Ten o grupie wsparcia

0

Zachęcony zaskakująco wysokiej jakości (jak na to forum ;-) odpowiedziami w wątku Czy praca w korpo was zmieniła?, postanowiłem zaryzykować OT. Zabieram się do imlementacji systemu pt "grupa wsparcia" - technicze przedstawienie problemu jest próbą konwersji na format lepiej trawiony przez IT (aż takim psychopatą chyba nie jestem). Pytam się tutaj, ponieważ z postów wnioskuję, że sporo ludzi podąża tu podobnymi ścieżkami. Na razie jestem na etapie szacowania opłacalności, więc byłbym wdzięczny z uwagi, opinie, etc Reprezentuję postawę: "jakoś to będzie", "dam sobie radę", ale rozglądając się po znajomych widzę, że nie zawsze to takie proste.
Tak więc:

  1. Czy macie grupę wsparcia, jesteście świadomi jej istnienia i aktywnie ją utrzymujecie?
    Mam na myśli kogoś kto przyjechałby Was wyciągnać z aresztu, jeśli Wam partner kitnie pomógł się ogarnąć przez te pierwsze kilka tygodni, pomógł w sytuacji Depresja, etc?
  2. Jak duża jest ta grupa?
    Jedna, kilka osób?
  3. Jaki czas reakcji byłby dla Was akceptowalny (to pytanie szczególnie do osób na emigracji)
    Czy ktoś musiałby się zjawić w ciągu dnia, tygodnia? Co byście robili w międzyczasie, jeśli sytuacji której po prostu nie macie szansy ogarnąć (mam dobrą implementację stoicyzmu, ale nie wiem czy wszystko wytrzyma). btw, (tak od siebie) ostatnio doszedłem do wniosku, że w byciu na emigracji, brak bezpieczeństwa jakie zapewnia taka grupa to coś co mi nie przyszło do głowy w momencie wyjazdu.
  4. Z kogo się składa ta grupa, z kogo chcielibyście żeby się składała?
    Rodzina, przyjaciele jeszcze z podstawówki, liceum, etc..

Pytania dodatkowe:
5) W miastach "tymczasowych", jak ogarniacie budowanie takiej grupy?
Wa-wa, London, NY, HK, etc - ludzie nie przyjeżdzają na całe życie, więc budowanie z nimi takiej silnej relacji wydaje mi się nieszczere (zarówno ja, jak i oni, mogą się spakować i ruszyć drogę, przechodząc do gen 'przyjaciele'). To pytanie w kontekście Gdzie warto wyjechać na stałe
6) Jak ogarniacie / ustawiacie finansowe zangażowanie?
Nie wiem czy potrafię to ogarnąć (raczje trudno mi nawet o tym myśleć), ale np. osoba z tej grupy dobrze orientuje się w mojej sytuacji finansowej (i ja jej), jeżeli jednej z osób w tej relacji powinie się noga - wyprztykacie się z całych oszczędności i zaczynacie tę grę w życie od początku? Czy jednak ustawiacie sobie jakiś budżet (np. na Marcina z rakiem, tak do 50% oszczędności, dla rodziny jedziemy do 100% + bierzem długi, itp)
7) Jaki koszt (czas, emocje) utrzymania tej grupy jest dla Was akceptowalny?
Jeżeli można sobie posiedzieć z znajomymi, nad projektem, grą, filmem, zająć się generalnie tym co Was interesuje najbardziej, wszelka interakcja z innymi osobami nie zawsze jest po drodze (szczególnie, że w takiej grupie wsparcia mogą się przydać osoby, które są niekoniecznie ciekawe, ale za to takie na których można polegać). Ile czasu byście poświęcili na zbudowanie i utrzymanie takiej relacji, jeżeli jest w w ogóle możliwe stworzenie czegoś takiego? np. relacji w której ktoś ma inne podejście do życia (taki hedge), które Cię generalnie denerwuje, ale to inteligenty i b.solidny z niego człowiek.
8) Implementowalibyście usuwanie chwastów?
Zdegradowalibyście osoby w takiej grupie gdy koszt, powiedzmy po roku, ich utrzymania przewyższa oczekiwane korzyści? np. brat bratem, ale jak mu się urodziło 3 dziecko, nudzi strasznie, a do tego na zasiłku siedzi i mu się d**y nie chce ruszyć, ląduje więc w kategorii 'rodzina' i mu się zaczyna słać kartki na święta, a nie inwestować czas, emocje, etc w jego problemy..

Od jakiegoś czasu rozkminiam ten temat, więc mam już trochę przemyśleń spoza IT - nie chodzi mi więc tutaj o porady z Waszej strony na temat sensowności bądź też nie (tj. ogólne, na poziomie 'pieprzysz dziadu'). Wiem, że temat nie jest dla każdego. Raczej, chodzi mi tu o weryfikację czy coś oczywistego mi tu nie umknęło, kryteria (skalę) którymi byście się kierowali, może nawet jakiś dobry pattern na imlementecję tego typu 'systemu'.

4

Tak, mam przyjaciół i rodzinę, nie mierzę opłacalności ich posiadania tak bzdurną miarą jak pieniądze.

6

po prostu przestan byc takim materialista i robic quantitative analysis w relacjach miedzyludzkich, bo skazujesz sie na wieczne nieszczescie.

nie mam "grupy wsparcia", co to w ogole za termin? :D mam rodzine i lepszych/gorszych "przyjaciol" ale na zadna z tych osob nie patrze w kategorii "czy oplaca sie to utrzymywac". po prostu z niektorymi ludzmi fajnie sie spedza czas i ma sie wiele wspolnego, z innymi nie i w pewnym momencie znajomosc degraduje sie do krotkiego smalltalka gdy sie gdzies przypadkiem spotkamy.

0
somekind napisał(a):

Tak, mam przyjaciół i rodzinę, nie mierzę opłacalności ich posiadania tak bzdurną miarą jak pieniądze.

Wiem, że może zbyt szorstko, technicznie podchodzę do tego problemu, ale mam akurat trochę czasu i potrzebę ogarnięcia tematu zanim rzeczy zaczną się sypać. Staram się budować świadome relacje z ludźmi (a nie je 'mieć'). Rodziny sobie nie wybrałem :-) Nad dalszymi relacjami myślę, że mogę popracować juz trochę bardziej rozmyślnie.
Chyba się zgodzę, że szukam oszacowania opłacalności, ale nie chodzi tu o finanse, a raczej o zweryfikowanie na jaki koszt w czasie i zaangażowaniu emocjonalnym, tj. życiu moim i moich najbliższych, jestem gotowy (np. poświęciłbym oszczędności całej Twojej rodziny, narażając dzieciaki, partnera na klepanie biedy, czy też miałbyś gdzieś granicę?). Poświęcenie oszczędności to tylko moja próba wyrażenia tego w miarze zrozumiałej dla innych. Mógłbym pisać o oddaniu nerki (drugiej?) lub serca ale wtedy temat z 'jak zbudować grupę ludzi z którą mogę iść przez życie zapewniając sobie wzajemne bezpieczeństwo w ramach uczciwie ustalonych granic' spytałbym się 'czy oddałbyś życie za swojego przyjaciela'.

Dzięki za odpowiedź!

0
katelx napisał(a):

po prostu przestan byc takim materialista i robic quantitative analysis w relacjach miedzyludzkich, bo skazujesz sie na wieczne nieszczescie.

Słyszę, przepraszam, wygląda na to że moja próba uproszczenia tematu w sumie temat zaciemnia. Materialism w moim pytaniu pojawia się, ponieważ na tym forum wątek Ile zarabiacie? jest tu jednym z najpopularniejszych. Także formułując pytanie w ten sposób liczyłem lepsze zrozumienie pytania.
Czy chcesz powiedzieć, że w tego typu relacjach nie podejmujesz się analizy, a i kryteriów nie masz w celu osiągnięcia większego spokoju (szczęścia?)?

nie mam "grupy wsparcia", co to w ogole za termin? :D

Nie wiem jak to inaczej ująć :-P w odpowiedzi na post @somekind napisałem: ' grupę ludzi z którą mogę iść przez życie zapewniając sobie wzajemne bezpieczeństwo w ramach uczciwie ustalonych granic'. Być może masz tę grupę i macie domyślnie ustawione granice na 'nie istnieją, 'jedziemy do oporu', etc. Pisząc ta odpowiedź zdaje sobie sprawę, że pozostanie w nieświadomości może być lżejsze. Szczególnie dla tych słabszych z moich relacji, które teraz mam i które mogłyby nie wytrzymać takiego pytania (teoretycznego), a postawione same sobie, w podbramkowej sytuacji (rzeczywistość) zaskoczyć stanięciem na wysokości zadania.

mam rodzine i lepszych/gorszych "przyjaciol" ale na zadna z tych osob nie patrze w kategorii "czy oplaca sie to utrzymywac".

Świetnie, cieszę się że tak poukładało Ci się życie (naprawdę, to nie sarkazm). U mnie zbiera się na burzę + mam trochę gorsze doświadczenia, więc postanowiłem sobie to trochę przemyśleć.

po prostu z niektorymi ludzmi fajnie sie spedza czas i ma sie wiele wspolnego, z innymi nie i w pewnym momencie znajomosc degraduje sie do krotkiego smalltalka gdy sie gdzies przypadkiem spotkamy.

Oczywiście, ale to nie są chyba ludzie których świadomie szukasz dlatego, że wiesz iż w trudnym momencie życia będziesz mogła na nich liczyć? Mi tu bardziej chodzi o relacje np. z jakimś dalszym wujkiem z rodziny z którym Cię nic nie łączy na co dzień, ale na którym wiesz że możesz polegać lepiej niż na większość przyjaciół. Powoli zaczynam się orientować, że tego typu relacje mogłem trochę zaniedbać. A że czas i energię mam ograniczoną zastanawiam się jak to sprawnie ogarnąć.

Dzięki za odpowiedź!

2

' grupę ludzi z którą mogę iść przez życie zapewniając sobie wzajemne bezpieczeństwo w ramach uczciwie ustalonych granic'

Widzisz, te twoje rozkminy są nic nie warte, z prostej przyczyny. Znasz zapewne powiedzenie, że "prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie"? Tu nie ma ustalonych granic. Wszystkie ustalenia, w chwili kryzysu idą sobie w niebyt. Gdy pytasz ludzi, czy oddali by ci nerkę, gdyby była taka potrzeba, to jeden powie tak, inny powie nie... Natomiast gdy już naprawdę będzie taka potrzeba, to ten co powiedział "tak", może się rozmyślić, a nerkę może ci oddać ktoś, kogo byś w ogóle nie podejrzewał o to, że możesz spytać.

2
stic napisał(a):

Wiem, że może zbyt szorstko, technicznie podchodzę do tego problemu, ale mam akurat trochę czasu i potrzebę ogarnięcia tematu zanim rzeczy zaczną się sypać. Staram się budować świadome relacje z ludźmi (a nie je 'mieć'). Rodziny sobie nie wybrałem :-) Nad dalszymi relacjami myślę, że mogę popracować juz trochę bardziej rozmyślnie.

Nie bardzo rozumiem na czym polega to świadome budowanie relacji z ludźmi. Jeśli kogoś lubię z jakiegoś powodu, to się z tym kimś zadaję częściej i relacja się buduje w sposób naturalny. Czasami też relacja się w sposób naturalny pogarsza, gdy drogi się rozchodzą z różnych powodów. Nie widzę sensu w celowym zabieganiu o czyjeś względy albo celowym odrzucaniu od siebie kogoś.

Chyba się zgodzę, że szukam oszacowania opłacalności, ale nie chodzi tu o finanse, a raczej o zweryfikowanie na jaki koszt w czasie i zaangażowaniu emocjonalnym, tj. życiu moim i moich najbliższych, jestem gotowy (np. poświęciłbym oszczędności całej Twojej rodziny, narażając dzieciaki, partnera na klepanie biedy, czy też miałbyś gdzieś granicę?).

Nie będę siebie ani swoich bliskich narażał, bo to nie pomoże nikomu. Nie miałbym problemu z przeznaczeniem całych swoich oszczędności na pomoc komuś, na kim mi zalezy. To tylko pieniądze, a ja w ciągu kwartału i tak znowu będę miał więcej oszczędności niż przeciętny Polak.

Mógłbym pisać o oddaniu nerki (drugiej?) lub serca ale wtedy temat z 'jak zbudować grupę ludzi z którą mogę iść przez życie zapewniając sobie wzajemne bezpieczeństwo w ramach uczciwie ustalonych granic' spytałbym się 'czy oddałbyś życie za swojego przyjaciela'.

Serca to nie bardzo da się oddać zgodnie z prawem, i logiką również. ;)
Co do nerek (ani innych rzeczy potencjalnie oddawalnych), to faktycznie z tym mam łatwiej, bo z obiektywnych przyczyn i tak nikomu niczego nie oddam, więc takich dylematów nie mam.
Oddawanie życia to nie jest raczej coś, co się planuje, to raczej coś, co się dzieje przypadkiem w jakichś tam specyficznych sytuacjach.

0
aurel napisał(a):

' grupę ludzi z którą mogę iść przez życie zapewniając sobie wzajemne bezpieczeństwo w ramach uczciwie ustalonych granic'

Widzisz, te twoje rozkminy są nic nie warte, z prostej przyczyny. Znasz zapewne powiedzenie, że "prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie"? Tu nie ma ustalonych granic. Wszystkie ustalenia, w chwili kryzysu idą sobie w niebyt. Gdy pytasz ludzi, czy oddali by ci nerkę, gdyby była taka potrzeba, to jeden powie tak, inny powie nie... Natomiast gdy już naprawdę będzie taka potrzeba, to ten co powiedział "tak", może się rozmyślić, a nerkę może ci oddać ktoś, kogo byś w ogóle nie podejrzewał o to, że możesz spytać.

Możliwe, że masz rację i tak naprawdę nie ma sensu tego rozważać. Szczególnie w kategorii nerki. Choć myślę, że i tu mógłbym jasno powiedzieć - stary po prostu nie wiem jak się zachowam w tej sytuacji, np. ja wiem że szpikiem się podzielę, nerką to już musiałbym się zastanowić, ale że nikt mi tego pytania nie zadał to się nad tym nie zastanowiłem i nie mam (jeszcze) pojęcia komu bym ją oddał a komu raczej nie :-]
@aurel myślę że jest wiele sytuacji w których ludzie raczej stają na wysokości zadania zgodnie z tym co uprzednio zaoferowali. Że są 'granice' w stylu, np. rozwód się trafił i musisz się gdzieś zatrzymać i pozbierać - jeden kumpel sam by Cię przetrzymał (ale będzie mógł tylko tydzień, bo żona nie chce mieć w domu drugiego darmozjada), a u drugiego wiesz że bez problemu i z pół roku możesz spędzić (i jeszcze pomoże Ci się ogarnąć). Na dziecka operacje musisz nazbierać, ktoś tam ma w tym doświadczenie, wie jak to zorganizować, ktoś inny jest po prostu obrzydliwie zamożny. Próbujesz załatwić sobie albo partnerce pracę, wiesz kto Cię poleci, a kto nie zaryzykuje mieszania pracy z przyjaźnią, itp, itd.

Jeśli myślisz, że nie ma tego sensu rozkminiać to chyba trochę przyjmujesz moja obecna postawę, że jakoś to będzie. Dobrze Cię rozumiem?

0
somekind napisał(a):
stic napisał(a):

Wiem, że może zbyt szorstko, technicznie podchodzę do tego problemu, ale mam akurat trochę czasu i potrzebę ogarnięcia tematu zanim rzeczy zaczną się sypać. Staram się budować świadome relacje z ludźmi (a nie je 'mieć'). Rodziny sobie nie wybrałem :-) Nad dalszymi relacjami myślę, że mogę popracować juz trochę bardziej rozmyślnie.

Nie bardzo rozumiem na czym polega to świadome budowanie relacji z ludźmi. Jeśli kogoś lubię z jakiegoś powodu, to się z tym kimś zadaję częściej i relacja się buduje w sposób naturalny. Czasami też relacja się w sposób naturalny pogarsza, gdy drogi się rozchodzą z różnych powodów. Nie widzę sensu w celowym zabieganiu o czyjeś względy albo celowym odrzucaniu od siebie kogoś.

Ta świadomość polega na tym, że wraz z upływem czasu się zorientowałem, że te 'naturalne' degradacje relacji wynikają także z braku (mojej) uwagi. Są takie relacje, które teraz chętnie bym utrzymał, ale w przeszłości je zawaliłem (zwykle nie przeznaczając na nie wystarczająco dużo czasu). Analogicznie, trochę (chyba) za dużo czasu poświęciłem na nic w moje życie nie wnoszące znajomości. Także, zdając sobie sprawę z tego, że czas jaki mam nie jest nieskończony trochę to chciałem ogarnąć. Nie mówię o porzuceniu przyjaźni na rzecz pełnej automatyzacji, ale o dość świadomej budowie pewnej grupy na której można byłoby polegać.

Chyba się zgodzę, że szukam oszacowania opłacalności, ale nie chodzi tu o finanse, a raczej o zweryfikowanie na jaki koszt w czasie i zaangażowaniu emocjonalnym, tj. życiu moim i moich najbliższych, jestem gotowy (np. poświęciłbym oszczędności całej Twojej rodziny, narażając dzieciaki, partnera na klepanie biedy, czy też miałbyś gdzieś granicę?).

Nie będę siebie ani swoich bliskich narażał, bo to nie pomoże nikomu. Nie miałbym problemu z przeznaczeniem całych swoich oszczędności na pomoc komuś, na kim mi zalezy. To tylko pieniądze, a ja w ciągu kwartału i tak znowu będę miał więcej oszczędności niż przeciętny Polak.

No i widzisz, ustalasz w ten sposób relacje i imho warto to sobie przemyśleć. Ja np. siebie mógłbym narazić (nawet jeśli moim bliskim by się to nie podobało), o nich oczywiście nie mogę stanowić. Czyli do zera byś zszedł, co z sprzedaniem domu, wzięciem kredytu, etc? Np. wiesz że się nie wygrzebiesz nie przez kwartał a 3-5 lat, wchodzisz w to?

Mógłbym pisać o oddaniu nerki (drugiej?) lub serca ale wtedy temat z 'jak zbudować grupę ludzi z którą mogę iść przez życie zapewniając sobie wzajemne bezpieczeństwo w ramach uczciwie ustalonych granic' spytałbym się 'czy oddałbyś życie za swojego przyjaciela'.

Serca to nie bardzo da się oddać zgodnie z prawem, i logiką również. ;)
Co do nerek (ani innych rzeczy potencjalnie oddawalnych), to faktycznie z tym mam łatwiej, bo z obiektywnych przyczyn i tak nikomu niczego nie oddam, więc takich dylematów nie mam.
Oddawanie życia to nie jest raczej coś, co się planuje, to raczej coś, co się dzieje przypadkiem w jakichś tam specyficznych sytuacjach.

Myślę, że emocje przesłoniły tu pytanie - nie chodzi tu o ratowanie życia (wręcz przeciwnie, patrz cytat). Chodzi mi tu o grupę która zapewnia sobie ubezpieczenie na trudne do przewidzenia ale jednak możliwe do wyobrażenia sobie i co ważniejsze rozwiązania (z odpowiednim nakładem wysiłku) dołki w życiu.

3

Jeśli myślisz, że nie ma tego sensu rozkminiać to chyba trochę przyjmujesz moja obecna postawę, że jakoś to będzie. Dobrze Cię rozumiem?

Zawsze będzie jakoś.

0

Czy chcesz powiedzieć, że w tego typu relacjach nie podejmujesz się analizy, a i kryteriów nie masz w celu osiągnięcia większego spokoju (szczęścia?)?

np ktos jest toksyczny, glupi lub w inny sposob meczacy to to stopniowo nasze relacje sie oziebiaja, ktos jest inteligetny, zabawny czy w jakis inny sposob wartosciowy to dochodzi do tego ze spedzam z nim coraz wiecej czasu. to nie jest kwestia analizy albo ustalania kryteriow, to sie po prostu dzieje jakos tak samoczynnie.

Szczególnie dla tych słabszych z moich relacji, które teraz mam i które mogłyby nie wytrzymać takiego pytania (teoretycznego), a postawione same sobie, w podbramkowej sytuacji (rzeczywistość) zaskoczyć stanięciem na wysokości zadania.

nigdy przy tworzeniu i kontynuowaniu relacji nie zadaje sobie pytan "czy dalabym temu osobnikowi milion zlotych gdyby sie okazalo ze umiera [jego dziecko]" albo czy moj krewny/przyjaciel [wannabe] zrobilby dla mnie to samo. to niedorzeczne.

mam rodzine i lepszych/gorszych "przyjaciol" ale na zadna z tych osob nie patrze w kategorii "czy oplaca sie to utrzymywac".

Świetnie, cieszę się że tak poukładało Ci się życie (naprawdę, to nie sarkazm). U mnie zbiera się na burzę + mam trochę gorsze doświadczenia, więc postanowiłem sobie to trochę przemyśleć.

przemyslenia dobra rzecz, ale daj spokoj, to do niczego nie prowadzi, po prostu normalnie wspolzyj z ludzmi, jak bedziesz mial kryzys to kombinuj :)

Oczywiście, ale to nie są chyba ludzie których świadomie szukasz dlatego, że wiesz iż w trudnym momencie życia będziesz mogła na nich liczyć?

nie szukam ludzi, sami sie znajduja. i nie zdarza mi sie na nich patrzec w kategoriach "poduszek bezpieczenstwa", w zyciu staram sie liczyc glownie na siebie.

Powoli zaczynam się orientować, że tego typu relacje mogłem trochę zaniedbać. A że czas i energię mam ograniczoną zastanawiam się jak to sprawnie ogarnąć.

zaniedbywanie relacji to chyba normalna kolej rzeczy, po prostu kazdy ma swoje zycie ktorym czasem musi sie bardziej zajac, poza tym mozna sie dana osoba znudzic, oddalic. zdazylo mi sie wrocic do niby malo istotnych znajomosci po latach, z wielka "instensywnoscia" a znow niektorych starych przyjaciol za ktorych myslalam ze zycie bym oddala juz teraz ledwo pamietam i nie bardzo wiem co mnie z nimi az tak bardzo laczylo, zycie :)

0

Za dużo myślisz, chłopie. xD

0
katelx napisał(a):

[..] to nie jest kwestia analizy albo ustalania kryteriow, to sie po prostu dzieje jakos tak samoczynnie.

nigdy przy tworzeniu i kontynuowaniu relacji nie zadaje sobie pytan [..]. to niedorzeczne.

przemyslenia dobra rzecz, ale daj spokoj, to do niczego nie prowadzi, po prostu normalnie wspolzyj z ludzmi, jak bedziesz mial kryzys to kombinuj :)

[..] w zyciu staram sie liczyc glownie na siebie.

Spoko, ja na dziś dzień mam bardzo kompatybilne podejście. Patrząc jednak na to jak znajomym się życie czasem sypie (i ile czasu poświęcają na odgrzebanie się, jeśli im się to udaje) & trochę robiąc retrospektywę swojego życiu, postanowiłem się jednak zastanowić nad trochę sprawniejszym obsłużeniem takich sytuacji.

Z Waszych odpowiedzi powoli dochodzę do wniosku (przepraszam słaba metafora będzie), że tak jak z wieloma try/catch/retry lepiej czasem system wykrzaczyć, niż dniami pisać bagole w kodzie obsługi 'wyjatków'. :-D

0

Może pod tym pojęciem "grupa wsparcia" kryje się coś innego, typu "distributed coaching"? Ludzie mogliby się wspierać w problemach "Zawiesił mi się komputer" i coaching "Myślałeś by go zrestartować?". To takie coś już wymyślono i zaimplementowano, często bywa nazywane forum tematycznym. Zdarza się, że wyjątkowo słabi coache dostają bana, zaś tacy z powołaniem deklarują wsparcie dla wszystkich, w zamierzeniu, przez dłuższy, ale niesprecyzowany okres czasu ("Całe życie z wariatami").

0
yarel napisał(a):

Może pod tym pojęciem "grupa wsparcia" kryje się coś innego, typu "distributed coaching"? Ludzie mogliby się wspierać w problemach "Zawiesił mi się komputer" i coaching "Myślałeś by go zrestartować?". To takie coś już wymyślono i zaimplementowano, często bywa nazywane forum tematycznym. Zdarza się, że wyjątkowo słabi coache dostają bana, zaś tacy z powołaniem deklarują wsparcie dla wszystkich, w zamierzeniu, przez dłuższy, ale niesprecyzowany okres czasu ("Całe życie z wariatami").

@yarel: nie, nie mam zamiaru dawać innym dostępu do kodu mojego kernel'a ;-) Nie chodzi mi tu o jakiś samorozwoju, czy inne tego typu relacje, od tego mam książki, podcast'y itp. Wiem, że powoli się coaching robi popularny, ale wątpię aby taki coach użyczył mi kanapy po tym jak np. moja super idea na start-up padła, żona mnie wykopała, na motorze się wy* i jestem sparaliżowany (tj. trochę trudniejsze sytuacje, które bez przygotowania mogą Cię dobić, a z przygotowaniem tylko zdołować ;-)

0
stic napisał(a):

Ta świadomość polega na tym, że wraz z upływem czasu się zorientowałem, że te 'naturalne' degradacje relacji wynikają także z braku (mojej) uwagi. Są takie relacje, które teraz chętnie bym utrzymał, ale w przeszłości je zawaliłem (zwykle nie przeznaczając na nie wystarczająco dużo czasu).

No i co poradzisz? Możesz jedynie próbować odbudować te relacje, czasami się udaje.

Analogicznie, trochę (chyba) za dużo czasu poświęciłem na nic w moje życie nie wnoszące znajomości.

No dobrze, a jesteś w stanie stwierdzić, że znajomość nic nie wniesie przed jej rozpoczęciem?

Czyli do zera byś zszedł, co z sprzedaniem domu, wzięciem kredytu, etc? Np. wiesz że się nie wygrzebiesz nie przez kwartał a 3-5 lat, wchodzisz w to?

Bardzo wątpię, abym mógł w taki sposób komuś skutecznie pomóc.

Chodzi mi tu o grupę która zapewnia sobie ubezpieczenie na trudne do przewidzenia ale jednak możliwe do wyobrażenia sobie i co ważniejsze rozwiązania (z odpowiednim nakładem wysiłku) dołki w życiu.

Myślę, że przy odpowiedniej dozie aspergera można nawet proponować ludziom z tej grupy podpisanie jakiejś umowy. ;)

0
somekind napisał(a):

Myślę, że przy odpowiedniej dozie aspergera można nawet proponować ludziom z tej grupy podpisanie jakiejś umowy. ;)

Być może, miałem kiedyś kolegę w pracy z zdiagnozowanym lekkim autyzmem, funkcjonował w miarę sprawnie w społeczeństwie, ale trochę się na nas czasami denerwował, że się z kontraktu nie wywiązujemy (żeby go nie wkurzać, mieliśmy kilka umów). W sumie to jedna z niewielu osób, które wiem, że jak coś powiedział to na 100% miał to na myśli, słowa dotrzyma itd. Gorzej że się chłopak nie orientował, kiedy go ludzie wykorzystują (jest dość dobrym koderem i lubi(ł) siedzieć po godzinach) :-/
Gdyby nie ten element (brak pełnej świadomości osoby z aspergerem czy autyzmem), w sumie byłyby to chyba najlepsze osoby do stworzenia takiego paktu.

0
stic napisał(a):

Gdyby nie ten element (brak pełnej świadomości osoby z aspergerem czy autyzmem), w sumie byłyby to chyba najlepsze osoby do stworzenia takiego paktu.

No tak, bo tylko tacy ludzie mogliby potraktować na serio tego typu formalizowanie naturalnych relacji międzyludzkich.

1

Nie mam grupy wsparcia i mam nadzieję, że nigdy nie będę miał sytuacji, w której będę musiał kogoś prosić o pomoc, żeby sobie z czymś poradzić. Jeśli coś potrzebuję, to wolę zapłacić za fachową pomoc. Nie chwalę się pieniędzmi - pomagam i stawiam, jeśli sam mam na to ochotę, a wersja dla lubiących pożyczać lub dostawać za darmo: "nie mam oszczędności, wydaję na bieżąco". Oczekuję, że ludzie mnie potraktują tak samo, jak ja ich.

0

Mam z dwie grupy ludzi (w sumie z siedem osób), na których raczej mogę liczyć. Piszę "raczej" bo nigdy nic nie wiadomo, chociaż IMO już test przeszli.

Podobnie jak wcześniej dziwi mnie ilościowe podejście do tematu. Póki co nawiązywanie znajomości to bardziej sztuka niż nauka, więc raczej należy się skupiać na ich jakości niż robić jakieś dziwne analizy rodem ze Stanów. Zwłaszcza, jeśli szukasz znajomości z ludźmi, którzy poświęcą ci swój prywatny czas nie oczekując nic w zamian.

0

Formalizowaniem naturalnych więzi międzyludzkich zajmuje się cała wielka gałąź nauki zwana ekonomią. W szczególności ciekawa jest tu jej stosunkowo nowa część - Teoria gier. Warto się zapoznać, spróbować przełożyć na swój własny kod niskopoziomowy. Ale trudność w codziennej implementacji uzyskanej w ten sposób wiedzy polega głównie na tym, że ludzie ni cholery nie chcą być dyskretni. W każdej naszej grze jest jakieś "ale", niewielu ludzi potrafi postępować wobec innych zerojedynkowo - bezwzględnie lojalnie lub bezwzględnie wrogo. Dlatego od wyjaśnienia Twoich watpliwości dzieli nas jeszcze pare Nobli.

0
Atlatl napisał(a):

Formalizowaniem naturalnych więzi międzyludzkich zajmuje się cała wielka gałąź nauki zwana ekonomią.

Nie uważam ekonomii za naukę, za długo pracuje w finansach ;-)
Nie jest to raczej socjologia, antropologia może?

W szczególności ciekawa jest tu jej stosunkowo nowa część - Teoria gier.

O ile kojarzę to matematyki, ekonomiści tylko swoim sposobem starają się zbudować modele oparte o ten aparat. Ale usnąłem w połowie kursu na Coursera. Nie mając zastosowania trochę ciężko się ten materiał się mi przyswaja, trochę mi już bliżej do programowania probabilistycznego.

Warto się zapoznać, spróbować przełożyć na swój własny kod niskopoziomowy.

Zgadzam się warto się zapoznać, ale nie zgadzam się aby było warto się kierować tego typu teoriami w życiu, ponieważ to tylko modele sprowadzające interakcje międzyludzkie do procesu decyzyjnego.

Ale trudność w codziennej implementacji uzyskanej w ten sposób wiedzy polega głównie na tym, że ludzie ni cholery nie chcą być dyskretni.

Dyskretni w sensie matematycznym? No tak, nie chcą bezczelni :-D
W sensie dotrzymania tajemnicy? To akurat powinno ułatwić budowanie modelu.

W każdej naszej grze jest jakieś "ale", niewielu ludzi potrafi postępować wobec innych zerojedynkowo - bezwzględnie lojalnie lub bezwzględnie wrogo. Dlatego od wyjaśnienia Twoich watpliwości dzieli nas jeszcze pare Nobli.

Nie mam wątpliwości, po prostu weryfikuje swoje przemyślenia vs. te reprezentowane przez czytelników tego forum. Sprawy takie jak, 'za co przetrwam (i.e. z głodu nie umrę) jeśli nie będę mógł pracować' sądzę, że załatwiła już sieć wsparcia socjalnego (nie ma się zamiaru wybierać się w miejsca w świecie gdzie nie istnieje), 'jakiś rak czy inna przewlekłe choróbsko' - przez jakiś jeszcze czas ta sam sieć ogarnia, później będzie to określony (przez aktuariuszy) koszt ubezpieczenia zdrowotnego, więc to i kilka tego typu kwestii mam już rozkminione. To czego nie wiem to jak poradzę sobie w nieoczekiwanej sytuacji, której potrzebowałbym wsparcia kogoś / grupy, o której na dziś dzień nawet nie myślę. Kilka przykładów już podałem w odpowiedziach i komentarzach. Podsumowanie zaraz skrobnę, trochę może wyjaśni także.

0

Podsumowanie, wnioski, opinie, przemyślenia:

Dziękuję @somekind, @katelx, @aurel, @wiciu, @yarel, @Burmistrz, @wartek01i @Altalt za wyrażenie swojej opinii. Być może nie jest to zbyt duża próba, zabrakło np. zdania @Shalom, @czysteskarpety lub @jarekr000000, których posty przeglądając zgaduję mogliby dodać trochę więcej koloru, jednak wystarczy mi odpowiedzi do stwierdzenia trendu.
Życie na całe szczęście nie stawia nam za dużo wyzwań. To samo pytanie zadane w pracy (UK), przywołało historie niezbyt fajnych rozwodów (5), dzieciaków z problemami zdrowotnymi (4), problemy psychiczne (wypalenie/depresja(11), uzależnienia(3)),
poważne problemy zdrowotne zmieniające styl/jakość życia (9), niespodziewanaa śmierć partnera (3), negative equity (2), oboje rodzice schodzący na demencję (2), przyjaciel i wspólnik odchodzący z kasą firmy i zostawiając po sobie długi (2), i kilkanaście specyficznych (17) - próba ok.230). Ta, to taki plus pracy w corpo (czyt. Czy praca w korpo was zmieniła?) i pogadanek na trudne tematy.
W większości przypadków planujecie polegać na pomocą rodziny i przypadkowego przyjaciela, który akurat bedzie w dobrym miejscu w dobrym czasie i stanie na wysokości zadania (w powyższym przypadku także było to najczęstsze oczekiwanie). Emigracja ma tu gorzej, bo często rodziny nie ma w pobliżu, a i przyjaźnie są trochę lżejsze - stąd też podjąłem się przemyślenia tematu.
Próba ogarnięcia tematu i zbudowanie relacji z niczego, nie wydaje się mi (po tych kilku dniach przemyśleń) sensowna (więc nie jest też opłacalna), jest tu wysokie ryzyko niepowodzenia, nieszczera motywacja (bezpieczeństwo postawione nad ciekawością drugiego człowieka, etc). Podobno da się to zrobić i co więcej znalazłem w sieci coaching który tego uczy (w PL), co tylko ugruntowało moją opinię o coaching (sprzedadzą co tylko ludzie będą chcieli kupić). Tak jak pisze @katelx wolę kombinować w takiej sytuacji, niż zawczasu pałać się taką działalnością.

Akcje obniżające ryzyko:

  • Znaleźć dobrego adwokata, tak na wszelki wypadek, aby go nie szukać gdy jest potrzebny.
  • Znaleźć dobrego lekarza w kategorii w której strzyka, robić przeglądy.
  • Dodać odpowiednie zawody w miarę potrzeb (kolega ma dobrego chemika, po co, nie wnikam ;-)
  • Zbudować i aktualizować w miarę rosnącego ryzyka poduszkę finansową, nie wynajmować mieszkania, nie mieć długów, etc (dać sobie tak 3-4 miesiące na pozbieranie się z większości przypadkowych przypadków, a nawet na powrót na łono rodziny jeśli trzeba)
  • Włożyć trochę więcej czasu i uwagi w relacje międzyludzkie (ta, odkrycie roku)

Długo-terminowo wygląda na to, że trzeba się będzie zastanowić poważniej nad powrotem w rodzinne strony (albo sprowadzeniem rodziny). Podobno to wniosek do jakiego dochodzi większość emigrantów tak po 3-7 latach, więc jestem tylko niecałą dekadę do tyłu.Czas więc też częściej wstawać od kodu i w życiu się jakoś ogarnąć ;-)

EoT z mojej strony

2

Czytając twoje posty doszedłem do wniosku, że przede wszystkim musisz zaufać sobie. Takie zaufanie zbudujesz obiecując coś sobie i dotrzymując obietnic. Gdy już zbudujesz takie zaufanie, będziesz wiedział, że zawsze możesz liczyć na siebie i na to, że dasz radę cokolwiek by się nie działo. Znane polskie przysłowie mówi, że "przyjaciół poznaje się w biedzie", w związku z tym nie ma sensu budowanie jakiś "grup wsparcia" kiedy ci się powodzi, ponieważ kiedy naprawdę będziesz potrzebował pomocy, wszyscy i tak mogą się od ciebie odwrócić.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1