Mówi się, że rekrutacje są po to, by znaleźć najlepszego kandydata. Ale "najlepszy" wcale nie musi oznaczać kogoś z największymi umiejętnościami technicznymi - firmy szukają ludzi, którzy będą w wstanie wtopić się w istniejącą strukturę i w niej pracować. Wielkie korporacje typu FAANG mają, generalnie, dwie cechy:
- Dużo korpobetonu
- Rozpoznawalną markę
Punkt pierwszy powoduje, że częścią sprawdzania culture fit musi być zdolność potencjalnego pracownika do radzenia sobie z corpobullshit typu konieczność zaklepania zmiany w projekcie przez hierarchię co najmniej 3 managerów, albo konieczność składania wniosków formalnych do działu zaopatrzenia, żeby dostać papier do drukarki. Masa ludzi będzie się źle czuła w takim środowisku - dlaczego więc nie zmienić środowiska?
Ponieważ punkt drugi - taki Goolag nie musi zamartwiać się tym, że ich proces rekrutacyjny poskutkuje odrzuceniem tego jednego kandydata na sto tysięcy, który jest technicznym superwymiataczem i naprawia bugi po prostu patrząc karcąco na komputery, aż bity ze strachu same się ułożą poprawnie - bo w ciągu roku przepracowują ponad milion kandydatów, więc takich gurusów jeden-na-sto-tysięcy przewinie się co najmniej dziesięciu. Dla kogo innego będzie to niepowetowana strata i zaprzepaszczenie okazji, które nadarza się raz w życiu - oni nazywają to kwietniem.