Wiele mówi się o innowacyjności, kreatywności, nietuzinkowych rozwiązaniach (nie tylko w IT). Swego czasu czytałem jednak artykuł, w którym - dla odmiany - ostrzegano przed nadmiarem tychże. Ponoć nie tak trudno przekroczyć granicę, za którą użytkownik poczuje się przytłoczony nowością, nawet jeśli ma ona uzasadnienie, nie jest przejawem przekombinowania, dziwaczenia. Co o tym myślicie?
Wystarczy popatrzeć na kolejne wersje Windows, a szczególnie na 8. Mówi się, że co druga wersja Windowsa jest dobra, ale bez tej złej (rewolucyjnej) nie byłoby tej dobrej (ewolucyjnej).
Pytanie tylko, czy niechęć użytkowników do wersji rewolucyjnej jest bardziej wynikiem niedopracowania ze strony Microsoftu, czy też właśnie przytłoczenia nowościami?
Nie sądzę, by pracownicy Microsoftu mieli zaćmienie umysłowe co drugie wydanie Windowsa. Natomiast ich błędem jest zmuszanie użytkownika do zmiany przyzwyczajeń nawet jeśli to ma sens.
Czyli jednak ;). Jakieś ogólne reguły znacie, pozwalające z góry (oczywiście w przybliżeniu) określić przebieg tej granicy? Ile nowości jednorazowo może się pojawić (tak, wiem, że to nieprecyzyjne), aby zaciekawić i zarazem nie przytłoczyć? A może a priori dysponujemy tylko intuicją, a twardych danych dostarczą dopiero testy?
Pytanie tylko, czy niechęć użytkowników do wersji rewolucyjnej jest bardziej wynikiem niedopracowania ze strony Microsoftu, czy też właśnie przytłoczenia nowościami?
I jedno i drugie. I trzecie.
Jest coś takiego jak pamięć mięśni, i pamięć wzrokowa. Jeśli wszystko nagle wygląda inaczej, i obsługuje się inaczej, to jest to denerwujące - zmuszają cię do nauki programu na nowo, podczas gdy stara wersja działała zupełnie dobrze.
Poza tym to co „nowe” czy „rewolucyjne” wcale nie zawsze jest lepsze, nawet jeśli jest dopracowane.
Jakiś czas temu miałem okazję testować program. Niedopracowany, przejaskrawiony, pogmatwany... Jedyne dobre co można o nim powiedzieć to to, że działał. Pół roku po testach w naszej firmie dostaliśmy oprogramowanie eleganckie, funkcjonalnie dopracowane i dość intuicyjne. Po kolejnym pół roku okazało się, że testy programu wykonywano również w innych firmach. Tak to jest z Windowsem. Po wersji XP weszła Vista. Jak zebrała cięgi to wyszła wersja 7 i można było Vistę zamienić na Vistę poprawioną czyli Windows 7. Potem weszła wersja 8 i znów po cięgach wydali wersję 10. Po co zatrudniać rzesze testerów. Można sprzedać (zebrać kasę), a później poprawić pod komentarze. Kasa jest wcześniej, produkt trochę tańszy bo nie do końca sprawdzony, a na koniec użytkownik zadowolony bo dostał nowy system za darmo... Co do przejaskrawiania. Coraz łatwiej tworzy się aplikacje, coraz więcej gotowego kodu więc i przesadzić nie jest trudno. Najgorzej jak pomysłów nie brakuje, a zabranie chęci do optymalizacji.
Zimny Pomidor napisał(a):
Pytanie tylko, czy niechęć użytkowników do wersji rewolucyjnej jest bardziej wynikiem niedopracowania ze strony Microsoftu, czy też właśnie przytłoczenia nowościami?
Raczej braku umiejętności w obejściu niekorzystnych dla siebie zmian.
Po wersji XP weszła Vista. Jak zebrała cięgi to wyszła wersja 7 i można było Vistę zamienić na Vistę poprawioną czyli Windows 7
Problem w tym, że tak naprawdę Windows 7 nie różni się istotnie od Visty. Tu bardziej zadziałał marketing i psychologia.
Główną bolączką Visty były wygórowane - jak na tamte czasy - wymagania sprzętowe. Płakał jaka Vista zła najbardziej ten, kto miał XP-ka z 256 czy 512 MB RAM. Zanim wyszedł Windows 7 parę lat minęło, XP-kowcy zdążyli kupić 1 czy 2 giga RAM, lepsze karty graficzne (które pociągną Aero) i nagle Windows 7 stał się taki dobry, cudowny. A to przecież prawie to samo co Vista, zwłaszcza zaktualizowana. To komputer stał się lepszy, a nie Windows.
Windows 7 mógłby być spokojnie darmową aktualizacją jak 8.1 do 8.0 - ale polityka Microsoftu była wtedy jeszcze inna.
Podobnie nie widzę cudownej różnicy między 8/8.1 a 10.
Prawda, Windows 8 miał zepsuty interfejs. W 8.1 co nieco naprawiono, w 10 też - ale popsuto inne rzeczy, jak nowe okna preferencji ekranu, z połową funkcjonalności tego co było od Visty do 8.1. I te nieszczęsne białe okienka.
Dlatego nie powiedziałbym "8 zła, 10 dobra". Obie wersje są.. takie sobie. Zobaczymy co przyniosą aktualizacje dziesiątki.
Raczej braku umiejętności w obejściu niekorzystnych dla siebie zmian.
Czy to znaczy że użytkownik powinien się masochizować niekorzystnymi dla niego zmianami i próbować je obchodzić?
zmuszają cię do nauki programu na nowo, podczas gdy stara wersja działała zupełnie dobrze.
Zastanawiam się, czy - paradoksalnie - cecha ta nie jest (przynajmniej po części) przyczyną sukcesu niektórych programów. IMHO na Facebooku moża robić to samo co na Twitterze, czy Instagramie (odpowiednio krótkie posty i kwadratowe zdjęcia), mając do tego większe grono odbiorców, a ludzie i tak zakładają tam konta...no właśnie, dlaczego? bo nowe?