Ile km opłaca się dojeżdżać do pracy.

0

Tak jak w temacie.
Ile km dojeżdżacie codziennie do pracy, lub ile bylibyście w stanie dojeżdżać. Znam kilka osób, które codziennie, jeżdżą 70 km w jedną stronę, z pewnej miejscowości do miasta wojewódzkiego. Znam również parę osób co w mieście wojewódzkim nie mogło znaleźć pracy w zawodzie i jeździ również 70 km w jedną stronę do wspomnianej miejscowości.
Znałem też przypadek dziewczyny która na staż jeździła przez rok 65 km w jedną stronę, samochodem na benzynę(warto zauważyć, że na sam dojazd wydawała więcej niż zarabiała + jeszcze koszty eksploatacji, niestety przeprowadzić się nie mogła), szef jej obiecał, że po stażu zatrudni ją na umowę o pracę, a okazało się, że zakończyli współpracę.
Ile czasu maksymalnie moglibyście poświęcić na dojazd w jedną stronę, ile km, jaki % wynagrodzenia przeznaczyć na paliwo.

0

Zależy od pracodawcy, ale to jest śliski temat. Poruszany nie raz itp. Ja tam wolę prace zdalną, bo w domu nikt mi nie podejdzie do biurka lampić się w monitor, albo zadawać głupie pytania w stylu "Panie, a weź mi popraw toto, dla takiego experta to 5 minut roboty" ;)

A tak na serio jak dla mnie: max 10% pensji na dojazdy i żeby nie zajmowało to więcej jak 10% czasu pracy dziennie(w obie strony).

0

Na dojazd do pracy autem jestem w stanie przeznaczyć maksymalnie 30 minut. W Warszawie, przy dobrej lokalizacji punktów A (dom) i B (praca), w godzinach porannych, daje to jakieś góra 20 kilometrów. Osobiście jestem w sytuacji dość zbalansowanej, bo choć w niektórych miejscach muszę z rana postać w korku, to mam do miejsca pracy około 15 km, których pokonanie rano w najgorszym wypadku zajmuje mi około 40 minut.

Na dojazdy komunikacją miejską byłbym w stanie przeznaczyć maks 45 minut.

Chciałbym jednak zauważyć, że w moim przypadku wysokość zarobków nie wpłynęłaby znacznie na wyżej nakreślone wartości. Im dłużej stoję w korku, czy im dłużej muszę się cisnąć w komunikacji, tym bardziej jestem zdenerwowany, rozdrażniony. A za tym idzie zmniejszona wydajność, produktywność, oraz kreatywność w pracy, w której muszę mieć czysty i jasny umysł.

Poza tym im dłuższy dojazd do pracy, tym więcej czasu spędzam "nic nie robiąc". A czas jest na wagę złota.

0
mat3usz napisał(a):

Ile czasu maksymalnie moglibyście poświęcić na dojazd w jedną stronę, ile km, jaki % wynagrodzenia przeznaczyć na paliwo.

1h, liczba km obojętna, na paliwo zero.

U mnie są ludzie, którzy dojeżdżają 100 km do pracy. Zresztą sporo ludzi potrafi dojeżdżać z Opola do Wrocławia, albo Radomia czy Łodzi do Warszawy, a to już nawet 130km.

0

Dla mnie znośnie jest 0,5h w jedną stronę przy czym pieszo albo samochodem, żeby jak najdalej być od komunikacji miejskiej.
Więcej niż 10% na dojazdy też bym nie dał.

No chyba, że praca była by faktycznie ciekawa i pożyteczna, ale, że taką kiedyś dostanę to nie wierzę.
Gdybym jednak miał taką, to pewnie zniósłbym znacznie dłuższe dojazdy, ale pewnie wolałbym się przeprowadzić bliżej pracy.

0

Tez uwazam 1h za znosna ilosc czasu. Jesli dojezdzalbym, to raczej autobusem. Plus taki ze mozna zjesc kanapke w czasie drogi.

5

Badania wykazały, że poziom zadowolenia z życia jest odwrotnie proporcjonalny do czasu dojazdu do pracy. Czyli im dłużej dojeżdżasz - tym mniej szczęśliwy jesteś.

Kiedyś dojeżdżałam do pracy teoretycznie 40min, ale faktycznie 1h - 1h 30min (autobusy wiecznie się spóźniały, a dojazd był z przesiadką). Teraz mam do pracy 10 min samochodem, 30 min rowerem. Różnica w jakości całego życia jest niesamowita - przede wszystkim, nie wracam do domu wkurzona tym, że autobus znowu się spóźnił i znowu dotarłam po zmroku i znowu zanim przygotuję obiad będzie 21, więc znowu pójdzie mi to w tyłek. No chyba, że dam sobie spokój i coś zamówię, to będzie co prawda o 20tej, ale fast food, więc i tak pójdzie w tyłek.

IMHO kiedy dojazdy zabierają ci z życia w sumie 2-3h, to już jest za dużo. Dla mnie maksymalna odległość, którą uważałabym za komfortową, to 30 min w jedną stronę.

0

Sorry za offtop, ale dział w sumie zobowiązuje
@aurel
Są jakieś ustalone godziny kiedy "idzie w tyłek", kiedy w cycki, a kiedy się rozchodzi równomiernie po organizmie?

0

Mam ok. 5 km w jedną stronę.
Dojazd rowerem zajmuje ok. 15 min. Dojazd samochodem zajmuje ok. 10 min.

Generalnie im bliżej, tym lepiej. Myślę, że gdyby dojazd zajmowałby mi więcej, niż 30 min. w jedną stronę, to zastanowiłbym się, jak go skrócić (np. przeprowadzić się bliżej miejsca pracy).

0

Wszystko da się przekuć w zalety :P Ja mam do pracy 10km i jest to idealny dystans bo mogę sobie w związku z tym biegać. Zabiera mi to więcej niż te wasze graniczne 30 min (zwykle 45-50 min) ale dzięki temu nie muszę biegać już po powrocie z pracy więc generalnie i tak oszczędzam czas ;)

1

Ja niestety mieszkam w małym miasteczku i jeśli bym chciał pracować w Krakowie to musiał bym dojeżdżać busem około 1,5 godziny. A chcąc jechać naszą demonicznie szybką koleją to 2,5 godziny.

0
Shalom napisał(a):

Ja mam do pracy 10km i jest to idealny dystans bo mogę sobie w związku z tym biegać. Zabiera mi to więcej niż te wasze graniczne 30 min (zwykle 45-50 min) ale dzięki temu nie muszę biegać już po powrocie z pracy więc generalnie i tak oszczędzam czas ;)

I potem walisz potem przez cały dzień czy bierzesz prysznic w pracy?

a co do pytania to nie przeliczałbym na ilość kilometrów tylko na ilość minut i kasę
jeżeli komunikacją miejską to wiadomo że mniej kilometrów się przejedzie w tym samym czasie, ale za to dużo się oszczędza. Ogólnie celowałbym w 20 min; obecnie zajmuje mi to 30 min do 70 min w zależności od korków autobusem, więc planuję przesiąść się w droższy środek transportu jakim jest auto bo nadal będzie to dość mały procent wypłaty; na dojazdy do pracy nie wydałbym nigdy więcej niż 5% wypłaty - wolałbym się przeprowadzić

2

@fdsagdfh nie bój się, mam w pracy "centrum sportu" z prysznicami (siłownią, basenem, sauną, halą, kortami do squasha, kortami do tenisa, polem golfowym...) ;)

0

Ja do pracy miałem parę minut z domu na przystanek PKS, 35-40 minut autobusem (34km), potem parę minut z dworca do biura i było całkiem znośnie, a połączenia były w idealnie pasujących godzinach. W autobusie można pospać, poczytać, posłuchać muzyki, pooglądać krówki na polach, albo postukać w telefon/tablet. Było fajnie do czasu, jak się firma nie przeniosła do lepszej siedziby na skraju miasta (pół godziny z buta, albo taxi), a drogi między moją miejscowością, a miejscem pracy nie zaczęli remontować (co trwa już ponad rok) i podróż czasami trwa 1,5h samym autobusem. Jednakże iż mam super szefa to mogę pracować w domu i tylko raz w tygodniu stawiam się na raport i ustalenia :). Mimo wszystko planuję przeprowadzkę, żeby być na miejscu.

Wg mnie to dobry limit o którym tu się wspomina - mniej niż 10% wypłaty i mniej niż 30 minut (choć u mnie średnio było 45 w jedną stronę, ale miałem jak ten czas spożytkować).

1

W temacie ;)

0

Tylko teraz pytanie, czy w dzisiejszych czasach bardziej opłaca się dojeżdżać do pracy, czy wynająć mieszkanie blisko firmy.

0
dejmien napisał(a):

Tylko teraz pytanie, czy w dzisiejszych czasach bardziej opłaca się dojeżdżać do pracy, czy wynająć mieszkanie blisko firmy.

No to chyba oczywiste, że o ile jest taka możliwość i nie przeszkadza to w innych dziedzinach życia, to lepiej mieszkać blisko pracy.

Serio ktoś byłby skłonny wydawać aż 10% wypłaty na dojazd? Bogaci jesteście. :P
Za taką kasę mógłbym mieć co miesiąc nowy rower, dla mnie rozsądny limit to 1%.

0

Serio ktoś byłby skłonny wydawać aż 10% wypłaty na dojazd? Bogaci jesteście. :P

Jakbym zarabiał 2 lub 3 razy więcej to 10% faktycznie byłoby za dużo, ale jak na razie 10%, a nawet 16%(mniej prawdopodobne) może mieć sens.
Także jest odwrotnie, zarabiającym mniej się bardziej opłaca.
W sumie to jak ktoś spłaca dom/mieszkanie to też mu się nie opłaca wynajmować bliżej firmy więc ten tolerowany % takim ludziom znacząco wzrasta(zakładając, że nie ma możliwości zmiany pracy na bliżej położoną)

Za taką kasę mógłbym mieć co miesiąc nowy rower, dla mnie rozsądny limit to 1%.

Można też inaczej, tzn płacić o tyle mniej za mieszkanie, bo poza miastem i zainteresowanie mniejsze.
W moim przypadku za 1% samochodem mógłbym pokonać tylko taki dystans który wolałbym pokonywać pieszo.

0

Najpierw martwiłbym się o odległości, bo 1h/dzien w jedna strone daje nam średnio 10h/dzień jakby 'w pracy'. To potrafi być męczące.
Ale niektórzy są skłonni tak dojeżdzać, gdyż
albo mają dobrą płacę i ich czują że warto się przemęczyć trochę,
albo mają samochód służbowy,
albo mają zwroty za paliwo.

Są też firmy które płacą np za dojazd rowerem do pracy. (1km/1zł).

Ja osobiście byłbym skłonny dojeżdzać do pracy i z pracy razem poniżej 1h/dzień.
Z doświadczeń osobistych nie mógłbym liczyć na auto służbowe, gdyż nie prowadzę wyjazdów w teren.
Zwrot za paliwo by się pewnie załatwiło.
Najlepiej jednak wynegocjowąć sobie odpowiednią stawkę, tak aby dzienny koszt paliwa był wliczony w nią i tyle.

0
D.użaTajemnicaWiedzy napisał(a):

Jakbym zarabiał 2 lub 3 razy więcej to 10% faktycznie byłoby za dużo, ale jak na razie 10%, a nawet 16%(mniej prawdopodobne) może mieć sens.
Także jest odwrotnie, zarabiającym mniej się bardziej opłaca.

No rozumiem, chociaż ta "opłacalność" jest dyskusyjna. Ja bez względu na zarobki nie byłbym skłonny wydawać więcej niż na bilet miesięczny, w najgorszym okresie to było chyba jakieś 5%.

W sumie to jak ktoś spłaca dom/mieszkanie to też mu się nie opłaca wynajmować bliżej firmy więc ten tolerowany % takim ludziom znacząco wzrasta(zakładając, że nie ma możliwości zmiany pracy na bliżej położoną)

Dlatego nie opłaca się kupować mieszkania, zanim nie znajdzie się firmy swoich marzeń. ;)
Z drugiej strony - znam ludzi, którzy w takiej sytuacji swoje własne mieszkanie wynajmują komuś, a sobie wynajmują bliżej pracy. Wszystko zależy od dzielnicy, ceny, pracy partnera/partnerki, bliskości szkół, i dziesiątek innych aspektów.

W moim przypadku za 1% samochodem mógłbym pokonać tylko taki dystans który wolałbym pokonywać pieszo.

Ja już w sumie nie wiem, o czym jest ten wątek, bo raz jest mowa o paliwie, raz o dojazdach. Jak dla mnie różnica zasadnicza, bo mieszkam w mieście, więc na paliwo bym nie wydał nic, a na dojazdy trochę mogę.

danny napisał(a):

Najpierw martwiłbym się o odległości, bo 1h/dzien w jedna strone daje nam średnio 10h/dzień jakby 'w pracy'. To potrafi być męczące.
Ale niektórzy są skłonni tak dojeżdzać, gdyż
albo mają dobrą płacę i ich czują że warto się przemęczyć trochę,
albo mają samochód służbowy,
albo mają zwroty za paliwo.

Ja myślę, że to kwestia przyzwyczajenia. Przez 4 lata dojeżdżałem do liceum po 0,5h w jedną stronę, potem przez 6 lat na studia 1h pociągiem i 15 minut tramwajem, więc jestem po prostu przyzwyczajony do długich dojazdów i umiem sobie zorganizować czas w podróży.

Są też firmy które płacą np za dojazd rowerem do pracy. (1km/1zł).

Jakiś przykład?

0

np Kainos swego czasu

0
Shalom napisał(a):

Ja mam do pracy 10km i jest to idealny dystans bo mogę sobie w związku z tym biegać. Zabiera mi to więcej niż te wasze graniczne 30 min (zwykle 45-50 min) ale dzięki temu nie muszę biegać już po powrocie z pracy więc generalnie i tak oszczędzam czas ;)

Potem prysznic w pracy - czyli kolejna oszczędność bo nie płacisz za wodę :P

Odnośnie powrotu z pracy do domu

0

Jak stoicie w korkach, to przesiądźcie się na motocykl :).

0

Nie żebym się czepiał, ale jakby któryś kierowca osobówki jechał pod prąd, po pasie wyłączonym i na wprost po pasie do skrętu w prawo to też by nie stał w korkach.

1

Teraz dojeżdzam 1.5-2h w jedna stronę komunikacją miejską/podmiejską :)

2
Ldr napisał(a):

Teraz dojeżdzam 1.5-2h w jedna stronę komunikacją miejską/podmiejską :)

Czyli łącznie 3-4h dziennie jeździsz komunikacją miejską. Wychodzi na to, że spędzasz w autobusie od 15h do 20h na tydzień (od 60h do 80h na miesiąc). Można powiedzieć, że jeździsz busem na pół etatu. ;)

0

@PrzepychaczPL
Gdybym jeździł motorem to prawie na pewno w korkach robiłbym to samo, bo taka już specyfika jazdy motorem.
Jednoślad faktycznie lepiej się sprawdza w korkach.

Jako, że jeżdżę samochodem, to jednośladów na drodze nie lubię, bo nigdy nie wiadomo kiedy i jak bardzo kierowca takiego przeszarżuje(o dziwo największy problem z rowerzystami, bo często nie mają pojęcia o znakach i podejście, że skoro jestem mniejszy to mogę wszytko, bo jakby była kolizja to wina kierowcy).

Tzn może inaczej, nie mam nic do kierowców jednośladów, ale sama specyfika jazdy nimi(wpychanie się, niezachowywania odstępów) sprawia, że znacznie lepiej mi się jeździ jak ich nie ma(szczególnie rowerzystów).

1
D.użaTajemnicaWiedzy napisał(a):

o dziwo największy problem z rowerzystami, bo często nie mają pojęcia o znakach i podejście, że skoro jestem mniejszy to mogę wszytko, bo jakby była kolizja to wina kierowcy

Ja mam to samo z kierowcami - znaków prawie nie znają, przepisów to już w ogóle, i zawsze wymuszają pierwszeństwo. (Chociaż nie - zdarzają się tacy, którzy ustępują pierwszeństwa tam, gdzie nie powinni. W takiej sytuacji od razu zjeżdżam na chodnik, bo nigdy nie wiem, czy koleś nie ruszy, gdy ja ruszę i mnie nie potrąci z czystej złośliwości.) Jakieś 80% ludzi spotykanych na drodze powinno mieć zakaz wsiadania do czegoś szybszego niż traktor.
Nie twierdzę, że nie masz racji, na pewno nieznających przepisów rowerzystów jest masa, a to już efekt tego, że nie są wymagane żadne uprawnienia do prowadzenia roweru. Ot, wolność i liberalizm na drodze.

0

Jak rozwazam nowa oferte pracy licze sobie ile w skali miesiaca spedze w samochodzie, ile pojdzie na paliwo i jaka mi wyjdzie stawka godzinowa (to pod katem tego czy sie oplaca, bo dochodza tez czynniki niematerialne, czasem lepiej robic cos ciekawszego, bardziej rozwojowego za nieco mniejsza stawke - oczywiscie zeby nie bylo, nie murzynuje i nie mam zamiaru).

Mi schodzi 20-40 minut w dwie strony. Jezdze autem, rowerem musialbym sporo drogi nadkladac, bo na najkrotszej mialem troche nieprzyjemnych sytuacji z wina po drugiej stronie i nie chce wyladowac w szpitalu, a na autobus ide tyle co jade autem do pracy.

0

ja rowerkiem, wszedzie rowerkiem ;) Jednak tu gdzie mieszkam jest rowerowy raj :) 10min do pracy
Jest taki fajny przepis, ze jak potraci kierowca rowerzyste to ustawowo 50% jest wina kierowcy.
Nawet jak rowerzysta spadnie z drzewa na maske auta 50% wina kierowcy auta

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1