Wątek przeniesiony 2015-08-05 20:35 z Nietuzinkowe tematy przez Rev.

Durnoty kadry zarządzającej

0

Niespecjalnie mam szacunek do ludzi kończących zarządzanie i marketing, czy zarządzanie w informatyce, zarządzanie na straganie, zarządzanie podczas układania kostek brukowych etc. No, ale nie o tym. Mam wrażenie, że w firmach, które nie zajmują się stricte wytwarzaniem oprogramowania często bywa tak, że dyrektorem działu programistycznego/ szefem projektów/ kierownikiem jest człowiek, który potrafi "zarządzać ludźmi". Nie mając zielonego pojęcia o programowaniu i tak zaczyna się zabawa z takim człowiekiem.

Tu gdzieś poczytają o architekturach korporacyjnych typu model TOGAF, tutaj coś o o metodyce PRINCE2. I z tej gliniastej mazi formuje się nasz człowiek - szef, który jest idiotą, ale by przykryć swoją niewiedzę często są wrogo nastawieni i sprawiają wrażenie zapracowanych.

Co innego osoba zarządzająca, która dostała awans np. będąc programistą. Innymi słowy awansowała zgodnie ze szczeblami/ strukturą przyjętą w firmie. Wie o co chodzi, zna ludzi i współpracuje z nimi. Często bywa prawdziwym szefem i liderem.

Jednak reasumując chciałbym poczytać jak to u was wygląda, czy macie taki przypadek głównie pytam o programistów pracujących w przedsiębiorstwach o szerokiej gamie usług.

0

To zależy, o którego z rozbudowanej hierarchii szefów pytasz :)

Do bezpośrednich przełożonych raczej miałem szczęście, ale nie jeden i nie dwa razy zdarzały się sytuacje, że przełożony przełożonego miał dziwne pomysły. Ot choćby i podejście do wsparcia aplikacji. W jednym momencie usłyszeliśmy coś w stylu: "Musimy ogarnąć jak największą ilość ticketów, naszym celem jest długofalowe zmniejszenie ich ilości". Dwa miesiące później: "Musimy obniżyć koszty wsparcia". Potem jakiś ciąg decyzji procesowych, które doprowadziły do zaburzeń w kolejce zadań, którymi trzeba się zająć (raz nie było nic, potem było tego zbyt dużo, potem znowu zbyt mało itp. - taka sinusoida).

Jeśli chodzi o bezpośrednich przełożonych to zdarzył się PM, który trzy tygodnie przed planowanym wdrożeniem wziął ot tak... Prawie dwa miesiące urlopu. Bez jakiegoś konkretnego powodu (projekt był stresujący, podejrzewaliśmy że to właśnie dlatego).

2

U mnie wszyscy przełożeni, zarówno w hierarchii liniowej, jak i projektowej, począwszy od TL i PM aż do szefów działów i zarządu to programiści.

1

Ja swojego dyrektora poznałem przez przypadek. Facet kiedy rozpoczął pracę nie powitał się z zespołem, ani z nikim. Po prostu nas olał. Idąc po kawę spotykam jakiegoś gościa, który rzuca do mnie "Jak leci ? Co tam ? Kiedy urlop ? Co zamierzasz dzisiaj robić ?". Myślę, może firma w ramach jakiegoś programu zatrudniła po prostu osobę niepełnosprawną, więc byłem stosunkowo miły. Kto normalny pyta nieznajomą osobę o takie rzeczy. Z krótkiej wymiany zdań okazało się, że jest to nowy szef działu (moim bezpośrednim przełożonym jest taki trochę TL, ale powiedzmy, że to taki dyrektor techniczny). Zaczął mi opowiadać w ilu to korporacjach międzynarodowych nie pracował i jaką wiedzę on to nie posiada. Sytuacja dość komiczna.

0

Szerokorozumiany interes firmy, nie zawsze jest zbieżny z kierunkiem myślenia inżynierów.

0

Wszystko zależy od modelu biznesowego firmy.

Ja pracowałem w takiej, gdzie model był następujący:
1.
Jakiś marketer/kierownik namawiał klienta do wykupienia usług i zgadzał się na każdy absur techniczny, byle tylko załatwić kontrakt.
Zupełnie przy tym nie miał znaczenia język, a nawet dokładne wymagania.
Liczyło się wyłącznie ile kasy firma dostanie, jakie kary zapłaci i inne takie.

Jakiś nietechniczny kierownik pełnił rolę poganiacza, bo przecież opóźnienia nie wynikają z bzdurnej umowy, a wyłącznie z opierdalania się faktycznych wykonawców.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że to podejście wydaje się być racjonalne, bo bierze się kasę , oddaje się szybko projekt i można cykl powtarzać.
Jasne, że jakość kodu będzie straszna i koszty utrzymania wzrosną niesamowicie, ale wystarczy je przerzucić na klienta i jeszcze się na tym zarobi(na poprawianiu błędów które się samemu zrobiło, a które były łatwe do uniknięcia).
Biznesowo jedynym minusem takiej sytuacji jest to, że po pewnym czasie faktyczni wykonawcy mówią dość i trzeba szukać innych.

@niezdecydowany
Z doświadczenia wiem, że nie wystarczy.
Myślę, że jeżeli firma produkuje soft dla siebie a nie outsourcing to jest większa szansa na to o czym somekind pisze.

0

Myślę, że jeżeli firma produkuje soft dla siebie a nie outsourcing to jest większa szansa na to o czym somekind pisze.

Firma outsourcingowa, ale siedzimy w siedzibie naszej firmy (więc mamy jakieś swoje standardy i wartości), nie u klientów.

0

@somekind
Czyli nie ma reguły, i wszystko zależy od tego gdzie się trafi.

0

@mariano901229 Masz bardzo dziwny system oceniania ludzi. Mnie uczono że ludzi ocenia się po czynach i zachowaniu a nie po tym że skończyli jakiś tam kierunek studiów. Gdyby Twój najlepszy przyjaciel, super gościu który jest złotym człowiekiem pod każdym względem, skończył nagle zarządzanie to straciłbyś do niego szacunek? Ja rozumiem gwałt, kradzież czy pedofilia, ale skończenie zarządzania?

@topic
Nie widzę problemu. Na rynku jest masa firm która wie jak powinno powstawać oprogramowanie więc jaki trud zmienić pracę?

0

U mnie jest tak jak @somekind napisał. Moja przełożona co prawda nie została menedżerem z awansu wewnętrznego ale wcześniej kodziła czy tam testowała i nawet można z nią ponarzekać na C++. BTW, dla mnie zmiana obowiązków z technicznych na menedżerskie to żaden awans.

0
somekind napisał(a):

Myślę, że jeżeli firma produkuje soft dla siebie a nie outsourcing to jest większa szansa na to o czym somekind pisze.

Firma outsourcingowa, ale siedzimy w siedzibie naszej firmy (więc mamy jakieś swoje standardy i wartości), nie u klientów.

PGS ?

0

w dziale jest 4 stopniowa drabinka, wszyscy sa programistami, choc wielu pisze co najwyzej pare linijek tygodniowo bo pochlania ich glownie zarzadzanie i administracja. jedynym wyjatkiem jest sekretarka :)

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1