Ceny wynajmu mieszkań [KRK]

0

Szukał ktoś kawalerki ostatnio w Krakowie i/ lub orientuje się jakie są ceny za całość (tzn najem + czynsz + media + cokolwiek)? Tzn dokładnie to do jakich cen najlepiej próbować schodzić.
1500 zł (1200 zł najem + 300 zł reszta) za kawalerkę z balkonem w bloku z 2010 to dużo?

:)

1

za 1500 zł w np. w koszalinie masz 3 pokojowe mieszkanie lub np. 2 w bardzo wysokim standardzie, więc jak dla mnie to jest kosmiczna cena za kawalerke, i w pewnych chwila ch ciesze się że nie mieszkam w większym mieście ;]

0

Jaki metraz? Mysle, ze jak na kawalerke, to 1500 zl to spora suma. Nawet jak na Krakow.

0

Za ~2k możesz w krakowie mieć 50 metrowe, 2 pokojowe mieszkanie ;)

0

ja place jakies 1400 w dosc nowym bloku w krk. metry podobne. Niby kawalerka, ale mam podzial na sypialnie plus pokoj dzienny z wneka kuchenna. Zauwazylem, ze na osiedlu europejskim okolo 1400 to chyba normalna kwota, bo moja kolezanka tez tyle placi

0

Za 2k to ja w Poznaniu płacę kredyt + czynsz z opłatami za swoje nowe 55m2 15min od centrum. Niby kredyt, kredytem jednak ostatecznie to tylko połowa tych pieniędzy mi zniknie w odsetkach a nie 2/3 na rzecz obcej osoby.
Wynajęcie podobnego mieszkania w Poznaniu to koło 1800zł.

0

Najwięcej zależy od lokalizacji i standardu wyposażenia. W Wawie sensowniejsze oferty w centrum raczej chodzą po >40 zł / m^2. Czyli jeśli to 1500 zł jest w dobrej lokalizacji i mieszkanie Ci się podoba, to jest to raczej dobra cena. Natomiast jeśli na jakimś zad***... obrzeżach miasta, to jest drogo.

Jak się chce długo (docelowo) mieszkać, to się nie opłaca wynajmować, bardziej się opłaca kupić na kredyt (rata dobrego kredytu jest mniejsza od opłat za wynajem, a po pewnym czasie mieszkanie jest Twoje). Np. w Wawie raczej 4 pokojowego (82 m^2, 10-15 minut od centrum + bogata komunikacja miejska) za 1800 zł w dobrej lokalizacji nie wynajmiesz, a ja tyle właśnie płacę raty kredytu.

0

Tylko kupienie mieszkania wchodzi w grę w dzisiejszych czasach.
W Bydgoszczy, 3-pokojowe mieszkanie można mieć już za 150 tysięcy (a za 250 tysięcy to już naprawdę pełny wypas). Wynajem kosztuje różnie od 700-2000 zł.

Co się bardziej opłaca. Jasne, że kupienie. Raty wyniosą tyle ile wynajem, albo tylko minimalnie więcej a przynajmniej będzie Twoje i tylko Twoje.
Ceny mieszkań w przeciągu dwóch lat mocno spadną.

0

1500zl to według mnie nie dużo, oczywiście zależy od standardu mieszkania.

W Warszawie płacę 2240zl za dwa pokoje + miejsce w garażu podziemnym, do tego jeszcze prąd i internet.

0

Kupno kupnem. Weźmiemy kredyt na 30 lat, a po 3 latach trafi się okazja - dobra praca, pensja, gdzieś na drugim końcu Polski, albo zagranicą. Co wtedy?

1

Wszystko zależy od osoby. Osobiście nigdy nie chcę wyjeżdżać z moich okolic bo mi tu dobrze :)
Ja zdecydowanie wolę kupić mieszkanie, mieć je tylko dla siebie, swoje własne bez zbędnego pitolenia mi osób trzecich.

Inna sprawa, że kredyt na 30 lat to ostatnie co bym brał. Najlepiej zaoszczędzić i kupić za gotówkę ewentualnie kredyt max 10 lat.

0

Mieszkasz w wynajmowanym, i tak się to bardziej opłaca niż kredyt, o ile jesteś w stanie odłożyć co miesiąc jakąś konkretną kwotę

Wszystko zależy od sytuacji, ale...
Wyjaśnij co Ci się bardziej opłaca w sytuacji gdy:

  • Zarabiasz 3500 tysiąca złotych netto miesięcznie
  • Na wynajem mieszkania wydajesz (tak jak napisałem wcześniej od 700 do 2000 zł, więc weźmy z tego średnią): 1350 zł.
  • Do tego doliczamy sobie życie: (to już kwota całkowicie indywidualna - podana przeze mnie to średnia kwot widzianych w sieci): 1500zł.
  • Łącznie mamy wydatki około: 2850 zł. Ostatecznie zostaje nam na czysto około: 650zł.
  • I teraz najważniejsze. Mimo, że płacisz to i tak to mieszkanie nie należy do Ciebie. Wydajesz kupę forsy tylko po to by wegetować.

Sytuacja z kredytem i mieszkaniem kupionym:

  • Zarabiamy tyle samo: 3500zł netto,
  • kredyt. Tu sprawa jest trudna do ocenienia bo wszystko zależy od naszego kapitału. Powiedzmy, że mamy na starcie 100 tysięcy (odkładaliśmy wcześniej), i bierzemy kredyt 150 tysięcy złotych na 10 lat. Raty wyniosą około: 1555 zł miesięcznie
  • Życie to tak samo jak wcześniej: 1500zł.
  • Łączne wydatki to: 3055 zł (tylko 205 zł więcej) i zostaje nam: 445zł.
  • I co najważniejsze. Po 10 latach mamy zwrot w postaci kupionego mieszkania i pełnych praw do niego plus w końcu nie płacimy rat i na miesiąc dostajemy dużo więcej kasy (ile już nie podaje bo po 10 latach wejdą kwestie podwyżek itd.).

Jakim, więc cudem wynajem miałby się komuś bardziej opłacać? Chyba tylko w sytuacji gdy człowiek zaliczy "wpadkę" i ma na głowie dziecko w zbyt wczesnym wieku.

0

Jeśli zarabiasz 3500 tysiąca to mozesz sobie kupować co miesiąc nowe mieszkanie za gotówkę.

Aż tak to bym nie przesadzał :)
Ale tutaj niejednokrotnie na forum widziałem wyższe sumy, więc nie powinno to dziwić. Poza tym jeśli toś ma mniej to niech sobie doliczy drugą połówkę. Powiedzmy Pan zarabia 2000 zł a Pani 1500zł. Wychodzi na to samo. (wydatki na życie i tak zawyżyłem także mogą dotyczyć również dwóch osób)

Inna sprawa, że zakładanie w drugim przypadku kapitału w wysokości 100k jest zwyczajnie głupie, bo powinieneś to też dorzucić w pierwszym przypadku i wyliczyć zysk z zainwestowania tych 100k w coś innego

Masz rację. W pierwszym przypadku powinienem doliczyć to, że na stracie ma się już 100 tysięcy. Szbko jednak ta forsa byłaby "umoczona", bo kasa szła by w mieszkanie, które i tak nie byłoby moje.

2
OnlyBuy napisał(a):

Mieszkasz w wynajmowanym, i tak się to bardziej opłaca niż kredyt, o ile jesteś w stanie odłożyć co miesiąc jakąś konkretną kwotę

Jakim, więc cudem wynajem miałby się komuś bardziej opłacać?

Twoje obliczenia dla zarobków 3500 netto są sensowne, ale ja dodałem warunek "o ile jesteś w stanie odłożyć co miesiąc jakąś konkretną kwotę".

Jeśli zarabiasz 8 tys netto, na wynajem wydajesz 1,5 tys miesięcznie, drugie tyle na jedzenie i życie, a resztę odkładasz, to w 5 lat masz 300 tys na koncie.
Wtedy koszt całkowity mieszkania to 390 tys: 300 za mieszkanie i 90 za wynajmowanie przez 5 lat. (Z tymże należy pamiętać, że mieszkając w wynajętym nie zużywasz swojego, więc mieszkanie jest nowsze.)
Natomiast biorąc 300 tys kredytu na 30 lat, oddasz 650 tys, czyli ponad ćwierć miliona więcej.

Żeby zrównać koszty w obu przypadkach trzeba wziąć kredyt na 10 lat. Ale słyszałem, że banki niechętnie takie dają.

0

Kłopot z mieszkaniem na kredyt pojawia się gdy:
-Traci się płynność finansową
-Bank pada
-Państwo pada ekonomicznie

Na szczęście nie jest tak bardzo źle, bo zawsze można próbować sprzedać mieszkanie z kredytem hipotecznym i pozbyć się przynajmniej części obciążeń.

0

Obecnie jest niezły okres na kupowanie mieszkania, można ugrać spore rabaty od cen ofertowych, tylko trzeba brać pod uwagę bliskie (w perspektywie kilkuletniej) wejście podatku katastralnego co pociągnie za sobą urealnienie wartości nieruchomości.

A co do wynajmu, to jakieś 6 lat temu płaciłem 1000 pln (czynsz+wynajem) + 300 pln (rachunki) za kawalerkę na Ugorku. 1000 (czynsz + wynajem + rachunki) - sprawdziłem w historii przelewów, bo coś podejrzanie dużo mi się wydawało, płaciłem mniej więcej 1000 za wszystko.

1

A jeśli tracisz płynność finansową, to w przypadku wynajmu mieszkania kłopotu nie masz? ;)

0

@Krolik
Masz mniejszy problem, bo możesz się przenieść do tańszego z niższym standardem czy nawet przemieszkań kontem u kogoś, i po jakimś czasie mieć spokój.
W przypadku kredytu na szczęście też czasami można zawiesić lub zmniejszyć ratę, ale to już zależy od konkretnej oferty. Jeżeli natomiast ma się kredyt bez tych możliwości(które może kosztują) to zostaje pożyczyć na spłatę pożyczonego.

@dsa
"urealnienie wartości nieruchomości"
Jeżeli możesz to napisz o tym coś więcej, bo nie rozumiem o co chodzi.

1

@DużaTajemnicaWiedzy:

  1. spójrz na ceny nieruchomości w Polsce, zapisz, następnie znajdź jakiś sensowny raport płacowy (a nie niemal nic niemówiącą samą średnią), zapisz, potem zrób to samo z kilkoma (a najlepiej kilkunastoma) europejskimi państwami. Najlepiej w trzech wariantach, topowym, czyli najlepsze lokalizacje, apartamenty (te prawdziwe, nie polskie stumetrowe 'apartamenty' na osiedlu z rencista-cieciem przy bramie jako łechtaczką ego mieszkańców), potem średnie, a następnie rudery. Porównaj wyniki, nie zapomnij o przeliczniku eur/chf/gbp/nok:pln, to nie jest 1:1 ;)

Tak jak oczywiście słabsza siła nabywcza niemal nie wpływa (a często wręcz przeciwnie) na obniżenie ceny danego towaru (czemu mamy mieć benzynę po 1,7 pln a nie 1,7 euro, tylko dlatego, że zarabiamy x pln a nie x eur? Arabskiego szejka to nie obchodzi, tak samo jak pierdyliarda pośredników), tak jednak nieruchomości to nie benzyna i jak już sama nazwa wskazuje, są nieruchome. Spekulacja z zewnątrz nie wchłonie tak dużej podaży, zresztą to przez dość dłuższy okres nie będzie miało miejsca, 'kto nie kupił ten przegrał życie", pamiętasz te sponsorowane nagonki jakieś 4-5 lat temu? Kto miał zarobić ten już zarobił, to już samo nie pociągnie cen w górę.

  1. Zmniejszająca się populacja Polski, w 2050 będzie nas bodajże 32 miliony, tylko proszę nie mieszać w to żadnych spiskowych teorii o depopulacji i innych takich, ot, zwykłe starzenie się społeczeństwa (dziadki się nie mnożą), masowa emigracja (wyjeżdzają głównie ludzie w wieku produkcyjnym i prokreacyjnym), pauperyzacja (przeciętny koszt wychowania dziecka do 18 roku życia bez fajerwerków to circa 200k pln), czyli wszystko to, co wpływa na niską dzietność i brak zastępowalności pokoleń. Skoro nie będzie tylu ludzi co teraz, to kto ma kupować i wynajmować te mieszkania? Sam mieszkam obecnie na osiedlu, na którym wykupione jest nieco ponad 30% mieszkań, reszta stoi pusta już od kilku lat, pomimo spadku cen o ponad 20%.

Jesteśmy za biednym państwem aby być atrakcyjnym celem dla masowej kolonizacji przez przybyszy z Afryki czy Azji, niezależnie od tego, czy EU przetrwa, czy nie (w perspektywie tych ~30 lat), więc tej dziury nie zapełni inna krew.

Jak sobie to rozpiszesz i przemyślisz, to sam zobaczysz, czemu uważam obecne ceny za oderwane od rzeczywistości.

4

Nie rozumiem tego pędu do posiadania mieszkania. Skoro mnie na coś nie stać to nie kupuję, a większość tubylców nie stać mimo to wiążą sobie pętle kredytową na niemal połowę życia. Zdolność kredytowa fajna rzecz, ale mieszkanie na kredyt ją zabija i może stać się kulą u nogi zwłaszcza jeżeli masz skłonności do ryzykownych decyzji i nie lubisz ciepłej posadki na etacie. A dzieciom, zamiast zostawiać mieszkanie, myślę, że lepiej skupić się na tym aby uczyć je jak zarabiać, a nie tylko jak oszczędzać czy płacić raty kredytu w terminie.

2

Nie rozumiem tego pędu do posiadania mieszkania. Skoro mnie na coś nie stać to nie kupuję, a większość tubylców nie stać mimo to wiążą sobie pętle kredytową na niemal połowę życia. Zdolność kredytowa fajna rzecz, ale mieszkanie na kredyt ją zabija i może stać się kulą u nogi zwłaszcza jeżeli masz skłonności do ryzykownych decyzji i nie lubisz ciepłej posadki na etacie. A dzieciom, zamiast zostawiać mieszkanie, myślę, że lepiej skupić się na tym aby uczyć je jak zarabiać, a nie tylko jak oszczędzać czy płacić raty kredytu w terminie.

To jest właśnie przykład myślenia: "tu i teraz i nic więcej mnie nie obchodzi".
Pewnie możesz wynajmować mieszkanie i od razu wyprowadzić się
a.) nie wiem po co skoro mieszkając u kogoś też możesz się dokładać do życia i "uczyć się zarabiać" - cokolwiek to znaczy.
b.) po co tracić kasę od razu skoro można się ustawić za młodego? Wystarczy jedynie przeżyć z 3 lata i odkładać kasę.

Ok wyprowadzamy się wynajmujemy mieszkanie, super ładnie. No własnie nie do końca - nie dość, że na starcie będzie to pewnie mieszkanie - rudera, albo najwyżej średniego rodzaju mieszkanko, to jeszcze płacimy cały czas w coś co nie jest nasze.
Ok super żyjemy tak sobie, baaa nawet dorabiamy się kasy i zaczynamy wynajmować lepsze mieszkanie. No powiedzmy już naprawdę przyjemne.

Dorabiamy się syna, córki, żona pracuje, Ty też. Żyjecie sobie dość fajnie w wynajmowanym mieszkaniu.
a.) Boicie się o to by Was nagle nie wywalili z NIE waszego mieszkania.
b.) jeśli o tego dojdzie (a przecież tak może być i to całkiem prawdopodobne), to:

  • dziecko musi zmienić otoczenie bo zmieniacie mieszkanie - a to wcale nie jest fajnie.
  • przeprowadzka i kolejny stres by się nie przeprowadzać.
  • na nowo musicie się przyzwyczajać do nowego mieszkania - nie wiedząc tak naprawdę czy na długi czas, czy na krótki. Żyjecie właściwie na łasce kogoś innego, aż ten ktoś nie powie Wam "Proszę się wyprowadzić, mam nowych lokatorów na to miejsce płacących więcej".

Ok żyjesz w ten sposób do powiedzmy 50 lat, Twoje dzieci stają się dorosłe. Co następuje?
Pustka.
Ty mając tyle lat na karku, tak naprawdę nadal nie masz miejsca do mieszkania i w każdej chwili mogą Cię wywalić, natomiast Twoje dzieci po Tobie nic nie dostaną w spadku. (mieszkania / domu)

Gdyby odwrócić sytuację i kupić mieszkanie (przeżyć te kilka lat młodości u kogoś w ciepłym kącie i zaoszczędzić) to sytuacja wyglądałaby całkowicie inaczej.
A co najważniejsze na starość posiadamy własne mieszkanie, które po naszej śmierci przepisujemy na potomka. To wystarczający powód by mieszkania nie wynajmować. Dbałość o przyszłość dzieci i o to by mieli dach nad głową (a najpewniej skoro my im zapewniamy jedno mieszkanie to będą mieć dwa mieszkania) i kasa się kręci, bo jedno mieszkanie potomek ma dla siebie, a drugie wynajmuje komuś i kasa leci do kieszeni.

Nie ma żadnego sensu wynajmować mieszkania bo to kasa która leci w błoto, i nie daje żadnych profitów na przyszłość.

1

Ja troche nie rozumiem tego myslenia 'musze cos zostawic dzieciom'. Nic nie musze. Ja sobie dalem rade bez mieszkania / domu po rodzicach to i one sobie dadza rade. Moim obowiazkiem (tak uwazam) jest przygotowac je do zycia, zapewnic nauke, pozywienie i dom nad glowa dopoki same nie sa w stanie sobie tego zapewnic. Jednak tak jak i ja w pewnym momencie tak i one pojda na swoje. Jesli posiadanie dzieci wiaze z soba tyranie na nie cale zycie, branie kredytu na 30 lat i splacanie rat tylko po to zeby one pozniej to ode mnie dostaly, to cos jest imho nie tak i w tym wypadku nie dziwie sie ze spoleczenstwo wymiera i dzietnosc jest niska.

0

Dbałość o przyszłość dzieci i o to by mieli dach nad głową (a najpewniej skoro my im zapewniamy jedno mieszkanie to będą mieć dwa mieszkania) i kasa się kręci, bo jedno mieszkanie potomek ma dla siebie, a drugie wynajmuje komuś i kasa leci do kieszeni.Dbałość o przyszłość dzieci i o to by mieli dach nad głową (a najpewniej skoro my im zapewniamy jedno mieszkanie to będą mieć dwa mieszkania) i kasa się kręci, bo jedno mieszkanie potomek ma dla siebie, a drugie wynajmuje komuś i kasa leci do kieszeni.

Przecietny Kowalski (tak, rowniez programisci, nie jestesmy zadnymi burzujami) jednak ma wlasne problemy i nie mysli o tym ze jego wnuki beda mialy 2 mieszkania i beda krecic niezla kase - powiedzialbym nawet ze ma to glboko w dupie. Taki Kowalski mysli w Polsce o tym jak samemu przezyc. Ile jest osob ktore zyja od 1. do 1.? Wlasne mieszkanie to czysta abstrakcja.

1

Ja troche nie rozumiem tego myslenia 'musze cos zostawic dzieciom'. Nic nie musze. Ja sobie dalem rade bez mieszkania / domu po rodzicach to i one sobie dadza rade.

Pewnie, że nie musisz, ale MOŻESZ. Skoro możesz im ułatwić sprawę i start w życiu to czemu tego nie zrobić?
Wszak to tylko pewna opcja, która daje jednak sporo korzyści.
Można oczywiście wypuścić dzieci bez mieszkania bo i tak dadzą sobie radę, ale czemu nie myśleć jednak wczesniej o przyszłości zarówno swojej jak i dzieci?

Moim obowiazkiem (tak uwazam) jest przygotowac je do zycia, zapewnic nauke, pozywienie i dom nad glowa dopoki same nie sa w stanie sobie tego zapewnic. Jednak tak jak i ja w pewnym momencie tak i one pojda na swoje. Jesli posiadanie dzieci wiaze z soba tyranie na nie cale zycie, branie kredytu na 30 lat i splacanie rat tylko po to zeby one pozniej to ode mnie dostaly, to cos jest imho nie tak i w tym wypadku nie dziwie sie ze spoleczenstwo wymiera i dzietnosc jest niska.

Przecież wynajmując mieszkanie i tak płacisz na nie, praktycznie taką samą kwotę jakbyś brał kredyt.
Podałem dowód na to we wcześniejszych postach.
Płacąc za wynajem płacisz praktycznie to samo co w kredycie, dlatego to jest absurd.

No i nie rozumiem też dlaczego uważasz 10-30 lat pracy na mieszkanie za "tyranie". Przecież jeśli ktoś ma fajną pracę, którą lubi (programowanie np.) to i tak robiłby to przez całe życie. Innego wyjścia nie ma jak pracować, więc - jak to nazywasz - "tyranie" miałoby miejsce, bez znaczenia czy mieszkanie kupisz, czy też nie.
Pracować i tak musisz, a zapracowaną własną krwią i potem ( :) ) kasę wydajesz. Tylko od Ciebie jednak zależy czy wydana forsa do Ciebie wróci czy też nie.
Wynajmując mieszkanie forsa nie wróci na pewno, a płacąc na kredyt (wydajesz tyle samo co na wynajem) przynajmniej po X latach będziesz miał "coś".

No i też nie rozumiem Twojego oburzenia, jakoby twoje dzieci miałyby coś po Tobie dostać. A co w tym złego albo dziwnego? Ja chce by moje dzieci miały jak najlepiej, będą musiały sobie na to zapracować, nawet jeśli to coś będzie na wyciągnięcie ręki, ale lepiej aby coś miały (w tym przypadku nie byle co, bo mieszkanie), niż żeby zaczynały znów od 0 tak jak ojciec. Bo w ten sposób koło się kręcić będzie do końca świata i nic z tego nie wyniknie.

Przecietny Kowalski (tak, rowniez programisci, nie jestesmy zadnymi burzujami)

To czy ktoś jest przeciętny czy też nie, nie zależy od zawodu. Jeśli komuś wystarczy być przeciętnym to ok, ale np. ja zawsze dążyłem do tego aby być jak najlepszym. Chcę być najlepszym programistą ( wiadomo: jednym z najlepszych - coś osiągnąć), chcę by moja rodzina żyła sobie jak najlepiej (jak to tylko możliwe). Fakt - przeciętny Kowalski może tak nie chce, bo wystarczy mu, że na obiad zje kotleta i ma gdzie spać - ale dla mnie to zwykła wegetacja.
Człowiek według mnie powinien się rozwijać. Jeśli stoi w miejscu i nic z tego nie ma to... po co to robić?

Jeśli ktoś ma ambicje być tylko przeciętnym Kowalskim no to faktycznie niewiele do szczęścia mu potrzeba. Ale to już zupełnie inne myślenie od mojego i czegoś takiego nawet nie biorę pod uwagę.

jednak ma wlasne problemy i nie mysli o tym ze jego wnuki beda mialy 2 mieszkania i beda krecic niezla kase - powiedzialbym nawet ze ma to glboko w dupie. Taki Kowalski mysli w Polsce o tym jak samemu przezyc. Ile jest osob ktore zyja od 1. do 1.? Wlasne mieszkanie to czysta abstrakcja.

Nie abstrakcja, bo własne mieszkanie ma niejedna osoba / rodzina. Od czegoś trzeba zacząć.
Jesli człowiek powie sobie "hmmm to za trudne, nie dam rady kupić ieszkania i dalej pracować..." itd. to wiadomo, że do niczego nie dojdzie. W życiu trzeba sobie stawiać wysoko poprzeczki, to wtedy nie będzie się żyć od 1 do 1, tylko na nieco wyższym standardzie. To jednak wymaga pracy i nieco samozaparcia - plus oczywiście myślenia o przyszłości i przewidywania.

1

Ale sobie dopowiadasz miedzy wierszami. Przecietny Kowalski to nie osoba ktorej wystarczy byc przecietna, tylko statystyczny Polak, z jego statystycznymi zarobkami itp. Wiadomo, MOGE dac cos dzieciom jesli mnie na to stac. Tyranie z mysla ze musze bo moim dzieciom nalezy sie kiedys ode mnie mieszkanie jest co najmniej dziwne moim zdaniem.
W sumie to nigdy nie rozumialem pedu ku wlasnemu mieszkaniu. Jak konczylem studia to moi znajomi dostawali pierwsze prace i od razu lecieli po kredyty na 30-40 lat. Niemal wszyscy. Ja aktualnie od paru lat (niemal od razu po studiach) mieszkam w Niemczech i tutaj niewiele osob ma wlasne mieszkanie, bardzo niewiele. I nikt nie placze. A ceny, np. w Monachium, sa takie, ze szczeka opada (mieszkania 60m2 w cenach 2mln eur itp.)... Berlin to inna sprawa.
Ponadto, nie wyrazalem swojego oburzenia, znowu sobie cos dopowiedziales/as. Wyrazalem tylko swoje zdziwienie ta sytuacja.

Swoja droga, kumpel kupil pare lat temu mieszkanie w Wawie, zaraz po studiach. Pracowal w banku, prace stracil. Po jakims czasie powiedzial mi ze sie z mieszkaniem pospieszyl, bo ani specjalnie nie mogl wyjechac (no przeciez kupil mieszkanie to co bedzie wynajmowal gdzies indziej), tyral na raty i jedyne co z tego mial to stres jak stracil prace przez kryzys. <sarcasm>Wiadomo, to nie programista itp., my jestesmy zajebisci, nie mamy problemow z kasa, wszyscy jestemy najlepsi i staramy sie byc najlepsi, nie ma wsrod nas klepaczy 9-17 i fruu do domu, wszyscy mamy pasje...</sacrasm> Zauwaz tylko ze jak wszyscy sa najlepsi to nikt nie jest najlepszy.

0

Tylko widzisz, taki ktoś pracujący w tych Niemczech raczej nie wydaje 70% pensji na wynajem mieszkania, a w Polsce to już jest częste (mówię o "zwykłych" ludziac, nie IT, bo tu jednak jest nieco lepiej). Ludzie nie są też kompletnmi debilami, wiedzą, że jeśli mają do wyboru:

  1. Pracować oddając tak z 80% zarobionych pieniędzy na samo istnienie (wynajem mieszkania który nie daje nic + jedzenie które pozwala po prostu istnieć + jakieś wszelkie inne bieżące koszty).
  2. Pracować oddając tak z 80% na samo isnienie, jednak zamiast płacić za wynajem być niewolnikiem banku, gdzie jest szansa, że po tych 30 latach będzie się mieć coś własnego o jakiejś wartości.

Wiadomo, oba rozwiązania są delikatnie mówiąć ujowe, ale taka jest obecnie Polska i tyle, drugie rozwiązanie jest jednak minimalnie lepsze. Jeśli się zarabia tyle, że to mieszkanie to drobna kwota, to jasne, że lepiej wynajmować, przynajmniej można się łatwo przeprowadzić, zmienić klimat, itp., ale jednak raczej zdecydowanie przeważąjąca grupa ludzi w polsce myśli o tym, jak przetrwać, a nie czy nie będzie im się chciało pomieszkać kilka lat w górach, potem na morzem, a potem może sobie coś kupią w większym mieście.

0
OnlyBuy napisał(a):

Tylko kupienie mieszkania wchodzi w grę w dzisiejszych czasach.
W Bydgoszczy, 3-pokojowe mieszkanie można mieć już za 150 tysięcy (a za 250 tysięcy to już naprawdę pełny wypas). Wynajem kosztuje różnie od 700-2000 zł.

Co się bardziej opłaca. Jasne, że kupienie. Raty wyniosą tyle ile wynajem, albo tylko minimalnie więcej a przynajmniej będzie Twoje i tylko Twoje.
Ceny mieszkań w przeciągu dwóch lat mocno spadną.

Widzę tu logiczną sprzeczność - z jednej strony mówisz, żeby jak najszybciej kupować, a z drugiej twierdzisz, że ceny szybko spadną. A skoro szybko spadną, to warto trochę poczekać z kupnem, no nie?

Aktualnie tak czy siak nie planuję kupna w najbliższej przyszłości, z wielu powodów. Jeden to np to że podzielam to zdanie, że ceny mocno spadną, drugie to to, że planuję emigrację.

Wracając na chwilę do tematu, to jak na razie cena spadła do 1300 zł całościowo za miesiąc. Może jeszcze trochę da się ugrać.

0
Onlybuy napisał(a):

Ok wyprowadzamy się wynajmujemy mieszkanie, super ładnie. No własnie nie do końca - nie dość, że na starcie będzie to pewnie mieszkanie - rudera, albo najwyżej średniego rodzaju mieszkanko, to jeszcze płacimy cały czas w coś co nie jest nasze.
Ok super żyjemy tak sobie, baaa nawet dorabiamy się kasy i zaczynamy wynajmować lepsze mieszkanie. No powiedzmy już naprawdę przyjemne.

Jedni kupują samochody, a inni je leasingują czy wręcz porzyczają, Ci drudzy przeważnie jeżdzą tymi o których Ci pierwsi mogą tylko pomarzyć, mimo że nie mają ich na własność...
Technicznie kredyt w banku działa podobnie, mieszkanie jest naprawdę twoje dopiero jak kredyt spłacisz.
Jedna z przyczyn "kryzysu" (tak wiem to stan umysłu) to nadmierny optymizm przy kredytowaniu się ponad własne możliwości.

Onlybuy napisał(a):

Dorabiamy się syna, córki, żona pracuje, Ty też. Żyjecie sobie dość fajnie w wynajmowanym mieszkaniu.
a.) Boicie się o to by Was nagle nie wywalili z NIE waszego mieszkania.
b.) jeśli o tego dojdzie (a przecież tak może być i to całkiem prawdopodobne), to:

  • dziecko musi zmienić otoczenie bo zmieniacie mieszkanie - a to wcale nie jest fajnie.
  • przeprowadzka i kolejny stres by się nie przeprowadzać.
  • na nowo musicie się przyzwyczajać do nowego mieszkania - nie wiedząc tak naprawdę czy na długi czas, czy na krótki. Żyjecie właściwie na łasce kogoś innego, aż ten ktoś nie powie Wam "Proszę się wyprowadzić, mam nowych lokatorów na to miejsce płacących więcej".

"- W moim mieście nie ma pracy! - To czemu się nie przeprowadzisz?"
Mieszkanie to nieruchomość a ta z definicji nie jest skora do zmiany lokalizacji, "stabilnośc" zatrudnienia to mrzonka, która być może była realna trzy dekady temu ale dzisiaj to spekulacja. Jeżeli koniunktura się zmieni to można wylądować z dnia na dzień bez pracy a w tedy garb w postaci mieszkania na kredyt jest bardzo cięzki do udzwignięcia, skoro pracy nie ma to trzeba się przenieść i wracamy do punktu wyjścia czyli wynajmu mieszkania. Problem w tym, że skoro jesteś zmuszony do wyjazdu to jest ryzyko, że nie będzie komu tego zakredytowanego mieszkania wynająć.

Onlybuy napisał(a):

Ok żyjesz w ten sposób do powiedzmy 50 lat, Twoje dzieci stają się dorosłe. Co następuje?
Pustka.
Ty mając tyle lat na karku, tak naprawdę nadal nie masz miejsca do mieszkania i w każdej chwili mogą Cię wywalić, natomiast Twoje dzieci po Tobie nic nie dostaną w spadku. (mieszkania / domu)

Ja to widze inaczej, nie biore mieszkania na kredyt po to żeby mieć więcej możliwości obracania własnym kapitałem, Ty wolisz stabilność ja wole ryzyko.

Onlybuy napisał(a):

Gdyby odwrócić sytuację i kupić mieszkanie (przeżyć te kilka lat młodości u kogoś w ciepłym kącie i zaoszczędzić) to sytuacja wyglądałaby całkowicie inaczej.
A co najważniejsze na starość posiadamy własne mieszkanie, które po naszej śmierci przepisujemy na potomka. To wystarczający powód by mieszkania nie wynajmować. Dbałość o przyszłość dzieci i o to by mieli dach nad głową (a najpewniej skoro my im zapewniamy jedno mieszkanie to będą mieć dwa mieszkania) i kasa się kręci, bo jedno mieszkanie potomek ma dla siebie, a drugie wynajmuje komuś i kasa leci do kieszeni.

Przy założeniu, że uda Ci się szczęśliwie przeżyć te 30 lat z kredytem na karku. Ja wybieram opcje: najpierw zarobić na mieszkanie, a dopiero później je kupić.

Onlybuy napisał(a):

Nie ma żadnego sensu wynajmować mieszkania bo to kasa która leci w błoto, i nie daje żadnych profitów na przyszłość.

Kasa, którą płacisz wynajmując to koszt twojej wolności, mobilności i większych możliwości.

0

Jedni kupują samochody, a inni je leasingują czy wręcz porzyczają, Ci drudzy przeważnie jeżdzą tymi o których Ci pierwsi mogą tylko pomarzyć, mimo że nie mają ich na własność...

Mówimy tutaj o mieszkaniach. Zupełnie inną kwestią są samochody a zupełnie inną domy / mieszkania. Inne są ceny inne są w ogóle potrzeby posiadania jednego, a drugiego.

Technicznie kredyt w banku działa podobnie, mieszkanie jest naprawdę twoje dopiero jak kredyt spłacisz.
Jedna z przyczyn "kryzysu" (tak wiem to stan umysłu) to nadmierny optymizm przy kredytowaniu się ponad własne możliwości.

To nie jest żaden argument. Jesli ktoś bierze kredyt ponad swoje siły to jest zwyczajnie nierozsądny i kieruje się zbyt wygórowanymi marzeniami. To nie wina kredytu tylko kredytobiorcy.

"- W moim mieście nie ma pracy! - To czemu się nie przeprowadzisz?"

Że niby ktoś tak kiedyś powiedział? hmmm... sorry, ale mojej pierwszej pracy szukałem 2 tygodnie na wymarzonym stanowisku (programista), kolejnej pracy szukałem tydzień.
Jeśli ktoś mówi, że nie ma pracy w jego mieście to jest zwyczajnie:
a.) leniwy
b.) zbyt dumny by wziąć prace, która nie leży w jego guście (skoro nie może znaleźć sobie odpowiadającej niech weźmie inną).

Nie ma takiej sytuacji aby w jakimś mieście nie było pracy.

Mieszkanie to nieruchomość a ta z definicji nie jest skora do zmiany lokalizacji, "stabilnośc" zatrudnienia to mrzonka, która być może była realna trzy dekady temu ale dzisiaj to spekulacja. Jeżeli koniunktura się zmieni to można wylądować z dnia na dzień bez pracy a w tedy garb w postaci mieszkania na kredyt jest bardzo cięzki do udzwignięcia, skoro pracy nie ma to trzeba się przenieść i wracamy do punktu wyjścia czyli wynajmu mieszkania. Problem w tym, że skoro jesteś zmuszony do wyjazdu to jest ryzyko, że nie będzie komu tego zakredytowanego mieszkania wynająć.

Wywalą pracownika i co z tego? Znajdzie sobie inną pracę. To żaden problem. Mówię tu oczywiście o osobach konkretnych posiadających pewne umiejętności (nie koniecznie programistyczne, ale chociażby niech to będzie konkretny mechanik samochodowy). Takie osoby nigdy nie zostaną na bruku bez pracy, bo każdy chętnie ich przyjmie.
Szukałem pracy nie raz z czystej ciekawości - brak pracy lub jej trudnośc w otrzymaniu posady to bzdury.

Ja to widze inaczej, nie biore mieszkania na kredyt po to żeby mieć więcej możliwości obracania własnym kapitałem, Ty wolisz stabilność ja wole ryzyko.

Gdzie widzisz ryzyko w swoim rozumowaniu?

Przy założeniu, że uda Ci się szczęśliwie przeżyć te 30 lat z kredytem na karku. Ja wybieram opcje: najpierw zarobić na mieszkanie, a dopiero później je kupić.

Dokładnie też tak myślę. Wcześniej pisałem, że kredyt powinno się brać na nie dłużej jak 10 lat.

Kasa, którą płacisz wynajmując to koszt twojej wolności, mobilności i większych możliwości.

A kasa, którą płacisz kredyt niby nie O_o? Czy posiadanie własnej nieruchomości nie jest oznaką wolności, mobilności oraz nawet niezależności (co w przypadku wynajmu już nie jest takie oczywiste)?

1

A szukales pracy jako programista czy kto? Bo jesli jako programista, to nic dziwnego ze szybko znalazles - jesli tylko sie cos umie (a Ty jestes zajebisty z tego co czytamy, i tego swiadom) to nie ma problemu. Ale co innego jak sie ma inne zawody. Wiadomo, jakas praca sie znajdzie, ale czy Ty chcialbys zasuwac wozkiem widlowym w biedronce majac wszelkie wyksztalcenie i doswiadczenie jako programista (zakladajac ze nasz rynek sie jednak kiedys zalamie). Nie sadze. Nie kazdy tez mieszka w duzych miastach gdzie praca w zawodzie moze i jest. Sa mniejsze miasta gdzie sa 2 firmy na krzyz... I wtedy jednak albo przeprowadzka albo przebranzowienie, albo wlasna dzialanosc.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1