Mam taką teorię, że po prostu pewni mądrzy ludzie dostrzegają pewne problemy istniejące w naszej branży. Jako, że swego czasu byłem z drugiej strony barykady to widzę je praktycznie w każdej firmie dla której pracuję. Dużo by tutaj mówić, ale streścić to można tak, że ludzie w IT nie do końca wiedzą co robią + w dużym stopniu są niekomunikatywni. Niekomunikatywność to nie jest cecha IT a ogólnie chyba taka średnia z populacji, ale akurat w naszym zawodzie komunikacja jest bardzo istotna czego wielu programistów sobie nie uświadamia.
Trudno to trochę określić, ale taki banalny przykład rozjazdu między programistami a biznesem. Realizowaliśmy kiedyś projekt dla sieci sklepów wielkopowierzchniowych (sieć miała +100 sklepów). Średnio raz w tygodniu wpadał task na "rollback" błędnie wystawionego dokumentu, czego nie można było zrobić z interfejsu tylko trzeba było grzebać w bebechach. Za każdym razem, gdy taki task wpadał było wielkie narzekanie na debili z USA, którzy nie potrafią ogarnąć, że czegoś się nie powinno robić w systemie i ciągłe narzekanie, że nikt tych ludzi nie przeszkoli etc.
Dla kogoś kto zarządzał ludźmi to jest oczywista oczywistość, że nawet jak ludzi przeszkolisz to po miesiącu i tak ktoś zrobi coś źle, a tu jeszcze mówimy o +100 dużych sklepach wielkopowierzchniowych, gdzie pewnie w skali roku przewijają się tysiące pracowników.
Jako poważna firma powinniśmy zaproponować jakieś rozwiązanie, ale oczywiście kończyło się na kręceniu nosem i odkręcaniu problemu.
Taki scenariusz w tej czy innej formie obserwowałem w każdej firmie. Ludzie albo nie widzą problemu, albo zamiast go zgłosić to kiszą to w sobie. Jeśli ktoś ma doświadczenie w zarządzaniu ludźmi to potwierdzi, że wielokrotnie miał sytuację, gdzie jego podwładni od dawna wiedzieli o jakimś problemie, ale nikomu nie przyszło do głowy go zgłosić. Tu na forum też widzę takie posty typu, ktoś ma niewygodne krzesło w firmie więc... postanawia zmienić firmę na taką, która lepiej o niego zadba i nawet do głowy mu nie przyjdzie o tym pogadać z ludźmi, którzy to mogą zmienić - co najwyżej sieje ferment wśród osób z pokoju.
I tu w teorii wchodzi rola scrum mastera. W teorii to jest taki człowiek, który to wszystko z ludzi powinien wyciągnąć, zachęcać do rozmowy, zgłaszania problemów. Taka osoba, która powinna zawsze być w kuchni jak idziesz na kawę i delikatnie przekazywać do góry problemy z dołu - czy to stricte projektowe, czy takie czysto organizacyjne.
Problemy są tylko dwa:
- zestaw takich soft skilii, które sprawiają że osoba potrafi rozmawiać, wyciągać wnioski, łagodzić problemy itd to jest rzadkość - do tego aby SM był skuteczny moim zdaniem musi przynajmniej orientować się w aspektach technicznych aby móc zrozumieć pewne problemy
- oczywiście jak to w korpo - szczytne ideały sprowadza się do parteru pomysłami typu SM na godziny czy zdalnie, raportowanie itd.
Jak SM nie dorósł do swojej roli to niestety zamiast fajnego rozwiązania robi się kolejna zbędna warstwa abstrakcji ;(