Niespecjalnie mam szacunek do ludzi kończących zarządzanie i marketing, czy zarządzanie w informatyce, zarządzanie na straganie, zarządzanie podczas układania kostek brukowych etc. No, ale nie o tym. Mam wrażenie, że w firmach, które nie zajmują się stricte wytwarzaniem oprogramowania często bywa tak, że dyrektorem działu programistycznego/ szefem projektów/ kierownikiem jest człowiek, który potrafi "zarządzać ludźmi". Nie mając zielonego pojęcia o programowaniu i tak zaczyna się zabawa z takim człowiekiem.
Tu gdzieś poczytają o architekturach korporacyjnych typu model TOGAF, tutaj coś o o metodyce PRINCE2. I z tej gliniastej mazi formuje się nasz człowiek - szef, który jest idiotą, ale by przykryć swoją niewiedzę często są wrogo nastawieni i sprawiają wrażenie zapracowanych.
Co innego osoba zarządzająca, która dostała awans np. będąc programistą. Innymi słowy awansowała zgodnie ze szczeblami/ strukturą przyjętą w firmie. Wie o co chodzi, zna ludzi i współpracuje z nimi. Często bywa prawdziwym szefem i liderem.
Jednak reasumując chciałbym poczytać jak to u was wygląda, czy macie taki przypadek głównie pytam o programistów pracujących w przedsiębiorstwach o szerokiej gamie usług.