Ok, teraz rozumiem. Chociaz ja pojmuje to 'zarabianie na pracowniku' troche inaczej. Z pracownikiem i pracodawca to jest tak, ze obydwie strony swiadcza sobie jakies uslugi. Pracownik wykonuje dla pracodawcy pewien zakres czynnosci i za to 'wykonawstwo' pobiera stosowna kase :) Z drugiej strony pracodawca dba o to (powinien), zeby pracownik mial gdzie pracowac, mial warunki do pracy, mial co robic, zeby firma miala klientow (zeby pracownik nie stracil pracy). Za ta 'usluge' pracodawca pobiera sobie oplate :)
Troche pokretne podejscie, ale po uzeraniu sie z klientami i robieniu wszystkiego samemu przy zleceniach (jak bylo ze mna) duzo przyjemniej jest przyjsc do pracy, dostac zadanka, zrobic swoje i wyjsc. I nie martwic sie fiskusem, ZUSem i innymi dziwnymi rzeczami.
Co do przywiazania do firmy i chwytow, to tez bardzo tego nie lubie. W mojej karierze przykladowo bylo tak, ze firma wynajmowala pomieszczenie od klubu fitness. Ze to byl bardzo dobry klub i dosc drogi to firma oferowala znizke na uslugi w tym fitness, mniej wiecej 50% (po ustaleniu ze znajomym wlascicielem). Poniewaz mialo sie znizke to wypadalo nie prosic o podwyzke przez jakis czas, bo przeciez 'jest znizka, patrz ile ta firma dla nas robi' :P Ja z racji tego, ze pracowalem tam 10h, nie bardzo mialem ochote i czas siedzec pozniej na silowni 2h i jeszcze placic (chociaz mniej).
Ja zawsze ustalam jasne warunki, jakie by nie byly, to wiemy na czym stoimy. Nie ma niedomowien, domyslow i innych, bo mnie to strasznie wkurza po prostu. Warunki moga byc rozne, ale istotne dla mnie jest, zebym je wszystkie znal tak, jak sa rozumiane przez szefa ;)
Pomijam przypadki kumpla, ktory potrafil wrocic ucieszony, bo przyjeli go do pracy, ale po opowiesci nie byl w stanie ustalic, czy stawka, ktora wynegocjowal to netto czy brutto :D
A podsumowujac, to przemyslenia calkiem sensowne :) Ja bardzo nie lubie mieszac zycia prywatnego z praca, wiec sie w pelni z nim zgadzam :)