Traktowanie sprintów jako dwutygodniowych deadline'ów - jak uniknąć tych firm.

1

@Czitels:

Ale czemu Cię interesuje co ile zajmie? Jeżeli ktoś skończy dane zadanie to skończy i weźmie następne

Mnie nie koniecznie, ale biznes raczej tak.
Poza tym ludzie z natury to trochę lenie i jednak mam wrażenie, że część przynajmniej potrafi jednak oszukiwać. Ile tu na forum masz przykładów jak ktoś pisze że ogarnia 2 pełne etaty wpisując 8 godzin a pracując przez 6 dziennie.

@jarekr000000: myślę, że patrzysz trochę z perspektywy bardzo doświadczonego człowieka, który współpracuje z innymi doświadczonymi ludźmi. Niestety nie zawsze tak jest.

33

Warto dodać, że podczas tych sztywnych, regularnych, codziennych cermonii, dochodzi do gro absurdów :D Sztuczne dopytywanie skutkuję tym, że bardzo często zwyczajnie wymyśla się jakąś pierdołę, żeby tylko coś powiedzieć. Tak jak pisał @jarekr000000 - Niewidzialny bat do micromanagamentu.

9

@jarekr000000: I jeszcze zamiast 20 minut spotkanie jest ustawiane na 60, po 15 mogłoby się skończyć, ale zaczyna się wypełnianie czasu spotkania "ja mam jeszcze tylko jedno pytanie", bo również na wszelki wypadek, zaproszono na nie w cholerę osób, których na nim nie powinno być.

@ledi12: To jest kolejna patologia pato/korpo scruma. Zamiast powiedzieć "wczoraj zrobiłem X, możecie ruszać z Y", mówi się cokolwiek, byle nie wyszło, że się nic nie zrobiło.

2

To może spiszemy własnego 4PGuide'a ?
Bo dobrych pomysłów tutaj wpadło sporo, ale nikt tego nigdy nie wdroży.

U mnie ScrumKanban sprawdzał się najlepiej.
Masz priorytety, nie ma sztucznych "inkrementów", ale demo możesz zrobić praktycznie w każdym dowolnym momencie.
Masz retro, co jest źle w teamie.
Nie musisz robić sprint review, planningów, bo większość leci po kolei, a i tak masz estymaty

3

@Productionserver: Stworzyć Guida zacząć od płatnych certyfikatów i już programować nie musimy :D

1
jarekr000000 napisał(a):

No nie zgadzam się - story pointy, velocity i inne pierdoły to narzędzia manipulacji, które w oczach menadżerów mają skłonić ludzi do zapieprzu poprzez budowanie poczucia winy itp., ale tak, żeby nie było widać bata.

W scrumie szacujesz zadania i wybierasz je na sprint, a potem nie możesz zmieniać zakresu sprintu, co za tym idzie nie możesz dobrać następnych zadań. Jak skończysz swoją robotę w połowie sprintu, to potem tylko czekasz. A to jest dość oczywiste, że skończysz wcześniej, bo rozsądne i naturalne jest przeszacowywanie zadań, skoro każą je szacować. Do tego wszystkie zbędne spotkania sprawiają, że mniej się programuje, co dodatkowo zmniejsza wydajność pracy. (I zwiększa frustrację ludzi, którzy wolą programowanie od gadania.)
Jeśli jeszcze masz wprowadzone scrumowe zasady, typu limit dwóch zadań robionych jednocześnie na cały zespół np. pięcioosobowy, to oznacza, że 3 osoby albo edytują te same pliki - powodując zbędne konflikty i tracąc czas na ich rozwiązywanie, albo wręcz czeka się aż kolega napisze klasę, żebyś Ty mógł jej użyć.
To wszystko sprawia, że scrum to plaża. Frustrująca, ale nadal plaża (no w sumie pleonazm wyszedł, ale mniejsza z tym).
W każdym razie zero zapieprzu - z definicji i założeń.

Jeśli pracujesz w januszeksie, masz zapieprz, micromanagement i bezpłatne nadgodziny, to nie jest to wina scruma. Gdyby scruma nigdy nie wynaleziono, to praca w tym miejscu wyglądałaby tak samo.

jarekr000000 napisał(a):

2. No właśnie, to zwykle ważne czy coś będzie za rok dwa czy za tydzień. Natomiast przeważnie(!!!) zupełnie nieważne czy będzie za 3 dni czy za 5. Zawsze jak szacujesz to zadaj sobie pytanie co by się stało, gdyby zadanie trwało 3 razy dłużej i przeważnie odpowiedź jest - nic. Bo dość często zadania trwają 3 razy dłużej niż szacowano i jakoś świat się nie wali.

No nic się nie dzieje, poza tym, że wiemy na przyszłość, że tego typu zadania są trudniejsze niż nam się może wydawać. To chyba przydatna wiedza.

Oczywiście klient raz na jakiś czas chciałby dodać jakiś większy ficzer i zastanawia się czy warto i czy np. zdążymy na końcową wyprzedaż letnią czy inny termin - tu znowu IMO nie ma sensu szacowanie przez zespół - to jest duża grupa tasków, kilka doświadczonych osób musi to rozpisać na pomniejsze punkty i wyszacować zgrubnie.

No u mnie to "raz na jakiś czas" jest praktycznie ciągle - bo biznes żyje, wchodzi na nowe rynki, wprowadza nowe usługi, a i okoliczności prawne się zmieniają. Może są jakieś stabilne biznesy, w których soft raz napisany działa wiecznie, ale ja jeszcze takiego nie widziałem. Skoro ciągle jest coś do roboty, to biznes ciągle chce wiedzieć, kiedy to coś ma szanse być gotowe. Pewnie to potrzebne do jakiegoś budżetowania, zatrudniania ludzi, informowania inwestorów, i planowania dalszych etapów pracy.

Efektem tego, że "kilku doświadczonych rozpisało" jest jeden z chyba częstszych powodów narzekań na tym forum: lead oszacował mi taska na dzień, a ja robię go dwa tygodnie, lead ma pretensje, że za wolno pracuję, a co za tym idzie frustracja, zapieprz i bezpłatne nadgodziny (mimo braku scruma).

Wrzucanie tego na kark zespołu, gdzie większość i tak ma w dupie to co się wyświetla na ekranie jest bezsensowną stratą czasu.

W przypadku nieprofesjonalnych ludzi, to nie tylko estymacje nie mają sensu, ale w ogóle praca z nimi.

a szacowanie służy w zasadzie w 100% do sprawdzania czy wszyscy programiści mniej więcej podobnie rozumieją co jest do zrobienia.

Tak, właśnie o to w tym chodzi.

7
somekind napisał(a):

Wrzucanie tego na kark zespołu, gdzie większość i tak ma w dupie to co się wyświetla na ekranie jest bezsensowną stratą czasu.

W przypadku nieprofesjonalnych ludzi, to nie tylko estymacje nie mają sensu, ale w ogóle praca z nimi.

Tacy właśnie są programiści. Możesz sobie ich nazywać nieprofesjonalnymi, ale robią robotę. Mi się z takimi dobrze pracuje - może dlatego, że sam jestem w pełni nieprofesjonalny.
W dupie mam logikę biznesową:-) A jak ktoś mi przynosi excela z setką tasków i prosi o estymację na jakimś 5 godzinnym spotkaniu (ewidentnie dla profesjonalistów) - to też mam to w dupie.
Kłopot polega na tym, że tam gdzie szacowanie ma sens - bo np. musimy odpowiedzieć klientowi na pytanie ile będzie kosztowało zrobienie jakiegoś grubszego modułu to kończy się takim excelem. I albo dostajesz czas (ileś dni) żeby zrozumieć, wstępnie zaprojektować, i móc to jakoś tam oszacować, albo robimy cyrk, gdzie zespół szacuje ficzery, o których nie ma pojęcia, bo zwykle nikt nie daje całemu zespołowi tygodnia czasu na to, żeby ogarniać co tam klient chce w jakimś speku (zresztą uważam, że to byłoby mało ekonomiczne)

5

@somekind: obrońcą scruma.... piekło zgasło, raj płonie, Jakrkacz idzie w pokutnej paradzie róności...

jarekr000000 napisał(a):

Tacy właśnie są programiści. Możesz sobie ich nazywać nieprofesjonalnymi, ale robią robotę. Mi się z takimi dobrze pracuje - może dlatego, że sam jestem w pełni nieprofesjonalny.
W dupie mam logikę biznesową:-) A jak ktoś mi przynosi excela z setką tasków i prosi o estymację na jakimś 5 godzinnym spotkaniu (ewidentnie dla profesjonalistów) - to też mam to w dupie.
Kłopot polega na tym, że tam gdzie szacowanie ma sens - bo np. musimy odpowiedzieć klientowi na pytanie ile będzie kosztowało zrobienie jakiegoś grubszego modułu to kończy się takim excelem. I albo dostajesz czas (ileś dni) żeby zrozumieć, wstępnie zaprojektować, i móc to jakoś tam oszacować, albo robimy cyrk, gdzie zespół szacuje ficzery, o których nie ma pojęcia, bo zwykle nikt nie daje całemu zespołowi tygodnia czasu na to, żeby ogarniać co tam klient chce w jakimś speku (zresztą uważam, że to byłoby mało ekonomiczne)

Jeżeli mamy odpowiedzieć na pytanie "kiedy to wielkie coś będzie?", to story pointy nam w niczym nie pomogą. Story pointy istnieją w krótkim okresie, dla konkretnego zespołu, konkretnego rodzaju wykonywanych tasków, aktualnego poziomu ludzi w zespole, morale itd. Te czynniki są zmienne i task który dzisiaj zostanie oczacowany na 5sp, za 2 miesiące może być szacowany na 1sp, albo 21sp. Więc się nie da. To co u mnie się sprawdza to:

  • Ktoś (PO, architekt) siada i robi waterfallowe WBS.
  • Te same ktosie ustalają które zadania są najważniejsze, które mniej ważne, porządkowany jest backlog.
  • Sam, albo wspólnie z zespołem wrzucam zgrubne szacunki. Jednostka miary to rozmiary koszulek (XXS - XXL). Proponowałem kolory smoków z hirołsów, ale to było ponad wytrzymałość biznesu i bardziej profesjonalnie nastawionych członków zespołu.
  • Parę pierwszych zadań jest analizowanych i opisywanej do postaci pozwalającej na implementację.
  • Robimy sobie backlog refinement, dostaję zjebki od zespołu, że to co mi się wydawało rozpisane, kompletnie nie ma sensu, jest nie jasne. Dopisujemy szczegóły, rozbijamy na historyjki, zespół daje swoje storypointowe szacunki dla historyjek, pojawia się przeliczenie pomiędzy t-shirt size a SP
  • Idę do biznesu, przelczam swoje szacunkowe t-shit size na sp i mówię, że według moich szacunków, zrobimy to na za 14 miesięcy.
  • Zaczynamy robić, z każdą zrobioną historyjką pojawia się trochę więcej danych, które sprawiają, że moje koszulki stają się coraz bardziej konkretne. Na bieżąco pokazujemy jaki jest aktualny przewidywany termin dostarczenia.
  • Robota idzie dalej, kolejne ficzery są analizowane w szczegółach, rozpisywane na historyjki, szacowane, przewidywana data końca aktualizowana.
  • Z każdym tygodniem coraz więcej behemota jest za nami, a coraz mniej przed nami, data końca staje się coraz bardziej przewidywalna.

Zalety takiego podejścia to:

  • Nie poświęcamy za dużo czasu na szacunki, o których z góry wiadomo, że są Scientific Wild Ass Guess
  • Nie wkurzam zespołu pytaniem ile im zajmie jakaś robota, której w całości nie rozumieją
  • Zamiast poświęcać miesiąc na próby lepszego szacowania, zabieramy się za robotę i mamy zarówno jakiś kawałek pracy za sobą, jak i dużo lepsze szacunki dla całości
  • Jak ktoś wyskakuje z tekstem, że "miało być na kiedyś tam, a teraz wychodzi, że będzie później", to mogę odpowiedzieć "Ups, sorki, pomyliłem się, moja wina. Ludzie robią najlepiej jak potrafią, ale ja niedoszacowałem jakiegoś zadania", albo "wrzuciliście nam z boku dodatkowe zadania, to się przesunęło".

Nie wiem, czy to jest rozwiązanie dla każdego zespołu, projektu itd. U mnie, jakoś tam się sprawdza.

2
somekind napisał(a):

W scrumie szacujesz zadania i wybierasz je na sprint, a potem nie możesz zmieniać zakresu sprintu, co za tym idzie nie możesz dobrać następnych zadań. Jak skończysz swoją robotę w połowie sprintu, to potem tylko czekasz.

Po przeczytaniu tego aż mnie zatkało. Ja się nie dziwię, że Scrum ma opinię metodyki nieefektywnej jeśli ludzie serio wierzą w takie rzeczy

3

Ja tylko powiem, że warto pokonać managerów ich własną bronią.
U nas 3 story pointy zostały ustalone jako około 1 dzień roboty.

"Ale szefie, to nie jest jednostka czasu".
"No ale jakoś musimy to ustalić"
"ok"

Zawyż estymaty, nabij 15 SP do środy, commituj taktycznie żeby wypełniło się do piątku do 16, wal konia w godzinach pracy.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1