Oszczędzanie na mieszkanie a inflacja

0
spyrx napisał(a):

Hej, od jakiegoś czasu powoli odkładam na własne mieszkanie. Póki co mieszkam w pozostawionym w spadku dla mnie i brata, ale chciałbym iść na swoje z Kobietą. Mam nową pracę, obecnie jestem w stanie odłożyć 5-7k miesięcznie (zależy od tego jak bardzo chcę sobie skąpić i czy będę dodatkowo odkładał na lepsze auto / brał w leasing). W sumie jak liczyłem to 5k odłożę, 3k na życie, 2k na ratę leasingową mniej więcej jeśli decydowałbym się na lepsze auto.

Raczej wolałbym mały domek gdzieś na obrzeżach miasta - nie chcę mieszkać w centrum. Nie interesowałem się bardzo kosztami budowy tego, ale zakładam tak pewnie 400 - 500k ? Nie ma to być super duży dom. Po prostu przytulny, ale żeby też nie ściskać się z Kobietą i przyszłymi dziećmi. Teraz ceny mieszkań są tak drogie, że pewnie nawet taki dom wyjdzie taniej.

Zastanawiam się też jak z tą inflancją .. bo trochę boli jak pomyślę, że odkładam tą kupkę, a wartość tego mi spada. Myślę też o tym ile warto dać jako wpłatę wstępną na kredyt. Wiem, że mój kolega z dziewczyną, którzy w sumie zarabiają może koło 7k netto miesięcznie wpłacili 10% i wzięli na pół miliona :O Nie wiem czy to głupota ? Ja myślałem o 20%, czyli jakiś 100k, ale to jeszcze trochę zbierania i ta inflancja ..

Wiem, że ludzie przewalutowują na Dolara albo kupują Złoto.
Sam już nie wiem jak ugryźć temat.

Ślub planujemy brać za 2-3 lata, a pod koniec tego roku już bym chciał myśleć o kredycie.
Księgowy cały czas uważa, że ceny mieszkań pójdą w dół, bo jest straszna bańka. Póki co tego nie widzę.

Macie generalnie jakieś źródła na ten temat itd ? Odnośnie oszczędzania, odnośnie inwestycji, cen nieruchomości itd.

Pozdrawiam serdecznie

30km od Krakowa. Dom 110m2. Całkowity koszt 600tys.
Zakup działki maj 2015. Koniec prac: wrzesień 2020.
Cena z działką 11ar. Masa zalatwien, pozwoleń, przyłączu, ogarniania ekip budowlanych itp.

3
somekind napisał(a):

Owszem, inaczej. Częściej, szybciej i bardziej komfortowo.

Darmowy pro hint - kolej szynowa.

A jak ktoś dziecko z Wiązownej na Wilanów wysyła do podstawówki, to chyba sam powinien się pilnie udać do szpitala na Sobieskiego.

Ja wiem, że w Polsce są tzw. obszary wykluczone transportowo, ale chyba nie mówimy tutaj o głębokim Podlasiu czy Podkarpaciu, ale o okolicach wielkiego miasta, nie?

Ale ty tak serio, czy na podstawie jednego miasta piszesz? Transport publiczny aglomeracyjny i średnio-dystansowy mocno kuleje. Wiem, bo sam korzystam codziennie. Są miejscowości wokół dużych miast, które połączeń kolejowych nie mają, a autobusy stoją w korkach, bo przecież wszyscy jadą do tego sąsiedniego dużego miasta.
Do komfortu jest daleko, pociągi są przepełnione, częste awarie bo w taborze nadal wychodzą wieloletnie zaniedbania w zakupach nowego sprzętu.
O ile mieszkać w mniejszym mieście, to z dobrą infrastrukturą, a nie tylko z rzędami szeregowców i domków dookoła (hint: dla kupujących - popatrzcie na wiek sąsiadujących domów; stare domy - duże prawdopodobieństwo kominów dymiących na całą okolicę). Zestaw kolej+autobus+przynajmniej dwie alternatywne drogi do dużego miasta.

Jak ktoś planuje dzieci za jakiś czas, to pewnie jeszcze nie wie z iloma rzeczami się to wiąże. Trzeba mieć pod ręką przychodnię pediatryczną, fajnie jeśli szpital jest w pobliżu, ze 2 apteki, żłobki, przedszkola, szkoła podstawowa, sklepy różnego rodzaju, miejsce na spacery i zabawę, miejsca gdzie to dziecko można zabrać na jakąś rozrywkę czy naukę (szczególnie dla tych < 3 lata oferta w małych miejscowościach jest uboga). Wożenie dziecka samochodem wszędzie to nie jest dobre rozwiązanie. To co zaoszczędzi się na kosztach mieszkania (do czasu... utrzymanie domu jest droższe niż mieszkania), zwykle traci się na kosztach "samochodowych". Realnie jest to koszt 600-1000 zł przy średnim przebiegu 1000 km miesięcznie. Jeździ się dużo i po pewnym czasie jest to męczące, szczególnie gdy warunki drogowe są trudne.

Szczerze, to ciągle się dziwię, że ciągle u nas pokutuje mit szczęścia w "domku pod miastem". Wielu ludzi się w to ładuje patrząc przez różowe okulary, a nawet nie dyskutując ze znajomymi, którzy mają to na co dzień od 5, 10 lat. Warto może się zapoznać, co się o tym pisze, jakie są negatywne aspekty takiego modelu życia. Ja to wszystkim odradzam, bo przerobiłem już różne modele i biorąc pod uwagę różne aspekty to raczej wolałbym mieszkanie w dużym mieście.

3
robertos7778 napisał(a):

Szczerze, to ciągle się dziwię, że ciągle u nas pokutuje mit szczęścia w "domku pod miastem". Wielu ludzi się w to ładuje patrząc przez różowe okulary, a nawet nie dyskutując ze znajomymi, którzy mają to na co dzień od 5, 10 lat. Warto może się zapoznać, co się o tym pisze, jakie są negatywne aspekty takiego modelu życia. Ja to wszystkim odradzam, bo przerobiłem już różne modele i biorąc pod uwagę różne aspekty to raczej wolałbym mieszkanie w dużym mieście.

I ten mit tak sobie pokutuje zupełnie, totalnie bez powodu. To takie zbiorowe urojenie, wcale niespowodowane tym, że ludzie żyją w ścisku w dużych miastach ;)

Wychowałem się w tzw. Polsce powiatowej, a od paru lat mieszkam i pracuję w Krakowie - to, co widzę na co dzień i co również słyszę z relacji znajomych to:

  • korki, korki, wszędzie korki - wszystko tkwi w korkach, marnuje się mnóstwo czasu w dojazdach nawet jeśli odległości są niewielkie, w godzinach szczytu jest paraliż miasta. Niby odległości małe, a i tak spędzasz jakieś absurdalne ilości czasu w dojazdach.
  • zanieczyszczenie powietrza porównywalne z tymi małymi miejscowościami ze starymi domami i kotłami CO, przy bardziej ruchliwych skrzyżowaniach smród jest porównywalny z okolicami rafinerii w Trzebini, choć trochę bardziej gryząco-mdlący
  • każdy wolny skrawek jest zabudowywany nowymi "kameralnymi osiedlami" z oknami z widokiem na okno sąsiada, "zielonymi kącikami" gdzie zielone to możesz mieć ściany w kuchni jak je sobie pomalujesz
  • samochodów przybywa, a dróg jakoś niezbyt, także jakoś nie spodziewam się poprawy w kwestii korków
  • no a co do korków, to miejscami nawet chodniki się korkują i możesz sobie utknąć w ludzkim korku. Choćby dlatego, że też są miejscami zbyt wąskie jak na ilość ludzi, którzy z nich korzystają
  • całość tego ścisku, tłoku i wiecznego korka skutkuje jakąś jedną, wielką zbiorową k***cą na drogach i chodnikach (też mi się czasem udziela) i nigdy nie wiesz, czy dzisiaj wjedzie w Ciebie rozpędzony rowerzysta na przystanku, czy może potrąci Cię cymbał w osobówce, który postanowił podjechać kawałek chodnikiem
  • ceny mieszkań pozostawiają wiele do życzenia, podobnie jakość budownictwa zarówno nowego jak i starego. Ciężko w ogóle stwierdzić, czego szukać by srogo nie umoczyć, widziałem zarówno blokowiska z głębokiego PRLu gdzie żaden kąt nie był prosty, jak i świeżynki które tuż po oddaniu miały srylion awarii i ogólnie sprawiały wrażenie sprzedawanych z gwarancją na 5 lat
  • jak już jesteśmy przy osiedlach, to nigdy nie wiesz kogo będziesz mieć za ścianą. Wracasz ze swojej super pracy w ludzkim korpo-ulu i chcesz trochę, nie wiem, odpocząć od ludzi i hałasów na ten przykład - i co? Jeden sąsiad wierci w ścianie, drugi lubi się dzielić więc dzieli się ze wszystkimi swoim techno, pod spodem masz studentów pierwszego roku, a u góry 80-letnią sąsiadkę która wzywa policję jak Cię przyciśnie na "dwójkę" o 22:03
  • nie wiem, czy sytuacja na drogach i chodnikach ma się jakkolwiek do sytuacji w żłobkach, przedszkolach i szkołach ale przypuszczam, że sytuacja jest analogiczna i może i zagęszczenie tego wszystkiego jest duże i wybór teoretycznie jest duży, ale w praktyce jesteś ograniczony liczbą innych rodziców którzy muszą gdzieś posłać dzieci, tym dokąd jesteś w stanie jakoś dojechać itd. Tym bardziej, że choćby jakichś placówek medycznych też niby jest dużo, a i tak są kolejki i można się zdziwić

Ja to się w ogóle dziwię, czemu właściwie ktoś miałby marzyć o jakimś cichym domku pod miastem, skoro może gnieździć się w ciasnej klitce na którą wziął kredyt na 30 lat, spędzać godzinę w korku próbując zawieźć dzieciaki do szkoły 3 skrzyżowania dalej, potem pół godziny w drodze do pracy kolejne dwa skrzyżowania dalej, albo pokonać ten dystans trzy razy szybciej rowerem / pieszo ale co rusz ryzykując potrąceniem przez jakiegoś furiata, a to wszystko w imię kiszenia się w jakiejś wielkiej ludzkiej wędzarni :)

0
robertos7778 napisał(a):

Ale ty tak serio, czy na podstawie jednego miasta piszesz?

Tak, na serio, na podstawie dziesiątek miast zlokalizowanych w promieniu 30 km wokół Warszawy.

Transport publiczny aglomeracyjny i średnio-dystansowy mocno kuleje. Wiem, bo sam korzystam codziennie. Są miejscowości wokół dużych miast, które połączeń kolejowych nie mają, a autobusy stoją w korkach, bo przecież wszyscy jadą do tego sąsiedniego dużego miasta.

Nie mówię, że nie ma miejsc, w których jest źle. Ale szczerze radzę wybierać te, w których jest dobrze.

O ile mieszkać w mniejszym mieście, to z dobrą infrastrukturą, a nie tylko z rzędami szeregowców i domków dookoła (hint: dla kupujących - popatrzcie na wiek sąsiadujących domów; stare domy - duże prawdopodobieństwo kominów dymiących na całą okolicę). Zestaw kolej+autobus+przynajmniej dwie alternatywne drogi do dużego miasta.

Pełna zgoda.

Jak ktoś planuje dzieci za jakiś czas, to pewnie jeszcze nie wie z iloma rzeczami się to wiąże. Trzeba mieć pod ręką przychodnię pediatryczną, fajnie jeśli szpital jest w pobliżu, ze 2 apteki, żłobki, przedszkola, szkoła podstawowa, sklepy różnego rodzaju, miejsce na spacery i zabawę, miejsca gdzie to dziecko można zabrać na jakąś rozrywkę czy naukę (szczególnie dla tych < 3 lata oferta w małych miejscowościach jest uboga). Wożenie dziecka samochodem wszędzie to nie jest dobre rozwiązanie. To co zaoszczędzi się na kosztach mieszkania (do czasu... utrzymanie domu jest droższe niż mieszkania), zwykle traci się na kosztach "samochodowych". Realnie jest to koszt 600-1000 zł przy średnim przebiegu 1000 km miesięcznie. Jeździ się dużo i po pewnym czasie jest to męczące, szczególnie gdy warunki drogowe są trudne.

Skoro sam widzisz tyle wad w używaniu samochodów, to czemu piszesz, że dwa są obowiązkowe? To się w ogóle kupy nie trzyma.

Szczerze, to ciągle się dziwię, że ciągle u nas pokutuje mit szczęścia w "domku pod miastem". Wielu ludzi się w to ładuje patrząc przez różowe okulary, a nawet nie dyskutując ze znajomymi, którzy mają to na co dzień od 5, 10 lat. Warto może się zapoznać, co się o tym pisze, jakie są negatywne aspekty takiego modelu życia. Ja to wszystkim odradzam, bo przerobiłem już różne modele i biorąc pod uwagę różne aspekty to raczej wolałbym mieszkanie w dużym mieście.

No a ja tak przeżyłem ze 20 lat, i jakoś wad nie widzę. Tylko to nie może być losowa wioska za rzeką, ale miasteczko z normalną infrastrukturą, z którego na upartego do 18go roku życia nie trzeba wychodzić.

2

Ludzie też nie mają wyobraźni i uparli się inwestować w wa-wa, krako itp. same top miasta, natomiast w trochę mniejszych mieszkania są 2-3 krotnie tańsze, a cena wynajmu jest dosyć podobna, czyli nie dość, że masz kilka inwestycji (co zmniejsza ryzyko całkowitej utraty zysku) to jeszcze masz więcej zarobku na wynajmie :)

4

ja oszczędzałem na mieszkanie bo myślałem że to jest doby pomysł, przyszła pandemia, Morawiecki i inne krzaki i teraz mam inflację 7% a mieszkania kosztują 10k/m2 więc straciłem wiarę w oszczędzanie, trzeba było kupować na kredyt 5 lat temu a nie oszczędzać

0

Od dawna twierdzę, że trzymanie większych oszczędności w PLN to skrajna nieodpowiedzialność. Moim zdaniem oszczędzać - tak, ale lepiej pieniądze przechowywać w zdywersyfikowanych instrumentach finansowych/aktywach itp.

PS Kupiłem mieszkanie 5 lat temu za 280k w Krakowie. Teraz jest warte ponad 500k. Ale to akurat fart, bo nie kupowałem go w celu zarobku.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1