Co do obijania się w pracy, to mi się zdarzało raczej czasami, ale miałem w pracy gościa, który nawet mecze oglądał na drugim monitorze. :P Coś, co mu zajęło 2 miesiące ja potem przepisałem w dwa tygodnie. A ja tez nie siedziałem non stop w kodzie, co jakiś czas robiłem przerwy na pierdoły. A w ogóle chyba najbardziej produktywny byłem na 2 tygodnie przed odejściem. :)
Obijanie się w pracy, to kwestia odpowiedniej strategii. Przede wszystkim, najpierw trzeba robić najmniej wymagające czasowo, ale najbardziej widoczne zadania. Nietechniczny kierownik cieszy się, że widzi efekty, a nie ma pojęcia o tym, czy to było tak naprawdę łatwe czy trudne. W ten sposób 5 minut roboty można rozciągnąć nawet do kilku godzin.
Poza tym, trzeba często zadawać trudne pytania i prośby o uściślenie specyfikacji. W ten sposób szef mają zajęcie, a nie my.
Dobrze jest też być uwikłanym w jakiś starożytny projekt, najlepiej rozpoczęty jako prototyp czy wręcz PoC, a następnie rozbudowywany. Naprawianie bugów i dodawanie funkcjonalności w takim syfie pozwala na urwanie sporo czasu na własne sprawy. I to całkiem uczciwie, wszakże należy się odpoczynek psychiczny po wyjątkowo ryjącym psychikę zadaniu. A szefostwo niech się cieszy, że w ogóle ktoś jeszcze w tym gównie daje radę rzeźbić.
Gdy przychodziłem do pracy często widziałem, że koło kuchni stoją sobie administratorzy, wsparcie techniczne, obsługa klienta i inni tego typu humaniści i dyskutują o pierdołach. No sorry, tylko dlatego, że jestem mądrzejszy od nich mam pracować więcej niż oni? Chyba raczej odwrotnie.
Zresztą, w ogóle założenie prowadzenia projektów jest takie, że pracownik w trakcie 8h dnia pracy poświęca na nią efektywnie 6h. Reszta schodzi na kawkę, siusiu, papieroska i fejsika.
Wracając do tematu, to chyba trochę smutne, że komuś pensja nie wystarcza i musi dorabiać po godzinach w domu. Nie chciałbym się nigdy znaleźć w takiej sytuacji. Z drugiej strony, człowiek ma motywację zazwyczaj w dwóch przypadkach - gdy robi coś, co go ciekawi, albo gdy ma nóż na gardle. Skoro komuś brak motywacji do dodatkowej pracy w domu, to w takim razie może znaczy, że tego noża nie ma i ta praca mu nie potrzebna?
Pamiętajmy też, że przepracowywanie się sprawia, że ogólna efektywność spada, zaś nadmiar zadań do wykonania zwiększa frustrację. Trzeba tego unikać.
Natomiast samo programowanie po pracy nie świadczy o żadnym masochizmie. Mam pomysł na swój biznes, więc siedzę w domu i go tworzę. Może coś wypali, może nie, za to zawsze się nauczę czegoś, co mi się i tak przyda w normalnej pracy. Nie wyszły mi badania w pracy dyplomowej, to siedzę w domu dalej i próbuję inną metodą. Niekomercyjnie, dla zabawy, ale zawsze się jakoś rozwijam. Może to kiedyś zaprocentuje?
0x200x20 napisał(a)
Powoli zaczynam dochodzić do podobnego wniosku jak wasiu - w innych zawodach ludzie przychodzą do domu i mogą zapomnieć o robocie. Natomiast programista musi być ciągle na czasie z nowościami a ponadto musi ćwiczyć zadania na rekrutację, które mu się w 99% nie przydadzą.
Nigdy nie ćwiczyłem zadań na rekrutację... O co w ogóle chodzi?
Owszem, trzeba być z nowościami, ale czasu w pracy powinno na to wystarczać. Jeśli nie wystarcza, to chyba coś nie tak jest z pracą.
A jeśli komuś wystarcza programowania w pracy, to też może zapomnieć w domu o robocie. I za bardzo mu to nie zaszkodzi, o ile w pracy nie będzie się obijał.