Z zażenowaniem stwierdzam, że mimo ponad 10 lat w zawodzie, łapię się na tym, że nie kumam rzeczy uchodzących za podstawy.
Na przykład: niedawno merdżowałem branch B do brancza A i chciałem żeby był tylko jeden zbiorczy commit.
No to daję "git merge --squash". Poszło, ale widzę, że teraz w gitk A i B się nie łączą.
Dopiero kolejny "git merge" sprawił, że A i B się ładnie zbiegają w wizualizacji historii, tak jak mi się wydaje że powinny.
Czemu tak? Otóż kurde nie wiem. Z czego płynie prosty wniosek, że tak naprawdę moje rozumienie GITa jest co najwyżej powierzchowne.
Mam ogarnięte kilka scenariuszy: skakanie po branczach, commitowanie i cofanie zmian, elementarna praca ze zdalnym repo.
Rozumiem podstawowe koncepty. Ale jak trzeba zrobić coś co wykracza poza wąskie standardowe działania, to się wywalam.
Ten GIT to tylko przykład. Jedno z wielu podstawowych narzędzi, którego nauczyłem się po łebkach.
Cośtam czytałem, cośtam zapamiętałem, wiele zapomniałem, jakoś używam.
Gdy się zastanawiam, jak do tego doszło, że mam takie dziury w wiedzy, to nasuwają mi się następujące wyjaśnienia:
- jestem głupi i nie przyswajam tyle co inni
- to powszechne zjawisko, tylko mało kto się przyznaje
- za mało czasu poświęcałem na naukę, a za dużo na krzątaninę wokół aktualnych tasków.
Żeby zweryfikować tę ostatnią hipotezę, chciałbym zapytać, ile poświęcacie czasu w tygodniu na naukę technik, narzędzi, konceptów?
Mam na myśli dążenie do głębszego zrozumienia, a nie tylko tyle żeby opędzić bieżący task.
Ile książek programistycznych czytacie w roku?