Ja troche nie rozumiem tego myslenia 'musze cos zostawic dzieciom'. Nic nie musze. Ja sobie dalem rade bez mieszkania / domu po rodzicach to i one sobie dadza rade.
Pewnie, że nie musisz, ale MOŻESZ. Skoro możesz im ułatwić sprawę i start w życiu to czemu tego nie zrobić?
Wszak to tylko pewna opcja, która daje jednak sporo korzyści.
Można oczywiście wypuścić dzieci bez mieszkania bo i tak dadzą sobie radę, ale czemu nie myśleć jednak wczesniej o przyszłości zarówno swojej jak i dzieci?
Moim obowiazkiem (tak uwazam) jest przygotowac je do zycia, zapewnic nauke, pozywienie i dom nad glowa dopoki same nie sa w stanie sobie tego zapewnic. Jednak tak jak i ja w pewnym momencie tak i one pojda na swoje. Jesli posiadanie dzieci wiaze z soba tyranie na nie cale zycie, branie kredytu na 30 lat i splacanie rat tylko po to zeby one pozniej to ode mnie dostaly, to cos jest imho nie tak i w tym wypadku nie dziwie sie ze spoleczenstwo wymiera i dzietnosc jest niska.
Przecież wynajmując mieszkanie i tak płacisz na nie, praktycznie taką samą kwotę jakbyś brał kredyt.
Podałem dowód na to we wcześniejszych postach.
Płacąc za wynajem płacisz praktycznie to samo co w kredycie, dlatego to jest absurd.
No i nie rozumiem też dlaczego uważasz 10-30 lat pracy na mieszkanie za "tyranie". Przecież jeśli ktoś ma fajną pracę, którą lubi (programowanie np.) to i tak robiłby to przez całe życie. Innego wyjścia nie ma jak pracować, więc - jak to nazywasz - "tyranie" miałoby miejsce, bez znaczenia czy mieszkanie kupisz, czy też nie.
Pracować i tak musisz, a zapracowaną własną krwią i potem ( :) ) kasę wydajesz. Tylko od Ciebie jednak zależy czy wydana forsa do Ciebie wróci czy też nie.
Wynajmując mieszkanie forsa nie wróci na pewno, a płacąc na kredyt (wydajesz tyle samo co na wynajem) przynajmniej po X latach będziesz miał "coś".
No i też nie rozumiem Twojego oburzenia, jakoby twoje dzieci miałyby coś po Tobie dostać. A co w tym złego albo dziwnego? Ja chce by moje dzieci miały jak najlepiej, będą musiały sobie na to zapracować, nawet jeśli to coś będzie na wyciągnięcie ręki, ale lepiej aby coś miały (w tym przypadku nie byle co, bo mieszkanie), niż żeby zaczynały znów od 0 tak jak ojciec. Bo w ten sposób koło się kręcić będzie do końca świata i nic z tego nie wyniknie.
Przecietny Kowalski (tak, rowniez programisci, nie jestesmy zadnymi burzujami)
To czy ktoś jest przeciętny czy też nie, nie zależy od zawodu. Jeśli komuś wystarczy być przeciętnym to ok, ale np. ja zawsze dążyłem do tego aby być jak najlepszym. Chcę być najlepszym programistą ( wiadomo: jednym z najlepszych - coś osiągnąć), chcę by moja rodzina żyła sobie jak najlepiej (jak to tylko możliwe). Fakt - przeciętny Kowalski może tak nie chce, bo wystarczy mu, że na obiad zje kotleta i ma gdzie spać - ale dla mnie to zwykła wegetacja.
Człowiek według mnie powinien się rozwijać. Jeśli stoi w miejscu i nic z tego nie ma to... po co to robić?
Jeśli ktoś ma ambicje być tylko przeciętnym Kowalskim no to faktycznie niewiele do szczęścia mu potrzeba. Ale to już zupełnie inne myślenie od mojego i czegoś takiego nawet nie biorę pod uwagę.
jednak ma wlasne problemy i nie mysli o tym ze jego wnuki beda mialy 2 mieszkania i beda krecic niezla kase - powiedzialbym nawet ze ma to glboko w dupie. Taki Kowalski mysli w Polsce o tym jak samemu przezyc. Ile jest osob ktore zyja od 1. do 1.? Wlasne mieszkanie to czysta abstrakcja.
Nie abstrakcja, bo własne mieszkanie ma niejedna osoba / rodzina. Od czegoś trzeba zacząć.
Jesli człowiek powie sobie "hmmm to za trudne, nie dam rady kupić ieszkania i dalej pracować..." itd. to wiadomo, że do niczego nie dojdzie. W życiu trzeba sobie stawiać wysoko poprzeczki, to wtedy nie będzie się żyć od 1 do 1, tylko na nieco wyższym standardzie. To jednak wymaga pracy i nieco samozaparcia - plus oczywiście myślenia o przyszłości i przewidywania.