Prawnik - czy warto?

3

Przy okazji dwóch spraw w sądzie, które miałem w wyniku sporu z sąsiadem, wiele nasłuchałem się opinii różnych ludzi o tym czy warto brać adwokata/prawnika czy nie w takich sprawach. Generalnie jest kilka możliwości:

  1. Brać sprawy w swoje ręce i robić wszystko samemu.
  2. Brać sprawy w swoje ręce, ale konsultować każdy ruch z prawnikiem (np. porady prawne, płatne, czasem niemało).
  3. Wziąć pełnomocnika na całość sprawy, płacić, ale patrzeć mu na ręce.
  4. Wziąć pełnomocnika i niczym się nie przejmować - niech robi swoją robotę sam, w końcu od tego jest; samemu ograniczyć się tylko do roli świadka.

Ktoś mi opowiadał, że walczył z ZUSem w cywilnym metodą 2. i wygrał. Moja mama zastosowała kiedyś metodę 4. w sądzie pracy i przegrała. Ktoś inny mi opowiadał, że metodą 3. wszystko szło świetnie i prawie wygrał, ale jednak przegrał... Ja sam stosowałem 1. (wiem, na głęboką wodę), w jednej sprawie wygrałem (ale fakt, nie było to trudne), w drugiej jeszcze nie wiem (może być źle, bo po przeciwnej stronie jest profesjonalny prawnik), ale na pewno jest to droga, która kosztuje najwięcej czasu, nerwów i zdrowia.

Może ktoś z Was miał podobne doświadczenia i chce się podzielić?
A jeśli warto brać adwokata / radcę prawnego, to jak znaleźć dobrego i nie dać się wydoić?

(celowo nie piszę tego na forum prawnym, bo wolę dostać obiektywne opinie, a nie spam od prawników / aplikantów)

0

Jest takie przysłowie "kto jest swoim własnym adwokatem, ten ma głupiego klienta"

Tak serio to zależy od skomplikowania sprawy.

Banalna: opcja 1
Skomplikowana, ale do ogarnięcia: opcja 2
Trudna, zawiła: opcja 3

Jako, że studiowałem prawo 3 lata to dzwonię po znajomych ;) I tak znajduje adwokata.

5

Wszystko zależy od złożoności sprawy, nie można generalizować. Ponadto, poza złożonością samej sprawy znaczenie ma również dział prawa której dotyczy: dla przykładu prawo rodzinne, spadkowe, spory konsumenckie są tak skonstruowane, że przy wsparciu sądu (mają obowiązek udzielać poszerzonych pouczeń prawnych, nie mylić z poradami) prawnik w wielu sprawach nie jest potrzebny.

Jeśli mimo to miałbym udzielić jakiś ogólnych rad:

  1. Jest to absolutnie najgorsza rzecz jaką można zrobić, o ile przedmiotem sporu jest coś bardziej istotnego niż reklamacja butów/laptopa.
  2. Jest to opcja, ale tylko w przypadku spraw prostszych, gdzie potrzbujesz tylko paru wyjaśnień, żeby ogarnąć całość. Przy większej ilości pytań mija się z celem.
  3. "patrzeć na ręce" to możesz fryzjerce. Nawet się nie zorientujesz jak prawnik zrobi coś nie tak, tak samo jak prawnik się nie zorientuje jak Ty mu zrobisz jakiegoś paskudnego buga z opóźnionym zapłonem na stronie www/serwerze kancelarii.
  4. Całkowita bierność też nie jest wskazana, ale i tak to jest najlepsza opcja przy skomplikowanych sprawach.

Wszystko rozbija się o znalezienie dobrego pełnomocnika. Złota reguła jaką mogę doradzić: wybierz osobę, która 3-4 lata temu zdobyła uprawnienia (adwokackie/radcowskie) i przez ten czas utrzymała się na rynku. Unikaj osób zaraz po aplikacji oraz "mecenasów" z bagażem "doświadczeń" równie wielkim jak ich brzuch i wąs. Ci pierwsi muszą się na kimś uczyć - chyba nie chcesz, żeby na Tobie. Ci drudzy mają brzydki zwyczaj olewania spraw, które nie przynoszą im X0000 PLNów (a poza tym ich kariera rozwijała się w czasie, kiedy nie istniał wolny rynek na rynku usług prawniczych, więc to, że ktoś dobrze zarabia, nie znaczy, że jest dobry, chociaż z reguły jest). Prawnik ze stażem 2-4 lata "na swoim" cały czas robi na swoją opinie, więc siłą rzeczy będzie mu bardziej zależało, będzie posiadał aktualną wiedzę.

PS Z sentymentem wspominam przypadek gościa, który wpadł do studenckiej poradni prawnej po poradę. Przyniósł radosną wieść, że przyszło do niego wezwanie z zakładu karnego do stawienia się w zakładzie w celu odbycia kary. Ale on był cwany i nie odebrał. Tak ich zrobił. Taki z niego kozak. Oczywiście jak się domyślacie nieodebranie poczty tego typu (powiedzenie listonoszowi, że nie odbierze się) ma ten sam skutek co odebranie. Toteż gościa zgarnęła policja i doprowadziła siłą.

PS2 Jestem po studiach prawniczych, więc teoretycznie mogę się wliczać do "układu". Dla pocieszenia dodam, że nie pracuję w 'zawodzie'.

0

Ciekawi mnie jeszcze jedna kwestia. Jak zrobię system, który będzie miał bugi, to klient go nie kupi lub mi nie zapłaci, albo każe naprawiać w ramach gwarancji. Jak pełnomocnik przegra sprawę w sądzie, to... No właśnie, co?

1

Nic, bo w świetle prawa, o ile zostały spełnione kwestie proceduralne (zdarza się, że nie zostają), to orzeczenie sądu jest wiążące nawet jeśli pełnomocnik wtopił merytorycznie. Wtedy pozostaje pozew cywilny przeciwko pełnomocnikowi i udowodnienie mu, że przegrana była z jego winy. Ale nie odwróci to orzeczenia sądu (np. dzieci już zostają z byłą żoną), może to zrobić jedynie wspomniany wcześniej błąd proceduralny, istotna zmiana stanu faktycznego, inne enumeratywnie wymienone powody.

1

To trochę lipa. Czyli prawnik może dowolnie przegrywać i nic mu praktycznie nie grozi. Udowodnić mu niekompetencję może być bardzo trudno.

0

Bo prawo w Polsce odbiega od modelu anglosaskiego i nie jest precedensowe. Teoretycznie i praktycznie mogą zapaść dwa różne wyroki w analogicznych sprawach...
No i nie można wymagać zmiany wyroków, bo ktoś zawalił na tej zasadzie wyroki nigdy by nie zapadały. Stąd zasada, że możesz się odwołać do wyższej instancji, już np z innym pełnomocnikiem...

W moim przypadku zawsze było tak, że prawnik informował mnie o krokach które podejmie, i jakie widzi szanse na wygraną, no i ile mnie będzie to kosztować. Ryzyko i decyzja po mojej stronie.

1

To tak bardzo zależy, że praktycznie nie da się jednoznacznie odpowiedzieć.
Gdybyś chciał zmienić kolor swoich ścian, to wynająłbyś ekipę i wyprowadził się z chaty na tydzień, czy kupiłbyś 2 wiadra z farbą i co weekend robił jeden pokój?
Uważam, że żadne z tych rozwiązań nie jest obiektywnie lepsze... Ja np. lubię malować ściany, więc pewnie bym wybrała opcję drugą. Ale doskonale rozumiem tych, co wolą zapłacić i po prostu mieć zrobione... Nawet jeśli potem trzeba będzie zamawiać drugą ekipę na poprawki ;)

Mi się dotąd nie zdarzyły jeszcze na tyle skomplikowane sprawy, by chciało mi się w ogóle umawiać z prawnikiem. No raz, jak bliską mi osobę dotknęła sprawa karna (piractwo komputerowe) to mało co nie skorzystałam z pomocy znajomego prawnika. Ostatecznie nie skorzystałam, bo był mało zaangażowany - szybciej pisałam pisma od niego, a jak mam dawać tylko do sprawdzenia to niech się goni. Do tego nie rozumiał języka technicznego i nie potrafił wytknąć błędów w opinii rzeczoznawcy...

Poza tym to wezwania do zapłaty, zwrotu, odszkodowania - takie pierdoły, że więcej zająłby mi dojazd do prawnika i przekazanie sprawy niż faktyczne napisanie pozwu... Raz skarżyłam decyzję rektora do WSA, ale tej sprawy żaden prawnik by nie przyjął ;) (a wygrałam :P)

0

Jedna porada prawna na pewno nie zaszkodzi (w moim przypadku mi pomogla). A potem zobacz czy jestes w stanie sam ogarnac temat czy dalej potrzebujesz pomocy. Warnunek jest taki, ze musisz trafic na dobrego prawnika (ja bylem u dwoch i tylko jeden byl mi w stanie pomoc, a drugi byl totalnie do niczego).

0

Ja z sądami nie mam dobrych doświadczeń, bo ojciec założył sprawę o rozgraniczenie z sąsiadem.
Przyszedł geodeta, pomierzył i wyszło mu czarno na białym, że sąsiad worał się perfidnie na całej długości pola, miejscami nawet po 2m.

Co zrobił sędzia?
Uznał, że pozew bezzasadny i jeszcze trzeba było pokryć koszty postępowania i adwokata czy jak mu tam
Sytuacja powtórzyła się jeszcze 2 razy, pomimo tego, że dowody były jak w mordę strzelił bo i wyrysy map i księgi i inna papierologia.

Sądy to jest mafia, patologia, sitwa i dziadostwo i jak nie lubie pisu bo są socjalistami nieumiejącymi liczyć tak mam nadzieję, że w końcu te całe sądy rozwalą i zrobią od nowa lepiej.

0

@Krolik
To było już jakiś czas temu więc dokładnie nie odpiszę, tym bardziej, że byłem wtedy gówniarzem i się tym nie zajmowałem na poważnie.
Tak czy siak wrażenia mam słabe i kompletny brak zaufania do sądów.

Kiedyś jak widziałem jak pawlak brał do sądu granaty to się śmiałem, ale jak później zrozumiałem, że sędzia może być takim samym chu*em jak każdy inny to zrozumiałem, że tamta słynna scena wcale nie była taka absurdalna.

0

Właśnie mam wynik drugiej sprawy sądowej. Formalnie przegrałem - tj. sprawca został uniewinniony (ja byłem poszkodowanym). Bez żadnych konsekwencji i kosztów dla mnie, poza poświęconym czasem i zdrowiem.

Prawnik prawdopodobnie nic by nie pomógł bo:

  1. Policja popełniła błędy formalne na etapie stawiania zarzutu; tzn. postawiła zarzut tylko jednej osobie, z dwóch możliwych podejrzanych.
  2. Sąd stwierdził, że do wykroczenia doszło, ale nie ma pewności kto je popełnił, bo mogła popełnić to ta druga osoba -> niedająca się usunąć wątpliwość rozstrzygnięta na korzyść obwinionego (w sumie trudno nie zgodzić się z sądem).

Realnie wygrałem, bo obwiniony w wyniku procesu przestał robić to, co mu zarzucano, a głównie o to chodziło. Mam nadzieję że nie zacznie znowu i nie odbierze tego uniewinniennia jako przyzwolenia na dalsze łamanie prawa.

W sumie dobrze, że prawnika nie wziąłem (już po zgłoszeniu na policję), bo bym się tylko wykosztował. Z kolei prawnik, z którym najepierw konsultowałem sprawę czytał zarzut i papiery z policji i stwierdził, że sprawa prosta do wygrania, lol.

W sumie ciekawa zagadka prawniczo-logiczna wyszła:
Złapano dwóch podejrzanych i na podstawie poszlak udowodniono ponad wszelką wątpliwość, że jeden z nich, lub obaj popełnili czyn zabroniony. Dajmy na to, że policja postawiłaby zarzut jednemu i drugiemu. Podejrzany A twierdzi w sądzie, że to nie on, a podejrzany B twierdzi z kolei też, że nie on. Żaden z nich nie ma alibi ani silnego dowodu swojej niewinności (dowody te są bardzo słabe, a ponadto obydwaj kłamią w wielu kwestiach składając wyjaśnienia). Ale przecież to oskarżenie ma udowodnić winę, a nie oskarżony / obwiniony niewinność. Brakuje jednak mocnego dowodu na to, który z nich konkretnie jest winny, są tylko przypuszczenia. Da się w takiej sytuacji w ogóle kogoś ukarać/skazać?

0

Podejrzany A twierdzi w sądzie, że to nie on, a podejrzany B twierdzi z kolei też, że nie on. Żaden z nich nie ma alibi ani silnego dowodu swojej niewinności (dowody te są bardzo słabe, a ponadto obydwaj kłamią w wielu kwestiach składając wyjaśnienia). Ale przecież to oskarżenie ma udowodnić winę, a nie oskarżony / obwiniony niewinność. Brakuje jednak mocnego dowodu na to, który z nich konkretnie jest winny, są tylko przypuszczenia. Da się w takiej sytuacji w ogóle kogoś ukarać/skazać?

Nie trzeba udowadniać niewinności, trzeba udowodnić winę, więc niestety, nie da się nic zrobić. Tzn. jest jedna rzecz, ale nie zawsze do zastosowania - gdy oskarżeni działali w zmowie, czyli mamy do czynienia ze współsprawstwem https://pl.wikipedia.org/wiki/Wsp%C3%B3%C5%82sprawstwo

0

Złapano dwóch podejrzanych i na podstawie poszlak udowodniono ponad wszelką wątpliwość, że jeden z nich, lub obaj popełnili czyn zabroniony. Dajmy na to, że policja postawiłaby zarzut jednemu i drugiemu. Podejrzany A twierdzi w sądzie, że to nie on, a podejrzany B twierdzi z kolei też, że nie on. Żaden z nich nie ma alibi ani silnego dowodu swojej niewinności (dowody te są bardzo słabe, a ponadto obydwaj kłamią w wielu kwestiach składając wyjaśnienia). Ale przecież to oskarżenie ma udowodnić winę, a nie oskarżony / obwiniony niewinność. Brakuje jednak mocnego dowodu na to, który z nich konkretnie jest winny, są tylko przypuszczenia. Da się w takiej sytuacji w ogóle kogoś ukarać/skazać?

Aktualnie nie ale tak samo jak badania DNA pozwoliły rozwiązać wiele zamkniętych spraw tak samo może kiedyś ktoś stworzy rzetelny wariograf - wtedy pewnie tylko kwestia nakazu sądowego.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1