czas na nauke

0

Ile czasu dzienie spędzacie na nauce przedmiotów szkolnych??

0

Ok kilkunastu godzin odkad zaczalem 1 klase LO (teraz jestem w 3).

0

W podstawówce: duuuuuuuużo [za dużo]
W średniej: hmm.. 1h na tydzień? w kolejnych klasach coraz mniej <font size="1" color="silver">[na zakończenie 2 w szkole]</span>
Na studiach: kilka godzin tuż przed kołem/zaliczeniem/egzaminem jeśli jakiś ekstremalnie trudny <font size="1" color="silver">[od 1 roku w pierwszej 10 najwyższych średnich]</span>

Jeśli tylko zajęcia są prowadzone dobrze, wiedza usłyszana (w przerwie między pogaduchami) na nich wystarcza.

0

Wolverine: kilkanaście godzin dziennie? :D

Ja jestem teraz w 2 klasie LO i uczę się zwykle godzinę-dwie przed klasówkami.

0

no ba, czas w szkole tez mozna uznac za nauke ;)
a co do mnie: tak mniej wiecej 1 - 1,5 godziny dziennie ( III klasa ) i powtorki bezposrednio przed lekcjami

0

Myślę, że Wolverine miał na myśli kilkanaście godzin w sumie, odkąd zaczął do liceum chodzić. U mnie byłoby podobnie, tyle, że już skończyłem liceum. Teraz ok 15-20 min. przed kolosem, pół godziny przed egzaminem. Póki co wychodzę na tym całkiem nieźle :D

Oczywiście do tego czas spędzony na wykładach (o ile na nich jestem) i na ćwiczeniach.

0
Adam.Pilorz napisał(a)

Teraz ok 15-20 min. przed kolosem, pół godziny przed egzaminem. Póki co wychodzę na tym całkiem nieźle :D

Ech, co za człowiek. Nic się nie uczy, a ma dobre oceny ;) A ja się uczę (prawda, że niewiele - maksimum kilkagodzin przed czymś ważnym) i mam gorsze oceny od niego. Talent ważna rzecz :)

0
ciekawy napisał(a)

Ile czasu dzienie spędzacie na nauce przedmiotów szkolnych??

w podstawówce na początku dużo, potem sporo - koło 4 godzin przed czymś ważnym
w gimnazjum po 2 godz dziennie przed czymś ważnym, albo jak nie miałem chęci to na ostatniej przerwie przed klasówką
teraz - w 1 technikum - calutki tydzień, po 2 godz dziennie - był to ostatni tydzień przed wystawieniem ocen semestralnych [rotfl]

0
Marooned napisał(a)

Jeśli tylko zajęcia są prowadzone dobrze, wiedza usłyszana (w przerwie między pogaduchami) na nich wystarcza.

Pogratulować pamięci... :) Ja z wykładów to wynosze tylko notatki na papierze :/ Przez to musze się uczyć w domu, a i tak za dobrze na tym nie wychodzę...

//mam jedną z najgorszych pamięci jakie można mieć - ale czasem coś się zapamięta - M

0
Marooned napisał(a)

W podstawówce: duuuuuuuużo [za dużo]
W technikum: hmm.. 1h na tydzień? w kolejnych klasach coraz mniej <font size="1" color="silver">[na zakończenie 2 w szkole]</span>
Na studiach: kilka godzin tuż przed kołem/zaliczeniem/egzaminem jeśli jakiś ekstremalnie trudny <font size="1" color="silver">[od 1 roku w pierwszej 10 najwyższych średnich]</span>

Jeśli tylko zajęcia są prowadzone dobrze, wiedza usłyszana (w przerwie między pogaduchami) na nich wystarcza.

W podstawówce: okazjonalnie
W średniej: hmm.. 1h na tydzień? w kolejnych klasach coraz mniej <font size="1" color="silver">[na zakończenie 2 w szkole]</span>
Na studiach: kilka godzin tuż przed kołem/zaliczeniem/egzaminem jeśli jakiś ekstremalnie trudny <font size="1" color="silver">[od 1 roku w pierwszej 3 najwyższych średnich]</span>

Jeśli tylko zajęcia są prowadzone dobrze, wiedza usłyszana (w przerwie między pogaduchami) na nich wystarcza.

Odpowiadałem szczerze.

0
Marooned napisał(a)

Jeśli tylko zajęcia są prowadzone dobrze, wiedza usłyszana (w przerwie między pogaduchami) na nich wystarcza.

Zgadzam się, bo moja wiedza opiera się niestety tylko na tym. Czas wreszcie wziąć się do roboty, bo już długo tylko takim sposobem nie pociągnę (jestem w 2. klasie LO).

0

Podstawówka - nic, gimnazjum - podobnie, liceum - tylko przed sprawdzianami z historii;] i języki, czyli ok. 2h/tydzień. Generalnie wystarcza czas spędzony w szkole... Na wyniki nie mógłbym narzekać. :]

0
brodny napisał(a)

Zgadzam się, bo moja wiedza opiera się niestety tylko na tym. Czas wreszcie wziąć się do roboty, bo już długo tylko takim sposobem nie pociągnę (jestem w 2. klasie LO).
Pociągniesz do końca studiów [z małymi wyjątkami] przynajmniej na 4.0 ;]

// porozmawiaj o tym z Faszczem - Ł
//po co? - M

0

Szkoła podstawowa - dużo nauki.
Szkoła średnia - do trzeciej klasy technikum - średnio. Od czwartej klasy może dwie godziny tygodniowo /zadania domowe/ i trochę przed klasówką /średnio trzy godzinki/. Matura pamietam uczyłem się do jednego przedmiotu cztery dni (z przedmiotu miałem trzy na świadectwie maturalnym, a z matury z tego samego przedmiotu pięć/.
Studia - pierwszy rok na jednej uczelni (wieczorowo) - bardzo mało. Przed kołem lub egzaminem kilka godzin.
Pierwszy rok studiów na drugiej uczelni - wyższy poziom uniwersytetu wymagał na studiach zaocznych większego zaangażowania - średnio kilka godzin przed kołem lub egzaminem oraz kilka godzin w tygodniu na przyswojenie materiału na zajęcia.
Od drugiego roku na drugiej uczelni bardzo mało w tygodniu, przed egzaminem w zalezności od trudności i dostępności materiałów od 4 godzin przed zaliczeniem do kilkunastu przed egzaminem.

0

W klasach 1-3 szkoły podstawowej: dużo
Reszta podstawówki, gimnazjum: jakieś 10 minut dziennie <font color="silver">[najlepszy uczen w szkole]</span>
Gimnazjum: j.w. <font color="silver">[2 gi najlepszy uczeń w szkole]</span>
Szkola średnia: przed sprawdzianami z historii około 3-5 godzin przed każdym <font color="silver">[najlepszy uczeń w szkole, stypendysta premiera]</span>

Również odpowiadałem szczerze.

// bardzo smieszne, że wywaliłeś mojego posta. nadgorliwiec. a co do reszty postów w tym wątku - po cholerę tak się przechwalacie? - Ł

0
ŁF napisał(a)

co to ma być, konkurs piękności jakiś? po cholerę tak się chwalicie? ehhh, stare chłopy a jak dzieci się zachowują.
Typowy Polak się odezwał [glowa]
Wybacz Łukaszu, ale wyniki w nauce lub lotny umysł to nie jest coś złego.

Za granicą jak się kończy szkołę, są gratulacje dla najlepszych, podziw, duma [zdrowa] etc. Taki człowiek wie, że to czego dokonał nie jest złe, że nikt nie patrzy na niego z zawiścią wytykając palcami.

U nas dobry uczeń to zły koleś, podejrzany, skrytobójczy pożeracz parówek. Fajnie to widać w Młodych wilkach, po zakończeniu roku lecą od razu szydercze wyzwiska typu "kujon", "prymus".

Już dawno to zostało zauważone, zwraca się czasem w mediach na to uwagę, ale mentalność Polaka pozostaje taka sama. Ten, komu się wiedzie to zły typ, niech mu się nowa powinie! To będzie ok... :/

0

a tera skandujemy - kto jest najskromniejszym miszczem na świecie ?

nie no serio, dziwnie trochę - ci co jedą na samych piątkach czy óstkach nawet to mają trochę przewalone od ludu, ale prawda też raczej że zdecydowana większość takich uczniów w polsce jest strasznie sztywna i wywyższająca się - raczej o to chodzi - mnie najbardziej wkur... u jednego że nie umie powiedzieć głupiego prostego słowa "bo" tylko zawsze urwa "ponieważ" [sciana] załamać się można - niby nic, ale po prostej wymianie zdań można nabrać chęci popełnienia samobójstwa

//dobra.. ŁF wprowadził nieco off-topa.. trzymajmy się planu - M

0

Wy mnie normalnie przerażacie. Ja się nie ucze w ogóle, najlepiej na tym wychodze z matmy: od 6 lat nie odrobiłem ani jednej pracy domowej a średnia ocen z matmy z ostatnich lat to 5.01...

Z resztą uczenie się szkodzi mi. Uczyłem się do egzaminu teoretycznego z prawa jazdy i skopałem kompletnie tylko z tej części z której się uczyłem, natomiast z części z której się nie uczyłem ani jednego błędu.

A co do tego uczenia się na lekcjach/wykładach to ma racje Marooned, jeśli lekcja/wykład dobrze prowadzone to uczyć się nie trzeba, jeśli tak źle jak lekcja historii w moim liceum to się leci na wiedzy z gimnazjum/podstawówki na sprawdzianach.

0

Teraz na studiach miałem świetny egzamin z inżynierii programowania: na zeszłym semestrze był wykład (najgorszy jaki widziałem; slajdy wyświetlane po angielsku, a wykładowca [doktor!] mając w ręku ich wersję polską dukał z kartki jakby starał się tłumaczyć - bo nie znał chyba tegoż języka "obcego") oraz seminarka z projektem (z kimś innym); w tym roku miałem sam projekt oraz egzamin z tym samym wykładowcą - doktorem.

Na teście wielokrotnego wyboru 20 pytań z analizy strukturalnej, 20 z obiektowej + UML. Pytania na ogół na zasadzie - zdanie wyrwane z kontekstu z jednej z książek, pierwsza część zdania to pytanie, druga to jedna z możliwych odpowiedzi (pozostałe możliwości to modyfikacje w stylu dowolnym).

Dwie możliwości napisania testu: pierwsza zgodnie z prawdziwością twierdzeń i zagadnień, druga - zgodnie z prowadzącym. Zwolennicy tej pierwszej należą do tych, co mają poprawkę. Jako ciekawostkę powiem, że osoby prowadzące projekty [w tym jeden profesor] nie były w stanie jednoznacznie odpowiadać na pytania z takiego testu z zeszłych lat; studenci z książką w ręku również; myślę że i twórcy UML mieliby problem.

Od razu zaznaczę, że treści na teście częściowo mijały się z treścią zeszłosemestralnego wykładu lub, co gorsza, w wielu pytaniach były z nim zupełnie sprzeczne.

Wniosek: Przyszłym studentom polecam więc chodzić na wykłady - czasem to jedyne źródło choćby części wiedzy, zgodne z wymaganiami egzaminatora.

U mnie wygrało w większości sumienie (bo jak widziałem takie głupoty, to serce się krajało i żal było zaznaczać) - ocena 3,5.

0

Szczawik: Ty na uniwerku siedzisz czy gdzie? U nas egzaminy z IO dotyczą raczej praktycznych zastosowań. Jeżeli się trochę posłucha i samemu pomyśli, to bez problemów można zdać (chyba, że ktoś wykuje na blachę. Bez odrobiny rozumu nie da się).

Mamy chyba na prawdę dobrego prowadzącego, bo jak to sam się śmiał "dlaczego na wykładzie stale mam komplet, chociaż listy u was nie puszczam". I jest to prawda. Gość jest elastyczny. Pyta studentów co by zmienili w prowadzeniu wykładów itp. I pewnie dlatego jest takie zainteresowanie.

A co do czasu nauki... Kiedyś mama mnie podsumowała, że mam szczęście, że nauka przychodzi mi bez wysiłku, że samo się zapamiętuje. Chociaż poznałem też innych ludzi o podobnych umiejętnościach i mówili, że zazwyczaj nie jest to dobre, bo bezwiednie zapamiętują także mnóstwo głupot (zresztą ja także :( ).

Studia lubię m. in. dlatego, że nikt nie każe mi tu notować. Od 2 semestru mam jeden brudnopis do wszystkiego i najwięcej w nim chyba rysunków które ułatwiały wymianę informacji ze znajomymi, a nie informacje z wykładów. Po prostu wystarczy posłuchać na wykładzie (jeżeli jest ciekawy) lub przejrzeć jakiś artykulik w sieci (jeżeli wykład nudny i nie dajesz rady wysiedzieć).

Do tej pory miałem tylko kilka egzaminów, na które dosłownie kułem. Matematyka dyskretna 1 (fajny przedmiot, ale prowadzącemu trzeba było słowo w słowo z jego książki napisać, nic od siebie istotny był nawet przecinek!!! rezultat - komis), statystyka (prowadzący - dziekan, mimo szczerych chęci nie był w stanie przekazać swojej wiedzy, a ja zrozumieć, przed kampanią wrześniową spędziłem chyba ze 2 tygodnie ucząc się, czytając, rozwiązując zadania - poprawka zaliczona). Teraz czeka mnie wielowymiarowa analiza danych (czyli stata 2). Coś czuję, że znowu trzeba będzie się zmobilizować.

I tak przyokazji chciałbym pogratulować osobom, którym nauka nie przychodzi tak łatwo i które muszą poświęcić wiele czasu i wysiłku, aby osiągnąć zamierzone rezultaty. Należy wam się szacunek, w przeciwieństwie do tych wszystkich tłumaczących się "dysleksją", "dysortografią" i innymi "dys".

P. S. Z ortografią w podstawówce też zawsze miałem problemy... Nad tym jednym musiałem ostro popracować.

0
Johnny_Bit napisał(a)

A co do tego uczenia się na lekcjach/wykładach to ma racje Marooned, jeśli lekcja/wykład dobrze prowadzone to uczyć się nie trzeba, jeśli tak źle jak lekcja historii w moim liceum to się leci na wiedzy z gimnazjum/podstawówki na sprawdzianach.

I to jest meritum sprawy. Jeżeli w szkole Cie nie nauczą to musisz się uczyć w domu ( czyt. tracić czas na siedzenie w szkole ). Pamiętam jak to w 6 klasie podstawówki doszła nam dodatkowa lekcja - fizyka. Bardzo ją polubiłem bo od małego interesowałem się różnymi takimi sprawami, zbierałem czasopisma Focus i lubiałem oglądać Discovery. Tak więc na koniec klasy miałem 4. Potem w gimnazjum trafił mi się całkiem niezły nauczyciel, który potrafił zapanować nad porządkiem w klasie i wytłumaczyć wszystkie zagadnienia. Tak więc miałem 3. Natomiast w liceum ledwo walczyłem na dopa bo nauczyciel mimo, iż jak go to wielu nazywało - człowiek renesansu, bo miał uprawnienia do nauki fizyki, matematyki, informatyki i paru tam innych oraz z przedmiotu, którego uczył był naprawdę dobry to nie potrafił tej wiedzy przekazać uczniom ani nie potrafił zapanować nad klasą. A wiadomo, że jak jeden z drugim zaczyna ze sobą gadać, do nich przyłączy się połowa klasy a żeby tego było mało pan profesor w kontrataku ścisza swój głos to wynieść z lekcji można co najwyżej to co leży na półkach w sali.

Kolejny przykład to matematyka. Na matme nigdy w życiu się nie uczyłem ( no, prócz przygotowań do maturki ). Jeżeli tylko uważałem na lekcji i byłem na bieŻąco (Boże, widzisz takie błędy i nie grzmisz) z materiałem to jechałem na wysokich ocenach. Jeżeli opuściłem się i przespałem / przegadałem lekcje to efekt był przeciwny. Dodam iż przez całe liceum odrobiłem może ze 2-3 zadania domowe z tego przedmiotu ;]

Biologia. Na ten przedmiot też nie uczyłem się w liceum. Ba, nawet nie uważałem na lekcjach a jechałem na samych 3 i to tylko dlatego, że interesuje mnie troche ta dziedzina nauki i troszke czasami o niej czytam / oglądam w TV etc.

No i na koniec język polski, na który także się nie uczyłe i jechałem na ocenach dostatecznych. Jednak ten sukces ( o ile można tak to nazwać ) zawdzięczam wspaniałem pani profesor, która potrafiła naprawdę dobrze poprowadzić lekcje i przekazać nam swoją lekcję. W okolicach półmetka przestałem nawet czytać obowiązkowe lektury szkolne a i tak nie miałem problemów na sprawdzianach, w których pojawiały się ich elementy ;] Podobnie na maturce.

0

Ja studiuję informatykę na Politechnice (będzie niedługo semestr 6). Ogólnie wszystko jest OK tylko ten jeden doktor to człowiek jakby z innej epoki (chyba lamp elektronowych i maszyn obliczeniowych). U niego znajomość tematu wg. książek to nie jest to czego on wymaga - wymaga tego, co sam przekazał (lub tego co chciałby przekazać).

Wszędzie tacy się zdarzają.

0

W podstawówce - za dużo się przejmowałem, wszystko musiało być na tip top.

W Liceum - obijanie się, nauka tylko na sprawdziany i też nie za długa (30 minut?)

Politechnika - jeśli chodze na wykład i trochę słucham to zdaje nawet bez nauki, jeśli nie chodzę - wtedy gorzej (trzeba sie pouczyć :/ )..

Nigdy się nie uczę przed czasem - po prostu nie potrafie / nie chce mi się. Jesli przykładowo koło jest w czwartek to nauka tylko w środe ...

Jeśli koło jest w poniedziałek - w piątek mówie, że bede sie uczył w sobote, w sobote mówie, ze w niedziele . nauka w niedziele późnym wieczorem.

0

Deti: To u mnie to wygląda tak, że jak mam kolo/egzamin w środę, to uczę się w środę przed wyjściem na uczelnię :)

Jeśli chodzi o wiedzę przekazaną przez nauczycieli/wykładowców/ćwiczeniowców - jest to jedyna wiedza, jaką posiadam :). Tzn. wiedza w dziedzinie przedmiotów, których uczyłem się w szkole albo na polibudzie. Do tego dochodzi to, czego się nauczyłem bo mnie interesowało, głównie w kwestii programowania, ale też głównie w praktyce, z książek i kursów dużo wiedzy nie wyciągnąłem.

0

Moje spostrzeżenie (jestem na IV roku studiów) jest takie, że ci co uczą się najwięcej to najgorzej na tym wychodzą. Miewałem wykłady na których nie pojawiłem się ani razu i dostawałem ostatecznie z egzaminu 4.5, a osoby wierne wykładowcy potrafiły dostać 3. Ważniejsze jest zrozumienie i powiązanie faktów, a nie wbijanie wszyskiego na ślepo do bani byle zdać.
Oczywiście są przedmioty lżejsze i cięższe ( i nad tym drugimi chcąc - nie chcąc trzeba posiedzieć), ale większość zależy od nastawienia wykładowcy. Np teraz mam trzy egzaminy z których poważnie pomęczyć trzeba nad jednym a z innych to z większości korzystam z wiedzy, którą zdobyłem już wcześniej.
Miałem teraz zajęcia z jednym wykładowcą trzy godziny pod rząd ale tak chodziłem z przyjemnością, bo koleś mówił naprawdę ciekawie, z przykładami z rzeczywistości i z jego zajęć naprawdę sporo wyniosłem. Niestety większość wykładowców to osoby które albo olewają swój przedmiot, albo mówią w taki sposób, że dwadzieścia minut z nimi ciężko wytrzymać.

0

Ja jeszcze dodam, ze w mojej klasie ci co ucza sie najwiecej wybrali na maturze takie mixy jak matematyka-biologia i nie maja zielonego pojecia na jaka uczelnie beda skladac papiery, ja sobie wyczailem wzorek na punkty rekrutacyjne na PWr i tego sie trzymam :)

0

troche do postu Dryobates'a
Mieliscie moze takie przedmioty jak analiza funkcjonalna, analiza wielowymiarowa, procesy stochastyczne, topologia, matematyka(teoria) chaosu?
Nooo moze topologie mozna jeszcez zdac niewielkim wkladem, ale reszte? nie sadze;/

0
studencink napisał(a)

troche do postu Dryobates'a
Mieliscie moze takie przedmioty jak analiza funkcjonalna, analiza wielowymiarowa, procesy stochastyczne, topologia, matematyka(teoria) chaosu?
Nooo moze topologie mozna jeszcez zdac niewielkim wkladem, ale reszte? nie sadze;/

Ja jestem na informatyce na polibudzie, nie na matematyce. Jakbym poszedł na matematykę to... nie na pewno bym nie poszedł ;P

A teorię chaosu będę miał w tym semestrze i nie wiem jeszcze z czym to się je :(

0

w SP - sporadycznie. Głównie odrabiałam prace domowe.
w LO - koło 2 -3 h dziennie. A przed sprawdzianami troszkę dłużej
na studiach - ogólnie koło 4 h dziennie. Miesiąc przed sesja zwiększa sie to do ok. 6 h dziennie. A przed egzaminami uczę się non stop. Tyle, że studiuję całkiem coś innego aniżeli większość uczestników tego forum :D

0

Podstawówka Nic. Dosłownie nic. (jedyne co pamiętam to kucie się słówek i czasowników nieregularnych na angola, ale to było poza szkołą więc się nie liczy) W 4 i 5 klasie pasek, w 6 zjechałem do średniej 4.5 Słabo, nie? :D
Gimnazjum Trochę, głównie na fizykę.

A w klasie mam opinię największego kujona... (nazywają mnie tak głównie osoby uczące się kilka godzin dziennie w domu i jescze na przerwach) No cóż, ludzie są dziwni. :|

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1