@Laurearel
@konrad.g
Ale jaja. Chciałem napisać niemal dokładnie to, co konrad.g. Widocznie ten sposób jest skuteczny, skoro pojawił się już w drugiej odpowiedzi, a w trzeciej miał zostać (i niniejszym zostanie!) potwierdzony.
Ja "interesuję się", oczywiście w praktyce, kulturystyką. Chodzę na siłownię, gdzie robię nieraz naprawdę ciężkie treningi, męcząc ciało na wszystkie sposoby -- tak skutecznie, jak się da. Okazuje się, że gdy ciało się męczy, umysł się oczyszcza. Nieraz tak dowalę, że -- szczególnie na wieczór -- mam mało siły by dalej programować, ale ZAWSZE obrzydzenie do kompa mija, ból głowy mija, otępienie umysłu mija, melancholia mija. Łepetyna jest totalnie odświeżona. Tyle że jak przesadzisz z siłką na wieczór (a czasem warto przesadzić), to będziesz tak padnięty, że niczego już tego dnia nie będziesz w stanie zrobić -- ze zmęczenia. To będzie jednak zupełnie inne zmęczenie niż to strasznie chamskie uczucie, gdy za dużo czasu spędzisz przy kompie lub przy wysiłku umysłowym. Budzisz się po czymś takim jak nowonarodzony!
A normalnie, gdy nie zrobisz aż tak cholernie ciężkiego treningu i/lub nie zrobisz go wieczorem (tzn. np. do 21:00), gdy organizm ma trochę mniej siły, to na wysiłek umysłowy będziesz miał power.
W kulturystyce bardzo ważna jest też dieta, a jeśli nie musisz robić ostrej diety redukcyjnej (w której jest bardzo mało węglowodanów), a na początku przygody z siłką prawie nikt tego nie robi bo nie ma po co, to sama dieta powoduje, że lepiej się czujesz. Ja potrafię/potrafiłem zeżreć i 5x w tygodniu żarcie z fast foodów. Patrząc z perspektywy czasu to czułem się wtedy naprawdę fatalnie w porównaniu do tych tygodni, gdy byłem na lekkiej kulturystycznej diecie.
Oczywiście siłownia to nie jest jedyna droga. Wszystko, co napisał konrad jest OK. Wszystkie inne dyscypliny pewnie też. Byleby ruch organizować sobie możliwie często. Ja trenowałem też swego czasu dość ostro pływanie i czasem do tego wracam, łażąc na basen nawet 5x w tygodniu (coś ostatnio nie mogę się zebrać na taki basenowy cykl). To też jest OK. Albo ćwiczenia aerobowe -- w lecie jeździłem sobie rowerem po polach niemal codziennie, w grudniu robiłem na siłce cykl redukcyjny, więc do siłowni dochodziło 45 min jeżdżenia na rowerze stacjonarnym. To ostatnie jest nudne (choć można równocześnie... oglądać film na kompie, lol), ale nawet to człowieka "odświeżało". Psychicznie, bo fizycznie to jednak trzeba po czymś takim odwiedzić prysznic (co samo w sobie jest dobre!).
Aha, mój jeszcze inny sposób, gdy nie mogę zrobić treningu. Przewietrzyć się. W najgorszym wypadku wychodzę po prostu na balkon w zasyfionym powietrzu w wielkim mieście (choć zwykle zbieram tak siły w nocy, gdzie syfu tak dużo nie ma). Nawet takie coś pomaga. A jak możesz się przejść na spacerek, to już w ogóle. Mam takie zboczenie, że lubię deszcz. Szczególnie w lecie wychodziłem sobie na zewnątrz gdy padało (tzn. znajdowałem sobie na to jakiś pretekst, choć zwykle był głupi i wymyślony na siłę) i to mnie też jakoś tam "pobudzało".
Ostatni raczej sprawdzony sposób to... pobyć trochę z dziewczyną, jeśli ją masz. Zapewnia to różne możliwości wygenerowania endorfin, które poprawiają człowiekowi humor. To raczej kwestia indywidualna, bo na niektórych (albo i na wszystkich od czasu do czasu) działa to tak, że potem jeszcze mniej się chce cokolwiek robić.
Wszystkie te sposoby są jakąś aktywnością fizyczną i IMO warto wybrać któryś z nich (ew. taki, o którym wspomniałem). Z cepą się nie zgadzam i z tym piwem, tzn. po piwie mi się akurat pracuje słabo. Znam jednak takie przypadki programistów, że nie po piwie, ale po kielichu (!) tworzyli właśnie najlepszy kod, w dodatku z największą wydajnością (!!!). To jednak ewenementy i sam bym nie uwierzył w takie opowiastki, gdybym nie był ich świadkiem.