Wątek przeniesiony 2020-10-01 12:30 z Edukacja przez cerrato.

Doszktałcanie z języka angielskiego, kurs online.

0

Witam. Czy dokształcacie się z języka angielskiego?
Dostałem ofertę ostatnio od Profi Lingua na szkolenie online. 56-lekcji po 90 min. Dwa razy w tygodniu. Max 8 osób w grupie.
Korzystacie/korzystaliście z takich szkoleń? Zależy mi na poprawie języka, zasób słownictwa i przede wszystkim mówienie.
Generalnie za zajęcia (grupowe) 90 min wychodzi koło 39 zł. co jest atrakcyjne. Zajęcia są z lektorem.

2

Czyli 2184 zł za semestr? A prowadzi native? Ja korzystałem z zajęć opłacanych przez firmę, też gdzieś tyle to kosztowało ale grupy były max 6 osobowe - osobiście nie uważam żeby było to tyle warte, nie wyniosłem z tego przez 2 lata zbyt dużo, więc w końcu zrezygnowałem (mimo że było to darmowe). Dobry sposób na zmuszenie się do nauki, ale samemu można więcej, zwłaszcza z takim budżetem.

90 minut, minus czas na przygotowania, omówienie zadań, spóźnienie się wykładowcy, czekanie na spóźnionych uczestników, wcześniejsze skończenie i podzielone na 8 osób daje jakieś 5 minut poświęcone Tobie i 20 minut z których możesz coś wynieść. A człowiek podobno nie jest w stanie być skupionym przez więcej niż 45 minut, więc większość tego czasu jest stracona.

Zajęcia indywidualne kosztują około 80 zł za godzinę - co daje 27 godzin indywidualnej nauki która na pewno będzie bardziej wartościowa niż 84 godziny nauki w ósemkę. Choć tego nigdy szczerze mówiąc nie próbowałem.

Jeśli nie prowadzi native to nie spodziewaj się też cudów - nauczyciele w takich kursach nie są wcale lepsi od tych których spotkałeś w szkole podstawowej.
A cały ten temat zalatuje reklamą, jedynie liczba postów na forum mówi coś innego.

4
obscurity napisał(a):

Zajęcia indywidualne kosztują około 80 zł za godzinę - co daje 27 godzin indywidualnej nauki która na pewno będzie bardziej wartościowa niż 84 godziny nauki w ósemkę. Choć tego nigdy szczerze mówiąc nie próbowałem.

Ja próbowałem i dalej próbuje przez https://pl.heylangu.com/
Mam native'a ze stanów, mieszkającego dalej w stanach. Jak się dobrze poszuka to można nawet humanistę-nauczyciela znaleźć który będzie Cię gnębić z gramatyki. Ale nie uważam żeby trzeba było być nauczycielem żeby umieć uczyć podstawowych zwrotów ze swojego języka i rozmawiać temacie który interesuje ucznia

0

Nie za bardzo. Do pracy jest potrzebny jedynie poziom komunikatywny. Wręcz mając dobry angielski można sobie pogorszyć komunikację, bo jeśli nie pracujesz z nativami to możesz stać się kolesieć, co dziwnie gada. Jeśli pracujesz z nativami to i tak ich nie będzie obchodzić czystość języka dopóki są w stanie zrozumieć, co mówisz, bo angielski jest kaleczony praktycznie na każdej szerokości geograficznej.

0
obscurity napisał(a):

A cały ten temat zalatuje reklamą, jedynie liczba postów na forum mówi coś innego.

Panie, żadna reklama. Zwyczajnie rozglądam się za jakimś kursem angielskiego i taką ofertę dostałem. Zastanawiam się czy warto czy lepiej w indywidualne. Ale twoja analiza co do poświęconego czasu daje do myślenia.

1
tsz napisał(a):

Nie za bardzo. Do pracy jest potrzebny jedynie poziom komunikatywny. Wręcz mając dobry angielski można sobie pogorszyć komunikację, bo jeśli nie pracujesz z nativami to możesz stać się kolesieć, co dziwnie gada. Jeśli pracujesz z nativami to i tak ich nie będzie obchodzić czystość języka dopóki są w stanie zrozumieć, co mówisz, bo angielski jest kaleczony praktycznie na każdej szerokości geograficznej.

A co to jest jedynie poziom komunikatywny? Jak go zdefiniujesz? Ja mówię po angielsku całkiem płynnie, mam dość fajny akcent, potrafię na luzie dogadywać się z ludźmi na żywo, ale jak przychodzą calle o szczegółach biznesowych to się gubię w opór. Mam wrażenie, że większość osób robi dobrą minę do złej gry, przynajmniej jeśli o języki chodzi. Nativa może nie obchodzi czystość języka, ale biegłe zrozumienie go to zupełnie co innego.

3
tsz napisał(a):

mając dobry angielski można sobie pogorszyć komunikację

Bingo!

Panie, my tu w firmie sklepy i strony robimy. Nasi klienci po angielkiemu to nawę majom. Ło, taki Drewexim International. Ale stronę po polsku zrobiliśmy.

A powiem jeszcze, że jakby chłopaki za dobre były w angielskim to by do Warszawy do korporacji uciekły i kto by u nas strony robił? Moje chłopaki od stawiania bilbordów za płotami nie potrafiom.

title
Polski smolbyznys reklamowy

1
tsz napisał(a):

Wręcz mając dobry angielski można sobie pogorszyć komunikację, bo jeśli nie pracujesz z nativami to możesz stać się kolesieć, co dziwnie gada.

Ale chyba jakąś mądrość rozróżniającą które słowo jest z zakresu B1 a które z C2 masz? Tak samo jak native jak chce być zrozumiany przez nie native'a to nie może używać slangu, niestandardowej wymowy czy dziwnych idiomów jak knout you up. No chyba że to szef wszystkich szefów który chce się popisać na spotkaniu rocznym więc będzie używać najbardziej literackich, długich słów żeby nikt go nie zrozumiał

0
KamilAdam napisał(a):

Ale chyba jakąś mądrość rozróżniającą które słowo jest z zakresu B1 a które z C2 masz?

A jak to rozróżnić? Co to znaczy, że słowo jest "z zakresu"?

2
somekind napisał(a):
KamilAdam napisał(a):

Ale chyba jakąś mądrość rozróżniającą które słowo jest z zakresu B1 a które z C2 masz?

A jak to rozróżnić? Co to znaczy, że słowo jest "z zakresu"?

Np dla japońskiego jest prosto. Na każdy z etapów masz listę słów do zakucia z przypisanymi im znakami.
Dla angielskiego też musi być jakaś lista, może mniej oficjalna. Inaczej podręczniki nie pokrywałyby się między sobą.

Np słowo z dalekiego/wysokiego/trudnego zakresu poznane przypadkiem przeze mnie to to toss. Nie wpadł bym na to że w angielskim jest osobne słowo na określanie rzutu monetą. Chociaż to może polski jest ubogi bo jednak rzut monetą i rzut kamieniem to dwie różne czynności i powinny je opisywać dwa czasowniki?

1
KamilAdam napisał(a):

Dla angielskiego też musi być jakaś lista, może mniej oficjalna.

The Oxford 3000
The Oxford 5000

Płatne, bezpłatne, papierowe, elektroniczne-interaktywne, pdf/epub
np.
https://www.oxfordlearnersdictionaries.com/wordlists/oxford3000-5000

TOEFL
https://www.examword.com/toefl-list/5000-vocabulary-1

Nie jestem kompetentny, nie wypowiem się która lista 'jest bardziej'

0
KamilAdam napisał(a):

Dla angielskiego też musi być jakaś lista, może mniej oficjalna. Inaczej podręczniki nie pokrywałyby się między sobą.

A pokrywają się? W jakiejś części na pewno, ale w sporej nie. O ile zdefiniować ileś set podstawowych słów można dość łatwo, to na pewnym etapie albo zna się jakieś słowo albo nie, ale przypisać słowo do poziomu języka to doprawdy nie wiem na jakiej można byłoby zasadzie.

1
szydlak napisał(a):

Zależy mi na poprawie języka,(...) i przede wszystkim mówienie.

No tak, jeśli chodzi o poprawę mówienia, to faktycznie możesz nie mieć lepszego wyboru. Jednak, jeśli chodzi o generalne poprawienie skill'sów z języka, to takie kursy są lipne niezależnie od formy.
Kiedyś angielskojęzyczne Cartoon Network na kablówce wychowało całe pokolenie anglistów i obecnych nauczycieli/lektorów języka angielskiego, więc polecam bardzo oglądanie swoich ulubionych seriali/filmów w ojczystym języku. Czytanie książek też pomaga. Jedyny problem jaki zostaje to faktyczna mowa. I tu takie kursy (o ile prawidłowo przygotowane) mogą być pomocne.

3

Ale chyba jakąś mądrość rozróżniającą które słowo jest z zakresu B1 a które z C2 masz? Tak samo jak native jak chce być zrozumiany przez nie native'a to nie może używać slangu, niestandardowej wymowy czy dziwnych idiomów jak knout you up. No chyba że to szef wszystkich szefów który chce się popisać na spotkaniu rocznym więc będzie używać najbardziej literackich, długich słów żeby nikt go nie zrozumiał

Nie ma czegoś takiego jak "które słowo jest z którego zakresu". Możesz człowieka na poziomie A1 nauczyć dowolnego słowa. Głównym kryterium doboru słownictwa do programu na danym poziomie jest po prostu częstotliwość występowania i/lub prawdopodobieństwo, że na tym poziomie dane słowo może się przydać.

0

te literki B2, C1 itp. to fikcja, co najwyżej ułatwienie przy zakupie podręcznika albo wyborze kursu. Ew. do samooceny i poczucia osiągnięcia, że jestem na jakimś poziomie, osiągnąłem "milestone". Ale jednak fikcja.

Tym niemniej jak widzisz kota, to zwykle powiesz "cat", a nie "feline", bo nawet jeśli rozumiesz oba słowa, to masz świadomość, że jednak "cat" to normalne słowo, którego można użyć bez żadnych problemów, a "feline" to jakaś ekstrawagancja.

2
Crazy_Rockman napisał(a):

Nie ma czegoś takiego jak "które słowo jest z którego zakresu". Możesz człowieka na poziomie A1 nauczyć dowolnego słowa. Głównym kryterium doboru słownictwa do programu na danym poziomie jest po prostu częstotliwość występowania i/lub prawdopodobieństwo, że na tym poziomie dane słowo może się przydać.

Właśnie, to kwestia wyczucia i obycia. Jeśli w filmach słyszysz dane słowo regularnie, a inne po raz pierwszy widzisz u Nabokova, to sprawa jest jasna, zresztą w tym drugim przypadku pewnie i tak zajrzysz do słownika, gdzie są odpowiednie adnotacje, w rodzaju idiom, rare, fig, hum, dat, infml, infml dat, offic, med, jur. Tylko trzeba oglądać filmy/seriale, nie polegając na polskich napisach, już nie mówiąc o lektorze czy dubbingu, i dużo czytać.

Na ogół zresztą wystarczy wyczucie, na przykład chyba nie trzeba szczególnej znajomości języka, żeby już na pierwszy rzut oka odróżnić rejestry "I could see it coming" i skądinąd wcale nie tak rzadkiego "it's par for the course".

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1