Samorozwój. Jak ruszyć z miejsca?

2

Cześć,

przychodzę z nietypowym problemem natury psychologicznej (który pewnie wyda się śmieszny dla niektórych). Być może to nie jest temat na takie forum, ale może nada się do działu off-topic.

Mianowicie, ostatnio zauważyłem, że coraz mniej we mnie entuzjazmu, i swoje życie przeżywam wręcz mechanicznie, trochę jak robot :) Głównie skupiam się na studiach, i trochę zaniedbałem samorozwój, tzn. pakowałem do głowy nowe informacje i wiedzę, ale nie próbowałem nic zmienić w swoim życiu przez ostatni, dłuższy czas. Tak jakby zatrzymałem się w miejscu.

I tutaj pytanie do forumowiczów, czy znacie może jakieś sposoby, aby trochę bardziej się zaangażować w swoje własne życie, "zejść na ziemię", bardziej poznać samego siebie? Wiem, że to co piszę może być śmieszne, dla niektórych nawet żenujące, ale coraz bardziej zaczynam dostrzegać, że poznawanie własnego JA jest czymś ważnym w dążeniu do szczęścia, a w mojej codzienności zupełnie zeszło to na dalszy plan i stałem się robotem :) Póki co topornie wychodzi mi wprowadzanie jakichkolwiek zmian w moim życiu, a jest mnóstwo rzeczy, które powinienem zmienić w swoim sposobie bycia. Z natury jestem raczej introwertykiem i dużo myślę.

10

A ty wiesz, że mam ostatnio dokładnie podobne przemyślenia?
I dochodzę do wniosku, że na początek powinnam odstawić 4programers.

A tak bardziej serio, to może poszukaj inspiracji:

Stephen Covey - 7 Nawyków Skutecznego Działania
Nathaniel Branden - 6 Filarów Poczucia Własnej Wartości
Malcolm Gladwell - Poza schematem
David Allen - Getting Things Done
Brian Tracy - Zarządzanie czasem
Umysł - jak nareszcie z niego korzystać
Stephen Pinkrer - Jak działa umysł
Robert Kiosaky - Bogaty ojciec, biedny ojciec

**Zasady kaizen **
Filozofia kaizen opiera się na dwóch, zasadniczych elementach:

  • ulepszania i zmiany na lepsze,
  • toczącego się stale procesu.

  1. Problemy stwarzają możliwości.
  2. Pytaj 5 razy „Dlaczego?” (Metoda 5 why)
  3. Bierz pomysły od wszystkich.
  4. Myśl nad rozwiązaniami możliwymi do wdrożenia.
  5. Odrzucaj ustalony stan rzeczy.
  6. Wymówki, że czegoś się nie da zrobić, są zbędne.
  7. Wybieraj proste rozwiązania, nie czekając na te idealne.
  8. Użyj sprytu zamiast pieniędzy.
  9. Pomyłki koryguj na bieżąco.
  10. Ulepszanie nie ma końca.

Metoda 5 why

  • Dlaczego powstał problem?
  • Dlaczego go nie zauważyliśmy?
  • Jak go rozwiązać?

pięć dróg do dobrostanu
Saamah Abdallah, analityk z NEF, wymienił ''pięć dróg do dobrostanu'':

  1. bądź w kontakcie z ludźmi;
  2. bądź aktywny;
  3. dowiaduj się nowych rzeczy;
  4. bądź hojny dla przyjaciół lub zostań wolontariuszem;
  5. bądź uważny, czyli świadom siebie i świata, który cię otacza.

Macierz Eisenhowera
(nie mam pod ręką ładnej rozpiski do tego, ale łatwo sobie wyguglasz).

2

Głównie skupiam się na studiach, i trochę zaniedbałem samorozwój,

Przecież studia są właśnie jednym ze sposobów na samorozwój. To, że można się zatracić w nich i zaniedbać resztę to już inna sprawa.

Ujmując to szerzej - ogólnie w działaniu (nawet rozwijającym) można się zatracić, bo człowiek robi potem już coś bezmyślnie. Co jakiś czas więc potrzebna jest chwila refleksji i zastanowienia się, czy dana ścieżka jest tą, którą chcesz podążać. I dlaczego tak, albo dlaczego nie. Chociaż nigdy się nie ma pewności, więc trzeba zrobić educated guess i eksperymentować.

W życiu trzeba być agile, a nie waterfall.

bardziej poznać samego siebie?

To jest zadanie na całe lata.

Póki co topornie wychodzi mi wprowadzanie jakichkolwiek zmian w moim życiu, a jest mnóstwo rzeczy, które powinienem zmienić w swoim sposobie bycia.

Fajnie jest wyrobić sobie małe nawyki. Jakie to będą nawyki, to już będzie zależne od tego, jakie zmiany konkretnie chcesz wprowadzić.

7

Lifehack: Oprocz studiow znajdz sobie etat. Jak caly dzien pracujesz, to nie masz kiedy rozkminiac bezsensu zycia + pociesza szelest forsy. Twoja samoocenę podniesie wzrost kompetencji, a kariera bedzie celem do ktorego bedziesz dążyć.

4

Przy samorozwoju teoria jest oczywiście bardzo ważna, ale zanim zaplanujesz sobie przeczytanie dziesiątek książek i obejrzenie setek nagrań to poczytaj sobie o https://en.wikipedia.org/wiki/Analysis_paralysis żeby się w to nie wpakować. Teoria powinna być poprzeplatana z praktyką, inaczej teorię trudno będzie zrozumieć. To trochę tak jakbyś chciał się nauczyć programowania tylko czytając książki - bez kodzenia samemu wiele rzeczy ci się nie rozjaśni, a o innych będziesz miał błędne przekonania. Z drugiej strony bez teorii o sztuce programowania będziesz klepał badziewne programy i nie widział w tym nic złego. Trzeba znaleźć złoty środek między teorią, a praktyką.

0

To jest ciekawe. Ludzie zastanawiają się i pracują nad sobą dopiero jak jest źle. Jak jest dobrze, to "nie trzeba, przecież jest dobrze". Poza książkami polecam rozważyć udanie się do psychologa. To taki człowiek, który posłucha i pomoże w odpowiedzi na takie pytania. Jeśli powie, że wszystko jest w porządku i trzeba robić tak dalej, to też dobrze. Przynajmniej te słowa padną z ust osoby, która nie jedno słyszała i są przesłanki ku temu, żeby uwierzyć. Niestety ludzie na forum mogą zrobić niewiele poza poleceniem książek.

1

poprzestawianie mebli w mieszkaniu lub pokoju, wywalenie części rzeczy i od razu ma się inną perspektywę

2
PerlMonk napisał(a):

Jeśli powie, że wszystko jest w porządku i trzeba robić tak dalej, to też dobrze. Przynajmniej te słowa padną z ust osoby, która nie jedno słyszała i są przesłanki ku temu, żeby uwierzyć. Niestety ludzie na forum mogą zrobić niewiele poza poleceniem książek.

Myślę, że największą przewagą psychologa jest właśnie bezpośredni kontakt z pacjentem. Gdyby psycholog miał do dyspozycji tylko i wyłącznie dyskusję na forum 4p to prawdopodobnie jakichś fantastycznych efektów też by nie osiągnął. Ludzie często mają problem z dostrzeżeniem problemów u siebie nawet jeśli się ich o to wprost zapyta. Pisząc na forum dochodzi też takie utrudnienie, że ktoś zamiast opisać swoje problemy z ważnymi szczegółami pominie je, bo ma czas i sposoby na redagowanie postów i sterowanie dyskusją tak jak mu się podoba. Suchy tekst w izolacji jest generalnie dość słabą formą komunikacji. Interaktywna rozmowa, przykłady na żywo, dwustronna obserwacja - to jest efektywna kombinacja.

Mimo wszystko jest sporo rzeczy, które można ogarnąć samemu. Mi się tam nigdy to psychologów nie spieszyło (i nigdy też nie byłem, oprócz momentu sprawdzania IQ i tym podobnych przy przeskakiwaniu klasy w podstawówce). Moja siostra była u psychologa, pokłóciła się z typem i dostała chyba paranoję w papierach (a to siedzi tam dobre kilka lat).

0

@Wibowit: Dokładnie. Jest naprawdę dużo rzeczy, w których można pracować nad sobą. Ważne, żeby nie robić tego na ślepo, bo tak wyjdzie więcej szkody, niz pożytku.
A co do siostry... Nie znam przypadku, ale chyba kłótnie same z siebie się nie biorą.

8

Mi pomaga bieganie. Nawet nad biurkiem mam wywieszone motto: "When in doubt - RUN"
Bieganie wpływa pozytywnie na ciało, generuje endorfiny i endokannabinoidy, dzięki czemu ze stanu niechęci i zmęczenia magicznie nabieramy energii i motywacji do działania.
Hiperwentylacja pięknie wietrzy płuca i oczyszcza zatoki, dzięki czemu lepiej radzimy sobie z przeziębieniami, alergiami czy astmą (mnie niestety dotyczą te dwa ostatnie).
Czekolada po bieganiu smakuje 100 razy lepiej i nie generuje wyrzutów sumienia ;)

I najważniejsze - długie wybiegania wietrzą głowę ze zbędnych zmartwień, rytmiczne uderzanie o chodnik układa myśli. Gdy dobiegasz do tego momentu, w którym jesteś zmęczony, spocony i dyszysz, ale biegniesz dalej, mózg przechodzi w inny tryb działania. Przed bieganiem nie wiedziałeś nawet, co cię dręczy, teraz jasno przed oczami stają twoje problemy i ich rozwiązania. 10 kilometrów później wiesz już, co jest naprawdę ważne, a co nieistotną pierdołą niewartą tych stresów. Czujesz swoje ciało, oddychasz, biegniesz, żyjesz. Masz dwie ręce i dwie nogi, masz siłę i jesteś w stanie zrobić wszystko. Polecam gorąco :)

0
PerlMonk napisał(a):

Ważne, żeby nie robić tego na ślepo, bo tak wyjdzie więcej szkody, niz pożytku.
A co do siostry... Nie znam przypadku, ale chyba kłótnie same z siebie się nie biorą.

Prawdopodobnie ma równie krytyczne podejście do fachowości lekarzy co ja. Podam kilka przykładów z własnego doświadczenia:

  • oczy. Jestem krótkowidzem i odczuwam to wyraźnie mimo iż noszę na co dzień okulary od wielu lat. Szczególnie trudno mi rozpoznawać twarze z daleka, rozmywają się i widzę tylko plamy zamiast ludzkich twarzy wyrażających emocje. Na badaniach natomiast okulistki stwierdzają, że okulary mam dobrze dobrane i dobrze widzę! Pytam się skąd taka opinia skoro widzę, że źle widzę. Odpowiadają mnie więcej "komputer tak powiedział". Tak, komputer jest najmądrzejszy i jednoznacznie stwierdził, że dobrze widzę. Fachowość 100%. Do tego dochodzi fakt, iż te badania wzroku to jakieś kuriozum - kobieta pokazuje mi jakąś literkę i daje dowolną ilość czasu na zastanowienie się co to za literka. Jako że te małe potwornie mi się rozmazują to kombinuję jak koń pod górę. Mniej więcej wiem w jaki sposób obraz mi się rozmazuje, więc wyobrażam sobie różne literki, rozmazuję je w głowie i porównuję z tym co widzę. Dzięki temu moja skuteczność zgadywania mocno wzrasta. Jednak czy takie coś powinno mieć miejsce? Serio gapienie się 10 sekund w jedną literkę i dopiero potem odgadnięcie jej jest traktowane jako dobry wzrok?
  • nerw łokciowy. Zaczęło się od tego, że sam się zdiagnozowałem na Wiki i zrobiłem to błędnie. Doktor wyśmiał mnie i zasugerował, że jestem chory psychicznie. Poszedłem więc do innych doktorów i doktorek. Jedna kobieta mnie zbadała profesjonalnym sprzętem i stwierdziła, że jest jakiś problem z nerwem łokciowym. Przepisała mi witaminkę B za jakieś dwie stówy za opakowanie. Po jakimś czasie zapytałem czy rzeczywiście muszę wydawać tyle hajsu na zwykłą witaminę i czy tańsze wersje witaminy B nie zdadzą egzaminu. ZTCP to wyszło na to, że stwierdziła iż wydawanie setek złotych na witaminę B nie jest potrzebne (tańsze też będą), ale poleca te drogie bo są lepsze (no, shit sherlock! pewnie dostaje za takie polecenia hajs od firm farmaceutycznych). Potem poszedłem z wynikami do kolejnego lekarza. Ten stwierdził jednak, że problem jest w szyi, więc rehabilitowałem szyję. Coś tam pomogło na szyję (bo miałem spięcie mięśni szyjnych), ale problem z łokciami jaki był taki został. Poszedłem więc do jeszcze innego, tym razem poza sieciówka, czyli tym razem całkowicie na własny koszt i to do najlepszego lekarza jakiego mogłem znaleźć (chirurg ręki opiekujący się np Agnieszką Radwańską). Ten dopiero stwierdził gdzie jest konkretnie problem, ale nie był pewien jaką operację przeprowadzić i mnie pytał co ja bym chciał co wydawało mi się lekko absurdalne. Umówiłem się więc z gościem, że niech najpierw mi rozkroi łokieć, pogrzebie i dopiero wtedy stwierdzi co trzeba zrobić.
  • krzywa przegroda nosowa. Jednym z podstawowych badań jest zbadanie przepływności tego regionu. Nazywa się to rhinomanometry czy jakoś tak. Trzeba do tego założyć maskę podpiętą do miernika przepływu powietrza. Szczelność takiej konstrukcji jest kluczowa dla poprawności wyniku. Tymczasem ja wyraźnie czułem że potwietrze ucieka przez nieszczelności powstałe przy złym zakładaniu maski. Poprawiałem sobie ją ręką, ale byłem za to krytykowane, bo przecież paniusie wiedzą lepiej. Poczucie szczelności zmieniało się z badania na badanie i zmieniały się też wyniki. Tych badań miałem kilka, bo akurat tak się złożyło (raz dodatkowe zrobiły dla pewności, raz było to z powodu takiego, że studenci przyszli do tego szpitala i uczyli się fachu, więc zgodziłem się na dodatkowe powtórzenie badania).

Ogólnie wiele razy wyrażałem (w kulturalny sposób oczywiście) swoje niezadowolenie z jakości badań i konsultacji. W zależności od konkretnego doktora skutkuje to mniej lub bardziej nieprzyjemną reakcją. Podobnie z personelem medycznym ogólnie - czasem pielęgniarki są miłe, a czasem wredne i pyskliwe.

Myślę, że ryzyko tego, że bym się z takim psychologiem pokłócił nie jest małe. Z drugiej strony gdyby mi wpisał ze złości jakąś paranoję do papierów to trudno byłoby mi się z tego wybronić potem. (Braku) paranoi nie da się pokazać na obrazku by można było z tym efektywnie polemizować.

Kolejną sprawą jest to, iż z tych bardzo nielicznych opinii z pierwszej ręki, które znam to skuteczność terapii u psychologa sprowadza się głównie do przepisania psychotropów. Nie czuję potrzeby faszerowania się czymś takim, zwłaszcza iż można potem popaść w uzależnienie.

0

@Wibowit: Ja z lekarzami do tej pory nie miałem zbyt wielu problemów, więc ciężko mi porównać skalę.
Odnośnie przepisywania leków na receptę, to psycholog nie może tego zrobić. Nie jest lekarzem. Jeśli idziesz do takiej osoby nastawiony na kłótnię, to nie masz co się dziwić, że ona nastaje Wtedy w ogóle nie ma co iść, bo i tak wiesz, że to nic nie da.

0

@Percival:
polecam przeczytac "7 nawyków skutecznego działania" :)

0

@Wibowit: Na badaniach natomiast okulistki stwierdzają, że okulary mam dobrze dobrane i dobrze widzę! Pytam się skąd taka opinia skoro widzę, że źle widzę
Być może masz astygmatyzm, nie zawsze do wykrycia, często towarzyszy krótkowidzom, czasami tylko w jednym oku i ciężko wykryć (szczególnie jak czasami lepiej widzisz, lub pod jakimś kątem, czy z boku).

8

Do tego dochodzi fakt, iż te badania wzroku to jakieś kuriozum - kobieta pokazuje mi jakąś literkę i daje dowolną ilość czasu na zastanowienie się co to za literka. Jako że te małe potwornie mi się rozmazują to kombinuję jak koń pod górę. Mniej więcej wiem w jaki sposób obraz mi się rozmazuje, więc wyobrażam sobie różne literki, rozmazuję je w głowie i porównuję z tym co widzę. Dzięki temu moja skuteczność zgadywania mocno wzrasta. Jednak czy takie coś powinno mieć miejsce? Serio gapienie się 10 sekund w jedną literkę i dopiero potem odgadnięcie jej jest traktowane jako dobry wzrok?

Czyli po prostu kłamiesz na baniach, ale pretensje masz do okulistki? :O To dopiero kuriozum...
Czy na badaniu proszono cię, żebyś zgadywał? Czy może pytanie było raczej o to co widzisz...? Skoro nie widzisz, to mów, że nie widzisz, a nie jakieś cyrki odstawiasz...

1

O wszystkim (czyli np o tym, że zgaduję) mówię na badaniach jednak polecenia wykonywać trzeba. Skoro kobieta wydaje mi polecenie bym wpatrywał się w literki aż coś rozpoznam to to robię. Nie chcę zgadywać, bo to nie ma sensu, ale skoro kobieta się upiera to co mam zrobić? Wyjść? Poinstruować ją? Zacytować forumowych ekspertów?

Są gdzieś w ogóle publicznie dostępne zasady przeprowadzania badania wzroku? Typu ile sekund maksymalnie może trwać rozpoznawanie jednej litery.

Czy na badaniu proszono cię, żebyś zgadywał? Czy może pytanie było raczej o to co widzisz...?

Jeżeli widzę rozmazany tekst, ale jestem w stanie odgadnąć jego treść to znaczy, że go nie widzę? Co to znaczy widzieć (np w zdaniu: czy widzisz co ju jest napisane)?

0

Po pierwsze samorozwój to trochę pułapka i przede wszystkiem warto wiedzieć kiedy powiedzieć mu: NIE :-)

Paradoksalnie myśl o samorozwoju najczęściej pojawia się u mnie i być może u innych osób w najgorszej możliwej sytuacji tzn wtedy, gdy jest patowa sytuacja, która na ogół mocno ogranicza, wyssysa moc z człowieka i nie pozostawia zbyt wiele do życzenia. Czyli energii jest znacząco mniej niż zazwyczaj, a tu uwaga jak na złość dokładamy kolejny ekstra nowy obowiązek / zainteresowanie, które też przecież ma swóją cenę. W końcu chodzi o stawienia czoła pewnemu oporowi, poznaniu czegoś nowego co też może wybić klilka razy z równowagi.

U mnie takie największe motywy związane z rozwojem powstały przypadkiem, bo coś ciekawiło mnie bardziej niż zazwyczaj.

A tak typowo, gdy kieruję się samorozwojem, kasą czy też innymi wyższymi celami :p to wtedy właśnie dostaje za swoje :D, dlatego w życiu lepiej mi jest, gdy mam mniej sztywnych celów / planów / obowiązków / ludzi na głowie, a więcej czasu w którym mogę zwyczajnie poleżeć na hamaku :D

Wtedy to dopiero głowa jest gotowa na nowe rozwijające problemy :-)

3

Może napiszę parę farmazonów, może się obrazisz przez brak zdolności miękkich u mnie (ostatnio ludzie zmiękli zauważyłem), ale mam kilka obserwacji. Zadaj sobie pytanie, dlaczego masz wrażenie, że ładujesz wszystko w uczelnie i zaniedbujesz reszte? Na uczelni masz plan studiów, podzielony na semestry, semestry na tygodnie, tygodnie na dni, dni na konkretne zajęcia, a na każde zajęcia masz do powtórzenia materiał z poprzedniego wykładu, listę zadań do opracowania, projekt do napisania, kod do stworzenia - masz idealny plan działania, zarówno horyzontalny (plan tygodnia/dnia), oraz wertykalny (program całego kursu i działy do przerobienia z danego kursu). To załatwiła za Ciebie uczelnia. Mało kto ucząc się stwarza sobie taki plan a idzie bardziej agile. Nie sądzę, by nauka wymagała agila, a stworzenie takiego planu wertykalnego i horyzontalnego zwiększa skuteczność nauki, oraz powoduje poczucie rozwoju jak odhaczasz co już zrobione i nauczone. Pewnie nie masz takiego czegoś w życiu i wydaje Ci się, że stoisz w miejscu. Zaniedbujesz pewne sfery bo lezą odłogiem i wydaje Ci się, że same się zrobią. Niestety się nie zrobią. Do zycia warto okreslać podobne plany co na studia. Z reguły sądzę, że plany warto robić na 2 lata do przodu, a wszystko dalej to bardziej sfera marzeń. Ofc plany ulegają zmianie, ale warto na poczatku je spisać, rozpisać etc. i w czasie je przeglądac (raz w tygodniu) i ew. redagować. Taki plan to nie oprogramowanie. W wytwarzaniu oprogramowania podejście waterfall jest złe bo trudno zmienić projekt, wycenę, akceptacje kod... w życiu jest inaczej. Łatwo zrobić plan, a zaraz go zupełnie zmienić. W przeciwieństwie do oprogramowania, w życiu wiesz co chcesz osiagnąć, a jak zmienisz zdanie to zmieniasz plan. W wytwarzaniu oprogramowania masz agile by odkryć co klient ma dostać, bo o ile klient wie czego chce na daną chwilę (bo nie jest prawdą, że nie wie czego chce - to każdy wie), to bardziej, klient nie wie trzego potrzebuje, by rozwiązać swoje problemy i po to jest agile. Codziennie wrzucasz na listę zadań, zadania do zrobienia na uczelni, ale także takie by cele osobiste szły do przodu. Świetnie opisuje to "Getting things done" Davida Alena (już wspomnianego). Wydaje się to zbyt formalne, ja tak myslałem, ale po wdrożeniu widzę kolosalna różnicę. Druga sprawa, że czasami nie zdajemy sobie sprawy jak obecna technologia zabiera nam życie, sposób pracy się zmienił. Czasami warto w pewnych etapach życia zrezygnować z tej całej technologii i skupic się na pracy na uczelni, na etacie, w swoim projekcie, nad swoim życiem. Gorąco polecam "Praca głęboka" Cala Newporta. To kończąc zamykam 4p i do wieczora ;)

2

Odpowiadają mnie więcej "komputer tak powiedział"

@Wibowit: porządny okulista/optometrysta komputer wykorzystuje jedynie jako potwierdzenie swoich badań, ale wiarygodne testy robi się z tymi śmiesznymi okularami, w które się wkłada różne soczewki i sprawdza, jak pacjent widzi. Poza tym badanie komputerowe to 1-2 minuty, a porządne badanie "analogowe" trwa przynajmniej kilkanaście minut. I żeby było śmieszniej - osoba badająca powinna się zachowywać (pozornie) jak nieogar - ciągle wkładać te same, trochę mocniejsze, potem słabsze, znowu te same szkła, które niby były OK i tak dalej. Chodzi o to, żeby (kiedyś mi przyjaciółka, która pracuje w zawodzie tłumaczyła) po pierwsze upewnić się, że to, co pacjentowi się wydaje, że widzi, naprawdę takim jest. Bo przesiadka z mocnej wady na coś bliskie wadzie zerowej powoduje efekt WOW i człowiek może uznać, że już jest OK, ale jednak szkła 0,25 mocniejsze/słabsze mogą lepiej pasować - dlatego się wiele razy wkłada te same, żeby mieć pewność. A po drugie to oko też musi się przestawić, czasami pierwsze wrażenie bywa mylące.

Też dawniej myślałem, że komputerowe badanie jest czymś najlepszym. Ale od pewnego czasu (m.in. dzięki tej znajomej) wiem, że wsadzenie pacjenta przed kompem oznacza, że badającemu albo się nie chce, albo nie umie porządnie zbadać. W każdym razie - jeśli to jest jedyne badanie, jakie Ci robią, to zmień okulistę/optyka.

0

Jakby do tego nie podejść, oczekuję, że okulistka zbada mnie w sensowny sposób, a nie że będzie mnie namawiać do (jak to określiła @aurel) "kłamania".

0

Najważniejsze są jak we wszystkim chęci!

0

Dziękuję za cenne słowa. Może rzeczywiście powinienem sięgnąć po jakąś książkę, ale jedną książkę, żeby sobie za bardzo nie namieszać w głowie kilkoma różnymi podejściami. Przynajmniej się cieszę, że zauważyłem swój problem "stania w miejscu", bo przez ogromna ilość czasu wcale mi to nie przeszkadzało. Więc jakieś chęci do podjęcia akcji są.

3

@Percival: masz już jeden sukces, że udało Ci się wychwycić potrzebne informacje jak 70% zawalone o oczach Wibowita :-)

0

@Aryman1983 coś mi się jednak wydaje, że @Percival dowiedział się jedynie jak nadużycie @Wibowit'u może powodować hipochondrię ocierająca się o zespół Münchhausena ;-)

Zima jest @Percival, szaro-buro na dworze, w kaloryferach szumi, niewielekomu się niewieleco chce. (I tu chyba powinienem zakończyć swoje wywody, ale..)

Jeśli coś chcesz zmienić w stylu anglosaskim to polecam podcast Z pasją o mocnych stronach. Słuchając odkryjesz inne książki, podcasty, etc. Aczkolwiek to podejście dość mechaniczne. Podobnie jak to oferowane przez książeki i metody zaproponowane w świetnym poście @Freja Draco.
W celu rozwiązania problemu, często tworzony jest dość uogólniony model i/lub proces optymalizacji / naprawy oparty o takiże model. Jeśli więc rozpoznajesz się w modelu - podążaj za rozwiązaniem, jeśli nie szybko tnij straty (to tak z perspektywy kogoś kto zabrał się za taki kaizen: biegał, pociskał cele w pociskowych-kalendarzach, wypełniał umysł medytując (swoją drogą przetłumaczenie tego ostatniego na polski samo w sobie obnaża pustotę tego rozwiązania)). Najtrudniej w tym całym natłoku metod naprawczych, zgiełku i zgrzytach chroboczącego samorozwoju znaleźć sobie i odpowiedzi sobie na pytanie czego właściwie się chce, co chce się robić, po co?
Tutaj imho nie ma wyjścia innego niż próbowanie, a to za to, a to za tamto się zabrać, robiąc sobie od czasu do czasu retrospektywę jak to Ci odpowiada (bądź też nie). Poznasz swoje granice, podejście do ryzyka, ciemne i jasne strony - w końcu czyż studia nie są właśnie po to żeby zjechać a dno dno i się odbić (później już w życiu na to mniej czasu i miejsca, a i ludzi koło siebie się bardziej poharata).
No kurna, zebrało mi się na przemyślenia, czas już kończyć tę listopadową abstynencję ;-)

0
stic napisał(a):

@Aryman1983 coś mi się jednak wydaje, że @Percival dowiedział się jedynie jak nadużycie @Wibowit'u może powodować hipochondrię ocierająca się o zespół Münchhausena ;-)

Och, ekspercie forumowy! Dzięki za diagnozę, ale jednak wielokrotne badania u wielu różnych lekarzy mówią zupełnie co innego.

0

Dorzucę jeszcze parę słów.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że samorozwój nie jest czymś, co po prostu da się zrobić i mieć z głowy. To dość upierdliwy proces przypominający raczej stałą konieczność odżywiania się, dbania o prawidłową wagę albo kondycję.

Bo wszystkie te książki, które nas zbudowały, wszystkie mądrości, które żeśmy nabyli, z biegiem czasu zacierają się w naszej pamięci*. Nawet pozytywne nawyki, które udało nam się wyrobić mogą przerodzić się w bezrefleksyjną rutynę utrudniającą elastyczne reagowanie na okoliczności, bądź też dość łatwo rozsypać w zderzeniu z mniejszymi lub większymi nieszczęściami życiowymi. Czasem wystarczy pochorować, złapać jakąś kontuzję, doświadczyć czegoś traumatycznego i musimy zaczynać kształtowanie siebie od początku.

Z drugiej strony zagraża nam przeciwna skrajność, bo można się analitycznie przeinżynierować (ktoś już o tym pisał), trwoniąc nadmiar energii na ciągłe przetwarzanie danych i poszukiwanie nowych metod samorozwoju. Albo też zwyczajnie się zajechać w wyniku ciągłego funkcjonowania na haju - bez żadnych dragów, po prostu we flow i w pozytywnym myśleniu, i w trybie "mogę wszystko", co prędzej czy później prowadzi nas do wypalenia i wymusza generalny remont na bocznicy.

Zatem jeżeli istnieje na życie jakakolwiek metoda, to chyba tylko taka jak w starożytnym chińskim przysłowiu, mówiącym, że:

Jeżeli człowiek kroczy pieprzoną drogą środka, to nawet jego zwierzęta wstępują do raju.

Tylko, że inne chińskie przysłowie mówi:

Za górami, są inne góry.

Zatem należy pamiętać, że kryzys nas dopadnie. Taki lub inny, a po nim prędzej czy później kolejne. Kryzysy są nieuniknione.

I jak już się bawię w cytaty, to przytoczę jeszcze jeden, pojawiający się w całkiem niegłupim niemieckim serialu:
"Jak sprzedawać narkotyki w sieci (szybko)"

W życiu każdego z wielkich ludzi zdarzały się porażki. Tym, co ich określiło, był sposób, w jaki sobie z nimi poradzili.


I po tej teoretyczno-(de)motywacyjnej agitce, jeszcze kilka praktycznych technik. Stwórz sobie pliki zawierające:

cele życiowe
Na 1, 2, 5, 10 lat. Oczywiście w przypadku wielkoskalowego planowania trudno myśleć o szczegółowo zarysowanych planach, a i same cele zapewne będziesz po drodze korygować, ale warto wiedzieć dokąd się właściwie jedzie, bo bez tego można się zwyczajnie kręcić w kółko.

misja > cele > strategie
Od ideologicznej abstrakcji do praktycznych szczegółów. Takimi etapami swoją aktywność projektują firmy, a ludziom też nie zaszkodzi.

rejestr
To akurat mój prywatny wynalazek. Taki odpowiednik rejestru w Windowsie. Plik, albo zespół plików zawierających w ramach drzewiastej struktury, wszystko co dla nas ważne. Imperatywy i metodologie życiowe, listy: znajomych, rzeczy do zrobienia w różnych obszarach aktywności, sprawy do przemyślenia, listy przeczytanych, wartościowych książek i książek, które chcemy przeczytać, filmów, gier, muzyk itp.
Taka mapa myśl najwyższego poziomu dla całej naszej wiedzy i zarysowanie programu dalszych poszukiwań.

I na koniec: jak się już ma te wszystkie mądrości wynotowane, to jeszcze wypada do nich regularnie wracać, bo inaczej wszystkie te notatki nie będą miały sensu. A poza tym patrz ponownie na początek tego postu.

10-15 minut
Ponownie moja prywatna technika. Bierzesz długopis, zeszyt i z takim wyposażeniem idziesz kilka razy w tygodniu na strych albo inne miejsce, gdzie możesz posiedzieć w ciszy i gdzie nie ma komputera ani innych rozpraszaczy i wtedy - o rany! - nagle zaczynasz mieć pomysły i masz parcie, żeby je zapisywać.

p.s.1
Gdybyśmy byli w Holandii sugerowałabym rozważenie z raz na rok samotnej sesji na grzybach albo przynajmniej na zielu, ale że nie jesteśmy to nie sugeruję. No chyba, że ktoś faktycznie jest w Holandii to wtedy może rozważyć.

p.s.2
A żeby do teorii przejść płynnie do praktyki, założę zaraz kolejny wątek, w którym https://4programmers.net/Forum/Off-Topic/333393-sie_pozegnam .


* Aż w końcu możemy już sobie zaśpiewać: "Więcej zapomniałem i przelałem na papier, niż ty kiedykolwiek zapamiętałeś o rapie" ;)

0

A ja powiem tak. Znam duzo ludzi, ktorzy interesują sie "samorozwojem" i duzo takich, ktorzy nic w tym obszarze nie robia. Pierwsza grupa w tym temacie czyta ksiazki, jezdzi na seminaria, czyta blogi, wdraza w zyciu rozne strategie, techniki, terapie itp. Druga nie robi nic.

Powiem szczerze, ze nie zauwazylem, zeby ta pierwsza grupa miala przewage nad druga. Wrecz przeciwnie, zwykle w tej drugiej grupie widze osoby silniejsze psychicznie i bardziej poukladane zyciowo.

Nie mowie tego w ujeciu naukowym, bo brak mi danych, ale w mojej opinii "samorozwoj" jako dyscyplina nauki/pseudonauki nie pomaga za bardzo osobom zglebiajacym taka wiedze. Czesto nawet daje im zludzenie, ze cos robia i odciaga od faktycznej roboty.

2

Ja np. zacząłem cokolwiek w życiu sensownego robić kiedy przystałem sie tym calym samorozwojem jakkolwiek interesować. :D

0

Może chodzi o to, że ci co potrzebują pracy nad sobą (bo mają słabszą psychikę) to poświęcają na to czas, a ci którzy nie potrzebują (bo mają mocniejszą) nie poświęcają i stąd mylne wrażenie, że ludzie spędzający czas na pracy nad sobą marnują go? Rzeczywistość raczej nie jest tak prosta, by móc streścić ją w jednym zdaniu. Sytuacja jest trochę jak w sucharze:

  • Dlaczego ludzie znajdują przedmioty w ostatnim miejscu, w którym szukają?
  • Bo później już nie trzeba szukać.
1

Nie mówię żeby nie pracować nad sobą. Mówię tylko, że dla mnie cały ten samorozwoj, czytanie pseudonaukowych książek i oglądanie szamanów okazało się stratą czasu. To co nie okazało się stratą czasu to:

  1. Dbanie o sen
  2. Dbanie o diete
  3. Dbanie o odpowiednia diete.
  4. Dbanie o work-life balans żeby się nie wypalić.

Przykład: zamiast 10 sposobów na wstawianie o 5 rano wystarczy jeden: położyć się wcześniej spać. Nie potrzeba do tego czytać książek. :)

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1