Widzę, że dyskusja mocno zeszła na oszczędzanie, i na to, że nie ma z czego oszczędzać. No w pewnym sensie racja, wiąże się to z tym, o czym wspominałem - ludzie nie wiedzą ile zarabiają, ani ile wydają. O ile to pierwsze to nie problem, bo (co widać zresztą w dyskusjach na tym forum) mylenie brutto z netto albo zarobków rocznych z godzinowymi to góra kilkadziesiąt procent, to już w wydatkach można mylić się o rzędy wielkości. A jeśli nie wiesz, ile wydajesz, to nie wiesz, z czego oszczędzać.
Mnie w sumie nie chodziło tak bardzo o aspekty poglądowe, konsumpcjonizm, uleganie reklamom, czy chęć szpanu (to wszystko też ważne rzeczy), ale o jakąś taką niechęć do analizy własnych finansów za pomocą prostej arytmetyki. Ludzie zamiast policzyć po prostu twierdzą "na oko", że coś nie kosztuje drogo - albo odwrotnie, że jest drogie.
Przykładowo - zarabiający 3000zł palacz twierdzący, że jego nałóg dużo nie kosztuje. Paczka dziennie przez cały miesiąc to 500zł, czyli 1/6 jego pensji. To nie jest mało.
Albo inny przykład - ktoś kupuje codziennie kawę w Starbucksie płacąc 15 zł, czyli 450zł miesięcznie. Równocześnie taka osoba potrafi mi wytknąć, że wyrzucam kasę w błoto, bo mam ekspres do kawy. Tymczasem cena mojego ekspresu to równowartość jakiegoś pół roku picia kawy przez tamtego kogoś.
Albo ktoś wymienił wszystkie baterie w domu na akumulatorki. W przypadku wielu urządzeń typu piloty do urządzeń taka "inwestycja" nie zwróci się nigdy.
No i takich przykładów jest więcej. Nie będę ukrywał, że inspiracją do tego wątku była m.in. dyskusja w innym temacie odnośnie kosztów utrzymania samochodu. Ludzie są chyba tak przeświadczeni, że samochód jest konieczny do życia, że w ogóle nie są w stanie obiektywnie przeanalizować kosztu jego posiadania. Dla wielu z nich, cena jazdy samochodem to tylko cena paliwa. Nie liczą amortyzacji pojazdu, ubezpieczenia, miejsca parkingowego, podatku, opłat autostradowych i parkingowych, przeglądów, olejów, napraw, wycieraczek, opon itd. A potem twierdzą, że własny samochód jest wielokrotnie tańszy od zbiorkomu, bo zacięty 15 lat temu komputer wciąż pokazuje 4,9l spalania. ;)
Tak więc, czemu ludzie sobie (sobie - bo jak ktoś ma głowę, to się przecież nie nabierze) coś wmawiają, zamiast policzyć? Pojawiały się zarzuty o marną edukację, no ale bez przesady - tabliczka mnożenia wciąż jest chyba obowiązkowa.