To jest tylko pół prawdy. Największe wymagania co do klepania głupich algosow czy zadanek domowych? Załóżmy, że tak chociaż ja osobiście tego nie przeżyłem.
OK - uprościłem, jestem cięty na seniorów - bo często to goście co utkwili na lata w jednej technologii, jednym typie projektów i bardzo nie ogarniają.
Ale typowy senior często wyłoży sie na podstawach:
- kruczki z języka i algorytmów, które junior musi znać,
- uwzględnianie warunków brzegowych, przepełnień (tak rozpiernicza seniorów codility),
- znajomość definicji (senior może i na rozmowie wymacha rękoma, ale jak będzie egzamin i trzeba będzie wpisać czym się różni heurystyka od algorytmu to pewnie odpadnie),
- posługiwanie się IDE :P
Jeśli senior niespełniający tych warunków pracuje jako senior w jakiejś firmie to może należałoby się zastanowić po co od niego wymagać rzeczy wymaganych na juniora. To logiczne, że junior musi znac przyziemne tematy (takie które są do zastąpienia przez gpt) bo to on finalnie klepie taski na bazie architektury, wymagań i całej otoczki wymyślonej przez jednego bądź kilku seniorów. Na prawdę nie rozumiem podniecania się kuciem na blachę tematów, które są do ogarnięcia przez byle bota. Nie sądzę by ordynator zajmował się obsługą respiratora. Mnie u seniora bardziej interesuje jak podchodzi do problemów, jak godzi ogarnianie długu technicznego vs wymogi biznesowe nowych featurow, na jakie konfy jeździ, jakie czyta książki by się rozwijać.
Edit. Wymaganie pisania algorytmów to wgl iks de w dzisiejszych mocach obliczeniowych dostępnych za pół darmo. Chyba że aplikujesz do nasa lub innych rozwiązań gdzie moc jest ograniczona z różnych względów to inna sprawa.
Jak dla mnie to taką odpowiedzią pozamiatałeś i nie ma na nią kontrargumentu.
Wieloryby mają płetwy, ale nie mają kopyt i skrzydeł, bo do życia w wodzie nie byly im potrzebne.
Nie ma powodu ich za to krytykować, że zbędne cechy u nich zanikły, wykształciły się natomiast użyteczne.
Jeżeli ktoś pracuje w programowaniu 15 lat i pewna wiedza została u takiej osoby zatarta, to oznacza, że ta wiedza jest zbędna w jego zawodzie. Jak budowałem dom to pamietałem, jak wyglada procedura uzyskiwania pozwolenia na budowe. Teraz tego nie wiem, bo jest mi to zbedne. Jak będę potrzebował, to się nauczę, bo nauczyłem się uczyć.
Moze jeszcze powinno się oprocz jakichs bzdurnych definicji, których używa się raz na 20 lat, wymagać znajomości geografii Japonii, bo w sumie, czemu nie. Moze kiedys sie przyda.
Z moich obserwacji wynika, że osoby, które są takimi "pasjonatami" raczej są szkodliwe dla firm i projektów. Są zaburzeni, skoncentrowani na jakieś zbędnej perfekcji, czesto przekonane o swoim geniuszu, z gory zakladaja, ze wiedza jak zrobic cos lepiej i ze rozwiazanie ktore jest dobre trzeba natychmiast usunac z produkcji i wydac 40% budzetu firmy na przepisania go na nowo, zeby bylo "czystsze", a przede wszystkim zrobione przez nich... Ja jak widze kogos takiego, to od razu wlacza mi sie czerwona lampka, bo jest jakies 10% szansy, ze to niegrozny pasjonat i 90%, ze to zakompleksiony d... ktory bedzie wszystkich negowal, zadziaral nosa, krytykowal czyjes doswiadczenie, bo on zna 5 zbednych definicji i pisze po pracy solvery sudoku.