Ponarzekam na procedurę instalacji i aktualizacji Windows 10.
Był sobie 64-bitowy Windows 8. Potem zaktualizowany do 8.1, potem do 10 - niedługo po premierze. Aktualizacja przebiegała bez problemu. Jednak w żadnym z wymienionych nie działa hibernacja na tym komputerze (zawiesza się na startowym logu Windowsa).
System był jednak rzadko odpalany (patrz niżej). Chciałem go jednak zaktualizować do wersji 1511. Nic z tego - nie pojawia się w Windows Update ta opcja, za to mam możliwość powrotu do Windows 8.1, która rzekomo jest dostępna przez miesiąc od instalacji dziesiątki. Czy ten miesiąc jest liczony jako 31 dni „roboczych” systemu? Bo kalendarzowych minęło pół roku.
WU odnajduje też "aktualizację zbiorczą" z grudnia 2015. Ściąga się, instaluje, chce restartu, restartuje się ze trzy razy, dostaję komunikat że nic z tego, uruchamia się normalnie. Po czym znowu instaluje aktualizację w tle, chce restartu, restartuje się trzy razy, nic z tego. Uruchamia się, instaluje... itd.
Opcji ignorowania konkretnego patcha niet.
Ten sam komputer, inna partycja. Windows 7 32-bitowy. Hibernacja działa. Wpadłem na pomysł zaktualizowania do 10 - może w 32-bitowej wersji Win10 hibernacja będzie działać? Standardowy aktualizator pisze że „niestety” procesor nie jest obsługiwany. No jak nie jest obsługiwany, skoro 64-bitowa wersja zainstalowała się na tym samym komputerze i działa? (no, prawie) Problem okazuje się znany, ludzie taki błąd dostają na i5 czy na i7, więc to bzdura jakaś. Proponowany patch jednak nie pomaga. Uruchamiam przez "media creation tool". Dobra, ściąga. Idę spać. Rano po ogarnięciu tematu przewróconej choinki i sprzątnięciu pobitych bombek, zobaczyłem że aktualizator stoi i cierpliwie czeka na potwierdzenie umowy licencyjnej. Noż..
„Sprawdzamy czy wszystko gotowe, może to potrwać kilka minut” - pomijając że irytuje mnie ten „przyjazny” styl wypowiedzi który pojawił się za czasów Windows 8 (a który jest widoczny też w angielskiej wersji, więc to prikaz odgórny), to trwało to nie kilka minut a kilka godzin.
Po czym musiałem coś kliknąć-potwierdzić, zaczął ściągać jakieś aktualizacje, i znowu „sprawdzamy czy wszystko gotowe”.
W końcu po którymś już potwierdzeniu zaczęły się procenty, więc to chyba „już”. Odruchowo zamykam laptopa i wychodzę z domu.
Wracam po trzech godzinach, zerkam na laptopa i widzę że dioda mruga. Dziad się uśpił od zamknięcia pokrywy. Mimo że była ta funkcja wyłączona (zawsze mam zamknięcie pokrywy na „nic nie rób”).
Microsoft wciska Windows 10 na siłę, ale coś bardzo nie chce żebym zaktualizował 7 do 10...