Odkładanie pieniędzy na „starość”

0

Pomijając fakt, że ostatnio głośno w kwestii emerytur i wieku emerytalnego. To zawsze uważałem, że zdawanie się na instytucje państwowe trzeba traktować na zasadzie „może będzie, może nie”. Dlatego postanowiłem odkładać procentową część swoich dochodów. Zastanawiam się nad tym jaki wariant wybrać - w sensie ile procent odkładać. Wiadomo, że procent procentowi nierówny, bo jak ktoś zarabia 1000 zł to raczej nie będzie go stać na oszczędzanie a z drugiej strony jak ktoś zarabia 10000 zł, to może sobie pozwolić na odkładanie dużo większych kwot, jeśli nie ma potrzeb jeżdżenia najnowszym mercedesem. Zastanawiam się czy odkładać procent czy stałą kwotę, którą stopniowo należałoby powiększać w wyniku nieuniknionej inflacji. Głównie chodzi mi tutaj o oszczędzanie, żeby w wieku emerytalnym lub też w takim w którym nikt nie będzie chciał widzieć mnie jako starego dziadka w swojej firmie móc opłacić rachunki, mieć co zjeść i ewentualnie móc realizować swoje hobby rzędu kwot 300-500 zł miesięcznie. Jest tyle zmiennych w tej kwestii, że ciężko jest mi rzucić jakąś sensowną kwotę lub procent, który powinienem odkładać co miesiąc. Na początku myślałem o 25%, później spojrzałem na ten wariant odrobinę bardziej życiowo i uświadomiłem sobie, że gdybym chciał zawsze odkładać tę kwotę kiedy będę zatrudniony i nigdy z niej nie korzystać nawet w sytuacjach kryzysowych (w końcu miałaby to być pewna suma zabezpieczająca moją starość) to nie może to być aż tak duży procent. Aktualnie zastanawiam się nad zakresem 10-20%. Chętnie bym poczytał jak Wy podchodzicie do tego tematu, może będzie to dla mnie pewnego rodzaju inspiracją do podjęcia dobrych kroków i decyzji w tym zakresie.

0

Najważniejsza sprawa to dywersyfikacja zagrożenia. Jak słusznie zauważyłeś nie ma co liczyć na zwrot pieniędzy od państwa. Jednak oprócz tego nie ma też co liczyć na utrzymanie wartości pieniądza fiducjarnego. Złotówka, podobnie jak chyba wszystkie waluty w krajach demokratycznych (w wielu innych ustrojach pewnie też), nie ma w niczym pokrycia. Dlatego żeby zabezpieczyć się przed bankructwem państwa polskiego czy też masowym dodrukowywaniem złotówki, musisz ulokować pieniądze w wielu miejscach i/ lub kupić za te pieniądze coś co generalnie nie traci na wartości, np cenne metale.

7

Ja bym bardziej zainwestował w robienie dzieci. 3ka to chyba taka optymalna liczba, acz 4ka brzmi lepiej, pewnie wyniesie Cie to o wiele drozej niz te 10-20% ale na pewno na starosc bedziesz mial o wiele wiecej radosci niz z pieniedzy.

3

Plan by nie polegać na państwowych świadczeniach jest ze wszech miar słuszny, ale serce mi się kraje na myśl, że mogę odłożyć 100 000 zł, ale przez inflację / niepewną gospodarkę / zachwiania na rynku światowym / kolejne krachy banków - mogę stracić całość tych pieniędzy, a na 100% będą one mniej warte, niż w dniu ich odłożenia.

Ze wszystkich opcji o jakich słyszałam do tej pory, najbardziej podoba mi się inwestycja w nieruchomości. Kupujesz sobie mieszkanie, najlepiej w centrum miasta studenckiego. Nie mieszkasz w nim, a wynajmujesz - zależnie od tego jak duże jest to mieszkanie może dać ci to miesięczny przychód nawet w tysiącach. Opłacalne może się okazać nawet wzięcie kredytu na mieszkanie i spłacanie go z pieniędzy z wynajmu (ale to już znowu drażliwa kwestia - kredyt, zobowiązanie na dziesiątki lat).

A na starość - kontynuować wynajem. Stały, przyzwoity przychód zagwarantowany.
Jeśli przyciśnie bieda, będzie potrzeba większego pieniądza albo po prostu nie będzie możliwy dalszy wynajem - sprzedać mieszkanie. Lub dom, którego dorobiliśmy się w międzyczasie (i przeprowadzić się do mieszkania). Tutaj dużo zależy od sytuacji rynku nieruchomości za te 40-50 lat, ale kto to teraz przewidzi?

Zakładając, że mam mieszkanie warte 300 000zł i że chciałabym na emeryturze mieć 2500zł na miesiąc
300 000 / 2500 = 120 miesięcznych wypłat
Czyli spokojnie kasy na 10 lat.

To dużo więcej, niż oferuje mi państwo, więcej niż jestem wstanie sobie "wygrać" na funduszu emerytalnym. Do tego najważniejsze - w razie mojej śmierci, majątek zostanie przekazany spadkobiercom, podczas gdy emerytura z I filaru przepada.

1

Problem w tym, że aby kupić mieszkanie trzeba mieć na to pieniądze. A żeby mieć pieniądze, trzeba je zarobić lub wziąć kredyt. Pierwsze jest dość trudne w dzisiejszych czasach (no chyba że zarabiasz po 20 tys/miesiąc), drugie dość bezsensowne.

Tym bardziej, że należałoby kupić 2 mieszkania - w jednym mieszkać, a drugie przeznaczyć na zabezpieczenie na starość? Większość jak już jedno mieszkanie kupi to cienko pierdzi, spłacając kredyt za nie. I teraz doradzanie kupienia jeszcze jednego mieszkania przeznaczonego na wynajem raczej nie ma sensu.

2

Też myslalem o inwestycji w mieszkanie pod wynajem... tylko tu sie rodza problemy. Nikt mi mieszkania nie dal i na swoje obecne musialem wziac kredyt, ktory jeszcze bede splacal 23 lata. Postanowilem mieszkac w Polsce tak wiec nawet jako programista szalu wielkiego nie ma, by splacac dwa mieszkania naraz. Obecnie troche pieniedzy zostaje miesiecznie... mam tez i zdolnosc kredytowa na drugie mieszkanie... tylko wlasnie pojawiaja sie te dwa tematy:

  • co jesli nie bedzie nikogo chetnego na mieszkanie nawet przez pare miesiecy - to juz spore obciazenie finansowe
  • co jesli rynek nieruchomosci sie sypnie - obecnie rodzice sprzedawali mieszkanie w mniejszej miejscowosci - zajelo im to dwa lata, bo po prostu nie bylo chetnych.

Owszem, moglbym podjac te ryzyko i wziac kredyt na drugie - a i tak nawet wynajmujac, bede musial do niego dokladac. Najbardziej istotna kwestia jest tu to, ze inwestujac w cos na starosc pozbawiam sie tych pieniedzy tu i teraz, a kto wie czy w ogole dozyje starosci? Dlatego tez mysle, ze faktycznie najlepsza inwestycja bylaby inwestycja w dzieci - one zdecydowanie bardziej beda potrafily odnalezc sie w otaczajacym sie swiecie, podczas gdy my bedziemy juz starzy. Moze materialnie nie wyjdzie to na taki plus (wkoncu to ma byc rodzina, a nie niewolnicy) ale mysle, ze zle nam sie zyc nie bedzie.

0

Ciekawe są Wasze wypowiedzi. Ogólnie zakładając ten temat nie miałem na myśli ryzykownych inwestycji, bo starość to nie loteria, nie chcę ryzykować wcinania czerstwego chleba w wieku 67 lat. Ja zadowolę się odkładaniem pieniędzy na lokaty, których procent równoważyłby poziom inflacji. Stąd też zastanawiam się ile odkładać. Pojawił się u mnie nowy pomysł, żeby kopiować kwoty z rozliczenia płacy z rubryki „składka emerytalna”. Czyli jak teraz ZUS wsysa nam określoną kwotę w tym mizerny procent na fundusz emerytalny to taką samą kwotę z kwitka wrzucam na konto oszczędnościowe. To wychodzi na to, że się skuszę na jakieś 15%. A co do kwestii jak się dorobię to oczywiście mogę odkładać pieniądze na mieszkanie, które bym wynajmował - bo sens tej idei nie jest najgorszy, bo na oko daje większe kwoty niż odsetki w banku – uwzględniając różne sytuacje losowe.

0

Z tymi dziećmi to przesada, i - z całym szacunkiem, nie związane za bardzo z tematem...

1

Przeprowadziłem małą symulację. Biorę kredyt 400tyś złotych na mieszkanie, które wynajmę studentom. Kredyt w złotówkach, ponieważ taki dostać najłatwiej oraz chcę uniknąć ryzyka kursowego. Mam 20tyś oszczędności, które przeznaczę na wyposażenie mieszkania w podstawowe sprzęty, położenie kafelek itp. Nie wiem czy mi starczy 20tyś ale załóżmy, że wystarczy. W Warszawie przeciętna cena m2 mieszkania w lutym 2012 to 8672zł, w tej cenie kupię mieszkanie w dzielnicy Wola lub Ursynów o powierzchni 46m2. Średnia cena za wynajem w dzielnicy Wola i Ursynów mieszkania o tej powierzchni to około 1500zł + około 400zł czynszu + opłaty. Wg kalkulatora kredytowego rata kredytu na 30lat wyniesie mnie co najmniej: 2589zł. Tutaj pojawia się pierwszy problem... Od studentów za to mieszkanie mogę wziąć 1500zł - dochodowy co daje 1230zł... tymczasem rata kredytu wyniesie 2589zł. Mam dokładać 1359zł miesięcznie przez 30 lat co da prawie 500tyś zł i jedyne co będę miał to 30 letnie mieszkanie? Nawet gdy będę podwyższał cenę wynajmu o 3% w związku z inflacją to i tak dopłacę do interesu ponad 220tyś zł + 20tyś na urządzenie mieszkania na początku. Gdy doliczę jeszcze remonty, podatek od nieruchomości, inne nieprzewidziane wydatki to okaże się, że zamiast zarobić na mieszkaniu, dopłacę jego równowartość i po tych 30 latach, może uda mi się sprzedać je za to do dopłaciłem przez te lata i odzyskać pieniądze.

Tyle na temat zarabiania na mieszkaniu kupionym za kredyt.

2

No mi jest przykro, jak czytam, że chcecie "inwestować w dzieci". Znaczy jak najbardziej polecam i podoba mi się pomysł inwestowania w ICH przyszłość... ale nie dla swoich własnych korzyści, znaczy żeby było komu utrzymywać mnie na starość...

Przypomina mi się, jak ładnych kilka lat temu matka mojego mężczyzny oznajmiła mi, że ona też ma taki sprytny plan - jak on będzie kupował dom, to ona będzie go namawiała na taki, żeby mogła mieszkać z nami.
Normalnie to jest taki sprytny plan, że jak jej powiedziałam co o tym planie myślę, to już nie chce ze mną mieszkać.

Naprawdę, jak wyobrażam sobie mieszkanie z teściową (lub jeszcze gorzej - z moją własną matką), to nie rozumiem, jak okrutnym rodzicem trzeba być, żeby swoje dzieci do czegoś podobnego namawiać.

@AdamPL, użyłam tego samego kalkulatora, licząc dla mieszkania za ok. 200 000 zł (kawalerka Gdańsku), bez wkładu własnego, na 30 lat rata 1200~1500 zł. Czyli tyle mniej więcej za ile chodzi wynajem kawalerki w Gdańsku.
Za mieszkanie 42m (2 pokoje? = 4 osoby) nie brałabym mniej niż 2000 - po 500zł od łebka + opłaty. To normalna cena w Gdańsku za miejsce w pokoju - nie tanio, ale też nie specjalnie drogo.

2

Też mi się wydaje, ze obliczenia Adam'a sa troche przesadzone.

@aurel - co do inwestowania w dzieci, nie chodzi mi o to by z nimi mieszkac! na pewno nie bede chcial na starosc mieszkac z dziecmi. Bardziej chodzilo mi o to, ze na starosc i tak wiecej niz cztery katy to nam nie beda potrzebne, bo co z tego, ze bede mial np wille, jak bedzie ona pusta? Widzac jak znajomi umieraja to tylko w depresje bedzie mozna wpasc. A tak majac dzieci, bedzie mozna szczesliwie sobie zyc z uczuciem, ze cos sie dokonalo, nawet w skromnych warunkach. Majac rodzine na pewno nie bedzie sie przymieralo glodem, a co najwazniejsze, nie umrze sie samemu.

1
aurel napisał(a)

@AdamPL, użyłam tego samego kalkulatora, licząc dla mieszkania za ok. 200 000 zł (kawalerka Gdańsku), bez wkładu własnego, na 30 lat rata 1200~1500 zł. Czyli tyle mniej więcej za ile chodzi wynajem kawalerki w Gdańsku.

Kawalerka w Gdańsku tokoszt wynajmu rzędu średnio 900zł-1000zł ale jest sporo nawet za 800zł czyli znów trzeba dołożyć do raty. Nie bierzesz w ogóle pod uwagę podatku dochodowego i od nieruchomości, kosztów remontów i innych nieprzewidzianych sytuacji np. mieszkanie stoi puste przez wakacje (brak studentów), więc dołożysz jeszcze więcej niż 200zł.

aurel napisał(a)

Za mieszkanie 42m (2 pokoje? = 4 osoby) nie brałabym mniej niż 2000 - po 500zł od łebka + opłaty. To normalna cena w Gdańsku za miejsce w pokoju - nie tanio, ale też nie specjalnie drogo.

Mieszkanie tej wielkości w Gdańsku to koszt 250-300tyś zł, a wg gumtree koszt wynajmu to wg Gumtree 1000-1500zł czyli średnio 1250zł nie starczy na ratę, nie wspominając o podatkach, remontach, pustym mieszkaniu i innych wydatkach. Dlaczego ktoś miałby brać od Ciebie mieszkanie 42m2 za 2000zł jeżeli na Gumtree znajdzie takie za 1000-1500? Za pokój będą płacić 250-375zł od osoby, a nie 500zł...

1

@AdamPL, w przeciwieństwie do ciebie, szukałam mieszkań w Gdańsku, wynajmowałam przez 7 lat w różnych dzielnicach i kupowałam mieszkania w Gdańsku.
Przejrzałam pobieżnie oferty na które się powołujesz - te o niskich cenach, to albo falowiec, albo jakieś zadupie (Kowale?!! to już ledwo Gdańsk :/)

Spójrz lepiej tu: http://trojmiasto.gumtree.pl/f-gdansk-wrzeszcz-Nieruchomosci-pokoj-pokoje-wynajme-Gdansk-W0QQCatIdZ9000QQKeywordZgdaQc5Q84skQ20wrzeszczQQLocationZ3200072QQisSearchFormZtrue
albo tu: http://trojmiasto.gumtree.pl/f-gdansk-wrzeszcz-Nieruchomosci-dom-mieszkanie-wynajme-Gdansk-Kawalerka-lub-garsoniera-W0QQAQ5fNumberRoomsZ10QQCatIdZ9008QQKeywordZgdaQc5Q84skQ20wrzeszczQQLocationZ3200072QQisSearchFormZtrue
Średnia od razu nieco wyższa. Faktycznie, kawalerka 1500zł to obecnie widać rzadkość, ale mamy marzec, a ruch na tym rynku jest we wrześniu/październiku, więc i nic dziwnego, że ceny niższe.

Za ~200000 spokojnie kawalerkę kupię: http://trojmiasto.gumtree.pl/f-gdansk-wrzeszcz-Nieruchomosci-dom-mieszkanie-dzialke-sprzedam-Gdansk-Kawalerka-lub-garsoniera-W0QQAQ5fNumberRoomsZ10QQCatIdZ9073QQKeywordZgdaQc5Q84skQ20wrzeszczQQLocationZ3200072

Kawalerka w Gdańsku tokoszt wynajmu rzędu średnio 900zł-1000zł ale jest sporo nawet za 800zł czyli znów trzeba dołożyć do raty. Nie bierzesz w ogóle pod uwagę podatku dochodowego i od nieruchomości, kosztów remontów i innych nieprzewidzianych sytuacji np. mieszkanie stoi puste przez wakacje (brak studentów), więc dołożysz jeszcze więcej niż 200zł.

Nie biorę, bo ja to traktuję jak inwestycję NA PRZYSZŁOŚĆ, gdy mieszkanie już nie będzie obciążone kredytami, a za to będzie wciąż generowało ten 1000zł miesięcznie. I nie dziwi mnie wcale, że mieszkanie kosztuje. To normalne przecież.

Dlaczego ktoś miałby brać od Ciebie mieszkanie 42m2 za 2000zł jeżeli na Gumtree znajdzie takie za 1000-1500? Za pokój będą płacić 250-375zł od osoby, a nie 500zł..

No ja szukałam mieszkania w Gdańsku kilkukrotnie (we wrześniu), wygląda to mniej więcej tak, że dzwonisz na każde jedno ogłoszenie po kolei (nie patrząc na cenę czy cokolwiek) i w 80% słyszysz, że niaktualne. Idziesz oglądać pozostałe, a razem z tobą tłumek innych ludzi. Właściciele mieszkania przeprowadzają wywiady i wybierają tych, którzy się najbardziej spodobają. W efekcie albo zamieszkasz w tym jednym z nielicznych, które zostanie (szczególnie jeśli odrzucasz te śmieszne dzielnice jak Kowale czy Ujeścisko) i masz gdzie mieszkać, albo nie masz gdzie mieszkać.
Ogłoszenia z ceną za pokój < 500 zł idą lepiej niż świeże bułeczki.

Na podsumowanie - ja mam świadomość tego, że jest to inwestycja ryzykowna. Jednakże jak wspominałam, nie chcę opierać swojej przyszłości o to, czy jakiś bank nie padnie z nienacka, czy inflacja nie skoczy jakoś niesamowicie. Wolę powiększyć swój majątek, niż ilość cyferek na koncie. Jeśli masz jakiś sprytniejszy, mniej ryzykowny i bardziej dochodowy pomysł - podziel się proszę! Ja na razie nic lepszego nie wymyśliłam.

1
aurel napisał(a)

Nie biorę, bo ja to traktuję jak inwestycję NA PRZYSZŁOŚĆ, gdy mieszkanie już nie będzie obciążone kredytami, a za to będzie wciąż generowało ten 1000zł miesięcznie. I nie dziwi mnie wcale, że mieszkanie kosztuje. To normalne przecież.

Wzięcie kredytu na mieszkanie to wg Twojego pierwszego posta świetny sposób na zarobek.

Napisałaś:

aurel napisał(a)

Ze wszystkich opcji o jakich słyszałam do tej pory, najbardziej podoba mi się inwestycja w nieruchomości. Kupujesz sobie mieszkanie, najlepiej w centrum miasta studenckiego. Nie mieszkasz w nim, a wynajmujesz - zależnie od tego jak duże jest to mieszkanie może dać ci to miesięczny przychód nawet w tysiącach. Opłacalne może się okazać nawet wzięcie kredytu na mieszkanie i spłacanie go z pieniędzy z wynajmu

Ta Twoja "inwestycja", "przychód w tysiącach" i "spłacanie go z pieniędzy z wynajmu" to totalna bzdura. Zamiast spłacać ratę z wynajmu trzeba dokładać do tego interesu 1300zł miesięcznie, ponieważ zarobek 1230zł po odjęciu dochodowego nie starczy na ratę w wysokości ponad 2589zł. Dopiero po 30 latach przestaniesz spłacać kredyt i będziesz musiała odczekać kolejne lata żeby wyjść na zero. Na koniec zostaniesz ze zdezelowanym 30-40 letnim mieszkaniem (nie założyłaś w ogóle kosztu remontów), którego nikt nie będzie chciał kupić, ponieważ szykuje się nam armagedon demograficzny. Nie dopasowałem parametrów tak jak insynuujesz tylko przedstawiłem prawdziwe ceny z wiarygodnych źródeł. Wybrałem Warszawę, ponieważ to jedno z 2-3 polskich, którego liczba ludności nie spadnie drastycznie w nadchodzących latach. Kupowanie mieszkania w jakimś Gdańsku to już totalna głupota, wszyscy którzy chcieli się dorobić na wzięciu kredytu na mieszkanie w takiej lokalizacji już wkrótce się przekonają na własnej skórze o co chodzi z tym "niżem demograficznym" o którym tak trąbią.

1

Swoją droga... bloki z wielkiej płyty za 10-20lat zaczną się sypać... koszt wynajmu mieszkania w nich pojdzie mooocno w gore (bo czynsz z funduszem remontowym duuuuzo podskoczy), wiec moze kupno nowego mieszkania na kredyt wobec nadchodzacego nizu demograficznego to nie taki zly pomysl?

Niby dlaczego wszystkie panstwowe spoldzielnie sprywatyzowaly te mieszkania? Nie chca przejmowac odpowiedzialnosci i gigantycznych kosztow remontow / stawiania nowych blokow... a to nas czeka w perspektywie paru dekad i to na szeroką skale. Wszystkie bloki z wielkiej płyty były projektowane z mysla o zywotnosci - 60lat, a powstawaly w latach 70tych. Warto wziac to tez pod uwage.

0

Blok z płyty postoi dopóki jakiś kredytobiorca nie odkręci gazu i nie zapali zapałki.

2
AdamPL napisał(a)

Tyle na temat zarabiania na mieszkaniu kupionym za kredyt.

Żeby zarobić, trzeba umieć liczyć.

Za 400 tys. można kupić na Ursynowie mieszkanie trzypokojowe o powierzchni 60-70 mkw. Jeden pokój to ok. 1000 zł miesięcznie - w zależności od wielkości i tego, ilu studentów uda się upchać w środku. (Np. mały pokój dla jednej osoby 800-900, a duży dla dwóch po 600.)
Zatem, nawet jeśli takie mieszkanie weźmie się na kredyt, to dochód z najmu pokryje ratę kredytu, więc po tych 30 latach mieszkanie jest spłacone i nie wydało się na nie ani grosza.
Lepszy interes zrobili oczywiście ludzie, którzy mieszkania kupili 10 lat temu, gdy były one dwa razy tańsze niż teraz. Obecnie albo zarabiają na nich połowę czynszu, albo mają je już pospłacane. W każdym razie - zarabiali i zarabiają na tym.
Najlepiej zawsze kupić za gotówkę, wtedy mieszkanie zwraca się po ok. 10 latach i potem jest się tylko do przodu.

Od studentów za to mieszkanie mogę wziąć 1500zł - dochodowy co daje 1230zł...

Sorry, ale nie umiesz nawet obliczyć podatku od wynajmu. Tyle tej "czystej matematyki" w Twoim wywodzie.

I chyba nie bardzo odróżniasz zarabiania teraz od inwestycji na przyszłość (a o tym jest ten wątek). Po spłacie mieszkania wypłaca się sobie 3 tys emerytury miesięcznie. Ciekawe ile da Ci ZUS, OFE i Tusk.

aurel napisał(a)

No mi jest przykro, jak czytam, że chcecie "inwestować w dzieci". Znaczy jak najbardziej polecam i podoba mi się pomysł inwestowania w ICH przyszłość... ale nie dla swoich własnych korzyści, znaczy żeby było komu utrzymywać mnie na starość...

Przypomina mi się, jak ładnych kilka lat temu matka mojego mężczyzny oznajmiła mi, że ona też ma taki sprytny plan - jak on będzie kupował dom, to ona będzie go namawiała na taki, żeby mogła mieszkać z nami.
Normalnie to jest taki sprytny plan, że jak jej powiedziałam co o tym planie myślę, to już nie chce ze mną mieszkać.

Naprawdę, jak wyobrażam sobie mieszkanie z teściową (lub jeszcze gorzej - z moją własną matką), to nie rozumiem, jak okrutnym rodzicem trzeba być, żeby swoje dzieci do czegoś podobnego namawiać.

To nie chodzi o to, żeby mieszkać na starość z dziećmi, ale o to, żeby na starość mieć kogoś, kto pomoże zrzucić węgiel do piwnicy, odmalować mieszkanie, ewentualnie czasem przywieźć większe zakupy.

1
somekind napisał(a)

Zatem, nawet jeśli takie mieszkanie weźmie się na kredyt, to dochód z najmu pokryje ratę kredytu, więc po tych 30 latach mieszkanie jest spłacone i nie wydało się na nie ani grosza.

Ja nie byłbym taki naiwny, że przez 30 lat nic nie trzeba będzie włożyć w mieszkanie.

1
somekind napisał(a)

Żeby zarobić, trzeba umieć liczyć.

Widocznie mam jakiś kiepski kalkulator :)

somekind napisał(a)

Za 400 tys. można kupić na Ursynowie mieszkanie trzypokojowe o powierzchni 60-70 mkw.

Ceny są bliżej 500tyś

somekind napisał(a)

Jeden pokój to ok. 1000 zł miesięcznie - w zależności od wielkości i tego, ilu studentów uda się upchać w środku. (Np. mały pokój dla jednej osoby 800-900, a duży dla dwóch po 600.)

Wynajem to około średnio 2600-2700zł, więc nie starczy na ratę 3173zł. Poza tym uważajcie, bo ktoś Was w końcu podp**** do fiskusa, podatek 18% lub 32% też trzeba zapłacić.

somekind napisał(a)

Lepszy interes zrobili oczywiście ludzie, którzy mieszkania kupili 10 lat temu, gdy były one dwa razy tańsze niż teraz. Obecnie albo zarabiają na nich połowę czynszu, albo mają je już pospłacane. W każdym razie - zarabiali i zarabiają na tym.

Szkoda tylko, że czasy się zmieniły ale przekonanie o możliwości zarabiania w ten sposób nadal krąży w narodzie.

2
AdamPL napisał(a)

Ceny są bliżej 500tyś

No: http://warszawa.gumtree.pl/c-Nieruchomosci-dom-mieszkanie-dzialke-sprzedam-dom-mieszkanie-agencje-i-developerzy-OKAZJA-63-m2-TRZYPOKOJOWE-LOGGIA-5-m2-URSYNoW-STOKLOSY-W0QQAdIdZ363659008

Wynajem to około średnio 2600-2700zł, więc nie starczy na ratę 3173zł.

Nie chodzi o to, żeby wynająć mieszkanie w całości, lecz o to, żeby wynająć je, tak jak pisałem w poprzednim poście, jako pokoje dla studentów, bo w ten sposób zwiększa się przychód.

Poza tym uważajcie, bo ktoś Was w końcu podp**** do fiskusa, podatek 18% lub 32% też trzeba zapłacić.

Tyle, że podatek za wynajem jest zryczałtowany i wynosi 8,5%.

Szkoda tylko, że czasy się zmieniły ale przekonanie o możliwości zarabiania w ten sposób nadal krąży w narodzie.

Powtórzę jeszcze raz - nie zarabiania, tylko inwestowania - o tym jest ten wątek.

Brak Ci wiedzy merytorycznej, przeprowadzasz błędne obliczenia i na dodatek nie odróżniasz zarabiania od inwestowania.

0

Czy to ważne ile wynosi podatek, przecież Ty i tak go nie będziesz płacił. Po cholerę remonty, w końcu Ty tam nie będziesz mieszkał.

somekind napisał(a)

Brak Ci wiedzy merytorycznej, przeprowadzasz błędne obliczenia i na dodatek nie odróżniasz zarabiania od inwestowania.

Jeżeli nie branie pod uwagę podatków oraz kosztów eksploatacji jest tą wiedzą merytoryczną, której nie posiadam to nie mamy o czym rozmawiać. Z mojej strony EOT, ponieważ przedstawiłem swoje argumenty, które i tak spływają po Was jak po kaczce. Możecie teraz do woli krytykować moje zdanie i spokojnie składać wnioski kredytowe :)

1
AdamPL napisał(a)

Czy to ważne ile wynosi podatek, przecież Ty i tak go nie będziesz płacił.

Nigdzie nie napisałem, że nie będę płacił podatków. A to, że Ty nie wiesz, ile wynosi podatek od najmu świadczy o Twoich brakach wiedzy w temacie.
Teraz trollujesz, bo Cię poinformowałem o błędzie w Twojej "czystej matematyce".

Po cholerę remonty, w końcu Ty tam nie będziesz mieszkał.

Nigdzie też nie napisałem, że nie będę remontował, to jest Twoja kolejna fantazja.

Z mojej strony EOT, ponieważ przedstawiłem swoje argumenty, które i tak spływają po Was jak po kaczce.

Twoje argumenty opierają się po pierwsze na skrajnie pesymistycznych wyliczeniach, czyli: kupić jak najdroższe mieszkanie w najbardziej niekorzystnym kredycie i wynajmować je za najniższą możliwą kwotę, a po drugie na oczekiwaniu, że inwestycja na przyszłość, będzie przynosiła zyski teraz, co jest po prostu niezrozumieniem tematu.

Nawet gdyby czynsz nie wystarczał w pełni na ratę kredytu i trzeba byłoby np. 500 zł miesięcznie dopłacić, to i tak jest to inwestycja lepsza niż lokata bankowa.

Dobrze, że z Twojej strony EOT, bo może już się bardziej nie ośmieszysz nagłym napadem agresji na innych forumowiczów w zdawałoby się całkiem neutralnym (wszakże nie dotyczy polityki, religii, sportu, ani nawet języków programowania) temacie.

0

Ja chciałbym jeszcze tylko dodać, że prawdopodobieństwo, że bank zbankrutuje (nie uwzględniając ubezpieczenia do określonej kwoty dla posiadacza konta) jest pewnie zbliżone do tego, że w Wasze piękne mieszkanie może wlecieć samolot :P. Bardziej prawdopodobne jest to, że Polska zbankrutuje jak Grecja, bo w końcu się skończą głupie pomysły rządu w których w efekcie końcowym my będziemy za nie płacić. Chyba zmieniam koncepcję na to, że na emeryturę trzeba być obywatelem innego kraju [to tak pół żartem pół serio].

A co do mojego pomysłu. To zakładając, że przez 42 lata – teoretyczna długość pracy (od 25 do 67 roku życia) odkładamy 500 zł miesięcznie to w wieku 67 lat będziemy mieli na naszym koncie 484690,94 zł (uwzględniając 3,5% oprocentowanie z miesięczna kapitalizacja odsetek z uwzględnieniem 19% podatku). A z kwoty 484690,94 zł mamy miesięcznie 1145,08 zł, z odsetek jak komuś mało i nie chce obdarowywać nikogo spadkiem to może założyć, że dłużej niż 100 lat nie pociągnie. To może wyjmować 1223,97 zł miesięcznie + malejąca kwota z odsetek (z racji zmniejszonego kapitału). To tak do 80 roku życia będą w miarę godne warunki, a później to już tylko zbierać na trumnę (wariant ten nie wlicza groszy, które sypnie nam ZUS i OFE). A co do tego, że może kogoś nie stać na odkładanie 500 zł miesięcznie – to może odkładać na początku mniej a jak już coś w życiu osiągnie – więcej wyrównując różnicę kapitału. Tak czy siak każda opcja ma ogromną ilość zmiennych. Ale wydaje mi się, że mój pomysł jest najmniej ryzykowny. Zwłaszcza, że tego typu kwotę (mówię tu o kapitale) można podzielić na większą ilość banków – nie muszą być nawet polskie.

0

@up, Czy mi się wydaje, czy nie uwzględniłeś inflacji? W moim strachu przed krachem banku/państwa tak naprawdę najbardziej chodzi o zmienną wartość samego pieniądza. Teraz 1145,08zł + 1223,97zł wydaje się być kwotą przyzwoitą, ale kto wie, czy za 50 lat wystarczy tego chociaż na leki?

0

Na wyrównanie inflacji jest emerytura z ZUS ;P

0

Gotówka, to najgorszy sposób lokaty oszczędności wg. mnie, skąd wiesz, że za X lat nie zrobią znowu denominacji? I z Twoich 400 tysięcy zostanie dużo mniej.

Kto za PRLu wygrał na loterii mln i więcej mógł żyć jak Pan, teraz miałby z tego kilka tysięcy.

1

Jak kiedyś banan kosztował 2000 zł a teraz kosztuje 2 zł, to i tak wtedy nie można było kupić 1000 bananów tylko jeden.

A podsumowując niektórzy nie odkładają nic, więc lepsze coś od zera :P. A ryzyko chyba najmniejsze.

0
Nequrian napisał(a)

Jak kiedyś banan kosztował 2000 zł a teraz kosztuje 2 zł, to i tak wtedy nie można było kupić 1000 bananów tylko jeden.

A podsumowując niektórzy nie odkładają nic, więc lepsze coś od zera :P. A ryzyko chyba najmniejsze.

Niestety tak to nie działa, kiedyś mogłeś kupić samochód (malucha, jak na ówczesne czasy super auto) za około 100 tys., czy to znaczy że teraz (ciachając 4 zera), za 10 zł kupie samochód (Pande na przykład? Bo to podobna klasa, jeśli spojrzymy na rozwój wtedy i dziś) ? Chyba nie.

0

Pomijając fakt, że walnąłem się o jedno zero :P, to generalnie właśnie po to jest ten temat, żeby wymyślić coś sensownego lub może ktoś podzieli się ciekawym pomysłem. Wszystkie tego typu decyzje długoterminowe wiążą się z ryzykiem. Jednak branie kredytu na mieszkanie, które chce się wynajmować i z tego spłacać kredyt jest wysoce ryzykowne. Powiedziałbym nawet, że równie dobrze można kwotę kredytu postawić na jedną liczbę w grze Totalizatora Sportowego o nazwie Keno, gdzie szansa wygranej wynosi w tym przypadku 28,57% a daje to w efekcie powiększenie kapitału 1,5 krotnie a szansa na bankructwo wynosi 71,43%.

Otworzyłem ten temat właśnie po to, żeby w dobie cyrków jakie wymyśla nam Państwo nie obudzić się w wieku emerytalnym z przysłowiową ręką w nocniku.
Ja jestem otwarty na wszelkiego rodzaju sugestie i dlatego z uwagą czytam co macie do powiedzenia.

0
somekind napisał(a)

Nigdzie nie napisałem, że nie będę płacił podatków. A to, że Ty nie wiesz, ile wynosi podatek od najmu świadczy o Twoich brakach wiedzy w temacie.
Teraz trollujesz, bo Cię poinformowałem o błędzie w Twojej "czystej matematyce".

Miał być EOT ale ze względu na to, że sobie po mnie jeździsz jak po dzikiej kobyle uznaję, że mam prawo odpowiedzieć. Za wynajem można rozliczać się na zasadach ogólnych płacąc 18%, ale mając prawo do odliczenia niektórych kosztów, a można również ryczałtem - bez prawa do odliczenia kosztów.

somekind napisał(a)

Nigdzie też nie napisałem, że nie będę remontował, to jest Twoja kolejna fantazja.

Podałeś wyliczenia bez remontów, podatków itp. więc nie wziąłeś w ogóle tego aspektu pod uwagę. To nie jest moja fantazja tylko najzwyczajniej w świecie podałeś tylko jasną stronę tej inwestycji.

somekind napisał(a)

Twoje argumenty opierają się po pierwsze na skrajnie pesymistycznych wyliczeniach, czyli: kupić jak najdroższe mieszkanie w najbardziej niekorzystnym kredycie i wynajmować je za najniższą możliwą kwotę, a po drugie na oczekiwaniu, że inwestycja na przyszłość, będzie przynosiła zyski teraz, co jest po prostu niezrozumieniem tematu.

Nie opierałem się na skrajnie pesymistycznych wyliczeniach. Wziąłem średnią ofertową cenę za wynajem, średnią ofertową ceną za zakup oraz najkorzystniejszą ofertę kredytową. Przez lata będziesz dopłacał do tej inwestycji, więc jeżeli nagle będziesz musiał się wycofać, albo zmieni się koniunktura, a wartość mieszkania nie wzrośnie to poniesiesz straty. Żeby wynajmowanie mieszkania kupionego na kredyt przyniosło kiedyś zyski "na czysto" musiałbyś poczekać przynajmniej do momentu spłaty kredytu i dodatkowo mieć dużo szczęścia. Jeżeli ktoś wziął mieszkanie na kredyt 10 lat temu to ładnie zarobił, ale teraz ta inwestycja jest znacznie mniej opłacalna, a nawet może przynieść stratę jeżeli się wycofasz lub jeżeli nastąpią jakieś inne nieprzewidziane np. mieszkanie drastycznie straci na wartości.

somekind napisał(a)

Nawet gdyby czynsz nie wystarczał w pełni na ratę kredytu i trzeba byłoby np. 500 zł miesięcznie dopłacić, to i tak jest to inwestycja lepsza niż lokata bankowa.

Jeżeli dopłacasz do interesu przez parę lat, a wartość mieszkania nie wzrośnie to poniesiesz stratę w momencie sprzedaży. Tak jak pisałem może się zdarzyć, że będziesz chciał zrezygnować z inwestycji lub z jakiś powodów nie będziesz miał tych 500zł na dopłacenie, więc taka sytuacja jest możliwa, a nawet prawdopodobna ze względu na ryzyko bankructwa kilku krajów strefy Euro.

somekind napisał(a)

Dobrze, że z Twojej strony EOT, bo może już się bardziej nie ośmieszysz nagłym napadem agresji na innych forumowiczów w zdawałoby się całkiem neutralnym (wszakże nie dotyczy polityki, religii, sportu, ani nawet języków programowania) temacie.

Wg mnie to raczej Ty masz nagłe napady agresji o czym świadczy nazywanie mnie trollem.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1