Prawo jazdy - wasze perypetie i przygody

1

Jutro mam trzecie podejście i coś czuje, że znów mnie stres zje na egzaminie i popełnię podstawowe błędy mimo, że podczas jazd spokojnie mógłbym nawet bez instruktora jeździć. Ale jak mnie ktoś obcy ocenia to... panikuje :]

Macie jakieś sposoby na zdanie prawka, może jakiś dobry kod? :D

0

Ja za trzecim nie zdałem.
No, to powodzenia.

1

Graj więcej w NFS, u mnie podziałało i zdałem za pierwszym.

0

NFS to będzie po prawku ;)

0

Za każdym kolejnym razem stres będzie mniejszy. Pewnego razu porysowałem 2 auta na egzaminie: egzaminatora i drugie, obok którego miałem zaparkować..
Egzaminator zadzwonił po policję i po kierownika ośrodka egzaminacyjnego, kierownik przyjechał pierwszy, kazał odwołać policję by egzaminator nie dostał mandatu, a za szybę porysowanego auta wsadził wizytówkę i odjechaliśmy.

0
bez nicka napisał(a)

NFS to będzie po prawku ;)

To nie działa tak - po prostu zamiast trzymać się pasów przy 40km/h starasz się utrzymać drogi przy 250 km/h, skill rośnie :P

0

U mnie poszło za piątym razem. Pociesz się, że na pewno nie spotka Cię taka sytuacja jak mnie, gdy zdawałem za czwartym razem. Miałem egzamin o 8 rano, a jakoś od 6stej zaczęła się śnieżyca w Warszawie. W chwili rozpoczęcia egzaminu śnieg był już dobrze za kostki, a Bemowo oczywiście nie zostało odśnieżone (poza głównymi drogami). Efekt był taki, że egzaminator zamiast "dzień dobry" powiedział mi na wstępie "ma pan mnie nie zabić w tą pogodę". Wyraźnie był niezadowolony, że musi wsiadać do auta. Potem pojeździliśmy ze czterdzieści minut i zaczeliśmy wracać do ośrodka. Kazał mi skręcić w jednokierunkową z nieubitym śniegiem, a potem wyjeżdżając z niej skręcić w lewo. Na ulicy, w którą skręcałem, po środku była wysepka dla pieszych, którą zauważyłem tylko i wyłącznie dzięki temu, że stał odpowiedni znak. Wszystko było zasłonięte przez śnieg (łącznie z chodnikiem). Skręcając wjechałem w jakąś górę nieubitego śniegu, zarzuciło mi autem, odpowiednio zaregowałem wyprowadzając je z tego delikatnego poślizgu. Gościu stwierdził, że nie panuję nad samochodem i nie dostosowałem szybkości do warunków (przed skrętem przepuszczałem inne auto więc skręcałem ruszając z miejsca, faktycznie miałem gdzie się rozpędzić). Fakt faktem tego dnia jakiś kursant zabił swojego nauczyciela jazdy przez pogodę. W każdym razie powodzenia ;)

0

ja zdalem za trzecim razem majac na egzaminie stluczke :D a ostatnio zdalem czwarty raz :P

1

4 podejścia: raz na placu dotknęłam tylnym zderzakiem pana pachołka, dwa razy pojechałam pod prąd
ale i tak mam nieaktualne od jakichś trzech lat; zostałam wpuszczona w maliny (czyli w okulistę i medycynę pracy.. 180zł ta przyjemność) przez mojego niedoszłego instruktora i za wadę wzroku (0,5 i 0,25 wtedy) wklepali mi na dwa lata tylko; w styczniu tego roku poszłam żeby zaktualizować to jeszcze oprócz okulisty czeka mnie diabetolog =='

swoją drogą, zaktualizują mi prawko bez problemu po kilku latach leżenia odłogiem?

0

Ja zdaje na Radarowej. Obserwuje mapy na new meteo i jutro o ósmej ma jeszcze mocno padać deszcz w Warszawie :/

0

Łomża, Ciechanów, Siedlce, jest tyle pięknych miast na zdawanie...

0

@sehanine: tak, zaktualizują. Na szczęście prawko się nie przedawnia ;)

Ja zdałem za trzecim. Za pierwszym razem pomyliły mi się tory do jazdy po łuku i wjechałem na inny obok :D, za drugim nawet nie ruszyłem, bo mnie uwalił za nie sprawdzenie sygnału dźwiękowego :p

0

ja zanim ruszyłam na moje czwarte podejście (z przekonaniem, że taka niespostrzegawcza istota jak ja jeszcze z 10 razy będzie próbować), to zapomniałam po otwarciu maski, że bagnet to bagnet : P

to dobrze; młody jakoś niedawno propagandę siał w domu, bo ktoś mu powiedział, że po roku bez aktualizacji trzeba znów zdawać egzamin; trochę się zmartwiłam+ znów spadły na mnie gromy za moją 'wykształciuchową' nieprzydatność dla świata ;]

6

mnie chyba nikt nie przebije - jazdy miałem cały czas tylko i wyłącznie micrą, a na egzaminie dostałem corse czym się dość zestresowałem, ale plac udało mi się zaliczyć
egzaminator tuż przed wyjazdem na miasto kazał mi podjechać pod jakiś budynek gdzie zniknął na kilka minut
kiedy wrócił, przy próbie wycofania z pod tego budynku (trochę pod górkę) zgasł mi silnik - no nic, odpalam drugi raz a ten znowu gaśnie :|
wtedy się moocno zestresowałem myśląc że nie potrafię ogarnąć sprzęgła w tym aucie a silnik może zgasnąć przecież tylko dwa razy na cały egzamin
więc żeby nie oblać rozkręciłem tym razem silnik do 7000 (:D) i pooowolutku puszczam i piłuję sprzęgło (auto przecież nie moje - co się będę przejmował ;D)
w ten sposób chociaż z wielkim trudem, udało mi się wycofać i już mam wrzucać jedynkę, a tu patrzę - zaciągnięty ręczny :D wtedy dopiero rzuciłem okiem na egzaminatora, którego mina okazała się bezcenna :D popatrzałem w lusterko (które wcześniej raczej ignorowałem bo skupiłem się na wskaźnikach i utrzymywaniu obrotów - szkoda że nie zauważyłem kontrolki...) a tam peeeełno dymu, do tego po chwili doszedł smród palonych opon ;)

ale mimo to - zdałem :D

// minęły lata a ja dalej nie wiem jak można odwalić taką kaszanę :O

0

To ja zdawałem 206, a jazdy aveo, też miałem przygodę z ręcznym, ale tam na szczęście zaczął pikać. No i trochę zahaczyłem o zbyt wysoki krawężnik przy parkowaniu. Na szczęście zdałem :D

0

aha - jeszcze zapomniałem dodać, że była to pełnia zimy i przez pierwsze minuty byłem tak zestresowany i zmarznięty że nie byłem w stanie zapanować nad nogami - tak więc sprzęgło, gaz i hamulec miały u mnie tylko dostępne stany "wciśnięty do dechy" i "puszczony całkowicie"
w związku z tym łuk zrobiłem z prędkością około 30 km/h, a przy łuku tyłem całym autem aż zarzuciło że musiałem odbić kierownicą w lewo :D

i ostatnia drobnostka taka że na mieście był taki korek że nie starczyło dla mnie miejsca po drugiej stronie skrzyżowania i utknąłem wraz z czteroma innymi pojazdami na środku skrzyżowania podczas czerwonego światła

tak jak teraz o tym myślę to egzaminator był dla mnie wyjątkowo łaskawy :D

0

Zjedz batona przed egzaminem :)

0

ja zdawałem w Ciechanowie, za pierwszym razem, poszedłem pewny siebie niczym Pan prezes, wpierdzielamy się z egzaminatorem do autka, a on do mnie "niech Pan wysiądzie" (siedziałem obok, do podjazdu na łuk), już pomyślałem ze śmiechem, że nie zdałem egzaminu bo może krzywo na fotelu usiadłem xD ale pojazd był zepsuty i czekałem jak pajac kilka minut, aż pozmieniają w systemie i przydzielą inny, poza tym egzaminator był jak GPS wydawał takie proste komendy hmm... a nie sorry, już gps jest przyjemniejszy, gadkę egzaminatora można porównać do np. syntezatora ivony :D przez całą jazdę chciało mi się śmiać i tylko próbowałem się wstrzymać by nie wyszło, że jestem jakiś dziwny :P
Zdałem bez przygód, chociaż na samym początku przed wjazdem do łuku zgasł samochód (ale egzaminator był lekko oddalony więc szybciutko odpaliłem i nie zauważył) bo sprzęgło było tak skopane, że później przy każdym ruszaniu musiałem wciskać po 3k obrotów.

Ja sobie nie wyobrażam jak ludzie się stresują podczas jazdy samochodem (ok, na samym początku to zrozumiałe podczas jazdy z instruktorem na kursach), ale egzamin?? Jak ja bym się stresował to bym ludzi pozabijał, nie wolno panikować. Ja sobie cały egzamin już na kilka dni wcześniej obmyśliłem jak może wyglądać, przeprowadziłem taką symulację, ułożyłem sobie we łbie algorytmy i mniej więcej wiedziałem jak będzie wyglądało.
Swoją drogą to ciekawe, ale robię tak z wieloma rzeczami, z podejściem do matury tak samo :D więc w sumie prawko jak i maturę, wiedziałem już na wiele miesięcy wcześniej, że zdam za pierwszym podejściem - po prostu.

0

Zdałem za 4 razem.

Dwa razy łuk, raz wjechanie pod prąd (na drodze wewnętrznej, więc teoretycznie mógłbym się sądzić...). Ostatnim razem ja byłem dziwnie spokojny (czekając na egzamin czytałem książkę), egzaminator był nieuprzejmym chamem**, który wkurzał i deprymował, ale poszło dobrze.

I tak najistotniejsza jest praktyka, jakbym nie jeździł codziennie od dwóch lat, to bym wszystko zapomniał, tak jak niektórzy w mojej rodzinie, co zdali za pierwszym razem, a się boją jeździć.

**

"Co pan tak wolno wyjeżdża? Gra pan na czas? Nie ma czasu, trzeba jechać!"
"-W tę ulicę? -Na najbliższym skrzyżowaniu, czy ja niewyraźnie mówię?!"
"-Przepraszam, trochę zdenerwowany jestem. -Co mnie to obchodzi, czy ja jestem pana psychiatrą?!"
"-Ikrę trzeba mieć, żeby jeździć!"

0

Macie jakieś sposoby na zdanie prawka, może jakiś dobry kod?
Nie popełniać błędów, pamiętać o wszystkim.
Kumpel oblał bo zapomniał wziąć dowodu.
Ja oblałem teorię bo pomyliłem godzinę ;-)

Gra pan na czas?
Ciesz się w ogóle, że na „pan”…

0

W sumie ja nie opisałem swoich przygód, więc opiszę:

Teoria to luzk.
Praktyka - nogą mi telepało, dziwnie było sprzęgło naciskać. Na łuku zatrzymałem się dużo za wcześnie (przerażające były te słupki) więc powtórzyłem i było ok. Na mieście było ok (tak mi się wydawało). Potem zajechaliśmy na WORD, nie bardzo zrozumiałem gdzie mam zatrzymać samochód -.- to mi w końcu powiedział, że byle gdzie, byle jak, byle tylko w prostokącie, gdzie poustawiane są inne samochody. No i na koniec zapytał mnie tylko czy wiem kim był Kulig. Świtało mi, ale powiedziałem, że nie. To mi powiedział, że to był rajdowiec, który zginął na przejeździe kolejowym. Nawiązał do faktu, że jak staliśmy i czekaliśmy na przejazd pociągu (byłem 3 w kolejce) to potem jadąc za wszystkimi nie rozglądnąłem się na przejeździe. Ale zdałem.

1

3, 4, 5 razy? Nic dziwnego, że później strach pod supermarketem zaparkować, żeby czasem nie mieć zarysowanego całego boku. Z każdym takim komentarzem utwierdzam się w przekonaniu, że liczba możliwych podejść do egzaminu powinna być ograniczona. Nie każdy musi być kierowcą.

3
stalk3r napisał(a)

3, 4, 5 razy? Nic dziwnego, że później strach pod supermarketem zaparkować, żeby czasem nie mieć zarysowanego całego boku. Z każdym takim komentarzem utwierdzam się w przekonaniu, że liczba możliwych podejść do egzaminu powinna być ograniczona. Nie każdy musi być kierowcą.

wiesz, ciężko w niecałe 30 godzin jazd (niecałe bo instruktorzy często się spóźniają, kończą wcześniej, albo gadają zamiast pozwolić jeździć przez co realnie jeździ się koło 40 minut i to cały czas po tej samej trasie) zdobyć doświadczenie na drodze i przygotować się na wszystkie sytuacje jakie mogą wystąpić na egzaminie, dlatego wynik egzaminu w dużej mierze zależy od przypadku a prawdziwej jazdy ludzie się mogą nauczyć dopiero po zdaniu prawka

za pierwszym razem zazwyczaj zdają ci którzy mieli już samochód w rodzinie i najeździli się już chociażby w roli pasażera, samemu po jakichś odludziach czy też mieli wcześniej kartę motorowerową, albo po prostu mieli... szczęście

poza tym zapomnieć jakiejś pierdoły w stylu naciśnięcia klaksonu to rzecz ludzka a za to od razu oblewają co jest imho debilizmem
jedyna metoda to wykuć na blachę listę rzeczy do sprawdzenia - a czemu to ma służyć?

1

nie no 5 razy nie zdać praktyki to nie jest jeszcze jakiś wstyd, przynajmniej nabierze się doświadczenia, a i w przyszłości dana osoba to doceni, ja zdając za pierwszym wolałbym zdać za 10 i żeby ominęły mnie przygody jakie później miałem - miesiąc po zdaniu mandat za prędkość :P, a za kolejny miesiąc zderzenie z tirem, ale mniejsza o to...

Co do ograniczenia w egzaminach i nadawaniu się na kierowcę, tu jednak trochę racji jest bo jak ktoś już zdaje praktyczny po 25-30 razy i nadal uwala to jednak chyba coś jest nie tak, umówmy się - to nie jest pech, ale znam niestety lepszych delikwentów: kolegi dziewczyna (boszzzz aż mi go szkoda, bo ona brzydal i tępa), zdała TEORIĘ uwaga! - za bodajże 7 razem i nie, to nie były pechowe przypadki, pech to gdy ktoś nie zda teorii 1 no... ok, 2 razy mając 3 błędy, ale ona za każdym razem miała 5-7 błędów i więcej :| kolega kazał jej się uczyć to ona płakała za każdym niezdanym razem, aż miałem chęć jej przez łeb zaj***ć, co za tępa idiotka, myśli, że fartem zda albo jej przepuszczą? To nie klasówka... więc jak już zdała te testy, to póki co już 2 razy uwaliła na placu, a jak patrzyłem na jej manewry między pachołkami to dziwiłem się, że egzaminator stał tak blisko, bo mógł zginąć. ;o To trwa ogółem już od sierpnia zeszłego roku, ale twierdzę, że jak jeszcze będzie powtarzać kilka razy testy bo minie pół roku, więc za ok. 30-50 podejść może zda, swoją drogą to byłby fenomen, bo póki co rekordzista w moim mieście ma chyba coś pod 30 prób :D

Taki dodatek: jak już uczą, to powinni UCZYĆ jeździć, a nie "ÓCZYĆ", wiem o kilku egzaminatorach co potrafili wyskoczyć z linijką i mierzyć czy się równo zaparkowało... no porażka, chyba bym go rozjechał jak by mi tak zrobił. Zamiast cyrki odstawiać powinni udostępnić plac poślizgowy, trenować manewry różne, takie, które są niezbędne podczas codziennej jazdy, a nie obszczywanie bokami ;x

2
lolq napisał(a)

zdała TEORIĘ uwaga! - za bodajże 7 razem i nie, to nie były pechowe przypadki, pech to gdy ktoś nie zda teorii 1 no... ok, 2 razy mając 3 błędy, ale ona za każdym razem miała 5-7 błędów i więcej :|

no trudno mówić o szczęściu czy pechu jeśli chodzi o teorię
ale tutaj też nie chodzi o wiedzę, znajomość kodeksu drogowego czy nawet znaków, ale o to czy ktoś po prostu rozwiązywał sobie wcześniej te testy - a chyba też to nie tak powinno być

a tych testów było się można bardzo łatwo nauczyć - co posiedzenie na kiblu (:D) sobie rozwiązywałem jeden i spisywałem na które pytania odpowiedziałem błędnie, potem po skończeniu wszystkich testów ułożyłem sobie testy z tych błędnie odpowiedzianych i do egzaminu miałem już 0 błędów za każdą próbą

teraz mają coś zmieniać w tej kwestii ale nie wydaje mi się że na lepsze

0

Za pierwszym podejściem szło mi po prostu świetnie. Rękaw idealnie, ruszanie z hamulca idealnie i po mieście też się dobrze jeździło, nawet wykazałam się ładną dynamiką jazdy na wąskim przejeździe itd. Za dobrze mi szło, przegrałam przez pewność siebie - gdy trzeba było zmienić pas na lewy, akurat był on dość mocno zajęty. Ale wypatrzyłam lukę, więc szybciutko kierunkowskaz i się wsmyrgłam w tą lukę. Niestety, pana, któremu się przed maskę wepchnęłam bardzo zdenerwowałam tym zachowaniem, więc postanowił sobie trąbnąć. A to niestety równało się oblanemu egzaminowi. Egzaminator całą drogę powrotną do ośrodka na zmianę żałował, że nie mógł mi zaliczyć (bo tak mu się podobało jak jeździłam) i psioczył na chamów na drodze, co na eLkę egzaminacyjną trąbią...

Za drugim podejściem nauczona doświadczeniem jechałam jak skończona cipka, powolutku, ostrożnie, pięć razy się upewnić itd. Egzaminator był bardzo niezadowolony, co dawał mi do zrozumienia przy każdym poleceniu. Nie podobała mu się dynamika jazdy, nie podobało mu się, że się upewniam, czy polecenie dobrze zrozumiałam, no nic mu się nie podobało w tej mojej jeździe. I zaliczył.

3, 4, 5 razy? Nic dziwnego, że później strach pod supermarketem zaparkować, żeby czasem nie mieć zarysowanego całego boku. Z każdym takim komentarzem utwierdzam się w przekonaniu, że liczba możliwych podejść do egzaminu powinna być ograniczona. Nie każdy musi być kierowcą.

Oczywiście, że nie każdy i nie każdy powinien. Jednakże nie jest tego wyznacznikiem ilość podejść do egzaminu...
Egzamin nie ma nic wspólnego z tym, jak się jeździ potem. Dam głupi przykład tylko dzisiaj z drogi do pracy - jadę sobie dziarsko, jeden pas, po prawej samochody poparkowane. Między pasami jest wysepka namalowana, szerokości prawie że całego pasa i ciągnie się tak przez jakiś czas. Pogoda okropna, leje, ślizga jezdnia i widoczność słaba. Znienacka jeden z samochodów zaparkowanych bierze i mi się wycofuje, dążąc do kolizji. No to sobie odbiłam w lewo, połowa auta przejechała przez wysepkę, ale kolizji uniknęłam. Egzamin - byłby właśnie oblany, bo wysepka rzecz święta i powinnam awaryjnie hamować (w deszczu i na mokrej jezdni). Mogłabym też ewentualnie się w zioma wjebać, wtedy egzamin powinien być powtórzony, a nie oblany (kolizja nie z mojej winy). Mądre to?

Zastanawiam się prawdę mówiąc, czy egzaminy mają jakikolwiek sens. Po pierwsze - rękaw to jest jakaś bzdura, nauka kręcenia kierownicą na pamięć :/ Zasady mają mało wspólnego z faktyczną jazdą po mieście. A przede wszystkim - i tak ludzie jeżdżą jak chcą. Każdy jeden kierowca jeżdżący ze mną narzeka mi na przestrzeganie przeze mnie ograniczeń prędkości... Każdy jeden. Następnie rozpoczyna mi wykład, na temat tego, jak to ON, doświadczony kierowca, wie, że jak się ma krótko prawo jazdy, to się chce przestrzegać przepisów, ale wkrótce sama dojdę do wniosku, że te ograniczenia są na wyrost, przesadzone i bez sensu.
Egzamin zdaje się raz. Potem możesz i 50 lat jeździć po drogach, nawet jeśli tak naprawdę nie umiesz, albo miałeś 20 lat przerwy, albo jesteś prawie ślepy. Nie widzę tu sensu. Tymczasem znajomy od 10 lat jeździ bez prawka - nigdy sobie nie zrobił, nawet kursu nie zrobił, bo było mu szkoda kasy. No i co, jeździ mniej bezpiecznie, od tego, co ma papierek?

Poza tym, wkrótce będzie trzeba zdobyć również licencję na chodzenie - przecież przechodzenie przez ulicę jest niebezpieczne :/

0

każdy jeździ jak umie, niektórzy nie umieją, a jeżdżą, inni zaś potrafią, ale nie jeżdżą :D
Z 4 miechy temu wbił bym się pięknie w egzaminacyjną elkę bo tłumoki ślepe były. Wiozłem młodszego brata i jego kolegę, z podporządkowanej wysuwa się egzamin, ale się zatrzymał, naraz patrze a on tuż przede mną but w podłogę i ciśnie prosto na mnie. Zdążyłem lekko odbić (choć nie było gdzie), wytrąbiłem, jakoś wyhamowałem, ale już widziałem go na moim boku... zatrzymałem się i miałem wysiąść, ale spojrzałem w lusterko, że się obsrali więc zrezygnowałem i pojechałem, jeszcze bym komuś krzywdę zrobił. Bo ja rozumiem, każdy może się zagapić i wyjechać, no ale żeby przy super widoczności, idealnej pogodzie i to jeszcze w egzaminie, gdzie obserwują drogę i kontrolują jazdę 2 osoby to już paranoja jakaś. Baa! Żeby to jeszcze z miejsca wywalili mi się i wjechali, ale oni się zatrzymali i gapili w moją stronę, może pomylił typ gaz z hamulcem? Ok, ale dziwne jest bardziej to, że egzaminator nawet nie próbował hamować (dopiero pod koniec by uniknąć 'zderzenia' z krawężnikiem), gdybym nie odbił, dzieci siedzące na tylnej kanapie dostały by elką w twarz ;s

0
unikalna_nazwa napisał(a)

a tych testów było się można bardzo łatwo nauczyć - co posiedzenie na kiblu (:D) sobie rozwiązywałem jeden i spisywałem na które pytania odpowiedziałem błędnie, potem po skończeniu wszystkich testów ułożyłem sobie testy z tych błędnie odpowiedzianych i do egzaminu miałem już 0 błędów za każdą próbą

teraz mają coś zmieniać w tej kwestii ale nie wydaje mi się że na lepsze

no te testy są bez sensu. ok 200 pytań, i większość ludzi pewnie uczy się tego na pamięć. nawet ja sobie wyrobiłem odruch, miałem te testy z jakiejś płytki z gazety i robiłem je w kółko, w kółko, potem już była walka na czas, nie pamiętam ile mi schodził taki test, ale to kwestia wyzaznaczania odpowiedzi i pacnięcia dalej. Po bodajże ok 25 razach bez żadnego błędu przestałem się uczyć.

Sądzę, że lista pytań nie powinna być znana przed przystąpieniem do egzaminu. Albo myślimy i znamy przepisy, albo odtwarzamy.

aurel napisał(a)

Tymczasem znajomy od 10 lat jeździ bez prawka - nigdy sobie nie zrobił, nawet kursu nie zrobił, bo było mu szkoda kasy. No i co, jeździ mniej bezpiecznie, od tego, co ma papierek?

Też ciekawa sprawa. Otóż za brak prawa jazdy w Polsce grozi np... 500zł mandatu (wg tego, co się naoglądałem w programach na TVN Turbo). No to jak kurs kosztuje 1300 (kiedyś, teraz pewnie ~1500), no to spokojnie można "dać się złapać" 3 razy i jesteśmy na zero. A ile razy się ma kontrole w życiu? Raz na parę lat się zdarza, szczęśliwcy pewnie jeżdżą całe życie bez kontroli.

0

Dzisiaj się zapisałem na prawko... Jazdę mam za miesiąc. Mam trochę stresa, że kanadę komuś na tyłek:-o

2

Ja zdałem za 3 razem,oblałem 2 pierwsze razy przez testy.
Samej jazdy się nie bałem a to potemu,że od phuuu gdzieś 8-10 roku życia praktykowałem jazdę po różnych lasach,polach,jak byłem starszy to i po jakiś asfaltówkach rzadko uczęszczanych (okolice Gostynina oraz Skrzynek/Lipianek)pod okiem ojca.Póki byłem zupełnym szkrabem to sadzał mnie na kolanach i operowałem tylko kierownicą,a pedały i dzwignię zmiany biegów obsługiwał tata.Potem jeździłem już samodzielnie.Do tego od czasu do czasu zabierał mnie na pusty plac mający 2 latarnie w odległości ok 8-10 metrów od siebie,i kazał robić ósemki wokół nich jeżdżąc tyłem.

Ale i tak na egzaminie miałem łut szczęścia,bo wjeżdżając tyłem nie widziałem 1 z pachołków i go trochę zderzakiem popchnąłem,nie na tyle jednak,żeby się przewrócił.Tyle,że egzaminator się z kimś zagadał i patrzył akurat w tym momencie w inną stronę,co spostrzegłwszy co duchu pojechałem na pochylnię.Kiedy zaś się mnie spytał "A wjazd tyłem był?" odpowiedziałem "Tak,tak" :P
Z jazdą po mieście też było śmiesznie,bo w maluchu w którym mnie egazminowano za Peruna nie mogłem wyczuć siły hamulca.Po paru nieudanych razach ostrzegłem egzaminatora,że odtąd będzie hamowanie "do dechy".Rzucało nim wprawdzie na deskę rozdzielczą,ale egzamin mi zaliczył :D

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1