Hispano-Suiza napisał(a):
@GutekSan: Napisze Ci tutaj żeby Twój mózg nie eksplodował od natłoku w komentarzach.
Wycierasz sobie gębę umową społeczną fanatyku filozofii.
Na każdym kroku wycieczki osobiste. Inaczej nie potrafisz rozmawiać?
Umowa społeczna i wiążące się z nią prawa obywatelskie nie są ani naturalne, ani ostateczne. Sama umowa jest raczej środkiem do celu – dobra ogółu, i według niektórych filozofów jak Locke czy Rousseau jest uzasadniona tylko wtedy, kiedy przynosi powszechne korzyści. Zatem, gdy umowa zawiera braki, renegocjowana jest zmiana warunków poprzez wybory i zgromadzenie ustawodawcze.
A czy ja mówię, że ta umowa ma być na wieki, i że nie można jej renegocjować? Z tego zdenerwowania już się pogubiłeś w tym co faktycznie stwierdziłem, a co chciałbyś żebym napisał, byś mógł sobie radośnie poobalać moje tezy. Notabene, ja w tej dyskusji nie przedstawiłem żadnej tezy, że coś się powinno zlikwidować, a coś utrzymać. To jedynie ty dopowiadasz sobie takie różności, bo trudno ci wyjść poza wygodne schematy skojarzeniowe.
W którym miejscu Twoja umowa o której tak gorliwie piszesz powoduje dobro ogółu? Bo jak na razie system emerytalny daje ludziom, którzy odbudowywali ten kraj i jego gospodarkę siłą własnych rąk najniższe świadczenia emerytalne wynikające z ogromnego długu, któremu pozwolono narastać latami.
Nigdzie nie stwierdziłem, że obecny system jest dobry i że nie należy szukać innych rozwiązań. Tylko zacznij od przedstawienia jakiegoś sensownego rozwiązania, które nie zostawi któregoś pokolenia na lodzie i da się wprowadzić we względnie łagodny sposób, a nie od niszczenia jakoś tam działających rozwiązań.
Dziś mamy kodeks cywilny i kodeks karny i to one regulują wszelkie aspekty umów i bezpieczeństwa jednostki w społeczeństwie.
Dziś mamy rok 2018, a w 1748 roku David Hume krytykował ten Twój kodeks.
mój
kodeks?? Czy ja coś pisałem o jakimś kodeksie? Kolejny przykład, na to, że już ze złości nie ogarniasz kto co stwierdził.
Zazwyczaj umowa nie staje się obowiązująca dopóki wszystkie jej strony nie zgodzą się na nią dobrowolnie, oznacza to, że nikt nie może być zmuszony pod groźbą użycia siły fizycznej, żeby do niej przystąpić. Lysander Spooner, prawnik z XIX w
Tylko, że w ogólnym przypadku nie mamy takiego luksusu, by móc przestrzegać wyłącznie umów, na które sami się zgodziliśmy. Życie w społeczeństwie to nic innego jak związanie się tysiącami takich umów. Rodząc się stajesz się obywatelem danego kraju, czy chcesz czy nie, choć nigdy się na to nie godziłeś. Obowiązuje cię system edukacji, ruch prawo, albo lewostronny, przymus chodzenia w ubraniu, prawo własności i inne prawa które nabyłeś z dobrodziejstwem inwentarza, bez twojej jawnej zgody. Jeśli ci się to nie podoba, masz 2 uczciwe wyjścia: zaszyć się w górach, czy jakiejś dżungli, wypinając na wszystkie aspekty cywilizacji i żyć jak dzikie zwierzę, albo żyć pod tym jarzmem pracując nad przekonaniem społeczeństwa by zgodziło się je zmienić. Masz też nieuczciwe wyjście polegające na tym, że żyjesz sobie w społeczeństwie żywiąc pogardę do wybranych jego zasad, bo się na nie nie pisałeś.
mitologia na tym etapie się obala bo masz obowiązek uczestniczenia w spłacaniu czyichś długów. Jak ktoś z Twoich bliskich zrobi długi, które zgodnie z prawem spadną na Ciebie jako osobę blisko spokrewnioną to masz prawo wygrzebać się z tych długów. Masz prawo iść do sądu i załatwić to w sposób zgodny z prawem. W przypadku płacenia na aktualnych emerytów masz g.., a nie jakiekolwiek prawo. Masz płacić i milczeć bo tak nakazał Ci nie ogół społeczeństwa, a garstka ludzi wydających Twoje pieniądze.
garstka? Zbierz 100 podpisów pod referendum o zniesieniu obowiązkowego systemu emerytalnego, zobaczymy czy taka garstka.
Wydajesz się nie rozumieć jednej rzeczy. Długi, które społeczeństwo musi spłacać względem byłych pokoleń, nie są analogiczne do długów, wobec trzeciej strony, z których, jak to napisałeś, mógłbyś się wygrzebać. To są długi względem ciebie samego z zeszłego tygodnia. To w zasadzie nie są długi - to jest przepadek mienia. Ty już przejadłeś pieniądze na ten obiad, którego ci dziś brakuje. Jeśli mimo to, go sobie kupisz, zabraknie ci na coś innego. A od tupania nóżką jak naburmuszony Dyzio, te pieniążki się magicznie nie pojawią. Jedyne co można zrobić w tej sytuacji, to wziąć problem na klatę.
Twoje typowo filozoficzne podejście sprzed 300 lat nijak się ma do dzisiejszej rzeczywistości. Świat poszedł do przodu. Ludzie wynaleźli elektryczność, leki na wiele chorób, żarówkę, silnik spalinowy, silnik elektryczny, samochody zastąpiły konie, a Ty próbujesz wmawiać, że spłacanie czyichś długów jest dobre bo tak chcą wszyscy (w rzeczywistości garstka ludzi). Zapytaj mamy, taty, cioci czy podoba im się to, że pieniądze, które odkładali przez całe swoje życie zawodowe zostały rozdane innym.
Ty chyba nie masz pojęcia co zachodziło w latach 80 i 90tych. Odpowiadając na pytanie - tak, podoba się. A wiesz dlaczego? Bo gdyby moi rodzice odkładali "swoje" składki emerytalne na "swoją" kupkę, po to by z niej dziś korzystać, to wiesz co by mieli? Już pisałem. Orzeszki. Zdajesz sobie sprawę, ile wynosiły pensje w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze, przez pierwszą połowę okresu gdy to pokolenie opłacało swoje składki? Od jakichś 30 groszy do jakichś 3 zł. To oznacza, że dziś dostają co miesiąc ze 20 razy więcej niż kwota, którą odłożyliby przez pierwsze kilkanaście lat opłacania składek. A wtedy nie było funduszy inwestycyjnych, giełdy i wolnego rynku żebyś sobie sam mógł te pieniądze pomnażać. Były książeczki PKO.