Btw. a czy na budowie ktoś kto jest zupełnie niewykwalifikowany i niedoświadczony (ew. słabo) może liczyć na 5k? Oczywiście podajemy tu kwoty netto i mówimy o Polsce (i nie o Warszawie, która jest pod względem płac wyjątkowo korzystna). Mi się jakoś tak nie wydaje. Mam paru znajomych, co dorabiało na budowie wykonując ciężkie, ale nie wymagające długotrwałego przeszkolenia prace i nie zarabiali nigdzie w takich okolicach. Mam zresztą kolegę, który ma rodzinną firmę budowlaną przekazywaną z pokolenia na pokolenie i oni tam też chyba takich sum zwykłym majstrom nie płacą. Zresztą dobry majster to ktoś zupełnie inny niż dwudziestoparoletni szczyl, który na budowaniu się ni w ząb nie zna.
A w życiu pieniądze nie są najważniejsze (przynajmniej od pewnego poziomu, który to poziom jest całkiem niski) i kto myśli inaczej, ten szczęśliwy raczej nie będzie. Nawet jeśli będzie więcej zarabiał, to będzie chciał zarabiać jeszcze więcej i tak w kółko. Najlepsze rzeczy nie kosztują, a na pewno nie kosztują nie wiadomo jakich sum. Nie wiem, czy znacie choćby pośrednio jakichś cholernie bogatych ludzi (kilkadziesiąt i więcej mln). Od kiedy ja (troszkę) poznałem, to trochę mi to się obrzydziło. Z ręką na sercu mówię, żebym się nie zamienił. Mam wrażenie, że w tych kręgach od problemów psychicznych, czy rodzinnych (o ile rodzina jest) i w ogóle wszelkich innych problemów po prostu się roi. Wielka kasa tworzy tego więcej niż rozwiązuje. Odsetek ludzi zupełnie zwykłych, normalnych, szczęśliwych... takich, którzy doświadczają normalnej, prawdziwej miłości jest zatrważająco niski.
@Gumis94:
Będąc w Twoim wieku można jak najbardziej myśleć trzeźwo, ale z drugiej strony pewnie bardzo trudno odejść od pewnych głupich schematów. Każdy "doroślejszy" będzie Ci mówił, że później pewnych rzeczy będziesz żałował, ale tak to już jest, że skapniesz się o tym dopiero za te 10 lat. Przykładowo, w szkołach czasem jest "cool" się nie uczyć. I rzeczywiście: nie musisz być kujonem. Ja trafiłem pod koniec podstawówki (wtedy nie było jeszcze gimnazjum) do... "trudnej" klasy i potem za wiele czasu na tę naukę nie poświęcałem. Nie żałuję tego. Ale potrafiłem się opamiętać i kiedy było trzeba wziąć do roboty. Nie dopuściłbym do laczka czy dwói z angielskiego. Nie w dzisiejszych czasach. Bez tego programista jest jak bez ręki. W wielu innych zawodach zresztą też jest podobnie. Nie chodzi o to, żeby świata poza książkami nie widzieć. Ja czytam sporo (10 programistycznych książek rocznie to dla mnie żaden specjalny wyczyn), ale to nie zajmuje przecież tak wiele czasu. Jest czas na sport, dziewczynę, czy chlanie z kumplami/na mieście. Sztuka w tym, żeby nie zajmować się tylko pierdołami i wszystko robić z głową.
Jesteś jeszcze na tyle młody, że jak się weźmiesz porządnie za jakąkolwiek dziedzinę, to możesz w niej jeszcze być bardzo dobry. Tyle że nie może Ci się ona znudzić po miesiącu, czy roku. Startując od 16 roku życia po studiach możesz być bardzo dobrym jak na swój wiek (choć naturalnie nieopierzonym) programistą, designerem... astronomem, kulturystą :D. Od Ciebie zależy, czy wykorzystasz te lata, czy nie. Smutne jest jak wielu ludzi do samego końca studiów nie przejmuje się za bardzo tym, co będą robić w przyszłości i po samych studiach zastanawiają się, czy podjąć taką pracę, czy może inną. I co oni mogą napisać w CV i LM? Jestem bardzo sumienny, mam wykształcenie wyższe, ale w sumie nic nie umiem i bardzo proszę o przyjęcie mnie? Plz. Niestety wiele osób jest w takiej właśnie sytuacji. I następnych 40 lat życia spędzają w lipnej pracy.
Jestem przeciwko temu, by przeznaczyć cała młodość na naukę, naukę i tylko naukę. To bez sensu. Bo po samych studiach najważniejsza będzie dla Ciebie kariera i będziesz harował jak świnia, jak pracoholik. I co, koło czterdziestki powiesz sobie, że nachapałeś się 2x bardziej niż inni i wreszcie -- po raz pierwszy w życiu -- masz czas na zabawę? Troszkę późno. Ale z drugiej strony przeznacz młodość w 100% na zabawę, a resztę życia spędzisz nienawidząc swojej pracy. Umiar, pragmatyczne podejście -- coś w tym jest, prawda?