie się przejawiać w lekceważeniu norm społecznych czy ogólnej nonszalancji. Mogą też popaść w jakieś nałogi. Chociaż biedny też może.
5

Zadałem sobie dziś dokładnie to samo pytanie.
A to za sprawą tego że dostałem maila od creditkarma że gratulują mi że moja historia płatności o czasie jest lepsza od 99.9% userów (chodzi o to żeby dokonać w terminie minimalnej spłaty $35 na każdej posiadanej karcie kredytowej). Dodać do tego trzeba że "userzy" to już ludzie którzy choć w minimalnym stopniu interesują się swoim credit scorem i że wystarczy ustawić automatyczną płatność żeby tego dokonać. Kara za spóźnienie się z minimalną płatnością to coś koło $20 - $40, zwiększenie oprocentowania na karcie, odsetki i zmniejszenie credit score więc naprawdę nie warto.

W ręce wpadł mi też kiedyś wyciąg z karty kredytowej obcej osoby i można się załamać - osoba ta spłacała od wielu miesięcy kwotę minimalną, przy czym odsetki były większe od niej, w rezultacie nigdy nie spłaci tej karty dopóki się nie połapie i do końca życia będzie płacić bankowi za nic. Podobnie ludzie robią teraz z kredytami na dom - spłacają minimalne ustalone raty gdzie odsetki stanowią blisko 90% raty. Nie zamierzają podnieść sobie raty bo "bank i tak już dużo bierze, płacę 2x więcej niż wcześniej"; nie obchodzi ich że nie spłacają obecnie w ogóle hipoteki tylko sam haracz

Zresztą daleko nie szukając mam w najbliższej rodzinie przypadki totalnej ignorancji i patrząc jak dosłownie wyrzucają co miesiąc pieniądze, parę razy próbowałem posłużyć radą którą oczywiście olewali, albo kwitowali "no, mhm, rzeczywiście, coś trzeba z tym kiedyś zrobić...".

A więc jak już tak sobie myślałem to doszedłem do wniosku że w sumie ludzie są ignorantami bo tak się łatwiej żyje. Po co się przejmować finansami skoro państwo raczej nie pozwoli ci umrzeć z głodu, dorzuci do kredytu, węgla a i na bombelki da. Po co sobie dorabiać siwych włosów skoro można się rozluźnić a zacząć przejmować kiedy już naprawdę trzeba. Oszczędności kojarzą się z obniżeniem standardu życia a ten przecież nie jest nad wyraz wysoki. Na koniec i tak zawsze wychodzi że ci którzy byli ostrożni i myśleli na zapas są największymi frajerami.

4

Jest wiele możliwych wyjaśnień, które w jakim stopniu nie mam pojęcia:

  1. Ich rodzice tego nie robili
  2. W szkole tego nie uczyli
  3. Awersja do uczenia się czegokolwiek / lenistwo
  4. Brak czasu
  5. Bycie w d. boli trochę mniej gdy nie wiesz jak bardzo
  6. Ktoś bardzo chce, żebyśmy tego nie ogarniali
  7. Przekonanie, że pieniądze są złe.
  8. ....
3

Większość ludzi jest po prostu głupia, ot i cała filozofia.

Dodatkowo w Polsce:
a) dużo ludzi biednych bo jeszcze się nie nachapaliśmy tak jak kraje tzw. zachodniej Europy,
b) a także wychowanych w PRL gdzie rządziły prawidła innej ekonomii.

3

Też bym chciał być takim ekonomicznym ignorantem i nie zwracać uwagi na pieniądze.
Byłbym chyba najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.

0

Dobre pytanie. Podpiąłbym do tego pytanie dlaczego ludzie nie inwestują/odkładają na emeryturę. Każdy z kim rozmawiam niby zdaje sobie sprawę, że emerytura państwowa to będzie na waciki. Każdy wie, że coś trzeba z tym zrobić bo inaczej będzie trudno przeżyć. Mimo to, może 10% z tych osób coś realnie robi by swoją sytuację za te 20-40 lat poprawić.

Zdaje sobie sprawę, że to trochę abstrakcyjnie myśleć co to będzie za 20-40 lat ale jednak - niby wszyscy wiedzą a mało kto coś robi. A przecież inwestowanie comiesięczne nawet takich 200 zł przez kilkadziesiąt lat może diametralnie poprawić sytuację emerytalną.

No ale z drugiej strony są osoby, które cieszą się, ze w związku z terminowymi spłatami dostali większy limit na karcie kredytowej/ Allegro Pay więc mogą kolejne łańcuchy na siebie zarzucać kupując rzeczy na które ich realnie nie stać.

7

Podejmowanie decyzji finansowych wiąże się z odpowiedzialnością i ryzykiem. Ani jedno ani drugie nie jest u nas popularne. Pomijając wciąż relatywnie niewielkie zarobki sporej części społeczeństwa, mamy skrajny konsumpcjonizm, przeżeranie hajsu na gadżety często żeby się pokazać innym biedakom. Od srajfonów po auta premium w leasingu żeby wozić dupsko spod "apartamentu" do biura 5km dalej no i życie na kredyt, płacenie kartą bez myślenia ile to kosztuje i na **uj mi to.

W szkole matematyki niewiele, myślenie abstrakcyjne kuleje, ludzie nie umieją procentów policzyć, w myśl a komu a na co to, a następnie biorą hipoteki na zmiennej stopie w otoczeniu rekordowo niskich stóp i zaskoczeni, że rata im 2x urosła i nagle hajsu brak.

Wiedzy o przedsiębiorczości czy nawet podatkach w zasadzie nie ma bo i kto miałby tego uczyć? Nauczyciel za 2k na ręke? To jak głuchy muzyki. Od małego nauczeni stać w szeregu i słuchać pana, później gniją w g**no robocie. Do tego kastracja myślenia technicznego i szkolnictwa zawodowego. Popularne g**no kierunki na studiach, a dalej lament, że hajsu nie ma i winny kapitalizm, ale ajfon i kawunia w starbaksie musi być. A jak trzeba pralke czy auto naprawić, ogarnąć płytki to kolejki po pare tygodni.

Ludzie nie wiedzą jakie i ile podatków płacą. Dostają "do rączki" i tyle ich interesuje. O PIT słyszeli raz na rok bo trzeba. VAT? ZUS? a co to? Wciąż, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach pokutuje, że kto zarobiony to złodziej i oszust. Bo kto biedny to uczciwy.

Roztropny oszczędza zaskórniaki, nie mamy w Polsce kultury inwestowania, jedyne znane aktywo to nieruchy bo ":na mieszkaniach się nie traci", a inne? Wymagają samo edukacji, więc po co.

No i tak się żyje w tym kraju raju pachnącym cebulą.

1

Moim zdaniem bardzo duży udział w tym mają rodzice. Człowiek od małego chce, żeby mu coś kupiono, od małego jest napędzany prezentami za zasługi czy to okolicznościowymi i wiecznie czegoś chce, a rodzice mu to dają/nie dają/dają za coś/za jakiś czas. Zanim w szkole ktoś powie cokolwiek o oszczędzaniu (kiedyś były książeczki oszczędnościowe) to mamy już te 15 lat, więc psychika jakoś w tym kierunku wykształcona. Obserwując tzw. gołodupców, co nawet i zarabiają dużo, ale "majątku" czy "zabezpieczenia" to nie wiele mają to ich rodzice są identyczni pod względem zachowań i wydawania pieniędzy.

No a później to już kwestia aktywnego interesowania się tematem, trzeba poświęcić jakieś minimum żeby zrozumieć podstawy ekonomii, trzeba poświęcić czas, żeby pozliczać ile poszło hajsu na X/Y. Trzeba policzyć ile kosztuje paliwo na drugi koniec miasta, gdzie lody są za 5zł na promocji. Trzeba policzyć czy 300zł więcej w innej firmie, mając 10km dalej to dobry interes, już nie wspominając o trudniejszych wyborach w stylu

  • czy potrzebuję danej rzeczy
  • jak często używam daną rzecz i warto w nią zainwestować więcej/mniej
  • jak często tanie rzeczy kategorii X się psują i warto kupić coś droższego na lata zamiast 3x tańszy bubel.

Btw. dość ciekawym tematem w budżecie ludzi są cykliczne wydatki na takie usługi jak netflix, spotify czy prywatne płatne miejsce parkingowe, które miesięcznie może i wiele nie kosztuje, ale np. mi rocznie zbiera się na koszt tygodnia skromnych wakacji.

1

aby nie wydawac kasy należy zacząć od wyrzucenia telewizorka i innych g**no mediów gdzie co chwlę lecą reklamy kompletnie niepotrzebnych rzeczy. Nie tylko w przerwach na reklamę ale trakcie audycji gdzie prowadzący ma na sobie rurki i brodę świeżo wypomadowaną i trzeba wyglądać tak samo pracując w korpo bo inaczej nie jesteś trendy a to przecież ważniejsze niż to co potrafisz i jaka jest jakość twojej pracy. Potem trzeba mniej rozmawiać z ludźmi którzy mają takie poglądy ze liczą się ciuchy jakie masz na sobie a nie kim jesteś. Tu już łatwiej, zacznij olewać trend kupowania pierdół i sami się odczepią, I wtedy może nadal wydajesz kasę nieodpowiedzialni ale na rzeczy które naprawdę chcesz a nie które ci inni wmawiają że chcesz

0
Terrored napisał(a):

Dobre pytanie. Podpiąłbym do tego pytanie dlaczego ludzie nie inwestują/odkładają na emeryturę. Każdy z kim rozmawiam niby zdaje sobie sprawę, że emerytura państwowa to będzie na waciki. Każdy wie, że coś trzeba z tym zrobić bo inaczej będzie trudno przeżyć. Mimo to, może 10% z tych osób coś realnie robi by swoją sytuację za te 20-40 lat poprawić.

A odpowiedź prosta.

Bo ktoś kiedyś i tak rzuci w publiczność publicznymi pieniędzmi (ich własnymi). Tak działa demokracja partyjna.

Tak samo jak każdy kto ma olej w głowie nie brał kredytu pod korek na zmienną przy najdroższych nieruchomościach. A jednak!

Publiczne pieniądze płyną w nich rzeką bo to ich wyborcy.

1
obscurity napisał(a):

Podobnie ludzie robią teraz z kredytami na dom - spłacają minimalne ustalone raty gdzie odsetki stanowią blisko 90% raty. Nie zamierzają podnieść sobie raty bo "bank i tak już dużo bierze, płacę 2x więcej niż wcześniej"; nie obchodzi ich że nie spłacają obecnie w ogóle hipoteki tylko sam haracz

Skoro spłacają dwa razy więcej niż wcześniej, to z czego mają zwiększyć? Z czego ma zwiększyć (przypadek z najbliższego otoczenia) ktoś, kto płaci 1200 raty za dwa pokoje przy zarobkach na poziomie minimalnej? (Żeby nie było: ten kredyt kilka lat temu, przy niewiele większych zarobkach, to był interes życia, bo nie dość, że wartość mieszkania razy dwa, to jeszcze dzisiaj za tę kwotę gość nie wynająłby nawet kawalerki).

5

Może dlatego, że mediana zarobków w Polsce (trochę stare dane, ale pewnie nie zmieniły się duzo) wynosi ~4k, a co z taką kasa można robić? Wystarczy tylko na bieżące wydatki, można nieco oszczędzać co miesiąc, ale co więcej zrobisz? https://300gospodarka.pl/opinie/przecietne-wynagrodzenie-gus-interpretacja/amp

0

Ludzi to nie obchodzi ile wydają i ile im zostaje póki idzie wyżyć miesiąc, tak samo z polityką - póki dają i nie kradna tyle co tamci to niech robią co chcą myślenie głupich ludzi.

3

Tak jak @tmk3 mówi pewnie ma to wpływ. Sam zacząłem się interesować się inwestowaniem i ekonomią bardziej gdy zaczęły się pojawiać miesiąc w miesiąc pieniądze, które po prostu leżały na koncie i coś trzeba było z nimi zrobić.
Z drugiej strony mam kolegę, z którym pod względem wypłat od kilku lat idziemy łeb w łeb a mu nigdy na koncie nic nie zostaje :) Więc to nie do końca tak, że to kwestia małych/średnich/dużych zarobków.

0

Powodów jest kilka. Zaczynając od szkolnictwa w podstawówkach, które nie uczy podstaw ekonomii tylko pierdół nie przydatnych w 90% później w życiu. Ludzie aktywni zawodowo nie chcą się tym inrteresować. Są badania które wskazują że prawie połowa Polaków myśli że nie płaci podatku VAT a jakieś 24% że nie płaci żadnych podatków (tarcze inflacyjne i info z biedry pewnie trochę poprawiło statystyki xD ). Starsi nie chcą zmian w systemie jak już kilkanaście lat płacą na złudną emeryturę, wolą już do niej dociągnąć i mieć niby spokój. Seniorzy w znacznej części z małymi emeryturami dla których socjal jest zbawieniem. Nie ma siły bo zmienić system i poprawić ogólną sytuację ekonomiczną narodu

0
Terrored napisał(a):

Zdaje sobie sprawę, że to trochę abstrakcyjnie myśleć co to będzie za 20-40 lat ale jednak - niby wszyscy wiedzą a mało kto coś robi.

Rząd wprowadzi eutanazja+ po 65 roku życia i problem emerytury zniknie.

1

Czemu ludzie są totalnymi ignorantami ekomomicznymi?

Pewnie dlatego, że myślą iż ekonomia to coś magicznegi i nieogarnialnego. Tymczasem ekonomia to zwyczajne prawa dżungli przeniesione do środowiska człowieka.
A nie wielkie księgi z zapisanymi mądrościami i nazwami typu makro, mikro.... wystarczy wytłumaczyć w prosty sposób skąd się biorą pieniądze. Kto, jak, ile, dlaczego?
Niekoniecznie w szkole, raczej wtedy, kiedy ktoś się zacznie tym interesować. Wtedy wiedza trafia na swoje półeczki.

Są też tacy ludzie, którzy dobrze wiedzą iż bank ich dyma na karcie kredytowej i nic z tym nie robią bo im się nie chce - wolą zapłacić 50 dych i móc o tym nie myśleć. Myślenie przecież też męczy.

0

"Czemu ludzie są totalnymi ignorantami ekomomicznymi?"

Większość ludzi zmienia swoje życie dopiero jak są problemy (efekt tzw dojścia do ściany). To samo zresztą dotyczy państw. Dopóki wszystko działa to nic nie robią. Jeśli chodzi na przykład o zarządzanie to też kwestia mentalności i propagandy w reklamach. Na przykład Chińczycy oszczędzają zawsze bo są tak wychowani. U nas takiego wychowania brak plus propaganda napędza konsumpcję. I w sumie to chyba dobrze ze mniejszość oszczędza. Bo w systemie opartym na pieniądzu fiat konsumpcja jest podstawą. Zresztą zwykłe oszczędzanie w systemie fiat wiele nie daje. Bo pieniądze prędzej czy później zje inflacja. Nie wystarczy po prostu oszczędzać. Trzeba inwestować. A to już trudne. I potrzeba na to czasu.

0
iffor napisał(a):

To samo zresztą dotyczy państw. Dopóki wszystko działa to nic nie robią.

Eee? Przecież co chwilę uchwalają nowe ustawy itp., żeby tylko uzasadnić rację swojego bytu :P

2
tmk3 napisał(a):

Może dlatego, że mediana zarobków w Polsce (trochę stare dane, ale pewnie nie zmieniły się duzo) wynosi ~4k, a co z taką kasa można robić? Wystarczy tylko na bieżące wydatki, można nieco oszczędzać co miesiąc, ale co więcej zrobisz? https://300gospodarka.pl/opinie/przecietne-wynagrodzenie-gus-interpretacja/amp

Pewnie wielu użytkowników tego forum nawet nie ma pojęcia, ile ludzie naprawdę zarabiają. Myślicie, że minimum to tylko sprzątaczka i na kasie w żabce? Wiecie, ile zarabia terapeuta zajęciowy po uczelni artystycznej w MOPS-ie albo DPS-ie? Ile zarabia tam psycholog, mimo że taki niby oblegany kierunek? Pracownik socjalny? Mniej, niż z zasiłków niekiedy wyciągają jego podopieczni, to zresztą było jedno z haseł podczas ostatniego strajku w Łodzi. Urzędnicy mają zamrożone płace nawet od wielu lat. A diagnosta laboratoryjny w szpitalu? Dziennikarze? Redaktorzy i korektorzy? Branża wydawnicza trzyma się na "hobbystach" i tych, którzy siedzą po etacie i w weekendy. Niektórym stawka za stronę przez ostatni rok wzrosła o... grosz, czyli gdzieś tak w granicach 0,1-0,2%, zależnie od rodzaju pracy, bo tam nie ma czegoś takiego jak podwyżki inflacyjne, i tak niedawno trzeba było podnieść o kilka złotych ceny książek ze względu na koszt papieru, a to jednak towar ostatniej potrzeby, zwłaszcza w Polsce.

Średnia arytmetyczna nie mówi nic, a mediana nie mówi nic o skali rozwarstwienia w liczbach bezwzględnych. Nawet liczba osób zarabiających minimum nie mówi tak naprawdę nic, bo już nie uwzględnia liczby osób zarabiających kilkadziesiąt złotych powyżej minimum. Przy czym często jest tak, że podstawa wynosi poniżej minimum, a reszta to jakiś stały dodatek, a że niski, to wychodzi to kilkadziesiąt złotych więcej, a pracodawca nazywa to konkurencyjnymi zarobkami.

Dobrze, że przynajmniej od kilku lat nie można wliczać do podstawy na przykład wysługi lat, bo jeszcze niedawno było tak, że po 30 latach zarabiało się tyle co nowo przyjęty na minimalnej.

0

Ja szczerze przyznam, że przez większość żywota nie kontrolowałem swojego budżetu w żaden szczególny sposób - na wszystkie wydatki starczyło, coś-tam na koniec miesiąca zostało, żeby dorzucić do oszczędności, więc nie czułem potrzeby, żeby się nad tym jakoś bardziej pochylać. Dopiero postawienie sobie konkretnego celu finansowego spowodowało, że zacząłem śledzić i budżetować wydatki.

3

W sumie to dla większości społeczeństwa to wystarczyłoby dwie "nauki ekonomiczne". Pierwsza taka że powinni cokolwiek oszczędzić z pensji. Druga taka że dopóki nie zaoszczędzą na pół roku życia bez pracy to nie powinni wydawać na pierdoły. Tak na oko to pewnie to i tak za dużo dla połowy ludzi w Polsce bo nie mają z czego oszczędzić. pozostałe 40% da radę oszczędzić na te pół roku życia. Reszta czyli 10% zarabia tyle ze być może jest w stanie wykombinować dodatkowe zabezpieczenie na emeryturę. Ale te 10% to jest pewnie na tyle ogarnięte że zdaje sobie z tego sprawę. Tak czy siak za kilkadziesiąt lat czeka nas rzeczywistość w której Ci którzy będą na tyle zdrowi że będą mogli pracować do śmierci to będą pracować a reszta będzie żebrać.

3

Wydaje mi się, że polski system edukacji celowo w podstawach nauczania unika tematów typu:

  • podstawy ekonomii
  • czy zarządzania prywatnym budżetem (choćby w ujęciu miesięcznym).

To smutna prawda, ale biedni ludzie to wyborcy, których łatwo oszukać i zdobyć ich głosy.

Natomiast już pomijając temat polityki, to cały obecny świat rozwijany jest bazując na długu.
Spadnie popyt i ten domek z kart się sypie, dlatego większość instytucji (prywatnych jak i publicznych) promuje konsumpcyjny tryb życia.
Dlatego ludzie mają coraz więcej zobowiązań i nie myślą o oszczędzaniu, a chyba oczywiste że pieniądze się przyjemniej wydaje niż oszczędza. Tak to działa dla większej części społeczeństwa.

Dlatego polecam promować wśród rodziny i znajomych takie kanały jak: youtube ProstaEkonomia Już prościej się tej wiedzy sprzedać chyba nie da.

2

U nas jeszcze dochodzi to głupie założenie kulturowe, że o pieniądzach na poważnie się nie rozmawia. Nawet z własnymi rodzicami. Zamiast tego w dobrym tonie jest ponarzekać na ostatnie podwyżki.
Pewnie to spuścizna komunizmu, gdzie nasi rodzice żyli bez nadziei na wyrwanie się z biedy komunizmu. Wtedy faktycznie dużo bardziej opłacało się pielęgnować relacje międzyludzkie niż liczyć komunistyczne pieniądze.

3

Widzę, że dyskusja mocno zeszła na oszczędzanie, i na to, że nie ma z czego oszczędzać. No w pewnym sensie racja, wiąże się to z tym, o czym wspominałem - ludzie nie wiedzą ile zarabiają, ani ile wydają. O ile to pierwsze to nie problem, bo (co widać zresztą w dyskusjach na tym forum) mylenie brutto z netto albo zarobków rocznych z godzinowymi to góra kilkadziesiąt procent, to już w wydatkach można mylić się o rzędy wielkości. A jeśli nie wiesz, ile wydajesz, to nie wiesz, z czego oszczędzać.
Mnie w sumie nie chodziło tak bardzo o aspekty poglądowe, konsumpcjonizm, uleganie reklamom, czy chęć szpanu (to wszystko też ważne rzeczy), ale o jakąś taką niechęć do analizy własnych finansów za pomocą prostej arytmetyki. Ludzie zamiast policzyć po prostu twierdzą "na oko", że coś nie kosztuje drogo - albo odwrotnie, że jest drogie.

Przykładowo - zarabiający 3000zł palacz twierdzący, że jego nałóg dużo nie kosztuje. Paczka dziennie przez cały miesiąc to 500zł, czyli 1/6 jego pensji. To nie jest mało.
Albo inny przykład - ktoś kupuje codziennie kawę w Starbucksie płacąc 15 zł, czyli 450zł miesięcznie. Równocześnie taka osoba potrafi mi wytknąć, że wyrzucam kasę w błoto, bo mam ekspres do kawy. Tymczasem cena mojego ekspresu to równowartość jakiegoś pół roku picia kawy przez tamtego kogoś.
Albo ktoś wymienił wszystkie baterie w domu na akumulatorki. W przypadku wielu urządzeń typu piloty do urządzeń taka "inwestycja" nie zwróci się nigdy.
No i takich przykładów jest więcej. Nie będę ukrywał, że inspiracją do tego wątku była m.in. dyskusja w innym temacie odnośnie kosztów utrzymania samochodu. Ludzie są chyba tak przeświadczeni, że samochód jest konieczny do życia, że w ogóle nie są w stanie obiektywnie przeanalizować kosztu jego posiadania. Dla wielu z nich, cena jazdy samochodem to tylko cena paliwa. Nie liczą amortyzacji pojazdu, ubezpieczenia, miejsca parkingowego, podatku, opłat autostradowych i parkingowych, przeglądów, olejów, napraw, wycieraczek, opon itd. A potem twierdzą, że własny samochód jest wielokrotnie tańszy od zbiorkomu, bo zacięty 15 lat temu komputer wciąż pokazuje 4,9l spalania. ;)

Tak więc, czemu ludzie sobie (sobie - bo jak ktoś ma głowę, to się przecież nie nabierze) coś wmawiają, zamiast policzyć? Pojawiały się zarzuty o marną edukację, no ale bez przesady - tabliczka mnożenia wciąż jest chyba obowiązkowa.

0

Jestem zaskoczony, że akurat Ty o to pytasz.

Odpowiedz: Ludzie racjonalizują.

Zarzuciłeś swojej dziewczynie że pije kawe w Starbucksie, Ona odpowiedziała pilnuj swojego ekspresu do kawy.
No to policzyłeś na kartce papieru i pokazałeś, a Ona dalej nie nie.

Natomiast najlepiej by było pić wodę w z kranu.(jak naprawią Odre)

Zadanie domowe: Przez 30 dni przyglądnij się co piszesz i na co wydajesz. Jak uznasz, że wszystko miało sens to tylko potwierdzi.

Polecam się

4

Mi osobiście nie przeszkadza że ludzie sami sobie szkodzą, bo tylko na tym korzystam (trading na emocjach/pry jest bardzo prosty) ale najbardziej boli mnie, że tacy ignoranci są w IT.

W bardzo niewielu projektach komukolwiek zależy, żeby policzyć ile będzie kosztowało zasobów i nerwów utrzymanie ich "dzieła". Najważniejsze, że wybiorą fancy technologie (majkroservices, klałd, RxCRUD, functional4life etc.), żeby mieć się czym potem pochwalić na konferencji/w CV niezależnie od tego czy coś pasuje do danego wymagania czy nie. Następnie, jak już coś zacznie się spinać, jakimś cudem spełniać wymagania biznesowe, to przekazują projekt do utrzymania komuś innemu (zupełnie jakby oddawali pracę zaliczeniową i chcieli mieć z głowy), samemu szukając nowych "wyzwań". I tak oto powstają potworki, które kosztują 100x więcej w utrzymaniu (faktycznie o tyle więcej zasobów doliczyłem się u mojego poprzedniego pracodawcy) niż stary poczciwy monolit, z którego userzy w ogóle nie chcieli przechodzić na to "świeże" rozwiązanie.

Oczywiście nie czepiam się tutaj technologii samych w sobie (bo te wymienione przeze mnie są pasjonujące i bardzo motywujące do pracy gdy dobrze wykorzystane) ale właśnie tego podejścia ludzi, którzy nie chcą wykorzystać wiedzy w praktyczny sposób, nie potrafią myśleć krytycznie, nie przetrą kibla szczotką, pasożytując tym samym na innych.

Oczywiście ta sytuacja jest wykreowana przez centralnie sterowaną gospodarkę. W kierunki, w których ma podążać świat, ładuje się nieskończona ilość kasy. I tak 97% finansów przedsiębiorstw to kredyt a 3% to środki własne. Czyli jak ktoś chce zrobić coś po swojemu, to MUSI to robić bardzo niskim nakładem ALBO wziąć kredyt i zrobić to tak, jak wymaga kredytodawca (O ILE kierunek działania pokrywa się z kierunkiem centrali). Dzięki temu mamy taki stan, że większość idzie do pracy, której nie lubi (dodatkowo tacy ludzie są w dużej części otumanieni przez używki i zaprogramowany przez TV/reklamy/rząd styl życia), a dodatkowo nie muszą się starać żeby solidnie zarobić; pracodawcy są z reguły oczywiście krętaczami, którzy patrzą tylko, żeby jak najwięcej kredytu wyciągnąć, a efekt mają w dupie.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1