Powstał przed chwilą temat o pokrewnej tematyce, więc pora na ten, w zasadzie nie wiem czy nie powinien trafić do działu "Flame".
A więc moje zdanie, nie oddałbym za ten kraj swojego życia, miałem okazję iść na zawodowego żołnierza do Wojskowej Akademii Technicznej, ale ostatecznie tego nie zrobiłem, dlatego właśnie, że nie chciałbym walczyć za swój kraj, a zwłaszcza gdzieś na jakiejś misji za ropę Hamerykanów. W czasie wojny również jak na tą chwilę nie poczuwałbym się do obrony tego kraju, słowo kraj brzmi dla mnie abstrakcyjnie i bardzo patetycznie jak celowo napompowana piłka. Jak można oddać życie za coś tak abstrakcyjnego, życie można najwyżej w obronie swoich bliskich, żony, dzieci, ale nie za kraj. A, że nie mam aktualnie takich osób, a za obce rodziny, które teraz nie pomogły mi by gdybym wylądował na ulicy, nie zamierzam walczyć.
Mam sporo przyjaciół czy to właśnie z Wojskowej Akademii Technicznej, Oficerskiej we Wrocławiu czy normalni szeregowi po zasadzniczej na etacie i skoro oni mają profity ze swojego służenia kraju i noszenia munduru, w postaci pokazania swojej książeczki wojskowej i wpuszczania bez kolejki do klubów, lub prób wyrywania na ten fakt panienek, żołdu to niech oni walczą za ten kraj, to nie ja deklarowałem swoją przysięgę, ale oni. I w czasie wojny gdyby była taka możliwość zabrałbym dziewczynę i rodzinę i wyjechał, taka smutna, acz szczera prawda.
A tak serio, to teraz mogę sobie gdybać co bym zrobił, ale być może pod wpływem impulsu/emocji/tragedii ludzkiej, wiedzy, że kobiety będą krzywdzone/gwałcone przez najeźdźcę gdyby faktycznie wybuchła wojna może byłbym na tyle naiwny, żeby podjąć jednak inną decyzję. Ale jestem zdania, że "krowa która dużo ryczy mało mleka daje", więc wszyscy wielcy niedzielni patrioci, panoszący się w koszulkach patriotycznych czy tam wielcy raperzy, którzy deklarują swój patriotyzm byliby pierwszymi, którzy by uciekali od służby wojskowej.