Firma chce bym zaczął pracę od razu - czy to redflag?

0

tl:dr firma naciska, żeby mieć Cię na już. Czy to redflag i można trafić do burdelu? (W przenośni ofc)

Ostatnio miałem taką rekrutacje. Jest sobie spoko oferta. Gadam z rekruterem i wszystko git. Pieniądze to nie kokosy, ale projekt ciekawy, więc przymknąłem oko. W dodatku BRAK SCRUMA więc no poważne argumenty. Najdziwniejsze było to, że firma strasznie chciała mieć mnie na już. Powiedziałem, że mam miesięczny okres wypowiedzenia, ale będę dostępny dopiero za 2 miesiące, bo chce wszystko sobie na spokojnie podomykac w poprzedniej firmie, bo jestem najdłuższym stażem w projekcie i mógłbym jakos swoją wiedzę przekazać a urlopu mi zostało z 20 dni, więc pracowalbym tylko około 2 tygodnie.
No i to się bardzo nie spodobało, wchodzi w grę tylko opcja kiedy od razu składam wypowiedzenie, szybko jest robiona rekrutacja itd, bo już sporo osób na raz zostało zatrudnionych. No ja wprost mówiłem że najpierw podpisanie umowy a potem wypowiedzenie. No i lipa wyszła.

No i tak się zastanawialem czy jest sens w ogóle zatrudniać się w takim miejscu. To tylko 2 miesiące czekania a nie 3-6 miesięcy czy coś. Czy to nie pokazuje, że firma ma zapierdol i jest nieogarnięta? No, albo sporo osób się pozwalniało z różnych przyczyn i teraz na siłę jest ktoś szukany?
Bralibyście coś takiego? Pensja zwykła, nie jakaś wybitna.

5

Dla mnie to red-flag. Z tego względu że jak chcą "na już" coś znaczy że się spieszą z czymś i bardzo prawdopodobne że będzie ciśnienie w projekcie.

Też tak miałem że chcieli mnie "już" i się okazało że są w plecy z terminami i tym podobne xD

8

Jeśli firma chce po prostu zacząć od razu, to to samo w sobie nie jest red-flag.

Ale jeśli firma naciska na cokolwiek (nie ważne na co), to to samo w sobie już jest red-flag.

1

Jeżeli przeszkadzają im 2 miesiące, to co robią gdy zatrudniają kogoś kto gdzieś pracował 3 lata na UOP i ustawowo ma 3 miesiące wypowiedzenia?

0

Dla mnie to nie jest red flag, miałem taką sytuację - rekrutacja była do pewnego SH do konkretnego projektu w bardzo konkretnym celu (konteneryzacja istniejącego systemu), a projekt (o czym dowiedziałem się zdecydowanie za późno) nie mógł czekać 2 miesięcy tylko potrzebowali kogoś na już, więc po 2 rozmowach się rozstaliśmy w pokoju - oczywiście fajnie jakbym wiedział to od początku, bo wtedy bym w ogóle nie startował, no ale ich strata, może myśleli że mnie przekonają i rzucę wszystko, heh.

Więc jest to ok - ale tylko wtedy, gdy 1) firma mówi to od początku, a nie że próbuje wymuszać presję "eksplodującą ofertą", 2) stawka powinna być odpowiednio wyższa.

1

Jak dla mnie podejście typu "wchodzi w grę tylko opcja X" to jest red-flag.

Takie rzeczy to 15 lat temu można było robić z programistami. Jeżeli teraz coś takiego próbują robić to znaczy, że firma jest zdesperowana i robi łapankę.

Moim zdaniem niech idą na drzewo.

Oczwiście to taka moja opinia, którą zastosował bym przy swoim doświadczeniu, swoich możliwościach znajdowania pracy (której nigdy nie szukam, bo sama się znajduje).

0

A może to jakaś pułapka / ostatnia część rekrutacji...

Może sprawdzają, czy kandydat jest skłonny rzucić jakiś projekt z dnia na dzień i zostawić jakiegoś pracodawcę w czarnej d***.

Tak czy inaczej - tak się nie robi...

19

Panie Areczku, proszę nie zakładać wątków na forum, tylko przyjść jutro na 4 rano do biura. Mamy bugi do naprawienia i projekt do zdeployowania na wczoraj.

1

Mialem taka sytuacje w obecnej pracy i po 4 miesiacach obijam sie wesolo na wypowiedzeniu :P Ogolnie to jest mocny red flag, bardzo prawdopodobne, ze firmie sie pali jak cholera, moga Ci np. zaproponowac swietna stawke, ale pozniej sie okazuje, ze projekt to jedna wielka kupa za ktora nikt nie chce wziac odpowiedzialnosci i maja znajac zycie tam taka rotacje, ze predzej czy pozniej uciekniesz.
Ja trafilem akurat do projektu, ktory na papierze wygladal wrecz idealnie, greenfield, zupelnie nowy stack, swietna domena, a okazalo sie, ze caly zespol wspolpracowal z chinczykami, ktorzy maja kompletnie inna kulture pracy(brak testow, code review, wypychanie kompletnie nie dzialajacych ficzerow na proda + kompletny brak znajomosci jezyka angielskiego XD) i po 4 miesiacach ja + 2 inne osoby rzucilismy papierami.
Ogolnie oczywiscie wszystko zalezy od tego jak przebiegala rekrutacja, jezeli oprocz tego nie bylo innych red flagow to byc moze wszystko jest ok, tylko musza zatrudnic kogos ASAP, bo np. takie maja ustalenia z klientem, jezeli to jest software house to obstawialbym wlasnie takie scenariusz.

3

Natomiast moja ekspercka opinia jest taka, że wygodniej pracuje mi się na tym, co sam wybiorę/złożę, niż na tym, co mi jacyś lamerzy przyślą. I nawet boję się zgadywać o jakie niby problemy z bezpieczeństwem tworzy praca na swoim sprzęcie, padają tam jakieś argumenty? — @somekind 53 sekundy temu

Szczegółowo nie pamiętam, ale ogólnie to było jakoś tak.

  • Z perspektywy pracodawcy: Nie może ufać kompetencji pracownika w zakresie zabezpieczania swego sprzętu, regularnie się zdarza, że ktoś podłącza do firmowego VPNa swój zawirusowany i zabotnetowany komputer; to jest zagrożenie bezpieczeństwa i ból d*** dla pracodawcy. A nawet, jeśli pracownik jest względnie komptetentny, to zabezpieczenia, które wystarczą na potrzeby domowe, już mogą być nieakceptowalne z punktu widzenia korporacji, która od użytkownika domowego będzie miała zupełnie inną analizę ryzyka.
  • Z perspektywy pracownika:
    • To samo, jeśli masz zawirusowany komputer i zostaje on użyty jako wektor ataku na przedsiębiorstwo (rozprzestrzenianie się infekcji po VPNie, rozsyłanie szkodliwych maili, dowolny inny sposób) to ty za to odpowiasz. I jesteś w ciemnej d***. Z drugiej strony, jeśli masz komputer służbowy administrowany przez wydział IT firmy, a ty przestrzegasz procedur, to wtedy odpowiada za niego firma. I nikt cię nie będzie mogł pociągnąć do odpowiedzialności, jeśli mimo wszystkich zabezpieczeń, kompetencji lub niekompetencji admina firmowego jakiś Evil Hacker ci się na niego włamie. Czyli dupochron dla ciebie
    • Druga kwestia: Ochrona przed pracodawcą. Bywa, że pracodawcy mniej lub bardziej przejmuja prywatne komputery pracowników, na których pracownicy wykonują robote dla pracodawców. Np, żebym czegoś nie pokręcił, ale czy nie jest notoryczne, że podpięcie komputera do VPNu firmy przekierowuje cały ruch po sieci przez ten VPN; a o ile pamiętam bywały jeszcze dużo ostrzejsze zagrywki. Z perspektywy pracodawcy jest to zrozumiałe, bo chce traktowac komputer, na którym odbywa się praca dla firmy jako komputer firmowy: zarówno po to, by pracownika kontrolować, jak i po to, by zapewnić bezpieczeństwo (patrz punkt najwyższy). Ale z perspektywy pracownika jest to inwazja w jego prywatny sprzęt i prywatne dane. Tak, można teoretycznie próbować temu zapobiegać przez pracę tylko na VMce, ale nic nie da tak dobrego rozdzielenia, jak osobne sprzęty: tak najlepiej pracownik będzie chronił swą prywatność przed nieuczciwymi pracodawcami.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1