Dojrzałość korporacyjna

5

Ostatnio obił mi się o uszy termin taki jak w nazwie tematu. Padł on podczas rozmowy mojej znajomej z jej przełożonym (w korporacji) odnośnie chęci zmiany projektu, który jej nie odpowiadał. Była nawet gotowa złożyć wypowiedzenie na co właśnie usłyszała powyższy termin -> Dojrzałość korporacyjna, czyli branie pełnej odpowiedzialności za słaby i niedopracowany (organizacyjnie) projekt, proaktywność, wpływanie na jego polepszenie -> Nawet mimo braku rozwoju i dopełnienia obietnic projektowych. Rzucenie papierem tak wg niego nie działa.

Nie ukrywam, że zawsze bawiło mnie podejście w korporacjach jakoby praca w projekcie to była jakaś wyższa misja. Cała ta oczka tworzenia fałszywego poczucia wpływu na czegokolwiek.

Jak się zapatrujecie na takie korpo techniki? ;)

23

Marnej jakości socjotechniki z pierwszych rozdziałów podręczników o psychologii lub zarządzaniu

5

Przełożony chyba na nieodpowiednim stanowisku :)

4

Równie dobrze ten gruby podgolony z Korei Płn. mógłby mówić o dojrzałości państwowej.

12

@ledi12: i cząstka, i fala.

Istnieje coś takiego jak dojrzałość zawodowa. Objawia się tym, że ktoś bierze odpowiedzialność za projekt. Nie bierze się to z poczucia jakiejś wyższej misji, ale po prostu z szacunku do ludzi wokół - jeśli ja będę olewał wszystko to w końcu ktoś inny będzie musiał przyjść i po mnie posprzątać.
Taka dojrzałość bywa doceniana - jeden klient przeniósł zespół do Polski, właśnie dlatego, że "Polakom mogę rzucić temat i jeśli trzeba to dopytają, ale nie będą zadawać tony bezsensownych pytań". Przełożyło się to też na lepszą pozycję negocjacyjną, a w rezultacie - na zarobki zespołu, który zapracował na renomę.
Przekłada się to też na stabilność psychiczną całego zespołu - bo osobom dojrzałym zawodowo łatwiej zaufać, co prowadzi do mniejszego stresu, mniejszym narzucie na komunikację i w ogóle przyjemniej się robi, wiedząc, że możesz wziąć wolne na żądanie ze świadomością, że nic się nie zawali.

Natomiast wspomniane zagranie jako próba grania na uczuciach jest słabe, jak każda manipulacja tego typu.

2

Stopień samodzielności jest wprost proporcjonalny do stopnia niezależności.
Jak masz projekt w którym managier wszystkim steruje to nagle sie okazuje ze ludziom - gdy go nie ma - nie chce sie nawet gadać na daily.

3

Nikomu nie można narzucić jak w danej sytuacji postąpi ale można jego zachowanie ocenić.

  1. Będąc czyimś pracownikiem odrobina szacunku dla pracodawcy się należy. Pracodawca też często musi przełknąć gorzką pigułkę i zapewniam, że wolałby mieć tylko miłe i przyjemne dla pracowników projekty.
  2. Umiejętność kończenia rozpoczętych zadań jest miarą profesjonalizmu i możliwością pokazania swoich kompetencji.
  3. Uciekanie z firmy "bo projekt się nie podoba" dla mnie zawsze było i będzie dziecinadą oraz przejawem niedojrzałości i braku odpowiedzialności.
5
katakrowa napisał(a):
  1. Uciekanie z firmy "bo projekt się nie podoba" dla mnie zawsze było i będzie dziecinadą oraz przejawem niedojrzałości i braku odpowiedzialności.

Jak komuś jeden kubeł zimnej wody na głowę nie pomaga, to najwidoczniej trzeba wylewać je do skutku.
Niestety czasem może się okazać, że robi w basenie i mu się to podoba. Każdy ma swój standard.

Znasz jakąś firmę, która w ogłoszeniu pisze "mamy g**no kod, szukamy kozaków, którym dobrze zapłacimy i wyciągną nas z tego bagna"? Bo ja nie. Znam za to takie, które mydlą oczy na lewo i prawo a potem okazuje się, że na wstępie zabrakło idąc slangiem tematowym - dojrzałości rekruterskiej.

14
froziu napisał(a):

Znasz jakąś firmę, która w ogłoszeniu pisze "mamy g**no kod, szukamy kozaków, którym dobrze zapłacimy i wyciągną nas z tego bagna"?

To jest jednak inna sytuacja. W IT zwykle przekupuje się albo ciekawym projektem, albo kasą. Są kozacy którzy pójdą do prawie każdego możliwego szabma, ale oni chcą pieniądze i to duże. Można ich rozpoznać po maksymie Jestem profesjonalistą - pracuję dla pieniędzy. Zwykle mają też naprawdę dużo lat doświadczenia (najlepiej 15+) i nie muszą już zwyczajnie gonić za każdą nową technologią, bo każdy wie że jak będzie trzeba to się douczą

Jeśli przełożony nie potrafi zaproponować, ani ciekawego projektu, ani dużych pieniędzy, to znaczy że szuka frajera którego będzie mógł manipulować

3

Pierwsze słyszę taki termin jak "dojrzałość korporacyjna" w kontekście zachowania pracowników. Pierwsze skojarzenie jakie miałem to dojrzałość w kontekście "maturity models" i adaptacji architektury korporacyjnej przez organizację. Możliwe, że przełożony odwoływał się do "wartości korporacyjnych", na które (przez fakt podjęcia pracy) zgodził się pracownik (gdyby się nie godził i te wartości korporacyjne by mu wadziły, to chyba nie podejmowałby takiej pracy?).

branie pełnej odpowiedzialności za słaby i niedopracowany (organizacyjnie) projekt, proaktywność, wpływanie na jego polepszenie, nie można brać odpowiedzalności, za coś na co się nie ma wpływu ani możliwości kontroli. Jeśli ktoś ma "być odpowiedzialny za coś", to musi mieć realną możliwość podejmowania decyzji. Mam być odpowiedzialny? Daj pan budżet i uprawnienia.

4

Dojrzałość korporacyjna, czyli branie pełnej odpowiedzialności za słaby i niedopracowany (organizacyjnie) projekt

Ja bym to wrzucił jako osobna pozycja na fakturze i rozliczył na 9% ryczałcie. Np. +4 tyś TYS. do faktury za "Dojrzałość korporacyjną" :D

zawsze bawiło mnie podejście w korporacjach jakoby praca w projekcie to była jakaś wyższa misja

Osobiście nigdy się nie spotkałem z takim podejściem. Powyższe zdanie bardziej niż do korpo pasuje mi do firm typu start up

27

Tak mi się skojarzyło.

  • Od dzisiaj jesteś odpowiedzialny za projekt.
  • Mam wpływ na dobór współpracowników?
  • Nie.
  • Zarządzam budżetem?
  • Nie.
  • Mam wpływ na technologie?
  • Nie.
  • Mam wpływ na klienta?
  • Nie.
  • Mogę sam priorytetyzować zadania, w tym o spłacacie długu technicznego?
  • Nie.
  • To kto poniesie konsekwencje, jak projekt zakończy się porażką?
  • Jesteś odpowiedzialny za projekt.
3

Dojrzałość korporacyjna to jest właśnie nie branie pracy personalnie. Ten szef chyba nie jest dojrzały skoro tego nie wie. Dobry szef ma metodyczny sposób na rozwiazywanie takich problemów.

3

Branie odpowiedzialności to piękny slogan, zadziwiająco skuteczny w dowolnej dziedzinie życia. Najczęściej dla ofiary tego sloganu, wzięcie odpowiedzialności jest równie opłakane w skutkach, co opłacalne dla nakłaniającego do brania odpowiedzialności.

Posiedź jeszcze 2 lata w tym projekcie, może i przez ten czas nie będziesz miał żadnej przyjemności z pracy, co przełoży się na resztę twojego życia i pozbawi rozwoju, ale popatrz na to z innej strony - być może ktoś kiedyś da ci trochę więcej w nowej pracy, jak zobaczy twoje cv, albo twój szef cię bardziej doceni, np. uściskiem dłoni i pochwałą. Warto!

Słuchaj, może i ten kredyt pozbawi cię połowy budżetu i nie będziesz mógł już realizować swoich pasji, a w przypadku podniesienia stóp procentowych nawet jeść, ale nie przejmuj się. Będziesz mieć własne mieszkanie, to oznaka odpowiedzialności i zaradności, a kobiety lubią odpowiedzialnych mężczyzn!

Można takich przykładów wiele wymienić. Branie odpowiedzialności jest dobre dla atencjuszy, którzy się napawają potem uznaniem i podziwem. Oczywiście najczęściej się jednak łapią na to naiwniacy, omamieni jakimś przykładem, gdzie jednej osobie na milion przyniosło to duże korzyści, lub konformiści i wrażliwcy, którzy chcą być w porządku, mieć czyste sumienie, nie sprawiać innym zawodu.

4

Marna manipulacja. Typowa dla niektórych managerów z korpo. Niestety większa część ich pracy to manipulacja i wywieranie pseudo presji na ludzi. Jeżeli trafi się ktoś podatny/niedoświadczony, który sie na to złapie i będzie robił jak pies za trzech, to wielki plus dla takiego managera. Jeżeli natomiast nikogo się nie uda na to złapać, to ludzie po kilku miesiącach bedą odchodzić i będzie wielkie zdziwienie dlaczego to tak ciężko dobrego pracownika utrzymać/znaleźć itd.

1

@Miang

mogę dla kogoś pracować albo z kimś współpracować ale nie jestem czyimś przedmiotem

Z tego, że można podjąć się czegoś co nam nie pasuje absolutnuie nie wynika, że jesteśmy czyimś przedmiotem. Tym bardziej, że jak wyżej napisałem też możemy na takiej postawie zyskać.

@1a2b3c4d5e:

Bo ktoś może zobaczyć jak przy nim pracowałeś, docenić Cię i w przyszłości Ci to wynagrodzić np. awansem. Dodatkowo możesz zdobyć doświadczenie w czymś innym niż banalny projekt co też Ci nie zaszkodzi. Największa strata czasu to robienie projektów łatwych lekkich i przyjemnych. ile razy uświadczyłeś czegoś takiego? serio pytam

Wielokrotnie. Właściwie cała moja kariera zawodowa na tym się opierała, że byłem polecany innym dlatego, że podejmowałem się zadań niebanalnych i nie uciekałem przed trudnościami, które zawsze z mniejszym lub większym wysiłkiem dało się przezwyciężyć. Zaczynając od studiów kończąc na pomocy znajomych przy szukaniu zleceń dzisiaj (bo w swojej głównej branży mam ogromy kryzys).

Nie rozumiem tego katastrofalnego wyolbrzymiania, zmiany znaczenia i zrównywania swoich dobrych chęci i ambicji z postawą poddańczą lub ofiarą.
Bycie ambitnym i chcącym zrobić coś więcej nie jest równoznaczne z byciem wykorzystywanym frajerem a czytając Wasze posty wygląda na to, ze tak właśnie się czujecie.
Generalizowanie tego w tylko jednym kierunku jest logicznym błędem!

@MuadibAtrides

bo można nic nie robić najprawdopodobniej —

I najprawdopodobniej w większości przedstawianych na tym forum analogicznych przypadków tu jest istota sprawy. Strach przed tym, że jednak coś trzeba by zrobić a co gorsza coś co mogłoby wystawić nasze umiejętności i wiedzę na rzeczywistą weryfikację.
Dlatego lepiej uciec i żyć w przekonaniu że to JA byłem zajeb...sty a projekt był chu...owy, PM był chu...owy ScrumMaster był chu...em a środowisko było przestarzałe i też chu..owe - pomimo, że cała ta chu..nia obsługuje już dużą międzynarodową fabrykę od 10 lat. Z pewnością całe korpo się myli absolutnie nie JA.

Robienie czegoś dobrze z poszanowaniem swoich współpracowników i wykazaniem odrobiny dobrej woli to nie jest niewolnictwo. Jednak jeśli ktoś woli reprezentować postawę "mam wyje..ane a będzie mi dane" to już jego sprawa i nikomu tego nie zabronię ale będę to krytykował i ośmieszał bo w moim przekonaniu to postawa ""żałosna".

2

@katakrowa: mylisz trudne projekty z słabymi projektami. Nikt nie zrównuje dobrych chęci z ofiarą, ale siedzenie na projekcie, gdzie góra podejmuje złe decyzje, technologie i pieniądze są takie sobie to nie są dobre chęci, ale syndrom sztokholmski. Jeśli szefostwo nie szanuje ciebie, ani też nie wykazuje dobrej woli, natomiast ty tak - to jest to już bardzo słaba sytuacja.

0

@wartek01: A czy próbowałeś sie kiedykolwiek postawić w roli managera? On też dostaje zadanie do wykonania, jest z tego rozliczany a zespół ma taki jak ma. Pracownik z managerem jadą na tym samym wózku i oboje w głębokiej strukturze korporacji są "nikim" a projekt trzeba zrobić i koniec!
Decyzja o tym jakie projekty firma będzie realizować nie należy ani do przełożonego niskiego szczebla a tym bardziej do szeregowego pracownika.
Korporacja ma strukturę hierarchiczną i należy wykonywać zadania przychodzące z góry. Jeśli ktoś wybiera pracę w korporacji i nie zgadza się z tym modelem to znaczy, że jest na nieodpowiednim miejscu i lepiej niech założy własną firmę albo zatrudni się w tak bardzo wyśmiewanym "Januszex'ie".

To tak jakby wykwalifikowany pracownik przy tokarce (nawet taki doświadczony i dobrze zarabiający) stwierdził, że od teraz tarcze hamulcowe, które robi będzie robił o większej średnicy bo te co mu każe kierownictwo to są za małe i niewygodnie mu się je toczy, a jak mu nie pozwolą to się zwalnia:-)

1
ledi12 napisał(a):

Dojrzałość korporacyjna, czyli branie pełnej odpowiedzialności za słaby i niedopracowany (organizacyjnie) projekt, proaktywność,

Można być odpowiedzialnym na różny sposób:

  • Są idealiści: ludzie, którzy lubią robić wszystko zgodnie z regułami sztuki, brać odpowiedzialność za projekt od samego początku(od etapu greenfield), zrobić coś dobrze, profesjonalnie.
  • Są szeregowcy: którzy potrafią iść na kompromis. Jak mają pisać dobry kod, to piszą dobry kod, jak trafi im się spaghetti, to piszą spaghetti, są elastyczni. Czują się odpowiedzialnymi pracownikami, bo dowożą.
  • Są naprawiacze: ludzie, którzy lubią kupę gówna, żeby móc ją naprawiać i stosować zasadę skauta. Są odpowiedzialni za przejmowanie pałeczki po tych, którzy wymiękli

Więc branie pełnej odpowiedzialności za słaby i niedopracowany (organizacyjnie) projekt, proaktywność ma sens, jeśli ktoś jest naprawiaczem albo jeśli firma oczekuje od kogoś, żeby był naprawiaczem. Ale nie jest to jedyny modus operandi. To, że w ogóle trzeba naprawiać słaby i niedopracowany (organizacyjnie) projekt świadczy, że ludzie, którzy byli wcześniej, nie wykazywali się odpowiedzialnością (albo kompetencjami, bo mogli mieć dobre intencje, ale niskie kompetencje).

Czemu tak dużo szeregowców (ludzi, którzy robią, żeby tylko dowieźć, niezależnie jak dużo gówna zostawią po drodze), a tak mało:

  • idealistów, którzy nadadzą ton już od początku projektu,
  • naprawiaczy, którzy potrafią przejąć g**no i zamienić w złoto

?

10

To tak jakby wykwalifikowany pracownik przy tokarce (nawet taki doświadczony i dobrze zarabiający) stwierdził, że od teraz tarcze hamulcowe, które robi będzie robił o większej średnicy bo te co mu każe kierownictwo to są za małe i niewygodnie mu się je toczy, a jak mu nie pozwolą to się zwalnia:-)

To trochę chybiona analogia. Jeśli już mamy się jej trzymać, to proponuję kilka zmian (które całkowicie odwrócą jej brzmienie):

  • miałem na tokarce robić tarcze hamulcowe, tak mi obiecali, ale teraz muszę robić klamki
  • tokarka jest starym rupieciem, który ciągle się psuje i ciężko jest precyzyjnie ustawić maszynę. A jak źle ustawisz, to potem dostajesz opieprz od szefów, że nie wyrabiasz normy (albo że klamki są krzywe)
  • nie masz wsparcia ze strony kolegów, raczej musisz uważać, bo podbierają Twoje klamki i zgłaszają szefom jako zrobione przez siebie
  • do robienia klamek dostajesz jakiś beznadziejny materiał, który Ci pęka podczas obróbki
  • warunki BHP na hali są straszne - zimno, smród, hałas, wszystko uwalone smarem i skrawkami metalu
2

I najprawdopodobniej w większości przedstawianych na tym forum analogicznych przypadków tu jest istota sprawy. Strach przed tym, że jednak coś trzeba by zrobić a co gorsza coś co mogłoby wystawić nasze umiejętności i wiedzę na rzeczywistą weryfikację.
Dlatego lepiej uciec i żyć w przekonaniu że to JA byłem zajeb...sty a projekt był chu...owy, PM był chu...owy ScrumMaster był chu...em a środowisko było przestarzałe i też chu..owe - pomimo, że cała ta chu..nia obsługuje już dużą międzynarodową fabrykę od 10 lat. Z pewnością całe korpo się myli absolutnie nie JA.

Dalej brniesz w jakąś dziwną skrajność i próbujesz robić standard z bycia szambonurkiem. Każdy ma swój system wartości i jeśli Twój nakazuje Ci robić no matter what to totalnie okej - masz do tego prawo. Miej jednak na uwadze, że większość lubi być poważnie traktowana tudzież oczekuję trzymania się ustaleń z rekrutacji. Jeśli takowe odbiegają od rzeczywistości to tak - JEST TO WINA FIRMY, która w pewnym sensie Cię oszukała. Jeśli lubisz być oszukiwanym to sobie dalej w takim projekcie / firmie pracuj i egocentryzm nie ma tutaj nic do rzeczy.

Strach przed tym, że jednak coś trzeba by zrobić a co gorsza coś co mogłoby wystawić nasze umiejętności i wiedzę na rzeczywistą weryfikację. No jeśli zatrudniam się na stanowisko A a ktoś karze mi robić B to co w tym dziwnego, skoro nie jesteś ekspertem w B? Trochę bredzisz.

3

Uciekanie z firmy "bo projekt się nie podoba" dla mnie zawsze było i będzie dziecinadą oraz przejawem niedojrzałości i braku odpowiedzialności.

A ja uważam, że pisanie czy mówienie do kogoś czegoś takiego, to świadome wprowadzanie innych w błąd dla swojej korzyści, albo przejaw właśnie niedojrzałości. Jak czytam takie generalizacje, to mam przed oczami egocentryka, która ubolewa nad sobą bo piaskownica mu się nie ułożyła po jego myśli, wszyscy dookoła którzy odeszli są winni, niedojrzali, bo ośmielili się chcieć pracować gdzie indziej.

Ludzie sami decydują co im się opłaca, czy traktują firmę jak rodzina, dla kogo i kiedy chcą pracować. Resztę reguluje prawo. Nic ci do tego i nie lubię osób które tak oceniają ludzi(i myślę że nie tylko ja), daj może namiary na swoją firmę żeby inni wiedzieli gdzie panuje taki 'szacunek i kultura'(wnioskuję że jesteś pracodawcą).

Nie rozumiem tego katastrofalnego wyolbrzymiania, zmiany znaczenia i zrównywania swoich dobrych chęci i ambicji z postawą poddańczą lub ofiarą.
Bycie ambitnym i chcącym zrobić coś więcej nie jest równoznaczne z byciem wykorzystywanym frajerem a czytając Wasze posty wygląda na to, ze tak właśnie się czujecie.
Generalizowanie tego w tylko jednym kierunku jest logicznym błędem!

Jasne, nie można krytykować ludzi którzy się decydują naprawiać słabe/trudne systemy. Ich wybór, ich sprawa, może coś z tego będą mieli, albo i nie.
... i dlatego generalizowanie w przeciwnym kierunku nie jest "logicznym błędem"?

Ogólnie do całości tematu: miałem już 2 sytuacje w 2 różnych korporacjach, że projekt mi nie pasował, pogadałem z kierownikiem i w jednej sytuacji udało się zmienić, a w drugiej pójść na kompromis. Tak ogólnie, to warto rozmawiać, bez jakiegoś obrażania się na siebie i cały świat, i to jest dla mnie "dojrzałość w pracy". W trzeciej firmie, już nie korpo, powiedzieli że niestety nie mają projektu innego i się rozstaliśmy - bez obrażonych min. Także nie wiem, co to za "dojrzałość korporacyjna", że w korporacji się nie da zmienić projektu ;). Może są jakieś tendencje w tym temacie w zależności od rozmiaru firmy, których ja nie znam, ale nie ma
magicznej korpo zasady ;).

0

@cerrato: Zgodziłbym się ze wszystkim co napisałeś gdyby nie to, że w tytułowym poście nie ma mowy o przyczynach więc pozostaje się tylko domyślać. Przypomnę:

Padł on podczas rozmowy mojej znajomej z jej przełożonym (w korporacji) odnośnie chęci zmiany projektu, który jej nie odpowiadał. Była nawet gotowa złożyć wypowiedzenie na co właśnie usłyszała powyższy termin`

Szkoda, że nie przytoczono większej ilości szczegółów tej rozmowy bo najprawdopodobniej najciekawsze rzeczy właśnie tam zostały powiedziane.

Na podtawie tego co zostało napisane moja krytyczna ocena tego postępowania wynika przede wszystkim z tego, że zabrakło miejsca na zwyczajny dialog pomiędzy dwoma współpracującymi ze sobą osobami
.
Dla mnie w sytuacji, w której dostaję "chu...owy" projekt naturalnym jest, że przed złożeniem wypowiedzenia podjąłbym następujące kroki:

  1. Poinformowałbym przełożonego, że projekt jest "chu...owy" i czy mogę dostać inny / przedyskutować zmienić formę projektu.
  2. Jeśli nie to czy w związku z tym dostanę podwyżkę, awans / inne profity.
  3. Jeśli nie to poinformuję, że projektu się podejmę ale chcę na piśmie że w przypadku porażki nie zostanę obarczony odpowiedzialnością (+jakiś profit po zakończeniu). Zresztą we współczesnym IT odpowiedzialność za wykonane zadania i tak nie istnieje więc w sumie można się podjąć realizacji projektu bo i tak mi nic nie zrobią w szczególności jak i tak Była nawet gotowa złożyć wypowiedzenie. Ostatecznie może się okazać, że projekt nie jest taki straszny (niestety szczegółów także nie znamy).

Kluczem było poinformowanie swojego przełożonego o swoim niezadowoleniu i faktycznej woli znalezienia kompromisowego wyjścia z sytuacji (moim zdaniem na podstawie opisu tego zabrakło).
Na miejscu managera, do którego przychodzi pracownik mówiąc, że projekt mi się nie podoba chcę zmienić a jak nie to się zwalniam (tak wg mnie wynika z przytoczonego opisu sytuacji) sam bym tego pracownika zwolnił bo pracownik otrzymuje wynagrodzenie za to żeby wykonywał zadania, które są potrzebne firmie a nie realizował swoje własne wizje.
Prawdopodobnie tylko korporacyjna poprawność spowodowała, że manager posłużył się "korpomową" - przypuszczalnie mając cichą nadzieję, że pracownik zwolni się samemu zdejmując tym samym z siebie trud zwalniania i uzasadniania takiej decyzji przed przełożonymi wyższego szczebla.

3

Odnośnie tego co pisze @katakrowa, miałem najgorszy projekt w życiu po zmianie pracy w maju. Przepracowałem tam 8 miesięcy, przy czym złożyłem wniosek o zmianę projektu jakoś w połowie tego okresu. Pogadałem ze swoim managerem, docenił to, że zamiast rzucić papierami, przyszedłem porozmawiać zanim mój poziom irytacji wzrósł do poziomu skutkującego rzuceniem papierami.
Jestem teraz w tej samej firmie, ale innym projekcie - póki co jestem bardzo zadowolony.

Podwyżki są jakoś w maju/czerwcu - pingnijcie mnie wtedy - dam znać czy było warto zostać :P

3

@katakrowa: Jeżeli firma się nie stara to czemu pracownik ma się starać. To jest relacja dwustronna. Jeżeli pracodawca jest proaktywny to można się starać ale jeśli jest pasywny i czeka aż pracownik do niego przyjdzie to szkoda marnować czasu.

1

@Schadoow: Jak kilka razy wyżej napisałem. W tytułowym poście nie ma nic o tym, kto się starał a kto się nie starał. Zatem wymyślanie kontekstu innego niż przytoczony przez autora tematu nie ma większego sensu bo każdy może wymyślić/dopisać kontekst, który całą sytuację przedstawi w zupełnie innym świetle i prowadziłby do zupełnie odmiennych wniosków (w tym także moich). Dlatego trzymam się tego co zostało napisane.
Ja wyciągnąłem wniosek taki, że to jednak pracownik mógł ze swojej strony zrobić coś więcej.

2

Ja odebrałem za to, że pracodawca nie zrobił wcześniej nic :). Dwie strony tej samej monety.

3

@katakrowa:

A czy próbowałeś sie kiedykolwiek postawić w roli managera?

Tak. I uważam, że nie ma to jednak żadnego znaczenia w tej kwestii.

On też dostaje zadanie do wykonania, jest z tego rozliczany a zespół ma taki jak ma. Pracownik z managerem jadą na tym samym wózku i oboje w głębokiej strukturze korporacji są "nikim" a projekt trzeba zrobić i koniec!

Bycie "nikim" nie uzasadnia oszukiwania przy projekcie, ani tym bardziej spychania szlamu, który spływa na ciebie, na innych.

Decyzja o tym jakie projekty firma będzie realizować nie należy ani do przełożonego niskiego szczebla a tym bardziej do szeregowego pracownika.

I nie ma to żadnego związku z przedmiotem rozmowy.
Jeśli szeregowy pracownik widzi, że obszar, w którym pracuje jest traktowany bardzo źle przez "korporację" (konkretnie to przez górę), nie widzi żadnych perspektyw na poprawę - to wyjście z projektu jest czymś normalnym. Nienormalne jest siedzenie w takiej pracy.

To tak jakby wykwalifikowany pracownik przy tokarce (nawet taki doświadczony i dobrze zarabiający) stwierdził, że od teraz tarcze hamulcowe, które robi będzie robił o większej średnicy bo te co mu każe kierownictwo to są za małe i niewygodnie mu się je toczy, a jak mu nie pozwolą to się zwalnia:-)

Zdecydowana większość złych projektów z jakimi miałem do czynienia wygląda tak, że:

  • tokarka jest stara i często trzeba ją samodzielnie naprawiać
  • tak samo z materiałami - zdarzają się regularne przestoje w dostawach
  • góra, pomimo świadomości poprzednich punktów naciska na dużą liczbę wyprodukowanych tarcz hamulcowych miesięcznie
  • dodatkowo po sąsiedzku jest zakład, gdzie pracuje się normalnie
2

Takie słowa to manipulacja, myślę że pod mobbing możnaby to podciągnąć.
Zwłaszcza w korpo gdzie jak nie będzie się zgadzać w excelu to Cię zwolnią bez skrupułów i nagle nie będzie dojrzałości korporacyjnej.

5

Korpo gadka, którą śmiało można wyrzucić na śmietnik korpo mądrości. Ostatecznie to Ty decydujesz o swojej karierze, a jak życie pokazuje siedzenie na nie rozwojowym projekcie prowadzi do kłopotów na rynku pracy i stagnacji zarobków.

Ja to widzę jako niedopasowanie kulturalne (ang. culture fit). Firma zatrudnia osoby "z łapanki", nie pytając ich o preferencje (bo kto by się tym przejmował, rekruter też chce zarobić) a potem wychodzą tego typu kwiatki. Nie zatrudnia się młodego ambitnego, który po godzinach uczy się nowych technologii do utrzymywania projektu w Javie 1.6, i na odwrót osobę po 50tce, której już rozwój nie interesuje za to zna się na starym TIBCO nie wrzuca się w webdevelopment w React'cie.

Przykład z tego miesiąca, osoba zatrudniona jako programista Java została wrzucona w projekt 50-50 PHP/Java. Niestety nie podobało się i po 3 miechach osoba złożyła wypowiedzenie. Gdyby oczekiwania były podane wprost to oczywiście kandydatów było by mniej, bo jaki szanujący się Javowiec ma ochotę grzebać się w PHP (oczywiście odpowiednie wynagrodzenie $$$ potrafi zmienić ten punkt widzenia), ale Ci co by przyszli byli by w pełni zadowoleni z zastanego stanu.

Ostatecznie, w odwiecznej walce pracownik-korporacja firma ma zazwyczaj dla Ciebie inne plany, niż Ty sam. Dlatego ważne jest żeby od czasu do czasu zatrzymać się i zrobić sobie zawodowy rachunek sumienia, zapytać siebie na serio czy się dobrze czuję w tej pracy, czy się rozwijam i uczę nowych rzeczy, czy poszerzam zakres obowiązków. Jeżeli nie ma takiego rozwoju w pierwszych dekadach kariery (20s/30s) to bardzo niedobrze...

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1