Ta smutna muzyczka w tle to już jest rak-overflow.
PS. Jedyne co jest smutne w całym filmie, to amerykański system sprawiedliwości, który pozwolił poprzez pozew zrujnować byłego pracownika. U nas odpowiedzialność jest do wysokości 3 wynagrodzeń + 10 lat batalii sadowej. U nas wymiaru sprawiedliwości nie ma w ogóle, u nich rozszarpuje ludzi jak pitbull. Przydałoby się coś pośredniego.
Po obejrzeniu filmu jeszcze raz dochodzę do wniosku, że żale tego chłopaka są słuszne, ale skierowane w niewłaściwą stronę.
Faktycznie amerykański system sprawiedliwości, z tego co gość mówi, ssie.
Po pierwsze można zrujnować pracownika pozwem, po drugie pracodawca ma pełny dostęp do Twojej historii długów itp (i ich to interesuje).
To trochę też kwestia społeczna, ale mnie nigdy żaden pracodawca/klient nie pytał o moją przeszłość finansową lub karną. Szczególnie, że w Europie bycie dłużnikiem nie jest przestępstwem i nie masz obowiązku informować pracodawcy o stanie swojego zadłużenia, może się z nim najwyżej kontaktować komornik, jednakże w krajach zachodnich do stosunkowo wysokiego wynagrodzenia jesteś bezpieczny, z resztą są takie instytucje jak upadłość konsumencka itp. Co więcej, w europie większość danych osobowych, w tym o zadłużeniu, byłym zatrudnieniu itp. jest ściśle regulowana i nawet dostęp do nich przez banki jest ograniczony, a przez prywatne firmy niemożliwy.
Trochę mi to wszystko pachnie kończącym się dobrobytem w USA. Ludzie przyzwyczaili się do wysokiego standardu, do tego że mają pracę, za którą mogą mieć własny dom, jednakże rzeczywistość ekonomiczna, to boleśnie weryfikuje. Jeżeli praca tego chłopaka lub jego ojca, byłaby tyle warta na wolnym rynku, to otrzymaliby za nie takie właśnie wynagrodzenie. Jeżeli nie otrzymują, to znaczy, że nikt nie chce za taką pracę zapłacić. Jeżeli ktoś może na pracowniku zarobić 200 000, płacąc mu 100 000, to zatrudni go bez łaski.
Na wolnym rynku pracodawca zatrudniając pracownika nie robi mu łaski! Ja w poprzedniej firmie miałem takie akcje, że jak nie podobało mi się zachowanie szefa, to wychodziłem, a on jak w brazylijskiej telenoweli wybiegał za mną i przepraszał. To była wymiana równoważna - on potrzebował mnie, a ja jego. On mnie potrzebował bardziej, bo wisiały na nim kontrakty, których by nie dowiózł beze mnie, a na każdą rekrutację przychodzili tylko juniorzy mieniący się regularami, a czasem nawet seniorami (bo jak 3 lata to senior). Tutaj ewidentnie widać, że sytuacja jest odwrotna i jego oczekiwania finansowe niestety są nieopłacalne dla pracodawców, dlatego ma problem ze stabilnością relacji zatrudnienia/znalezieniem pracy.
Rozumiem, że gość jest web deweloperem, więc przecież nie musi polegać na stałej pracy i może sam pozyskiwać klientów lub wejść z kimś we współpracę, jednakże wtedy będzie konkurował na wolnym rynku z osobami mieszkającymi w Indiach i ponoszącymi koszty życia w Indiach.
Życie czasem jest okrutne. Ja skończyłem trudne techniczne studia ze świetnym wynikiem, pracowałem w dobrych firmach w swojej branży, robiłem doktorat,.. a pod koniec miesiąca zastanawiałem się, czy zapłacić w tym miesiącu za prąd, czy kupić sobie jogurt na kolację, a jak sprawdzałem konto, to problem znikał, bo bank wziął 5 złotych prowizji i już nie miałem na prąd. Żyłem też w ciągłej presji, bo chociaż miałem zatrudnienie w okolicach minimalnej, to na moje miejsce była zawsze 10 studentów chcących pracować za wpis do portfolio, a nawet myślę, że znalazłby się taki, który by dopłacił.
Taki jest rynek, zacząłem żyć z programowania, chociaż wymagało to ode mnie pracy w okresie przekwalifikowania na poziomie 14 godzin dziennie 7 dni w tygodniu. Szczęśliwie już doktorat miałem interdyscyplinarny z informatyki i badania związane z programowaniem, więc miałem "podstawy", które pozwoliły znaleźć mi pracę.
Mogłem usiąść, rozłożyć ręce i płakać, że państwo złe, korporacje złe, okradają mnie i krzywdzą i trzeba zabrać sąsiadowi i dać mi.