Nie chce mi się pracować.
Witamy w dorosłym życiu :) A komu się chce? :) Praca to praca, pykasz swoje i wymieniasz na hajs, którego wydawanie sprawia radość :D Np. kupujesz GeForce RTX 3090 i pykasz w pasjansa na full detalach. Bo cię kurna stać :D
Sądzę, że mniej lub bardziej jakaś forma zniechęcenia dotyka ogromu ludzi - programistów też. Dlatego wypływają te różne pomysły typu 4-dniowy tydzień pracy, albo dochód gwarantowany, albo - czemu pomógł covid - home office/praca zdalna. Jest poszukiwanie co można byłoby zmienić, żeby praca przestała być kojarzona z przykrym obowiązkiem realizowanym tylko po to, żeby mieć "co do garka wsadzić".
Zwłaszcza w zawodach wymagających kreatywnego myślenia i rozwiązywania problemów - taki marazm i zniechęcenie pośrednio wpływają negatywnie na efektywność. Mówiąc wprost, lepsze wyniki może osiągnąć w 4 dni ktoś świeży, zadowolony i zainteresowany, niż w 5 ktoś zmęczony, znudzony i wkurzony.
Także tęgie głowy socjologiczne myślą nad tym problemem (w trakcie swojej zmiany w McDonaldsie :D ), jedne pomysły są lepsze (4-dniowy tydzień pracy), inne gorsze (dochód gwarantowany), może coś z czasem się udoskonali.
Dochodzimy do granicy, gdzie coś trzeba zrobić, żeby wykorzystywać zasoby ludzkie efektywniej.
Co rozumiesz przez "prawdziwe życie"? PS Nie chcę czepiać się słówek; po prostu zastanawiam się, czy masz jakieś przemyślenia w tym kierunku, skoro o tym wspomniałeś.
(…) wraca się do domu i praktycznie zaraz trzeba kłaść się spać(*).
(…)
(*) mówimy o wersji przed-covidowej, teraz dzięki pracy zdalnej jest ciut lepiej w tej kwestii
Masz na myśli, że dużo czasu zajmowały Ci dojazdy? Czy też mówisz także o relacjach z innymi osobami, które dzięki pracy zdalnej stały się mniej wymagające?
To akurat trochę rozumiem - w sumie co to za życie, jeśli powiedzmy z dojazdami 9h z dnia jest wycięte, tak od poniedziałku do piątku. Doliczyć ogarnięcie się (prysznice, ciuchy, szama, może jakieś sprzątanie i te sprawy) - 12h z 24h zabrane. Gdy w końcu się siada wieczorem, to ani nie ma siły zakręcić się za jakimś swoim projektem, za mało czasu, ani też nieszczególnie coś obejrzeć, czymś się zainteresować. Tak naprawdę tydzień jest spalony, zostaje chwila i spanie, żeby kolejnego dnia powtórzyć cykl. I tak do emerytury, do której w takim tempie i stresie i tak nie dożyjemy. A jeśli dożyjemy, to i tak ZUS do tego czasu dawno padnie, a wszelkie oszczędności w innych miejscach rozkradną politycy :)
Wracając do OP - jeśli masz oszczędności, nie trzeba koniecznie pracować. Znam ludzi, którzy wzięli bezpłatny albo się zwolnili i wyjechali w świat. Może wrócisz biedny i z niczym, a może nagle gdzieś odkryjesz co cię kręci i już zostaniesz...